Zielone Brygady nr 9 (111), 1-15 maja 1998
Strażnik leśny - Paweł Kowalski zakłada przy gajówce w Kole w Nadleśnictwie Piotrków jedyny w regionie łódzkim, a ósmy w kraju ośrodek przywracania rodzimej faunie sokoła wędrownego. W ramach ogólnopolskiego programu reprodukcji udało się dotąd wypuścić na wolność 60 sokołów.
W Kole powstały pomieszczenia dla ptaków, ze sztucznymi gniazdami dla par rocznych sokołów, które w drugim roku życia osiągają dojrzałość płciową, składają jaja, a wyklute młode są karmione jednodniowymi kurczętami. Strażnik opiekował się w ciągu swej pracy zawodowej ok. 200 ptakami drapieżnymi zamieszkującymi piotrowskie lasy: jastrzębiami, pustułkami, myszołowami - wycieńczonymi mrozami, porażonymi prądem elektrycznym, postrzelonymi. Ma uprawnienia sokolnika. Do jego leśniczówki zaglądają jelenie, przybłąkał się nawet odyniec, który zaczął spełniać funkcje psa podwórkowego. Paweł Kowalski ma szacunek dla przyrody, nie zajmuje się preparowaniem ptaków, nie bierze udziału w polowaniach z nagonką, rozumiejąc nierównomierne szanse zwierzęcia. Jest przeciwnikiem ingerencji człowieka w życie przyrody, lecz hodowlę sokołów tłumaczy koniecznością ratowania tej cząstki przyrody, która wyginęłaby z woli i z ręki człowieka. Wychowane przez niego sokoły będą umieszczone w sztucznych gniazdach na drzewach, obserwowane, dokarmiane i strzeżone przed jastrzębiami, aż do osiągnięcia samodzielności. Kowalski martwi się tylko, jak zareagują ludzie na hodowle sokołów, zwłaszcza hodowcy gołębi, które stanowią normalne pożywienie dla sokołów.
Poznań, 9.5.98
W imieniu wielu przyjaciół zwierząt i przyrody protestujemy przeciw zamordowaniu starego suma. Szanujemy wiekowe dęby, które są pomnikami naszego środowiska naturalnego. Wiadomości Programu I Telewizji Polskiej z entuzjazmem pokazały zabójcę starego suma o wadze 67 kg. Zwierzę to powinno żyć nadal w naszych wodach, aby dać świadectwo trwałości rodu ryb. Prezenter powiedział, że ryba ta była postrachem ludzi. W Ameryce i Australii większym postrachem są krokodyle i aligatory, a jednak gatunki te są pod ochroną.
U nas natomiast sprawdzają się słowa piosenki: Chłop mu nie przepuści, jak się żywe napatoli - nie pożyje ci, a juści.
Wnosimy o objęcie ochroną ryb, które zdołały się uchronić przed morderczymi instynktami ludzi i przeżyły wiele lat. Są już pamiątkami żywymi dawnych, lepszych czasów, gdy homo sapiens nie był na świecie tak liczny i nie zagrażał, jak dziś, naszej planecie - wszystkim innym mieszkańcom tej Ziemi.
Z poważaniem
Do wiadomości:
Szanowny Pan
| 25.2.98 |
Szanowny Panie Ministrze,
w imieniu polskiego ruchu ekologicznego przekazuję Panu petycje liczące prawie siedem tysięcy podpisów (dokładnie: 6 927) popierających przeprowadzenie szybkiej reformy w polskich instytutach naukowych.
Każdego roku na całym świecie wykonuje się ok. 300 mln wiwisekcji, podczas których niewinne istoty giną w okrutnych męczarniach. Polskie placówki naukowe zajmują niechlubne miejsce pod względem ilości przeprowadzanych eksperymentów, jak i ich jakości (rozmiary klatek dla zwierząt, brak higieny, niekompetencja eksperymentatorów). Podczas inspekcji przeprowadzonej 2 lata temu przez przedstawicieli British Union for the Abolition of Vivisection europejskie organizacje obrony praw zwierząt zgodnie stwierdziły, że warunki, które zastali w polskich laboratoriach, są jednymi z najgorszych w Europie. Stawia to pod znakiem zapytania (przynajmniej pod względem etycznym) nasze członkostwo w Unii.
