Zielone Brygady nr 11 (113), 1-15 czerwca 1998
Przed ponad wiekiem na bezmyślne małpowanie wzorów zachodnich i swego rodzaju ówczesną "makdonaldyzację" zwrócił m.in. uwagę Stanisław Witkiewicz, na przykładzie architektury rozwijającego się Zakopanego.
Jak licho też wyglądają, przy takiej chałupie jakiegoś Kuby lub Wojtka, domy i wille stawiane w Zakopanem przez "gości przez panów!" Kosmopolityczna bezbarwność z przymieszką tandetnej szwajcarszczyzny, która - niestety! - zaraża dziś górali budujących się na spekulacyją, prędko, licho i odpowiednio do gustu panów, którzy tu mają mieszkać. Jeżeli kiedy, to dziś, szanowanie i rozwijanie każdego dodatniego pierwiastku cech plemiennych, jest na czasie i jest koniecznem. ( ) My przychodzimy do ludu, który za górami i lasami, ukryty w chmurach żył życiem samodzielnem, wytworzył lub rozwinął i wykończył pewne kształty estetyczne, i zamiast dalej prowadzić i rozwijać jego robotę, przystosowując ją do bardziej skomplikowanych potrzeb - my wnosimy jałowość, bezbarwność i ubóstwo artystyczne bogatszych klas naszego społeczeństwa.1)
"Gazeta Wyborcza" ostatnio bardzo chętnie powołuje się na książkę Benjamina Barbera Dżihad kontra McŚwiat.2) McŚwiat to dla Barbera kryptonim globalizacji. Ta zaś wywołuje opór w imię obrony lokalnych kultur - Dżihad - tak pisze Witold Gadomski,3) ubarwiając zresztą swój artykuł cytatami z Amerykanina. Można by stąd wysnuć wniosek, że wszelka obrona lokalnych kultur, a więc chociażby kwestionowanie sensowności budowy autostrad przerzynających parki krajobrazowe czy - dajmy na to - przed stu laty działalność starszego Witkiewicza na rzecz stylu zakopiańskiego to niemal to samo, co podkładanie bomb przez wszelkiego rodzaju fundamentalistów bądź wyrzynanie mniejszości narodowych w imię etnicznych czystek. To wszystko to "Dżihad". Jego przeciwieństwem - "globalizacja". EŁropejczycy - oczywiście - kurtuazyjnie "się nad globalizacją użalają", niemniej jednak konkluzja jest prosta. Istnieją tylko dwa światy - McŚwiat i Dżihad (w innym miejscu autor artykułu powie - cywilizacja zachodnia i cywilizacja narodowa). Więc choć: Autostrady ze stacjami benzynowymi wyglądają identycznie we Francji, w Czechach, w Polsce i ( ) nie ma miejsca na przydrożne wierzby,4) to przecież jedynie rozsądnie jest się integrować. Z czym się integrować? Oczywiście z McŚwiatem.
W tej samej "Wyborczej" Wojciech Maziarski sceptycznie nastawionych do Zachodu określa mianem małpoludów, którzy nie chcą wyjść z jaskini.
Prosty jest świat eŁropejskiego postępowca!
1) Cytat pierwszy, "niepoprawny" - Stanisław Witkiewicz, Na przełęczy, Warszawa 1891.
2) Por. Remigiusz Okraska, Witajcie w Mc Świecie [w:] ZB nr 7(109)/98, ss.28-31.
2) Treści "poprawne" - Witold Gadomski, Zamieszkać w Davos [w:] "Gazeta Wyborcza" z 13-14.6.98.
3) Witold Gadomski, jw.
Koleżanka Nacher jest kobietą czynu, nie lubi tracić czasu na jałowe dyskusje. Niestety, z tekstu zamieszczonego w ZB1) wynika także, że nie lubi tracić czasu na zbyt uważne czytanie. Niewiele mi wiadomo o metanarracji w wydaniu J. F. Lyotarda, natomiast metodę uprawianą przez kol. Nacher mogę z powodzeniem nazwać "metadyskusją" - rozmową nie z moim tekstem, lecz z własnymi poglądami na to, co rzekomo chciałem wyrazić. Całe zresztą szczęście, gdyż niektóre pointy kol. Nacher są tak trafne,2) iż pewnie przyprawiłyby mnie o głębokie załamanie nerwowe - gdyby tylko dotyczyły mnie, a nie projekcji lęków i uprzedzeń kol. Nacher.
Głównym, zresztą niezbyt oryginalnym wnioskiem zawartym w tekście Ekologia liberalno-konserwatywna3) było stwierdzenie, iż niedoskonała ludzkość potrzebuje systemu skrojonego na własną miarę, opartego raczej na wykorzystaniu swoich słabości niż na wierze w możliwość gwałtownego przyspieszenia jej duchowego dojrzewania (bazował na tej wierze i faszyzm i komunizm, a odwołuje się do niej także ekologia głęboka). Wątpię, aby w jakimkolwiek stopniu zbliżało mnie to do oświeceniowego optymizmu.
