Zielone Brygady nr 11 (113), 1-15 czerwca 1998
O efekcie cieplarnianym, który zagraża Ziemi, napisano już bardzo wiele. Każde dziecko wie, że oddychając wydala niebezpieczny gaz, który - jak przekonują uczeni - jest przede wszystkim odpowiedzialny za przyszłe klęski czekające Ziemię i jej mieszkańców.
Nie należę do grona uczonych, ale interesuję się wynikami ich mozolnej pracy, często oglądam programy Telewizji Edukacyjnej, a tam Uczeni, być może ci sami, udowadniają, że bardzo wysokie stężenie dwutlenku węgla w pewnym okresie rozwoju atmosfery ziemskiej przyczyniło się do powstania znanych nam form życia, przede wszystkim do rozwoju roślin, które - jak każde dziecko wie - "odżywiają się" właśnie dwutlenkiem węgla, przy okazji wydalając niepotrzebny tlen. Zajmując się aktualnie rolnictwem, pilnie studiuję programy dla rolników, a w nich dowiaduję się, że aby zwiększyć swoje plony, powinnam przykryć uprawy tunelem z folii, aby w ten sposób podwyższyć temperaturę i zwiększyć parowanie, oraz dokarmiać rośliny dwutlenkiem węgla Mój skromny rozumek nie pojmuje więc, w jaki sposób tak korzystny dla rozwoju organizmów efekt szklarniowy może być dla nich tak niekorzystny
Jest to przecież proces samoregulujący się: więcej dwutlenku węgla - cieplej - większe parowanie - silniejsze, częstsze i o większym zasięgu zjawiska atmosferyczne takie, jak współcześnie znane deszcze zenitalne i burze - zatem: intensywny rozwój roślin - większa produkcja tlenu, odbudowa zapasów ozonu w atmosferze, czego tu się obawiać?
Niestety, jest czego się obawiać, choć z pewnością nie jest to dwutlenek węgla.
Dla właściwej samoregulacji procesu zamiany dwutlenku węgla w węgiel i tlen niezbędne są rośliny, które potrafią to wykonać w procesie fotosyntezy - przy pomocy energii czerpanej wprost ze słońca. Tlen zużywamy my, a węgiel potrzebny jest roślinom do budowy własnego organizmu. Poza węglem rośliny potrzebują trochę azotu, fosforu, wapnia i magnezu. Szczególną uwagę należałoby poświęcić drzewom, które potrafiły rozwinąć ogromną powierzchnię liści w stosunku do ilości zajmowanej powierzchni ziemi i glonom morskim, które do produkcji tlenu wykorzystują 4/5 powierzchni Ziemi. Gdyby do tej fantastycznej przetwórni człowiek nie dodawał swoich trzech groszy, nie byłoby żadnego efektu cieplarnianego.
Dwutlenek węgla rzeczywiście gromadzi się w atmosferze, ale to tylko skutek, a przyczyny tego zjawiska są dwie: mniej groźna - zwiększenie emisji i druga - o której się nie mówi: zaburzenia w procesie przetwarzania. Brak równowagi pomiędzy węglem, azotem wapniem i fosforem w organizmach roślin jest powodem ich obumierania. Nadmiar siarki uniemożliwia przyswajanie wapnia, a stężenie tlenków siarki w atmosferze, spowodowane działalnością człowieka, wielokrotnie przekracza wartości tolerowane przez rośliny, więc giną. Lasy są wycinane, bo są cennym surowcem i zajmują miejsce, a przecież są nam potrzebne nowe fabryki, sklepy, drogi Czego fabrykom nie uda się wypuścić w powietrze, wylewają do oceanów, bez skrupułów zabijając w nich życie - któż w swoim miejscu pracy zajmuje się tym, co się dzieje 500 czy 1000 km od domu?
Tak więc polowanie na czarownice zakończone zostało pomyślnie - winnym przyszłym klęskom został dwutlenek węgla, który gromadzi się w atmosferze, bo zbyt szybko zmniejsza się ilość organizmów wiążących go. Tak więc do mórz spokojnie płyną trucizny, dymią siarką kominy kolejnych "miejsc pracy", jest czas i pretekst do wycięcia resztek lasów, a społeczeństwo świata zastanawia się, jak usunąć skutki, przyczyny pozostawiając bez zmian.
Powodzenia.