W związku z powyższym apelujemy do Pana o jak najszybszą interwencję w tej sprawie. Rozwiązanie problemu w bardzo znacznym stopniu zależy od dobrych chęci MEN-u. Proponujemy przeprowadzenie następujących reform:
Środki pieniężne na wszystkie powyższe inicjatywy pochodziłyby z przesunięcia środków obecnie przeznaczonych dla laboratoriów przeprowadzających wiwisekcję. Korzyści z tego przesunięcia byłyby bardzo liczne:
Żywimy nadzieję, że zechce Pan wprowadzić nasze postulaty w życie. Chcielibyśmy, aby przyszłe pokolenie ludzi nauki charakteryzowało się uczciwością, wyczuciem etycznym; aby zależało im na prawdzie naukowej, nie zaś na profitach finansowych pochodzących z przetestowania setnego leku o tym samym składzie. A tak jest w chwili obecnej.
Z poważaniem
Do wiadomości:
Nareszcie udało się wysłać petycję Wiwisekcja stop!. Odbyło się to z dużym opóźnieniem spowodowanym takimi wydarzeniami, jak: lipcowa powódź, wprowadzenie nowej ustawy o ochronie zwierząt, wybory parlamentarne i zmiana ministra edukacji narodowej.
Zbliża się kolejny Dzień Zwierząt Laboratoryjnych (24.4.). Fakt wysłania petycji do MEN-u warto podkreślać przy udzielaniu wywiadów i pisaniu artykułów do lokalnej prasy. Czytelnikom ZB należy się jednakże wyjaśnienie dotyczące wysłanych przez nas petycji. Być może parę osób zauważyło w tym pewną sprzeczność działań: z jednej strony ruch Mission Human stoi na stanowisku, iż żadne rozwiązania prawne i żadne petycje nie zmienią w zasadniczy sposób sytuacji zwierząt; a z drugiej strony wysyłamy takie petycje. Jak to rozumieć?
Oczywiście nie należy mieć jakiejkolwiek nadziei na to, że minister wprowadzi jakieś zasadnicze zmiany w działalności instytutów naukowych. Zbyt dobrze znam historię i mam zbyt dobrą intuicję socjologiczną, aby w coś takiego wierzyć. Ani edukacja, ani rozwiązania prawne, ani romantyzm, ani głębia jednoczenia się z Matką Ziemią, ani mantry, ani współodczuwanie, ani joga, ani filozofia, ani magia, ani pozytywne wibracje, ani przyjaciele w cudzysłowie i ci bez cudzysłowu także, ani zloty, ani Kolumny, ani prawica, ani lewica, ani centrum, ani Indianie, ani Hindusi, ani przybysze z kosmosu, ani spacery po lesie, ani słuchanie śpiewu ptaków, ani zaklęcia, ani pogawędki przy ognisku, ani obcowanie z naturą, ani dobre chęci, ani pozytywne nastawienie, ani prośby, ani groźby, ani czas, ani siła twojego umysłu, ani koncerty, ani wieczorki poetyckie, ani dobre książki, ani artykuły, ani manifesty filozoficzne w ZB - nie zmienią sytuacji zwierząt ani o jotę! Nic nie zmienią - nigdy! Bo ani w przeszłości, w ciągu ostatnich 10 tys. lat, nic takiego nie nastąpiło; ani teraz nic takiego się nie dzieje; ani w przyszłości nic takiego nie nastąpi! Prawdę mówiąc, wszelkie zmiany, wszelkie rzekome sukcesy kampanii ekologicznych, dzieją się tylko w głowach kilku autorów ZB. Tak naprawdę to nikt o tym nie wie; społeczeństwo nie wie nawet, że ZB istnieją; nawet połowa działaczy "eko" nie czyta ZB. To wszystko dzieje się w wyobraźni kilku osób; nikt się tym nie przejmuje!
