Zielone Brygady nr 13 (115), 1-15 lipca 1998
W związku z tym, że temat bojkotu produktów chińskich1) wzbudził wielkie kontrowersje,2) zmuszony jestem do wyjaśnień. Ja też jestem przeciwko łamaniu praw człowieka w Chinach! Jeśli opowiedziałem się przeciw kampanii nawołującej do bojkotu produktów chińskich, to z kilku względów, które postaram się tutaj nakreślić.
Na całą kampanię wiele państw3) wydało setki milionów dolarów, wspomagając liczne organizacje walczące o prawa człowieka. Jak zostały wykorzystane te pieniądze? Owszem - wydano sporo ulotek, ustalono miejsca kilku obozów pracy, zrobiono zdjęcia. Szczerze mówiąc, jest to zbyt mało, biorąc pod uwagę ilość nakładów. Gdzieś po drodze te pieniądze się "roztopiły". W kampanii daje się zauważyć chaos, chaos i jeszcze raz chaos. Jak już wspomniałem poprzednim razem, nadal nie wiadomo, co produkują więźniowie polityczni w obozach pracy. Gdzie trafiają ich wyroby (może nie opuszczają w ogóle Chin)?4) Czy więźniowie popierają bojkot swoich produktów?5) Czy powinniśmy też bojkotować wyroby Chińczyków, którzy nie są więźniami? A gdy zyski ze sprzedaży tych wyrobów zapewniają przeżycie wielu rodzinom lub gdy mogą posłużyć chińskiej opozycji?
Załóżmy hipotetycznie, że bojkot ten wpływa na totalitarne struktury państwa chińskiego, choć w to wątpię. Czy jednak kampania oparta na takim bojkocie jest w ogóle wykonalna? Podam przykład z życia: dwa tygodnie temu kupiłem nową klawiaturę do komputera, na której pisało Made in USA. Podczas używania stwierdziłem, że muszę zablokować kilka niefortunnych klawiszy, więc rozebrałem klawiaturę, a w środku znalazłem etykietkę z napisem: Design in USA. Made in China. Przypuszczam, że tego typu procedery są powszechne. W praktyce nie jesteśmy w stanie odróżnić produktów chińskich od innych.
Jeśli mamy bojkotować wyroby państw, które łamią prawa człowieka, to czemu nikt nie nawołuje do bojkotu produktów indyjskich (o czym już pisałem), francuskich (czy ktoś pamięta jeszcze testy atomowe na Mururoa?), amerykańskich (łatwiej byłoby wymienić, jakich praw nie łamią), niemieckich (nagonka antysekciarska), rosyjskich (chyba nie muszę podawać przykładów) czy wreszcie polskich (o czym już wiele pisałem w ZB i w "Gazecie An Arché" i jeszcze nie raz napiszę)? Z Indii też mogę sprowadzić trampki za 5 zł. Ludzie też pracują tam prawie za darmo!
Nie jest prawdą, jak próbują wmówić wszystkim piewcy demokracji, że setki milionów Chińczyków jest terroryzowanych przez komunistyczny i totalitarny rząd. Oczywiście - jak już kiedyś wspomniałem - demokrata zrobi wszystko, aby winę za całe zło zrzucić na jednostki, a umiłowaną masę wykreować na niewinną, uciemiężoną, godną współczucia. Rzeczywistość jest inna: przeciwko totalitaryzmowi walczy w Chinach kilka tysięcy ludzi (w wersji bardziej optymistycznej: kilkadziesiąt tysięcy), z reguły są to ludzie młodzi, studenci itp. Popierają ich (niestety, tylko słowem) nieliczni intelektualiści. Setki milionów Chińczyków nie buntuje się przeciwko temu systemowi, wspomaga go własną ignorancją; konformizm, ugoda, tchórzostwo, egoizm, układy Wszyscy (?) znamy to z własnej historii lat 80. Demokraci na Zachodzie kreowali wizerunek naszego narodu jako uciemiężonego przez małą grupę komunistów będących u władzy. Jednak skąd później, po 1989 r. te okrzyki milionów ludzi: "Komuno wróć!". Boję się, że nowe pokolenie nigdzie nie przeczyta o tym, bo książki historii pisane są przez demokratów, którzy zawsze potępiają jednostki, aby chronić przed oskarżeniem społeczeństwo.6) Podobnie jest w przypadku Chin. Winni są nie tylko Ci u władzy, ale winne jest całe chińskie społeczeństwo. Kampania przeciwko łamaniu praw człowieka powinna być kierowana przede wszystkim do społeczeństwa chińskiego. Tylko oni mogą naprawdę przyczynić się do upadku totalitarnych rządów. Pytanie tylko, czy oni chcą przyczynić się do tego upadku i jak bardzo chcą? Czy nie okaże się, że po zmianie ustroju setki milionów Chińczyków będzie wołać "Komuno wróć!".7)
Jeśli kampania na rzecz przestrzegania praw człowieka w Chinach zostanie uporządkowana, nabierze logiki i realnego kierunku, będę pierwszym, który odda się jej całym sercem. W chwili obecnej trudno nazwać to w ogóle kampanią. Świat nie rządzi się tak prostymi prawami, jak przedstawiają to liczne ulotki. Tym ciemiężonym jednostkom rzeczywiście trzeba pomóc, ale trzeba wiedzieć, jak to zrobić.
