Zielone Brygady nr 8 (110), 16-30 kwietnia 1998
Właśnie ukazała się nowa książka Roberta Surmy na temat filozofii starożytnych Greków, Egipcjan, Chaldejczyków. Choć jej tematyka nie jest stricte ekologiczna, to powinna ona zainteresować aktywistów z kilku względów.
W bardzo krótkim, aczkolwiek skondensowanym wykładzie przedstawione są dwa paradygmaty współczesnej myśli filozoficznej: platonizm i arystotelizm. Różnica pomiędzy tymi dwoma nurtami nie sprowadza się tylko do poglądów na temat natury świata, lecz także dotyczy zagadnień etycznych. Sprawa jest o tyle ważna, że każdy następny myśliciel, czy tego chce czy nie, musi opowiedzieć się za jedną z tych dwóch wizji rzeczywistości. Dotyczy to także dzisiejszej nauki, która jednomyślnie przyjęła paradygmaty Arystotelesa. Co to za sobą pociąga?
Według Arystotelesa umysł człowieka jest czystą, nie zapisaną tablicą (tabula rasa), którą można w trakcie odpowiedniej edukacji zapełnić. Wiedza o świecie fizycznym zdobywana jest więc w trakcie doświadczeń empirycznych. Człowiek wyraźnie różni się od innych istot żywych, gdyż jako jedyny posiada rozum. Ziemia jest środkiem wszechświata.
Te powyższe twierdzenia są dla nas oczywistością, a to dlatego, że całe szkolnictwo realizowane jest już od dwóch stuleci w zgodzie z zasadą arystotelizmu. Koncepcja tabula rasa wykorzystywana była już nieraz przez systemy totalitarne ("miksowanie mózgu"), a obecnie realizowana jest przez mass media i wielkie podmioty gospodarcze. Próbują ją stosować także ekolodzy. W tym paradygmacie naukowcy nie mogą obyć się bez doświadczeń empirycznych (wiwisekcja) i mocno wierzą w to, że są czymś lepszym od zwierząt, bo w odróżnieniu od nich posiadają rozum i zostali umieszczeni przez Boga w centrum wszechświata (antropocentryzm). Wystarczy sobie uzmysłowić, że również model znienawidzonej przez wszystkich szkoły zapoczątkowany został właśnie w Liceum Arystotelesa, a i pierwszy wiwisektor - Galen był jednym z jego uczniów. Również współczesne politykierstwo wiele Arystotelesowi zawdzięcza, gdyż to jego ontologia umożliwiła swobodne nadawanie nazw rzeczom (relatywizm), a tym samym żonglowanie słowami, które straciły swoje znaczenie, wytarły się i obecnie mogą znaczyć wszystko i nic (postmodernizm).
System Platona jest dokładnym tego przeciwieństwem, a jego paradygmat swoimi korzeniami sięga bardzo zamierzchłej przeszłości Według tej opcji człowiek rodzi się albo wrażliwy, albo nie; albo jest w stanie pewne rzeczy zrozumieć, albo nie jest w stanie , żadna edukacja i żadne zabiegi nie są w stanie tego zmienić. Z głupotą ludzi należy się więc pogodzić, co wcale nie znaczy, że należy ich dopuszczać do władzy politycznej, kulturowej i duchowej. Światem powinni opiekować się arystokraci (czyli najlepsi pod względem ducha), a nie demokraci (dla których prawdziwe i dobre są te wartości, które uznaje masa). Uprawianie filozofii polega u Platona na wyciąganiu z nas ukrytych wartości. Jedni je posiadają, inni nie. Jeśli więc żyjemy w społeczeństwie rządzonym przez demokrację (czyli rządzonym przez samą siebie), to jedynym wyjściem jest ujarzmić je siłą, podstępem lub rozumem. Należy zrobić wszystko, aby losy świata nie zależały od demokratów, w przeciwnym bowiem wypadku świat zginie w wyniku katastrofy ekologicznej (przy czym wojna atomowa jest również katastrofą ekologiczną). Szczególnie niebezpiecznym zjawiskiem jest przedostanie się demokratów do sfer naukowych; głupiec zostaje wtedy zamaskowany i może z powodzeniem odgrywać rolę arystokraty, wcale nim nie będąc. Na naukowcach ciąży szczególna odpowiedzialność za losy świata, należy od nich więcej wymagać niż od zwykłych ludzi.
Zagadnienia etyczne są jednak tylko jednym z tematów podejmowanych przez autora. Czytelnik może przeczytać także o modelu prehistorycznej matematyki, fizyki, jak również o kształcie dawnej teologii. Każdą dziedzinę życia i każdą dziedzinę nauki przecina wyraźna granica oddzielająca to, co arystokratyczne od tego, co demokratyczne; to, co platońskie od tego, co arystotelesowskie. Każdy z nas stoi po jednej ze stron tej granicy.