Zmienić ten świat może jedynie ekonomia (konsumeryzm), która romantyczna nie jest i głęboka nie jest ani wzniosła też nie jest, a tym bardziej uduchowiona nie jest. Ale skuteczna to ona jest jak diabli! Praktyka potwierdza to na każdym kroku. Bo chyba nikt nie zaprzeczy, że ekonomia bardzo skutecznie załatwiła ten świat! Na amen! Więc można jej wszystkiego odmówić, ale nie skuteczności! A tym, którzy o tym nie wiedzą, przypominam, że celem ekologii nie jest stwarzanie romantycznych nastrojów co innego kolacja przy świecach z dziewczyną - to zawsze banalny, ale też zawsze romantyczny nastrój. Głębię i uduchowienie to można znaleźć w licznych ugrupowaniach religijnych - to ich działka. Ale ekologia to nie wieczorki poetyckie ani łączenie się z absolutem. Jeśli ktoś tak myśli, to pomylił ugrupowania. To nie tutaj! To piętro niżej! My tutaj ratujemy życie zwierząt i życie Ziemi. To romantyczne nie jest Tu krew i pot!
Popatrz: krowa stojąca w rzeźni i czekająca na swoją kolej. Wie, że za 7 min. będą ją rozkładać na części składowe: będą odcinać głowę, wyjmować oczy, wyrywać język, rozcinać żołądki, wylewając krew i wnętrzności na podłogę. To, co ją w tej chwili interesuje, to nie twoje romantyczne chwile i uduchowienie. Swoje uduchowienie w tym momencie, to sobie możesz wsadzić Krowę interesuje w tej chwili jedno: jak możesz jej pomóc? Krowa zadaje sobie pytanie: co polski ruch ekologiczny zrobił przez ostatnie 10 lat, aby choć trochę zmienić system gospodarki. Kto personalnie odpowiada za to, że nic nie zostało zrobione?
Jak to się dzieje, że McDonald'sowi udało się od 1989 r. wybudować dziesiątki tysięcy nowych restauracji w dziesiątkach państw świata? Jak to się dzieje, że w tym samym przedziale czasowym polski ruch ekologiczny nie zrobił nic, zupełnie nic?! Jak to się dzieje, że po 10 latach działalności w żaden sposób nie możemy pomóc tej krowie, która stoi w rzeźni i czeka na przetworzenie?
Ekonomia to narzędzie. I tak jak śrubokręt sam nie myśli i sam w sobie nie jest ani dobry, ani zły, tak i ekonomia. Konkluzja: ekonomia to strasznie skuteczne narzędzie obojętne pod względem etycznym. Wartość etyczną nadajemy ekonomii w chwili jej zastosowania: to, jak ją użyjemy, jakie środki zastosujemy i jaki będzie nasz cel - to dopiero nadaje wartość etyczną ekonomii. Dopiero wtedy możemy oceniać ją pod względem etycznym. Nie istnieją żadne (podkreślam: ŻADNE) logiczne przesłanki, aby stawiać ekonomię w opozycji do ekologii.
Drugim bardzo skutecznym narzędziem do zmiany świata jest: siła! Jakże piękne, jakże niedemokratyczne i jakże skuteczne narzędzie to jest. Akcja bezpośrednia. Oczywiście najpierw należy wyczerpać wszystkie możliwe demokratyczne sposoby osiągnięcia celu. I temu posłużyły właśnie petycje do MEN-u. Chcieliśmy mieć tylko argument na to, że wyczerpaliśmy wszystkie demokratyczne metody zmiany sytuacji zwierząt w laboratoriach. Oczywiście petycje nic nie zmienią, więc będziemy musieli dobrać się do finansów instytucji naukowych (oddziaływania ekonomiczne, konsumeryzm), doprawić to akcją bezpośrednią (teoretycznie zgodną z prawem) i dowalić intrygą polityczną (też bardzo pięknym i niedemokratycznym, dzięki Bogu, narzędziem!). A i skuteczną, i profesjonalną (choć nie romantyczną) reklamą również nie wzgardzimy. Jeśli reklama potrafiła wmówić milionom ludzi niestworzone rzeczy, to i my możemy się nią posłużyć do zmiany świata. Reklamie można wszystko zarzucić: diabelskie zło, głupotę, brak romantyzmu, brak głębi, kłamstwo itd. Ale jednego nie można jej zarzucić: nieskuteczności! Jest skuteczna jak diabli! Co naokoło widać i słychać!