Na koniec apelowałbym do tych wszystkich, którzy walczą z wszelkimi przejawami łamania praw człowieka, aby zwrócili trochę uwagi na nasz kraj, gdzie to prawo jest łamane w coraz większym stopniu. Chodzi szczególnie o prześladowania na tle religijnym, o całą nagonkę antysekciarską. W Polsce powstaje coraz więcej ośrodków, których zadaniem jest walczyć z tzw. sektami (czyli z własnym urojeniem). Dominikańskie Centrum Informacji o Sektach (nowa Święta Inkwizycja) rozprowadza (prawie tajnie) wykazy niebezpiecznych sekt, na których jeszcze do niedawna widniała 1/3 organizacji ekologicznych, w tym Wydawnictwo "Zielone Brygady", "Wegetarianin", "Wegetariański Świat" itp. Być może, drogi Czytelniku, nawet nie wiesz, że twoja organizacja widnieje na takim spisie. Jest to łamanie nie tylko praw człowieka, ale także prawa karnego i licznych ustaw. Nowy ośrodek prowadzony przez byłego (na szczęście) posła Ryszarda Nowaka powstał w Częstochowie, gdzie rozlepiane są plakaty mające na celu wzbudzić psychozę strachu przed strasznie niebezpiecznymi organizacjami (oj, jak strasznie!). Ośrodki tego typu powstały w prawie każdym większym mieście w Polsce. Czy ekolodzy będą nadal to tolerować? Czy będą w dalszym ciągu pisać peany na cześć Radia Maryja i posługiwać się zwrotem "sekciarstwo" w negatywnym sensie?
Kościół katolicki, wspierający masowy rozród ludzkiego gatunku, mówi propagandowo o kilkudziesięciu miliardach.1)
W książce Ochrona naturalnego środowiska człowieka ksiądz Jan Grzesica pisze m.in. tak: Faktem jest, że przyspieszony wzrost demograficzny powoduje nowe trudności, gdy chodzi o rozwój, bowiem liczba ludności wzrasta szybciej niż dostępne, a konieczne do życia zasoby, co zdaje się stwarzać sytuację bez wyjścia. ( )
Istnieje więc delikatny problem narodowego planowania wzrostu demograficznego z jednej strony, a uszanowania indywidualnej wolności z drugiej. ( )
Kościół nie prowadzi polityki populacyjnej, nie głosi zasady jak największej liczby urodzeń. Życie ma być dawane świadomie i odpowiedzialnie. ( )
Ciągle wzrastająca liczba ludzi stanowi niewątpliwy problem dla ochrony naturalnego środowiska, który należy mieć na uwadze.2)
W dotyczącej m.in. problemu demografii encyklice Pawła VI Populorum progressio można wyczytać o odpowiedzialności i kierowaniu się sumieniem przez rodziców, a także o tym, że państwo ma prawo ingerencji w przyrost naturalny przez: odpowiednią akcję informacyjną i przedsięwzięcie stosownych kroków, byleby były one zgodne z wymaganiami prawa moralnego i szanowały w pełni uprawnioną wolność małżonków.3)
W Katechizmie Kościoła katolickiego znajdziemy nauczanie podobne: Państwo jest odpowiedzialne za dobrobyt obywateli. Z tej racji jest więc rzeczą uzasadnioną, by wpływało ono na ukierunkowanie demografii ludności. Może to robić przez obiektywną i pełną szacunku informację, ale nigdy nie autorytatywnie i stosując przymus.4) Katechizm zwraca także uwagę na bezprawność ingerencji państwa, gdyby chciało ono zastępować inicjatywę rodziców, w pierwszym rzędzie odpowiedzialnych za przekazywanie życia i wychowywanie swoich dzieci.