Kol. Nacher udowadnia dalej, że jest poprawna politycznie i zwraca mi uwagę, że r. 2000 jest datą w jakiś sposób magiczną tylko dla chrześcijan.4) Szkoda, że nie dostrzega, iż staje się w ten sposób nieświadomym agentem kosmopolitycznego McŚwiata, który podkreślając swój szacunek dla różnic kulturowych, w rzeczywistości stara się tym różnicom odebrać jakiekolwiek znaczenie. Pisałem jasno o polskim kręgu kulturowym, w którym - jak dotąd - inne niż gregoriańska miary czasu są jedynie ciekawostką. Co więcej, nie przypisywałem przełomowi tysiącleci jakichś numerologicznych właściwości, lecz zwracałem jedynie uwagę na odbiór tej daty w świadomości zbiorowej.5) Zresztą nie utrzymuję, iż przełom wieków w świadomości społecznej w Polsce musi nastąpić dokładnie w Sylwestra '2000. Uważam jedynie, że przechodząc przyspieszony kurs kapitalizmu, już wkrótce dotrzemy do lekcji: "kontestacja cywilizacji konsumpcjonistycznej"6) i powtórzymy na nowo - już bardziej świadomie - 1968 r.
Nie chcę dyskutować ze wszystkimi akapitami tekstu kol. Nacher, bo mogłoby to być nużące dla Czytelników ZB. Chciałbym jednak zwrócić jeszcze uwagę na karierę, jaką zrobiło Cinkowskie sformułowanie - "zielony matoł". Umieszcza je w tytule swojego tekstu także kol. Nacher. Określenie to odwołuje się do postaci "bożego prostaczka" będącego sumieniem świata i przekazującego najprostsze i głębokie zarazem prawdy tym, którzy o nich zapomnieli. Przywodzi także na myśl Sokratejskie: Wiem, że nic nie wiem - pokorne otwarcie się na mądrość i wiedzę. Warto jednak pamiętać w tym przypadku o podejściu semiotycznym i oddzielić znak od znaczenia. Nie każdy słaby uczeń jest od razu Sokratesem, a nie każdy, kto chce rozładować tłoki w autobusach poprzez rozdawnictwo prezerwatyw,7) jest zbawcą świata i obrońcą przyrody. Z niepokojem odbieram teksty zarówno Anny Nacher, jak i Marka Styczyńskiego - pełne przekonania o słuszności własnego postępowania i słów potępienia dla tych, którzy wybrali inną drogę. Działalność ochroniarska jest niezwykle istotna, jednak bez działań edukacyjnych, lobbistycznych, politycznych w końcu pozostaje ujmującą, lecz w dłuższej perspektywie całkowicie nieskuteczną próbą zatkania ręką dziurawego wiadra.8) Dzielenie ekologów na słusznych (ochroniarze) i niesłusznych (cała reszta) na pewno nie służy środowisku.
1) Anna Nacher, Z teki zielonego matoła [w:] ZB nr 7(109)/98, s.40-42.
2) Kol. Nacher stosuje np. pytania retoryczne: Ale może Lyotard to tez zaścianek? W erystyce gołosłowne odwołania do autorytetu cieszy się niewielkim szacunkiem. Zdanie to może jednak świadczyć o olbrzymiej wśród niektórych ekologów głębokich potrzebie posiadania guru, którego słowa należy uznać za prawdę nie ze względu na logikę argumentów, lecz ze względu na pozycję, jaką dany guru zajmuje w społeczności.
3) Tomasz Perkowski, Ekologia liberalno-konserwatywna [w:] ZB nr 12(102)/98, s.77.
4) W rzeczywistości dla nich także nie jest, ponieważ nikt już nie utrzymuje, że Chrystus narodził się w roku zerowym. Wydarzenie to miało miejsce zapewne kilka lat później.
5) Poprzednio na przełomie I i II tysiąclecia nastąpiły gwałtowne zmiany społeczne, uwolniły się olbrzymie pokłady altruizmu - ludzie rozdawali swoje kosztowności, złodzieje sami zgłaszali się do sądów, a sądy wybaczały im winy i uwalniały od kary. Nie trwało to jednak zbyt długo
6) Warto zaznaczyć, że wbrew powszechnej opinii konsumpcjonizm i liberalizm nie są synonimami!
7) Wyrażenie p. Marka Oramusa z pisma "Fantastyka". Osobiście uważam, że jedynym moralnym wyjściem dla osób domagających się upaństwowionego zakazu prokreacji jest zastosowanie się do hasła Kościoła Eutanazji: "Save the Earth - kill yourself".