W jednym z numerów ZB Krzysztof "Bolek" Stokłosa pisze1) o akcji zorganizowanej przez Międzymiastówkę Anarchistyczną przed warszawskim cyrkiem "Zalewski" dla potępienia popisowego numeru, jakim była (jest) bokserska walka kangura z treserem. Każda forma potępienia i występów zniewolonych zwierząt w cyrku jest dobra, ale w tym wypadku skuteczniejsze byłoby zaskarżenie dyrektora cyrku do kolegium za ten właśnie numer. Przepisy ustawy o ochronie zwierząt dają po temu możliwości, a kto wie - może byłby precedens. Jeżeli nie będziemy występować do sądów i kolegiów, ta ustawa nigdy nie wejdzie w życie.
W innym numerze ZB Krzysztof A. Wychowałek opowiada2) o swoich smutnych doświadczeniach z wymiarem sprawiedliwości w tępieniu barbarzyństwa, jakim są walki psów. Nasze sądy to istotnie temat bolesny. Ale równocześnie p. Wychowałek formułuje inną jeszcze opinię, a mianowicie że przy okazji powstania ustawy zapomniano kompletnie o aktach wykonawczych. Nie jest to ścisłe. O aktach wykonawczych nikt nie zapomniał (pamiętajmy przy tym, że są one możliwe jedynie tam, gdzie w ustawie istnieje osobna delegacja). Ustawodawca przewidział na ich powstanie okres 12 miesięcy, w tym czasie obowiązują stare przepisy. A więc czas na powstanie tych nowych przepisów jeszcze nie minął. W tej chwili my, jako Fundacja Animals, otrzymaliśmy do zaopiniowania pierwsze projekty aktów wykonawczych, wiemy również, że w przygotowaniu są dalsze. Jakie się one okażą w końcowej fazie, trudno przewidzieć - wypowiadają się przecież na ich temat, w ramach tzw. uzgodnień międzyresortowych, liczne instytucje i organizacje.
Cały ten proces legislacyjny jest długi, żmudny i stresujący. Nasza fundacja uczestniczyła w nim cały czas i przez wszystkie lata. Na początku, jeszcze w grupie inicjatywnej, złożyliśmy własny projekt ustawy do dyskusji, a następnie braliśmy udział jako eksperci w blisko 3-letnich pracach podkomisji specjalnej do spraw ustawy, która to komisja przygotowała ostateczny projekt do przedstawienie Sejmowi. Prace te to często była droga przez mękę. Nad wymienionym przez p. Wychowałka rozdziałem na temat przepisów karnych, jak i nad każdym właściwie, toczyły się zażarte i często dla nas dotkliwe dyskusje. Można tylko ubolewać, że tak mało ekologów włączyło się w tę sprawę w sposób konkretny - konieczny i jedyny skuteczny, jeżeli się chce coś osiągnąć (analiza fachowa, uwagi krytyczne z uzasadnieniem, odpowiednia dokumentacja, wnioski, propozycje sformułowań, odniesienia do innych ustaw, konwencji europejskich itd.). A wniosek mój jest taki: ustawa daleka jest jeszcze od tego, czego byśmy pragnęli, ale najlepiej by było, gdyby ci, którzy są tego świadomi, zaczęli już dziś przygotowywać swoje konkretne uwagi i postulaty jako podstawę do ewentualnej przyszłej nowelizacji. To, oprócz naszych - słusznych skądinąd - żalów, byłby pozytywny wkład w tę sprawę.
Na koniec: uwaga p. Wychowałka o wędkarstwie to jakieś nieporozumienie. Wymieniony przez niego art. 33 ustawy nie ma nic wspólnego z wędkarstwem, a tym samym nie może zakazywać. O wędkarstwie, o rybach w ogóle nie ma w ustawie mowy - niestety, podobnie jak o niebywale okrutnym chowie przemysłowym zwierząt i szeregu innych problemach, które zostały w trakcie prac legislacyjnych usunięte z projektów bądź przegłosowane przez posłów na "nie". Art. 33 mówi o sposobach uśmiercania zwierząt i związanych z tym wymogach. Czyżbyśmy mieli w rękach, p. Wychowałek i ja, zupełnie odmienne wersje ustawy?
