Zielone Brygady nr 8 (110), 16-30 kwietnia 1998


CO JEST EKOLOGICZNIE KORZYSTNE?

W swoim tekście Zanik wizji1) Krzysztof Żółkiewski uznał za "dziwne" następujące moje stwierdzenie z jednego z poprzednich numerów pisma: (…) jeśli chodzi o gospodarki krajów rozwiniętych, to wchodzą one powoli już w "poprzemysłową" erę swego rozwoju. (…) Coraz większa liczba ludzi pracuje w usługach i przetwarzaniu informacji. Jest to - moim zdaniem - ekologicznie korzystne.2)

Nie wiem, co w tym jest takiego "dziwnego". Stwierdzenie, że coraz większa liczba ludzi pracuje w usługach i przetwarzaniu informacji, jest prawdą (patrz np. Megatrendy Johna Naisbitta czy artykuł Piotra Pieczyńskiego3) z wydanego ostatnio w "Bibliotece ZB" Silva rerum, gdzie można przeczytać, że np. w USA 75% ludności zatrudnionej jest w takich dziedzinach, jak: bankowość, wzornictwo, usługi specjalistyczne i bytowe (ochrona zdrowia, oświata, opieka społeczna) oraz usługi świadczone indywidualnym klientom). Natomiast co do mojego zdania, że jest to ekologicznie korzystne, wydaje mi się rzeczą oczywistą, że ludzie ci mniej zanieczyszczają środowisko, niż gdyby mieli pracować w przemyśle ciężkim, hutnictwie czy górnictwie. Ponadto - wrócę tu jeszcze do wspomnianego artykułu z Silva rerum - okazuje się, że właśnie wśród tej kategorii ludzi występuje tendencja do przyznawania pierwszeństwa tzw. potrzebom postmaterialistycznym, głównie takim, jak swoboda głoszenia swoich poglądów, bezpośrednie współuczestnictwo w polityce, rodzina, przyjaźń, przed potrzebami takimi, jak zarobek czy kariera zawodowa. To właśnie ci ludzie stali się główną bazą Partii Zielonych w Niemczech.

Jacek Sierpiński

1) Krzysztof Żółkiewski, Zanik wizji [w:] ZB nr 3(105)/98, s.60.

2) Jacek Sierpiński, Rozwój gospodarczy a przyrost naturalny [w:] ZB nr 12(102)/97, s.76.

3) Piotr Pieczyński, Partie Zielonych RFN… [w:] Silva rerum - ekologiczne miscellanea (praca zbiorowa), Biblioteka "Zielonych Brygad" nr 27, s.68.

BOJKOT PRODUKTÓW CHIŃSKICH I INNE TAKIE…

Niedawno pisałem o bezmyślnym naśladowaniu kampanii zachodnich.1) Dzisiaj chciałbym przedstawić dwa przykłady, które najbardziej mnie rażą. Chodzi o bojkot produktów chińskich i tzw. dzień bez konsumpcji (bez kupowania).

Zapewne wszystkie osoby, które zaangażowały się w tego typu kampanie, miały dobre intencje. Również ja chciałbym wspomóc te kampanie (jak i wszelkie inne kampanie mające na celu szerzenie dobra). Jednak najpierw muszę uzyskać informacje: po co?, dlaczego?, kto za tym wszystkim stoi? I najważniejsze: czy praktyka potwierdza skuteczność tych działań? Praktyka bowiem jest kryterium prawdy w tym wypadku, nie zaś teorie! Teorie - to w Instytucie Filozofii.