8) Ruch ochrony przyrody jest najlepiej chyba rozwinięty w Stanach Zjednoczonych - najbardziej zarazem "martnotrwanym" społeczeństwie na świecie.
O zbrodniach reżimu w Chinach pisać w ZB już chyba nie trzeba. Tak przynajmniej zdawało mi się do tej pory. Tortury, nieludzkie więzienia i morderstwa dokonywane przez władze tego kraju, to przecież fakty znane szeroko. A okupacja Tybetu?
Tymczasem Robert Surma rzuca takimi oto hasłami: nie wierz w to, że chińska opozycja antykomunistyczna, to ludzie godni współczucia.1) ( ) Co to w ogóle obchodzi ruch ekologiczny? Czy więźniowie polityczni są wegetarianami? 2)
W pismach ekologicznych nieraz można natknąć się na różne brednie, ale Pan Surma przebił chyba wszystkich. Nie zastanawiałem się, czy ludzie prześladowani przez władze chińskie są wegetarianami? Może są, może nie są. Może są taoistami klasycznymi, może mistycznymi, może buddystami, może chrześcijanami, może ateistami? Może chcą "naprawiać komunę", a może chcą wolnego rynku? Może lubią coca-colę, a może lubią palić jointy? Nie wiem! Wiem, że są niewinnie siedzącymi politycznymi więźniami!
Dyskutuje się ostatnio wiele o sektach. Cytowane wypowiedzi Pana Surmy kojarzą mi się z typowym sekciarskim stylem myślenia.
Jeśli ktoś myśli, że jest to atak na wegetarian, myli się.
1) Robert Surma, Dziesięć błędów ruchu ekologicznego [w:] ZB nr 1(103)/98, s.71.
2) Tenże, Bojkot chińskich produktów i inne takie [w:] ZB nr 8(110)/98, s.59.
Piszę, gdyż poruszył mnie artykuł p. Roberta Surmy Bojkot produktów chińskich i inne takie *) Mam sporo zastrzeżeń co do myśli zawartych w tym tekście i chciałbym się do nich po kolei ustosunkować.
Wydaje mi się, że kampania ta ma podłoże przede wszystkim ideologiczne - ma na celu zwrócenie uwagi publicznej na fakt łamania praw człowieka w Chinach. Sądzę też, że masowy bojkot ekonomiczny tego państwa pociągnąłby za sobą represje polityczne. Bo gdyby Polska nie importowała 10 razy więcej towarów chińskich niż tam eksportuje, to łatwiej byłoby przekonać prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, żeby nie opowiadał bzdur o "specyfice kultury chińskiej", a co za tym idzie - o innym niż europejski modelu podstawowych praw człowieka. Gdyby Amerykanie nie prowadzili tak znaczących interesów z Chinami, to jest prawdopodobne, że prezydent Bill Clinton nie przymilałby się tak tamtejszym władzom. A - jak powiedział K. Łoziński, człowiek o ogromnej wiedzy na temat łamania praw człowieka w tym Państwie Środka - Chiny są bardzo podatne na presje. Wystarczy zauważyć, jak bardzo nerwowo reagują na wszelkie próby głosowania rezolucji potępiających łamanie praw człowieka. Jak ogromne pieniądze pakują w to, aby do tego nie dopuścić. Wydaje mi się, że akcje takie, jak bojkot produktów chińskich dają efekty.
Skąd wiadomo, że chińscy więźniowie produkują akurat koszulki? Na przykład od uciekinierów z tamtejszych obozów pracy. Całkiem niedawno jeden z nich wystąpił w telewizji i opowiadał, że w obozie, z którego udało mu się zbiec, produkowano zabawki przeznaczone na rynek europejski, w tym do Polski. Poza tym, jeśli handlowcom opłaca się np. sprowadzić do naszego kraju z odległości tysięcy kilometrów trampki i sprzedać je tu z zyskiem po 10 zł za parę, oznacza to, że kupili je bardzo tanio, wręcz za bezcen, co jest możliwe tylko przy praktycznie darmowej sile roboczej.
Czy sami więźniowie popierają bojkot swoich wyrobów? Sądzę, że zamiast w obozie, woleliby siedzieć z rodziną w domu i uprawiać ryż (a swoją drogą - sugestia o upodobaniach seksualnych Chińczyków jest żenująca).
Nie wiem, skąd przekonanie o tym, że wzbogacenie się chińskich "przedsiębiorców" miałoby spowodować poparcie dla przemian ustrojowych. Nie mieliby oni w tym interesu, bo w tej chwili mają bezpłatną siłę roboczą, która nie ma żadnych praw, która jest kolejnym narzędziem - darmowym i stale odnawialnym. Nie na rękę byłby tamtejszym mafijnym strukturom wolny rynek.