Osobiście uważam, że powinniśmy teraz - i do tego zachęcam korespondentów ZB - najwięcej uwagi poświęcić funkcjonowaniu naszego wymiaru sprawiedliwości, jeśli chodzi o wyroki w sprawach o znęcanie się nad zwierzętami. Bardzo ważne jest również właściwe naświetlanie i propagowanie przepisów ustawy (często mówi się i pisze o nich niedokładnie, nieprecyzyjnie), a także tworzenie pewnego klimatu moralnego, który kiedyś - być może - doprowadzi do tego, że w wyrokach za znęcanie się przestaną się powtarzać owe umorzenia "z powodu małej szkodliwości społecznej", śmiesznie małe grzywny czy wyroki z zawieszeniem, które stają się de facto uniewinnieniem, powodując demoralizację społeczną i zniechęcenie ludzi dobrej woli.
Te sprawy są dziś chyba najważniejsze. A bez tej zmiany w sposobie patrzenia na krzywdę i cierpienie zwierząt przez część przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości ustawa pozostanie martwa, a poczucie bezsilności załamie wielu działaczy i miłośników naszych braci młodszych. Zdobywajmy także serca posłów i senatorów dla naszej sprawy. Ich głosy będą nam bardzo potrzebne, gdy w przyszłości będziemy się starali poprawić ustawę.
Adres:
Nie rozumiem intencji zawartej w cytacie zatytułowanym Skarga wielorybów (ZB nr 3(105)/98, s.14). Nie. Ryby się nie godzą na rybi los. Bo też ten los jest okrutny, okropny. Ryby to najbardziej zapomniani męczennicy. Ten tekst jest po prostu przykry.
1) Krzysztof "Bolek" Stokłosa, Pod "Zalewskim" [w:] ZB nr 12(102)/97, s.53.
2) Krzysztof A. Wychowałek, Zwierzę jest tylko rzeczą i rzeczą pozostanie [w:] ZB nr 1(103)/98, s.64.
Prawdę mówiąc, nie śledziłem zbyt szczegółowo prac związanych z projektem nowej ustawy o ochronie zwierząt. Miałem zaufanie do specjalistów. Poza tym byłem tak zajęty, że dopiero w lutym '98 zacząłem szczegółowo analizować jej treść. Wyprowadziło mnie to z równowagi.
Krytyczne uwagi na temat ustawy niejednokrotnie przedstawiał Krzysztof Wychowałek. Mnie jednak nie spodobały się trochę inne zapisy. Chodzi konkretnie o art. 28 dotyczący Krajowej Komisji Etycznej. Wynika z niego, że w skład tej komisji mogą wchodzić (a nawet powinni): przedstawiciele nauk biologicznych, medycznych, weterynaryjnych. Niezorientowanym przypomnę, że zadaniem Komisji Etycznej jest orzekanie o:
Konkludując: biolog, lekarz, weterynarz, chemik, zootechnik i inni tacy, są ludźmi kompetentnymi, aby orzekać o etyce i metodach naukowych. Jeśli tak, to mi nie pozostaje nic innego, jak przeprowadzać operacje na otwartym sercu, zarządzać elektrownią atomową, projektować mosty i wystąpić w roli biegłego tłumacza z eskimoskiego. Tak się na tym wszystkim znam, jak biolog i lekarz zna się na etyce i metodach naukowych.
Oczywiście każdy człowiek może być prywatnie filozofem (dobrze by było). Jednak i każdy człowiek może również być samoukiem z zakresu przeprowadzania operacji na otwartym sercu. Jak to więc jest, że w pierwszym wypadku nie trzeba przedstawiać dokumentu potwierdzającego znajomość przedmiotu, ale żeby przeprowadzić operację chirurgiczną trzeba już taki dokument posiadać, a poza tym odpowiednie referencje i praktykę? Jeśli ktoś uważa, że etyka i filozofia to takie "fiu-bździu", na którym każdy się zna, to świadczy to tylko o tym, że ktoś nie ma zupełnie pojęcia, o czym mowa.