BOJKOT PRODUKTÓW CHIŃSKICH

W Chinach bez wątpienia są łamane prawa człowieka. Jak temu zapobiec? Parę osób wpadło na pomysł, aby oddziaływać na Chiny w sferze ekonomicznej. Oddziaływania ekonomiczne? Ależ jestem chyba najbardziej gorącym zwolennikiem tej metody na świecie! Tylko że nawet małe dziecko wie, że bojkot sprawdza się tylko w systemie kapitalistycznym (a mówiąc precyzyjniej: w systemie gospodarki wolnorynkowej). Praktyka nie potwierdza, aby bojkot totalitarnych podmiotów gospodarczych przynosił jakiekolwiek pozytywne efekty. Kuba jest bojkotowana już od dziesiątek lat; jest to dla niej utrudnienie albo co najwyżej przykrość. Nie wpłynęło to jednak na zmianę postępowania kubańskiego rządu (nawet wizyta papieża więcej zmieniła na Kubie w ciągu jednego dnia niż dziesięciolecia blokady ekonomicznej).

Jeszcze lepszym przykładem niech będzie Korea Północna. W wyniku blokady gospodarczej, technicznej, politycznej itp. - ludzie (w tym liczne kręgi rządzących) cierpią taki głód, że trawę jedzą. W całym państwie jest tylko kilka osób z wyższym wykształceniem, a większość ludzi nie widziała na oczy kamery czy nawet zegarka (nawiązuję tutaj do świetnego reportażu Marii Wiernikowskiej). Nawet gdyby ludzie umierali tam z głodu milionami, to i tak nie zmieni to polityki rządu! Żaden bojkot nie pomoże, bo bojkot sprawdza się tylko w gospodarce wolnorynkowej! W totalitaryzmie (czy też w rzekomym komunizmie) nie produkuje się dla zysku, lecz dla samej idei produkcji. Powinien to pamiętać każdy, kto urodził się co najmniej na początku l. 70. Dla ludzi opętanych ideą nie liczą się pieniądze. To samo jest z Irakiem. Bojkot irackiej ropy nic nie zmienił. Bo dla dyktatora ważniejsza jest idea (mania religijna) niż dobry biznes. Tak więc jest to podstawowa rzecz: uzasadnić słuszność bojkotu finansowego struktur totalitarnych.

Jeszcze inna sprawa: Skąd wiadomo, że chińscy więźniowie produkują akurat koszulki (głównie bojkotowany produkt chiński)? Czy ktoś może potwierdzić to rzetelnym dowodem?

I jeszcze inna sprawa: Czy sami więźniowie popierają bojkot swoich wyrobów? Ja osobiście, będąc w więzieniu, wolałbym szyć te koszulki niż być cwelowanym w celi. No, ale być może Chińczycy mają inne upodobania seksualne.

I jeszcze jedna sprawa jest dla mnie niejasna: zakup chińskich produktów powinien spowodować wzbogacenie się chińskich przedsiębiorców (nawet gdy jest to mafia) i co za tym idzie - ich poparcie dla przemian ustrojowych. Im bogatsze społeczeństwo, tym więcej cywilizacji, im więcej cywilizacji, tym więcej demokracji, tym więcej gospodarki wolnorynkowej, tym większy poziom intelektualny narodu, tym mniejszy przyrost naturalny itd.

No i na koniec pytanie: Co to w ogóle obchodzi ruch ekologiczny? Czy więźniowie polityczni są wegetarianami? Co zrobią po zdobyciu władzy i zmianie ustroju: budowa autostrad, monoplantacje w rolnictwie, miliard nowych samochodów czy też może wybudowanie miliona rzeźni, aby przeciętny Chińczyk nie jadał już ryżu, lecz schabowego? A może chodzi o nowe miejsca dla fast food? Czy nikt nie zauważa, że nie idzie tutaj o jakąś "wolność", ale o walkę pewnych sił politycznych, które chcą dorwać się do żłoba (tak samo jak było w Polsce podczas stanu wojennego: walka o "wolność" okazała się walką o lepszy dostęp Kościoła do "żłoba"). Jeśli żal Ci jest więźniów politycznych, to musi Ci też być żal pana Wałęsy. Bądź konsekwentny! Skoro ugrupowania buddyjskie chcą w Chinach wolności wyznania, to dlaczego w Rosji weszły w układ z prawosławiem i podpisały dekrety skierowane przeciwko legalizacji wielu innych ugrupowań religijnych? Poza tym jak można utożsamiać WOLNOŚĆ z wolnością polityczną? Co za prymitywizm! Samorealizacji można dokonać wszędzie, nawet w niewoli, podczas okupacji - a chyba o samorealizację wszystkim grupom religijnym chodzi, prawda?