Najważniejszy pod względem ciężaru gatunkowego problem ekologiczny współczesnej cywilizacji - wzrost efektu cieplarnianego i ogrzewanie się Ziemi - został błędnie określony przez współczesną naukę. Od lat ogłasza się jedynie zmiany średniej temperatury powierzchni planety, nie mówiąc nic o charakterystycznych regionalnych zmianach cieplarnianych występujących w sezonach klimatycznych roku.
Atmosfera Ziemi jest układem samokompensującym miejscowe zaburzenia w odniesieniu do temperatury średniej. Wykazuje ona znaczne, biegunowo pojawiające się, wzrosty i jednoczesne spadki temperatur w różnych stałych rejonach.
Stawiam łatwo weryfikowalną hipotezę stwierdzającą, że rejony te efektywnie pokrywają się z wielkimi statystycznymi sezonowymi ośrodkami barycznymi. Pojawiają się one rokrocznie w sposób systematyczny nad określonymi częściami globu. Są one przedstawiane w postaci map izobar miesięcznych w niektórych atlasach geograficznych i podręcznikach dla szkół. Rosnące wartości skrajnych temperatur są rzędu kilku całych stopni Celsjusza w skali obecnego stulecia!
Istnieją przykładowo konkretne doniesienia naukowe o ogrzaniu się w XX w. terytorium Yukon w Kanadzie oraz obszaru sąsiedniego na Alasce o blisko 4C do r. 1986, a do obecnego o jakieś 7C (oszacowanie). Nastąpił także spadek przeciętnej głębokości zimowych mrozów w centralnej i północnej części Eurazji. Tymczasem obszar w środku północnej części Pacyfiku stał się chłodniejszy o około 5C (oszacowanie), a maksymalnie średnio miesięcznie przypuszczalnie nawet o 10C. Wszystko to ma miejsce podczas wzrostu średniej powierzchniowej temperatury Ziemi o ok. 0,7C.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że fenomen klimatyczny El Niń o, wywołujący w tym i w poprzednim roku susze, huragany i powodzie w różnych miejscach na całym świecie - wywoła również wahanie średniej powierzchniowej temperatury Ziemi zaledwie o ok. 0,2oC. Jest to tyle, ile zdąży wystygnąć herbata pomiędzy jednym a drugim łykiem, rozdzielonym spokojnym oddechem.
Cyrkulacja mas powietrznych w atmosferze planety stanowi system pomp transmisyjnych, które na duże odległości przetransportowują masy wodne. Układy baryczne powodują, że wiatry wysuszają pewne tereny, jednocześnie zalewając inne opadami. Zmianom temperatury towarzyszą zmiany stosunków wilgotnościowych. Obszary ocieplenia w centrach wyżowych stają się coraz bardziej suche, a obszary ochłodzeniowe w podstawie niżów otrzymują coraz więcej wody - w miarę wzrostu prędkości cyrkulacyjnej. Obecnie można powiedzieć, że typowe tendencje klimatyczne utrzymają się i dramatycznie zwiększą swą siłę w pierwszej i drugiej ćwierci XXI w. Przykładowo - coraz dotkliwsze staną się całoroczne susze w Kalifornii oraz ostre mrozy i śnieżyce w Japonii.
Zaburzenia odoceaniczne (typu El Niń o) czy poerupcyjne (spowodowane wielkimi wybuchami wulkanów - typu Pinatubo) nakładają się na coraz to większą ogólną zawartość i transmisję wody w atmosferze planety. Każde nadprogramowe zaburzenie typowych przebiegów cyrkulacyjnych i zderzanie się mas powietrza we frontach atmosferycznych powoduje dodatkowe gubienie tej zawartej w nich wilgoci.
Wiadomość ta odbiera argumenty przeciwnikom tezy o globalnym ociepleniu. Lokalne ochłodzenia powierzchni w niektórych rejonach planety są bowiem wymuszone działaniem wielkich statystycznych sezonowych układów barycznych. Ponieważ wzrasta całkowita zawartość przemysłowych gazów cieplarnianych i pary wodnej w atmosferze, wzmaga się także motoryczność i oddziaływanie tych układów. Nowa rzeczywistość zasadniczo zmieni odczucie i wagę całego problemu.
Konferencja klimatyczna w Kyoto uśpiła czujność opinii publicznej. Sytuacja stała się niezwykle poważna!
Źródła:
*) Podobno określenie charakteru klimatycznego zachmurzenia jest nieosiągalne (obecny stan techniki).