& R. Surma, Filozofia pregrecka, Mysłowice 1998, pozycja dostępna wysyłkowo w cenie 19 zł pod adresem: Shalom Publishing * Brzęczkowicka 5b/36, 41-412 Mysłowice) 0-602/29-95-32.
Na palcach jednej ręki można policzyć książki z zakresu filozofującej ekologii, które można znaleźć w naszych księgarniach. Niedawno pojawiła się tam jednak pozycja, która w istotnym stopniu ten brak uzupełnia. Można powiedzieć, że czekała na nią polska profesjonalna myśl etyczna i sympatycy szeroko pojętej ekologii. Mam na myśli książkę prof. Zdzisławy Piątek - kierownika Zakładu Filozofii Przyrody w Uniwersytecie Jagiellońskim.
Trzeba przypomnieć, że wcześniej ukazały się w naszym kraju (w bardzo skromnych nakładach) takie prace, jak dr. Marka Bonenberga Etyka środowiskowa (wydana w tymże Instytucie Filozofii UJ w 1992 r.), prof. Włodzimierza Tyburskiego Etyka i ekologia (Uniwersytet Toruński, 1995), a także opublikowano liczne artykuły z tej dziedziny. Jednak książka, o której mowa, jest w swoim temacie najbardziej wnikliwa i obszerna. Autorka była zresztą do tego zadania wyjątkowo predysponowana, posiadając wykształcenie biologiczne i filozoficzne zarazem.
Książka zawiera prezentację i krytyczny, niezależny w swych poglądach komentarz do głównych odmian etyki środowiskowej, jakie pojawiły się w filozofii obecnego stulecia, a zwłaszcza w paru minionych dziesięcioleciach. W tym bowiem czasie nastąpił znamienny rozkwit tej dziedziny. Wśród koncepcji tych znalazły się: etyka wspólnot biotopowych Aldo Leopolda i jego ucznia J. Bairda Callicotta, indywidualistyczna etyka środowiskowa Paula W. Taylora, etyka ochrony zwierząt Toma Regana i Petera Singera oraz antropocentryczna etyka ochrony środowiska Johna Passmore'a (ten ostatni jest Australijczykiem, poprzedni są Amerykanami).
Wymienieni etycy, łącznie z polską autorką, w jednym są zgodni: etyka cywilizacji zachodniej wymaga poszerzenia o istotny, a zawsze dotąd pozostający w cieniu wymiar, jakim jest uznanie bytów pozaludzkich za przedmiot moralności. Kantowska zasada, że człowieka nigdy nie należy traktować tylko jako środka do celu, ale zawsze również jako cel sam w sobie, powinna być rozciągnięta - wbrew sądowi samego Kanta - także na zwierzęta, rośliny, ekosystemy, krajobrazy czy w końcu na całą Ziemię. Także tych bytów nie można traktować czysto instrumentalnie, a postulat ten stał się nagląco ważny w sytuacji współczesnego kryzysu ekologicznego.
W poglądach bardziej szczegółowych autorzy komentowani w książce Zdzisławy Piątek różnią się, co jest oczywiście raczej interesujące niż smutne. Tak więc jedni akcentują wartość zdrowego funkcjonowania całego biologicznego systemu, nawet kosztem dobrostanu czy życia indywiduów, inni odwrotnie; jedni zalecają wegetarianizm, inni patrzą nań sceptycznie; jedni różnicują prawa zwierząt hodowlanych i dzikich, inni nie lub prawie nie; jedni uważają, że dla ochrony środowiska z powodzeniem wystarcza tradycyjny zachodni antropocentryzm, byle był dostatecznie światły, inni - i do tych należy polska autorka - odrzucają Arystotelesowsko-Tomistyczną metaforę "drabiny jestestw" i opowiadają się za metaforą "drzewa życia", na którym człowiek jest tylko jednym z konarów. Fakt, że każdy z tych konarów jest inny, aniżeli ten, na którym pojawiły się istoty ludzkie, nie oznacza, że mają one mniejszą wartość. Każda istota żywa, nawet taka, która wydaje nam się bezużyteczna lub szkodliwa, spełnia jakąś rolę w funkcjonowaniu owego Drzewa Życia (s.18).
Etyczną konsekwencją biocentryzmu jest, zdaniem Zdzisławy Piątek, poszanowanie dla pozaludzkich form życia, a nawet coś więcej - fascynacja ich odmiennością, której człowiek nigdy do końca nie zdoła przeniknąć: Nie trzeba wcale być mistykiem, aby przeżywać rzeczy cudowne (s.164). Sądzę, że jest sprawą dyskusyjną, czy te - jakże ważne dla etyki! - konsekwencje mogą wypływać wyłącznie z takiego modelu biocentryzmu, jaki prezentuje autorka. Nie jest dla mnie jasne, czy odrzuca ona wszelkie pojęcie wyższości człowieka wobec zwierząt i innych stworzeń czy tylko ów homocentryzm arogancki, który rzeczywiście leży u podstaw dzisiejszej dewastacji otaczającego nas świata.