I wreszcie: jaką grę prowadzi Amnesty International? Z jednej strony walczy o wolność dla chińskich przywódców ruchu oporu, a drugiej strony twierdzi, że w Polsce nie zanotowano przypadków łamania praw człowieka. Tymczasem Amerykański Departament Stanu stwierdza, że w 1997 r. w Polsce wielokrotnie zostały naruszone prawa człowieka (m.in. nagonka antysekciarska) i wolność słowa w prasie. No, ale według Amnesty International polskie mass media są w pełni obiektywne i wolne! Po czyjej stronie staje Amnesty International i dlaczego nic nie robi, aby zapobiec w Polsce prześladowaniom religijnym? Dlaczego poprosiła polskich polityków (tych, którzy łamią te prawa) o wpisanie się do swojej księgi pamiątkowej?

DZIEŃ BEZ KUPOWANIA

Trudno namawiać ludzi do zmniejszenia konsumpcji w przypadku, gdy większość społeczeństwa żyje na skraju nędzy. No chyba, że nie żyje na skraju nędzy. No, należy się zdecydować: albo żyje na skraju nędzy, albo nie żyje. Albo większość społeczeństwa polskiego jest bogata i kupuje w nadmiarze rzeczy zupełnie niepotrzebne, albo większość społeczeństwa jest biedna, bo jest wyzyskiwana przez międzynarodowe korporacje (a mówiąc prościej: bogaci wyzyskują biednych). Nie można zmieniać tych poglądów jak rękawiczki, dopasowując je do różnych kampanii. Trzeba się zdecydować. Jeśli większość społeczeństwa polskiego jest bogata, to również większość ruchu ekologicznego jest bogata, bo ruch ekologiczny jest częścią społeczeństwa (przynajmniej mówię tu o rodzicach naszych aktywistów); więc skoro ta bogata część kupuje zbędne rzeczy, to nie widzę powodów, dla których pieniądze te nie miałyby być przeznaczone na kampanie ekologiczne. Chętnym prześlę mój numer konta bankowego; no i Wydawnictwo ZB też ma trudności finansowe i czeka na pomoc pieniężną. (Aha! A skąd te protesty przeciwko podwyższeniu ceny czasopisma? Jeśli wasi rodzice nadmiernie kupują niepotrzebne rzeczy, to mogą także kupić ZB po znacznie wyższej cenie. W czym problem?).

Mam takie pytanie: czy tego typu kampanię należałoby przeprowadzić np. w Chinach, Indiach i Brazylii? Tam rzeczywiście jest nędza, więc raczej nie można nawoływać ludzi, aby mniej konsumowali. Ale z drugiej strony, te 3 państwa ogólnie więcej konsumują niż Europa! Więc co zrobić? Pytanie to pozostawię na razie w zawieszeniu, bo przypomniał mi się pewien incydent.

Otóż jakieś 2 lata temu powstał w Australii projekt wymordowania znacznej liczby misiów koala z tego powodu, iż nadmiernie konsumują drzewka eukaliptusowe. Groziło to wyginięciem tych drzew i powstała alternatywa: albo koala, albo eukaliptusy. Podobne projekty powstały w wielu państwach afrykańskich żyjących z turystyki safari. Strażnicy przyrody dali taką alternatywę: albo słonie, albo drzewa. Okazało się bowiem, że słonie tak bardzo konsumują liście drzew, że powoduje to ich usychanie, a w konsekwencji ekspansję pustyni i "zeszpecenie" krajobrazu (a więc tym samym niezadowolenie turystów). No i w Polsce też powstały takie projekty: zabić zające, bo obgryzają korę drzew; zabić jelenie, bo niszczą lasy; zabić wilki, bo nadmiernie konsumują trzodę chlewną rolników-rzeźników (ale się rymło!).