Rzeczywiście, cała ta sprawa niewiele ma wspólnego z ekologią, ale czy ktoś tak twierdził? Chodzi o to, by dać tym ludziom podstawy do prowadzenia normalnego życia, a obecna sytuacja w Chinach zupełnie to uniemożliwia. To, jakim państwem Chiny stałyby się po wprowadzeniu demokracji (np. kapitalistycznym molochem), jest zupełnie oddzielna sprawą. Dążenie do przestrzegania praw człowieka w tym kraju (i w każdym innym) powinno być obowiązkiem wszystkich tych, którzy prawami takimi mogą się cieszyć. Z pewnością są i osoby patrzące na Chiny jak na potencjalnie wielce chłonny rynek zbytu, dostęp do którego w chwili obecnej jest utrudniony. Nie może to jednak przesłonić faktu, że sytuacja mieszkańców najliczniejszego państwa świata po prostu smuci wielu zwykłych ludzi (przecież podobnie rozumując, można by twierdzić, że osoby propagujące wegetarianizm mają udziały w firmach produkujących bezmięsną żywność. Czy tak jest w istocie?) I tak żal mi więźniów politycznych i żal mi z tego samego powodu Lecha Wałęsy, bez względu na to, jakim jest człowiekiem i co można mu zarzucić.
Fakt, nie można wolności człowieka utożsamiać z wolnością polityczną, ale czyż ta ostatnia nie jest "przepustką" do samorealizacji każdego z nas? Ciekaw jestem, czy p. Surma czułby się wolny, żyjąc w ciągłym strachu, czy przedstawiciel służ "bezpieczeństwa" nie zapuka do drzwi i nie zabierze samowolnie kogoś z członków jego rodziny?
Gra, jaką prowadzi Amnesty International, to walka o poszanowanie podstawowych praw człowieka na całym świecie. Organizacja ta (której jestem członkiem) skupiła się na 6 spośród 30 artykułów Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka i pilnuje ich przestrzegania. Nie mamy wystarczającej liczby członków i potrzebnych funduszy, by móc sprawnie zajmować się wszelkimi przypadkami łamania prawa. AI nie twierdzi, że sytuacja w Polsce pod tym względem jest idealna, ale nie notuje się w naszym kraju rażących, najpoważniejszych wykroczeń, nikt np. nie siedzi w więzieniu z powodu swych przekonań religijnych. Obecnie jest tylko jeden więzień sumienia - Marcin Petke, skazany za odmowę służby wojskowej pomimo jego starań o przydzielenie mu służby zastępczej. Działają na jego rzecz głownie niemieckie grupy AI. Polskie grupy nie zapobiegają w Polsce prześladowaniom religijnym, ponieważ w naszym statucie jako jedna z gwarancji niezależności umieszczony został zakaz działalności na rzecz przypadków łamania praw człowieka we własnym kraju. Możemy jedynie edukować, przekazywać naszą wiedzę na ten temat. Jeśli chodzi o zbieranie podpisów polityków, to wpisują się oni do specjalnych niebieskich ksiąg, zobowiązując się do poszanowania i propagowania postanowień Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. W bieżącym roku mija 50 lat od uchwalenia tego dokumentu. AI prowadzi ogólnoświatową kampanię upowszechniającą PDPCz.
Tu krótko. Akcja ta skierowana jest do wszystkich ludzi i ma przypominać lub pokazywać właściwe miejsce dóbr materialnych na drabinie wartości. Osoby o wyższych zarobkach można w tym dniu informować, że kupując mniej, unikając zakupu rzeczy niepotrzebnych nie tylko ma się więcej pieniędzy, przez co można mniej pracować i czas wolny spędzić np. na rozmowie z rodziną, ale też im mniejsze rozmiary globalnej konsumpcji tym środowisko czystsze.
Pan Surma pisze, że rzecz nie w tym, ile kto konsumuje, ale ile osób konsumuje. Tak, przeludnienie to jeden z głównych (a być może podstawowy) problemów ekologicznych, ale trzeba wziąć jeszcze jedną rzecz pod uwagę - zaakcentowaną w omawianym tekście praktykę. A czy w praktyce możliwe jest szybkie zmniejszenie liczby ludności świata? Nie, potrzeba na to (zakładając, że jest to w ogóle możliwe) co najmniej kilkuset lat, a przez ten czas przy współczesnym stylu życia Ziemia zostanie kompletnie zrujnowana. Zgadzam się - ograniczać przyrost naturalny, ale dopóki nie przyniesie to wymiernej ulgi środowisku, musimy naturze pomagać także na inne, różne doraźne sposoby.
*) Robert Surma, Bojkot produktów chińskich i inne takie [w:] ZB nr 8(110)/98, ss.58-61.