Podpisuję się jednak całkowicie pod ideą, że dotychczasowe mniemanie człowieka o swojej pozycji w przyrodzie powinno ulec zmianie zasadniczej, nie tylko retuszom, jakie proponują różnego rodzaju proekologiczni humaniści. W ogóle wydaje mi się, że owo na pozór niewinne pojęcie, jakim jest "biocentryzm", oznacza w gruncie rzeczy rewolucję kulturalną i stoi w tym samym szeregu ciosów, jakie wyobrażeniu ludzi, że są ośrodkiem świata, zadali Kopernik, Darwin, a w psychologicznym sensie Freud i Jung. Deziluzja nie jest oczywiście odarciem człowieka z rzeczywistej jego godności, stawia jednak na nowo pytanie, na czym ta godność polega?
Książka kończy się bogatym wykazem cytowanej literatury (w większości zagranicznej), objaśnieniem ważniejszych pojęć (ważne ułatwienie dla mniej wtajemniczonych w temat) i streszczeniem w języku angielskim. Jest napisana treściwie i komunikatywnie, łącząc walory naukowe z troską o zrozumieałość dla szerszego kręgu czytelników. Polscy filozofowie, przynajmniej ci zajmujący się etyką, a także sympatycy ekologii w szerokim, przyjętym od pewnego czasu znaczeniu, powinni tę książkę mieć koniecznie. Zwłaszcza jeśli zwykli coś publikować. Jej znajomość pozwala rozeznać się w obecnym, międzynarodowym stanie etyki środowiskowej, a także uniknąć w tej delikatnej materii wielu błędów i banałów.
Zdzisława Piątek, Etyka środowiskowa. Nowe spojrzenie na miejsce człowieka w przyrodzie. Wyd. Instytutu Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 1998, ss.178. (Książka dostępna w Księgarni Akademickiej Św. Anny 6, 31-008 Kraków 0-12/422-10-33 ksakadem@adm.uj.edu.pl).
Mój ukochany Dziadeczek - astrolog, biblista, który spędził pół życia nad Biblią ks. Jakuba Wujka, wielki oryginał i ekscentryk mawiał, że będzie żył tak długo, jak będzie chciał - gdyż nie wiedział powodów, dla których Opatrzność miałaby się temu sprzeciwiać. I dożył stu lat.
Lekarzy unikał jak zarazy, natomiast był wielkim znawcą i amatorem ziół, które znał wszystkie "po imieniu", sam zbierał (wedle wskazówek astrologii herbalnej), suszył, przyrządzał. Jedno z cudownych wspomnień z dzieciństwa - tajemniczy pokój Dziadka, pełen książek i mnóstwa ziół, których aromat czynił ten pokój zaczarowanym.
Martę Gawędę znam od zawsze - to ten niepowtarzalny gatunek ludzi, których spotykając, mamy wrażenie, że znamy się od początku świata. Z wielką radością czytałem piękne opowieści Marty o ziołach, które to opowieści znajdowałem w różnych czasopismach. Przypominały mi one, że w polskim kalendarzu istnieje święto Matki Boskiej Zielnej; że Królowa Wiosny na obrazach była przedstawiana wśród pełnej kwiatów łąki. Tu pojawiał się w pamięci Leśmian i wspomnienie dziewczyny, poetki, w której się kochałem, a która miała kolekcję sukni przez się projektowanych: wiosennych, zielnych, kwietnych i kwiecistych
W połowie maja w warszawskim Klubie Księgarza miała miejsce promocja najnowszej książki Marty - pt. Zielska, zioła i ziółka. Podczas tego wieczoru śpiewała wyleczona znakomita piosenkarka, dając wyraz swej wdzięczności wobec ziół; inna pacjentka Marty omawiała książkę uczenie. Wiosenne rzodkiewki i inne przysmaki dopełniły reszty wieczoru, a ja popadłem w filozoficzną zadumę, przypominając sobie starego fraszkopisarza, który mówił, iż litościwa ziemia kryje błędy lekarzy (i konowałów).
Najmilsi Czytelnicy! Spieszcie wiosną na łąki, póki jeszcze łąki istnieją! Zbierajcie zioła, czytajcie porady Marty, bądźcie zdrowi, żyjcie długo i szczęśliwie! A lekarzom i lekom chemicznym kłaniajcie się uprzejmie - lecz z dużej odległości! I zmówcie czasem "zdrowaśkę" za tych nieszczęśników, którzy uwierzyli chemii i medycynie, a teraz, zamiast zbierać kwiaty na łące - wąchają je od spodu!!!
I nie spieszcie się głupio do Europy, w której pozapominano już sporo, zamiast "chwasty plewić" - wylewają litry chemikaliów w cierpliwą ziemię, by pozbyć się paru Bogu ducha winnych dzikich roślin, z "trawnika" przy domu.
Marta Leśnicka (Gawęda), Zielska, zioła i ziółka, Agencja Wydawnicza CB Andrzej Zasieczny, Warszawa 1998.