Czy więc rzeczywiście powinniśmy zrobić pikietę przed stadem słoni czy też przed miśkiem koalą i wznosić okrzyki: "Konsumpcja stop! Nie niszczcie Ziemi!".

Pomysł na rozwiązanie tego typu kwestii pojawił się już w ZB, ale został całkowicie zignorowany. Koala ma prawo konsumować eukaliptusa i ma prawo tak się nim napchać, aż zrobi mu się niedobrze. Co więcej, również człowiek ma prawo konsumować tego eukaliptusa, wytwarzać z niego olejki i inne specyfiki. Rzecz nie w tym, ile kto konsumuje, ale ile osób konsumuje. Chodzi po prostu o zachwianie równowagi biologicznej (Logosu). Czyli o problem przeludnienia! Czyli o kwestię najbardziej ignorowaną przez ruch ekologiczny (szczególnie ten polski).

Gdyby zmniejszyć populację ludzką do miliona osobników (oj, przydałoby się!), to wtedy każdy z tych ludzi mógłby palić w swoim kominku oponami i do woli jeździć samochodem - bez większego uszczerbku dla naszej Planety. Jeśli populacja jest nieliczna, to nie ma żadnych możliwości technicznych i finansowych, aby zaszkodzić Ziemi (wszystkie szkodliwe działania wielkich korporacji oparte są o masowy wymiar sprzedaży swoich produktów; nie ma milionów klientów = nie opłaca się inwestować w nowe technologie = nie ma postępu technicznego = nie ma broni atomowej, nie ma plastyku, nie ma satelitów, nie ma przemysłu drzewnego, nie ma fast food i nie ma masowej hodowli bydła, nie ma wycinania lasów, nie ma przemysłu chemicznego = nie ma przemysłu naftowego = nie ma zatrucia rzek i oceanów itd., itp.). Trzeba więc spojrzeć prawdzie w oczy: nie o konsumpcję tutaj chodzi, lecz o przeludnienie!

Pół roku temu ukazał się artykuł prof. Ostasza na temat przeludnienia.2) Pojawiły się następnie polemiki, niestety, zupełnie nietrafione, tzn. nie na temat.3) Dotyczyły one jedynie dygresji pana Ostasza (sprawy opcji politycznych, odniesień religijnych i sprawy zapory czorsztyńskiej). Żadna z polemik nie dotykała istoty artykułu: problemu przeludnienia! Oczywiście i ja się nie zgadzam z wieloma dygresjami prof. Ostasza (np. znaczenia słowa "ekologia" i paroma innymi), ale przecież nie można wymagać, aby poglądy innych ludzi zawsze zgadzały się z naszymi. Obiektywnie trzeba przyznać, że artykuł ten był ukazaniem ignorancji polskiego ruchu ekologicznego, braku jego zakorzenienia. Całkiem słusznie! Wszystkie kampanie (wiwisekcja, autostrady, wegetarianizm, spalarnie, zapory, rolnictwo ekologiczne, odpady itd.) nie mają najmniejszego sensu, jeśli ignoruje się problem przeludnienia. Wszystkie one są wtedy tylko dziecinną zabawą, stratą czasu i pieniędzy. Prawidłową reakcją na ten artykuł powinno być ukorzenie się, wyznanie winy swojego dyletanctwa i poważne zastanowienie się, co można w tej sprawie zrobić na przyszłość. Tak się jednak nie stało. Sprawa ucichła, przeminęła. Wielu nawet jej nie zauważyło bądź nie dorosło do problemu. Spokój tego małego zamkniętego światka ekologów został uratowany. Kampania przeciw konsumpcji jest tylko dowodem na to, że nikt nic nie zrozumiał.

Robert Surma
Mission Human
Brzęczkowicka 5b/36
41-412 Mysłowice
0-602/29-95-32
missionhuman@usctoux1.cto.us.edu.pl
http://www.cto.us.edu.pl/~surma

1) Robert Surma, Dziesięć błędów ruchu ekologicznego [w:] ZB nr 1(103)/98, s.70.