To samo dotyczy zresztą oceny metod naukowych, czyli metodologii nauk. Jeśli panowie z Komisji Etycznej są biegłymi specjalistami w tej dziedzinie, to niech odpowiedzą na pytanie: światło jest cząstką czy falą? Oczywiście fizyk może być większym znawcą problematyki cząstek elementarnych i może posiadać bardziej specjalistyczną wiedzę z tej danej dziedziny. Jednak fizyk nie jest w stanie orzec, jak to możliwe, że eksperymenty potwierdzają dwie wykluczające się teorie. Fizyk może próbować "filozofować" na ten temat, co jednak nie najlepiej wychodzi, biorąc choćby pod uwagę żałosne dokonania Hawkinga. Fizyk może kamuflować swoją niewiedzę poprzez tworzenie teorii, według których światło jest i cząstką, i falą jednocześnie; fizyk może stworzyć specjalne słownictwo, którego nikt nie zrozumie łącznie z nim samym; fizyk może wreszcie użyć argumentu erystycznego, mówiąc: "Ja to rozumiem, ale to zbyt trudne do wytłumaczenia"; fizyk może stworzyć dowolny bełkot w tej danej sprawie. W rzeczywistości nie jest jednak w stanie powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi; nie jest w stanie ocenić wiarygodności danych metod eksperymentalnych i autorytatywnie orzec, która procedura zwiera błąd metodologiczny oraz który eksperyment "jest do bani" i szkoda na niego czasu oraz pieniędzy.
Biorąc powyższe pod uwagę, nie wyobrażam sobie, jak biolog może oceniać rzetelność, efektywność i wiarygodność eksperymentów na zwierzętach. Biolog, lekarz, weterynarz może co najwyżej występować w roli biegłego. Jeśli dokonano przestępstwa medycznego, to na sali rozpraw w roli sędziego nie zasiada lekarz, lecz prawnik. Lekarz może wystąpić jedynie w roli biegłego w tej danej sprawie. Wynik całego procesu zależy jednak od sędziego, który lekarzem nie jest! I o to w tym wszystkim chodzi. Nie rozumiem, dlaczego w pracach Komisji ma być inaczej.
Poza tym istnieją jeszcze inne racje, dla których dobrze by było, aby w skład Komisji Etycznej wchodzili jedynie filozofowie nauki. Filozof, który wydał nieetyczną decyzję (czyli okazał się s ), jest na zawsze skończony w swoim środowisku naukowym - całkowity bojkot towarzyski, bojkot jego książek, bojkot odczytów itd. Jednak biolog zachowujący się nieetycznie - to norma! Nie poniesie żadnych konsekwencji! Na członka Komisji Etycznej twój kot wybrałby więc filozofa!
Podsumowując, nie ulega wątpliwości, że wiele osób ciężko harowało nad wprowadzeniem w życie nowej ustawy. Należą im się słowa uznania. Nie ma w niej takich zapisów, których nie było w ustawie z 1928 r.; jej plusem jest jednak to, że przepisy są bardziej szczegółowe, co pozostawia mniej miejsca na interpretację. Jednak podstawowym błędem był fakt, iż projekt ustawy nie był w wystarczającym stopniu przedyskutowany (merytorycznie!) z całym ruchem animalistycznym, a tym bardziej projektu nie widział na oczy żaden logik czy filozof języka (a jeśli jednak widział i zatwierdził go w tym kształcie, proszę podać jego dane; wyleci z uczelni!). Absurdalne, że sami obrońcy praw zwierząt na własne życzenie wytrącili sobie z ręki tak doskonałą broń, jaką mogłaby być Komisja Etyczna.
W styczniowych ZB1) opisywałem Czytelnikom sprawę rzekomego organizowania walk psów na terenie województwa łódzkiego. Zakończyłem wtedy artykuł słowami, że pewnie koło Wielkanocy dotrze do mnie odpowiedź z prokuratury. Na szczęście odpowiedź dotarła trochę wcześniej, ale za to jaka To miód na moją duszę pieniacza.
Ale po kolei. Najpierw przypomnę Czytelnikom ZB zeszłoroczne wydarzenia:
8.11.97 - Po publikacji w "Dzienniku Łódzkim" artykułu red. Marka Truszkowskiego pt. Psi ring ODE "Źródła" składa do Prokuratury Wojewódzkiej doniesienie o przestępstwie.
14.11.97 - Prokuratura Wojewódzka przekazuje sprawę do zbadania odpowiednim prokuraturom rejonowym.