2) Lech Ostasz, Słabości ruchu proekologicznego [w:] ZB nr 10(100)/97, s.2.

3) Stanisław Zubek, Rozmnażający się Podhalanie [w:] ZB nr 12(102)/97, s.74; Jacek Sierpiński, Rozwój godpodarczy a przyrost naturalny [w:] tamże, s.75; Tomasz Perkowski, Ekologia liberalno-konseratywna [w:] tamże, s.77; Janek Bocheński, Spiskowa teoria dziejów [w:] ZB nr 3(105)/98, s.52.

GH

PACYFIZM EINSTEINA I MY

W tekście Pacyfizm Einsteina1) Mirek Kowalewski przytoczył cytaty Einsteina głoszące pochwałę pacyfizmu. Istotą pacyfizmu jest bezwzględne odżegnywanie się od krwawej konkurencji - jest to niewątpliwie jedna z kilku idei, na których chcemy oprzeć przyszłość świata. Żyjemy jednakże w świecie zdominowanym przez krwawą konkurencję, jakkolwiek coraz mniej bezczelną, i jeżeli chcemy przeżyć, nie możemy ignorować reguł gry, które narzuca nam przeciwnik.

Idea oderwana od kontekstu, traktowana jako absolutna i nieweryfikowalna prawda, czyli dogmat lub ideologia, jest zawsze niebezpieczna, bo - jak uczy historia - jeśli tylko starczy jej sił, zacznie się przekształcać w więzienia, tortury i ludobójstwo. Także ideologie pokoju, miłości i sprawiedliwości społecznej nie są tu wyjątkiem. Jeśli ktoś się chce dowiedzieć, jakim narzędziem absurdu i przemocy może stać się np. ekologia traktowana jako ideologiczny dogmat, niech sobie przeczyta w Silva rerum tekst Zielone gestapo - ekologia oszalała.2)

Einstein był pacyfistą, dopóki nie zetknął się bezpośrednio z agresywnością hitlerowców, dopóki nie spojrzał w twarz tym, którzy śpiewali: Dziś należą do nas Niemcy, jutro cały świat (Heute gehoert uns Deutschland, morgen die ganze Welt). Zrozumiał, że totalitaryzm jest większym złem niż wojna, narażając się tym, którzy wówczas nie chcieli iść do wojska. Mówią o tym biografie Einsteina, wątek ten włączono również do biograficznego filmu o Einsteinie, który oglądałem w polskiej telewizji. Ale nie koniec na tym. Gdy do Ameryki dotarły wieści o barbarzyńskich mordach na Żydach, mających na celu eksterminację tego narodu, "pacyfista" Einstein stał się pierwszą osobą w świecie, która zażądała zbudowania i użycia przeciwko Niemcom hitlerowskim bomby nuklearnej.

I wówczas, gdy głosił idee pacyfizmu i wtedy, gdy sięgnął po bombę atomową, Einstein zawsze pozostawał w zgodzie ze swoim sumieniem. Dlaczego? Dlatego że nie kierował się żadnym sztywnym dogmatem ideologicznym, lecz prawdą naukową, która mówiła mu, że najwyższą wartością dla człowieka jest szacunek dla wszelkiego życia. Zasada ta, odniesiona do życia pozaludzkiego, stała się moralną inspiracją myślenia ekologicznego i nowej etyki opartej na głębokiej ekologii. Odniesiona do sfery życia ludzkiego wyraża się w założeniach Prawa Moralnego, którego definicja brzmi: wzajemny szacunek dla ludzkiego życia, zdrowia, i poczucia własnej tożsamości. To oznacza więcej niż pacyfizm, jeżeli przestrzegana jest zasada wzajemności. Jeśli ktoś tę zasadę wzajemności łamie, dokonuje zamachu na nasze życie, zdrowie lub symbole tożsamości, mamy prawo się bronić, aż do użycia środków skrajnej przemocy. Każda istota żyjąca ma prawo się bronić przed zniszczeniem, nawet jeśli musi w tym celu zabić napastnika. Jest to jedyna droga do realizacji ideału pacyfizmu.

Spójrzmy jednak po sobie: nie grozi nam na razie najazd hord ludzi obwieszonych skórą i żelazem, chcących nas wyzabijać lub zamienić w niewolników. Ileż wokół nas jest jednak jeszcze tolerancji dla różnych form przemocy, ile uprzedzeń międzyludzkich różnego rodzaju! Nie wymieniam, bo piszą o nich gazety. Jeśli ktokolwiek uważa się za prawdziwego pacyfistę, powinien się zabrać do robienia porządków w naszym kraju. Jest to znacznie trudniejsze niż pacyfistyczna gadanina.

Jan M. Szymański
Fundacja HSR
szyman@krysia.uni.lodz.pl

1) Mirek Kowalewski, Pacyfizm Einsteina [w:] ZB nr 2(104)/98, s.6.

2) Jarret B. Wollstein, Zielone gestapo - ekologia oszalała, tłum. Małgorzata Maciejewska [w:] Silva rerum. Ekologiczne miscellanea, Biblioteka "Zielonych Brygad" nr 27, Kraków 1998, s.137.

JESZCZE RAZ O INDIANACH I WIELORYBACH

Cieszę się, że ukazała się polemika autorstwa Marka Maciołka*) dotycząca mojego tekstu o połowach plemienia Makah. Podobnie jak Marek podziękował za mój tekst, ja dziękuję mu za jego polemikę.

Co do faktów jesteśmy zgodni. Choć różnie je oceniamy, co wynika zapewne z przyjęcia odmiennych wartości etycznych, odmiennego pojmowania Dobra i Zła i odmiennego poglądu na "Prawa Natury". Jako że nie wierzę w edukację, nie będę próbował nikogo w tej kwestii edukować. Również jestem ciekaw, kto wrobił Indian w ekologię. I nie tylko Indian, ale także aborygenów, Eskimosów, Hindusów i innych takich. Cieszę się, że możemy razem odmitologizować tę sprawę.

A tymczasem doszły do mnie nowe wieści od kapitana Paula Watsona z SSCS i tym chciałbym się z Czytelnikami podzielić. Późną wiosną ukazał się raport pt. Indianie Makah są pionkami w rękach japońskich wielorybników. Jak wiadomo, Japonia jest krajem, któremu najbardziej zależy na zniesieniu zakazu polowania na wieloryby. Oficjalny japoński delegat IWC (Międzynarodowa Komisja Wielorybnicza) - pan Tadahiko Nakamura przyznał podczas prywatnej rozmowy, że Japonia "kupowała" głosy wsparcia w kwestii polowań na wieloryby zarówno u plemion zamieszkujących Bermudy, Antiguę, Dominikę, St. Lucia i St. Vincent, jak i u Indian Makah. Finansowe wspomaganie tych ludów jest jednak niedźwiedzią przysługą, a przyjęcie pieniędzy przez Indian wcale nie świadczy o ich zaradności. Okazuje się, że lokalna i żywa ekoturystyka stanu Waszyngton znacznie zmalała od czasu tego incydentu, co niewątpliwie wpłynie na stan majątkowy Indian. Japończycy starają się wmówić Indianom, że chcą od nich w przyszłości kupować duże ilości wielorybiego mięsa, co zaostrza finansowe żądze Indian. W rzeczywistości jednak Japończykom chodzi jedynie o głosy Indian oraz o zniesienie zakazu polowań, a gdy to już nastąpi, sami zaczną polowania, używając najnowocześniejszych osiągnięć techniki do wytrzebienia tych morskich ssaków; garstka Indian nie będzie im już wtedy potrzebna.