25.11.97 - Prokurator Jarosław Szubert z Prokuratury Rejonowej w Zgierzu odmawia wszczęcia postępowania przygotowawczego, gdyż walki psów są jedynie wykroczeniem.
30.11.97 - ODE "Źródła" składa zażalenie na decyzję zgierskiej prokuratury.
13.12.97 - ODE "Źródła" uprzejmie przypomina pabianickiej i widzewskiej prokuraturze o ustawowym terminie miesiąca na odpowiedź.
To wszystko było w styczniowych ZB. Teraz zacznie się najciekawsze!
31.12.97 - Prokuratura Rejonowa w Zgierzu stwierdza, że zażalenia i tak nie przyjmie, bo jest złożone przez podmiot nieuprawniony, jako że "Źródła" nie są w sprawie instytucją pokrzywdzoną. Są to jawne kpiny, bo na postanowieniu o odmowie wszczęcia postępowania jest wyraźnie napisane, że służy nam prawo złożenia zażalenia w ciągu 7 dni. Jakby nie liczyć: 30.11 - 25.11 = 5 dni. Poza tym zgodnie z art. 39 ustawy o ochronie zwierząt, jeżeli nie działa pokrzywdzony, prawa pokrzywdzonego może przejąć organizacja społeczna, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt. Pan prokurator przy okazji zaznaczył jednakże, iż rozpytano autora artykułu, który poinformował, że opisane w artykule zdarzenia miały miejsce już za Ozorkowem (red. Truszkowski pisał trafić między Zgierz a Kutno nie jest tak trudno), czyli na terenie podległym Prokuraturze Rejonowej w Kutnie. Ponieważ Kutno to już woj. płockie, zgierska prokuratura umywa ręce.
5.1.98 - w "Gazecie Łódzkiej" czytam: Widzewska prokuratura nie znalazła domniemanych organizatorów psich walk. Czyli w gazetach piszą o czymś, o czym składający doniesienie jeszcze nie wie!
9.1.98 - bez bawienia się w uprzejmości ODE "Źródła" składa w Prokuraturze Wojewódzkiej skargę na działalność Prokuratury Rejonowej Łódź Widzew oraz Prokuratury Rejonowej w Pabianicach.
14.1.98 - od razu reakcja, i to potrójna. Pierwsze pismo, a właściwie list (bo nie na urzędowym druku) od pana prokuratora Krzysztofa Ankudowicza z Pabianic. Pisze on, że policjanci od 20.10.2) do 6.12. walk psów szukali, ale nie znaleźli, nad czym to prokurator Ankudowicz ubolewa, bo sam lubi zwierzęta i ma psa. List sympatyczny i sympatycznie nań odpowiadamy z podziękowaniem. Pismo drugie - z Prokuratury Wojewódzkiej. Dość ciekawe. Przeczytać w nim można, że autor artykułu nie potwierdził - podczas przeprowadzonej z nim rozmowy w jednej ze spraw - aby problemy poruszane w jego artykule dotyczyły województwa łódzkiego. Czyli co? Kiedy pisał: ( ) ostatniej zimy zaczęto organizować walki pod Łodzią. Trafić do Wiśniowej Góry, ( ) czy pod Pabianice lub Rzgów nie jest znowu tak trudno. Zresztą w samych Pabianicach odbywają się walki ( ) naprzeciw Rejonowej Komendy Policji przy ul. Żeromskiego3) - to wyssał sobie wszystko z palca? Wprawdzie województwo łódzkie jest malutkie, ale żeby aż tak? Ulica Żeromskiego w Pabianicach jest już w Sieradzkiem? I od razu typowa reakcja: nie w naszym województwie, a więc nie nasza sprawa. Jednocześnie pani prokurator Urszula Kinasiewicz poprosiła o statut naszego Ośrodka, zostaje on więc jej bezzwłocznie wysłany.