Plemię Makah nie jest jedyną grupą Indian, która została "kupiona" przez Japończyków. Okazuje się, że ostatnio przystąpiło do tego paktu także kanadyjskie plemię Nootka, które za pieniądze Japończyków otworzyło biuro kontaktowe ds. wielorybów w Port Alberni, w Kolumbii Brytyjskiej. Dzięki kontaktom z aktywistami z płn.-wsch. Rosji Paul Watson dowiedział się także o nieformalnych kontaktach japońskich delegatów z rosyjskimi ośrodkami przemysłu wielorybniczego. Sea Shepherd ma powody wierzyć, że wyprawa ta, przeprowadzona do odległych, niekontrolowanych terenów, ma na celu stworzenie perspektyw przyszłego handlu wielorybami upolowanymi przez Czukczów, którzy ostatnio otrzymali pozwolenie na odłowienie pięciu wielorybów grenlandzkich z kontyngentu Alaski na 1998 r.

Robert Surma
tłum. Izabela Kołacz

*) Marek Maciołek, Każdemu wolno kochać… [w:] ZB nr 6(108)/98, s.57.

O EKOLOGII, BIZNESIE I KAROLU MARKSIE

Tak naprawdę to nie ma bogatych i biednych, nie ma prawicy i lewicy, katolików i protestantów, antropocentrystów i kryptoantropocentrystów, nie ma tych, co są na górze i tych, co są na dole - są jedynie demokraci i jest garstka tych, którzy demokracji nienawidzą z całego serca. Tak jest także w ruchu ekologicznym. Sprawa jest bardzo mglista, ale sprawa jest bardzo wyraźna - jak powiedział pewien przedstawiciel prawicy, czyli skrajnej lewicy.

Kim jest typowy ekolog (tzn. taki gość, który pisze artykuły do ZB)? Jest to bez wątpienia:

  1. Człowiek uduchowiony (czyli człowiek skupiony na swoim JA, troszczący się o rozkosze swojej duszy, lubujący się w intelektualnych i duchowych orgiach - jednym słowem: egoista).
  2. Zagorzały przeciwnik technokracji, który technikę (rzecz martwą przecież, narzędzie) oskarża o wszystkie nieszczęścia świata; oczywiście sam nie stosuje się do swoich maksym (jak na postmodernistę przystało), bo na czymś te artykuły do ZB pisze, z usług poczty korzysta, ze sklepów też korzysta, z telefonu także, nagi nie chodzi, no i w szałasie nie mieszka; jest skłonny oskarżać wszystkie martwe narzędzia na tym świecie, byleby tylko nie oskarżyć ludu, społeczeństwa, masy (demosu) - swojej świętej krowy.
  3. Zagorzały przeciwnik biznesu, nienawidzący dużych korporacji, ale jak przyjdzie co do czego, to nienawidzi też małych korporacji, a nawet skłonny jest nienawidzić kioski z prasą i sprywatyzowane babcie klozetowe - jednym słowem nienawidzi wszystkiego, co wiąże się z robieniem pieniędzy. Oj, boli go serce, że inni mają pieniądze. To jest - oczywiście - polski ekolog, wyrosły na polskich, zaściankowych kompleksach, noszący w sobie dobrze ukrytą ideologię socjalizmu realnego, wyssaną z mlekiem matki; z obrzydzeniem wypowiada się o pieniądzach (znów: rzeczy martwej), przypisuje im powodowanie wszystkich nieszczęść świata; pieniądzom przypisuje, bo nie przypisze tego przecież ludziom, społeczeństwu, swojej mamie, tacie, cioci, masie - tej swojej umiłowanej, świętej, demokratycznej krowie; oczywiście jak na krytyka postmodernizmu przystało (czyli jak na postmodernistę przystało) i jak na przedstawiciela lewicy przystało, czyli prawicy, czyli skrajnej lewicy - sam nie wprowadza swoich maksym w życie! Gdzieś pracuje. Albo w prywatnej firmie (a to kapitalistyczna świnia!), albo w strefie budżetowej (czyli pobiera pieniążki pochodzące z podatków korporacji, których przecież tak bardzo nienawidzi). Anarchista za trzy grosze!
  4. Przeciwnik cywilizacji; bardzo dobrze zna dzieła Jakuba Rousseau. Często go cytuje, ale jak na antypostmodernistę przystało, czyli jak na postmodernistę przystało - nie stosuje się ani do maksym Rousseau, ani do swoich własnych nawoływań. W jednej chwili cytuje słowa Jakuba: W skali ludzkości nie ma powrotu do utraconego dzieciństwa - a w następnej linijce namawia jednak do tego powrotu, będąc przekonanym, że ludzkość w wyniku edukacji, boskiego objawienia lub po prostu w wyniku zadławienia się samą sobą - powróci do swojego dzieciństwa, zrzekając się cywilizacji. Oczywiście jego przewidywania nigdy się nie sprawdzą; minie 20-30 lat, w ciągu których zginie z rąk człowieka 18 bilionów istnień, a nasz "filozof" jedyne, co będzie mógł powiedzieć duszom tych stworzeń, to zwykłe "Przepraszam, myliłem się". To "trochę" za mało!
  5. Zwolennik edukacji; wierzy, że wszyscy ludzie z natury są dobrzy, tylko zbłądzili na moment; ludzie są dobrzy, zły jest biznes, system, technokracja. Ludzie są dobrzy, bo jakże by ta święta, demokratyczna krowa mogła być zła. Wszystko tylko nie to! Jeśli więc ludzie zbłądzili tylko na moment, to można ich za pomocą edukacji naprowadzić z powrotem na dobrą drogę. To właśnie jest ów wielki błąd Karola Marksa; jego teoria jest doskonała w każdym calu z wyjątkiem jednego momentu, w którym przecenia ludzi (masę). Marks (podobnie jak ekolodzy), sam będąc człowiekiem inteligentnym, sądzi, że i wszyscy inni ludzie (masa) są inteligentni. Podobnego przecenienia wartości ludzi dokonał także Piotr Kropotkin; sądził on, że robotnicy uwolnieni spod jarzma kapitalistycznych świń, zaczną w czasie wolnym od pracy odpoczywać przy dobrej książce, realizować swoje zainteresowania naukowe, uprawiać sport itd. Byt określa świadomość. Niestety, praktyka nie potwierdziła ani przewidywań Marksa, ani przewidywań Kropotkina. Klasa robotnicza okazała się nie mniej bestialska od kapitalistycznych świń, a z pewnością nieproporcjonalnie bardziej prostacka. Robotnik w chwilach wolnych od pracy, wcale nie czyta książki, chociaż system demokratyczny umożliwił mu darmową edukację. Robotnik w wolnych chwilach zajada chipsy, dłubie w nosie i gapi się w telewizor, przeżywając mecz bokserski. Robotnik nie potrafi też wypocząć, choćby miał wolne całe dnie. Spacer po lesie to dla niego dziwactwo. Czy można to zmienić? Mentalności społecznej nie może zmienić nawet człowiek niezwykle bogaty i mający pełnię władzy. Jeden z nich, cesarz Marek Aureliusz, trafnie zauważył: A choćbyś pękł, nie zmienisz ludzi!.

I rzeczywiście, ludzi nie można zmienić! Nie powielajmy błędu Marksa! Nie łudźmy się! Można jednak zmienić ich zachowanie i system gospodarki (konsumeryzm, reklama, snobizm, mimetyzm itp.). Ekologia to nie bujanie w świecie idei. Słowo "ekologia" składa się z dwóch części: Oikos i Logos. Jest to połączenie tego, co idealne i duchowe (Logos) z tym, co przyziemne, mniej romantyczne (Oikos), czyli domem, gospodarstwem, życiem codziennym, także domem w znaczeniu "Wszechświat". Nie przypadkowo słowo "ekologia" i słowo "ekonomia" mają jednakowe rdzenie. Nie przypadkowo!

Robert Surma

GH


Zielone Brygady nr 8 (110), 16-30 kwietnia 1998