Najciekawsze jest trzecie pismo (z prokuratury widzewskiej) i sposób jego doręczenia. W skrzynce na listy leżała zaadresowana przez kalkę (sic!) koperta, z datą na stemplu "12.1.98" i nalepką "Polecony. Za potwierdzeniem odbioru". Jednak wyciągając list ze skrzynki jakoś nic potwierdzić nie musiałem (bo i komu?). Najważniejsze było jednak to, co znalazłem w środku - postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania przygotowawczego, podpisane przez panią prokurator Jolantę Ogrodowską. Pismo napisane na maszynie, jednak w rogu nabazgrana długopisem data: 24.12.97 - trzy tygodnie temu!4) Tymczasem drogę Widzew - ODE "Źródła" pokonać można na sprawnym rowerze w 15 min.5) - a "Gazeta Łódzka" wie o wszystkim już od 10 dni! Zabawne jest również uzasadnienie decyzji: Przeprowadzono szereg rozmów z mieszkańcami Andrespola i Wiśniowej Góry, w tym z Władysławem Kawulą, sołtysem. Żaden z mieszkańców nie potwierdził okoliczności podawanych w artykule. Nie udało się również ustalić tożsamości opisywanych w artykule osób: Misia, Krzaka, Stolarza, Plebana, Felczera, Steka, Sędziego, Batona i braci Różanych. Przeprowadzone wielokrotnie penetracje pomieszczeń nie przyniosły pozytywnego rezultatu.6)
15.1.98 - stwierdzamy, że przecież zgierska prokuratura z rękawa nam walk psów nie wynajdzie i doniesienie wycofujemy. Jednocześnie doniesienie składamy do Prokuratury Rejonowej w Kutnie.
26.1.98 - skarżymy (fee, nieładnie) na widzewską prokuraturę do Prokuratury Wojewódzkiej - opisujemy historię z antydatowaniem i kopertą.
30.1.98 - finis coronat opus - z Kutna przychodzi list, nawet nie z prokuratury, tylko z Komendy Rejonowej Policji. Młodszy aspirant Andrzej Olesiński polecił dzielnicowym szukać walk psów w Kutnie, Żychlinie, Bedlnie, Krzyżanowie, Strzelcach, Nowych Ostrowach i Łaniętach, ale ani walk psów, ani innych zwierząt nie wytropili. W związku z tym, z braku ustawowych znamion czynu zabronionego, wszczęcia postępowania przygotowawczego odmówiono. Koniec i bomba.
Wierząc w inteligencję Czytelników ZB, pozostawię całą sprawę bez komentarza. Żeby jednak jakoś optymistycznie zakończyć, powiem tylko tyle: ogromnie się cieszę, że nowa ustawa o ochronie zwierząt, której przyjęcie było przecież takim sukcesem polskiego ruchu ekologiczno-animalistycznego, spowodowała, że nigdzie w okolicach Łodzi nie odbywają się walki psów. Hurra! Hurra! Zwierzę nie jest rzeczą! Zwierzę nie jest rzeczą! Zwierzę
1) Zob. Krzysztof Wychowałek, Zwierzę jest tylko rzeczą [w:] ZB nr 1(103)/98, s.64.
2) Zwracam Czytelnikowi uwagę, iż artykuł Psi ring ukazał się 8.11.97.
3) Osobiście udałem się na ul. Żeromskiego w Pabianicach, pod obiekt "Sokoła". Walczących psów nie zauważyłem, jednak miejsce rzeczywiście nadaje się do takiej działalności.
4) Bardzo pracowici są - widać - łódzcy prokuratorzy, pisząc w Wigilię urzędowe postanowienia, zamiast śpiewać w domu z dziećmi kolędy.
5) Nie mówiąc już o tym, że te 3 tygodnie minęły od napisania do NADANIA listu, a nie do DORĘCZENIA - o czym dobitnie świadczy data na stemplu - PÓŹNIEJSZA niż data opublikowania notatki w "Gazecie Łódzkiej" oraz złożenia przez "Źródła" skargi.
6) Od razu oczyma wyobraźni widzę taką oto scenkę rodzajową: policjant puka do drzwi "Puk, puk - Dzień dobry, czy pan Baton?" - "Nie! Wynocha, bo psami poszczuję" - "Przepraszam najmocniej, mam tylko jedno pytanie. Czy to pan razem z Plebanem organizuje walki psów?" - "Oczywiście, że nie". - "A, to przepraszam. Pójdę już. Do widzenia".
Korzystając z okazji, chciałbym podziękować Piotrowi Szkudlarkowi za pomoc i cenne rady.