Jan Paweł II w encyklikach Solicitudo rei socialis i Centesimus Annus potępia systematyczne akcje, które w oparciu o wypaczone rozumienie problemu demograficznego i w atmosferze zupełnego braku poszanowania wolnej decyzji zainteresowanych osób, nierzadko poddają te osoby bezwzględnym naciskom ( ) mającym podporządkować je tej nowej formie przemocy.5)
W Centesimus Annus wyczytać możemy także o związku przymusowej kontroli urodzeń z próbą eliminacji ludzi ubogich, podejmowaną zamiast rzeczywistej pomocy dla nich: ( ) są oni, jeśli nie wyzyskiwani, to w znacznej mierze pozostawieni na marginesie, i rozwój gospodarczy dokonuje się, rzec można, ponad ich głowami, o ile wprost nie ogranicza już i tak zawężonej przestrzeni ich działalności gospodarczej, z której żyją. Nie wytrzymując konkurencji towarów produkowanych nowymi sposobami i zaspokajających potrzeby, którym przedtem mogli sprostać przy pomocy tradycyjnych form organizacyjnych, zwabieni blaskiem bogactwa nieosiągalnego dla nich i równocześnie przymuszeni koniecznością, ludzie ci wypełniają miasta Trzeciego Świata, często wykorzenieni kulturowo i zagrożeni tymczasowością, bez możliwości integracji. Nie przyznaje się im żadnej godności czy realnych ludzkich możliwości, często usiłując wyeliminować ich z historii przez stosowaną w różnych formach przymusową kontrolę demograficzną, sprzeczną z ludzką godnością.6)
Przedstawiłem kilka wypowiedzi kościelnych dotyczących problemu demografii. Nie chcę w tym miejscu rozwodzić się nad innymi tematami związanymi z tą kwestią (jak np. zabójstwo człowieka nie narodzonego). Zainteresowanym polecam dokumenty kościelne w tej materii, a także trylogię Karola Wojtyły: Osoba i czyn, Miłość i odpowiedzialność, Mężczyzną i niewiastą stworzył ich.
Polecam wyżej wymienione pozycje także tym, którzy z Kościołem czy z papieżem nie zgadzają się. Często bowiem w publikacjach - czy to wobec Kościoła krytycznych, czy też będących przejawami mody bądź chęci zdobycia popularności - pojawiają się informacje nieprawdziwe.
Pisałem ostatnio trochę o najistotniejszym problemie współczesnych ekologów, tj. o metodach działania. Liczne polemiki dowiodły, że jest to problem ważki i nie poruszany do tej pory w tym środowisku. Inaczej nie wzbudziłby tylu kontrowersji.
Wszystkie osoby, które wypowiadały się w tej kwestii (chodzi nie tylko o autorów ZB) można by podzielić na dwie grupy: na tych, którzy rzeczywiście się nie zgadzają na jakiekolwiek reformy oraz na tych, którzy zgadzają się na nie, a wszelkie różnice zdań są jedynie skutkiem niedoskonałości języka, którym ze sobą rozmawiamy. Generalnie, polskich ekologów można podzielić na tych, co popełniają błędy, ale chcą się zmienić i uczynić swoje życie jak najbardziej wolnym od okrucieństwa i na tych, którzy popełniają błędy i nie chcą się zmienić, usprawiedliwiając się sofistycznymi kontrargumentami. Takich kontrargumentów można znaleźć bez liku, np. To nie myj zębów, bo zabijasz bakterie (autentyczna wypowiedź!). Kiedyś siliłem się, aby odpowiadać tego typu oponentom (byłem naiwny), teraz wiem, że tak naprawdę są to argumenty podane "na odczepnego", a nie po to, aby poważnie podyskutować nad danym problemem.
Zgadzam się, że edukacja przynosi pewne małe skutki i dla tych małych skutków należy się nią zajmować. I ja rzeczywiście edukacją się zajmuję, nie zrezygnowałem z niej całkowicie. Mam satysfakcję, gdy chociaż jedna osoba dzięki tej edukacji powróci na drogę ekologii. Dla tej jednej osoby warto to robić. Jednak moim celem, jako działacza, nigdy nie było "robienie małych kroczków". Moim celem jest całkowite zniesienie przemysłu mięsnego, skórzanego, przemysłu degradującego Ziemię itd. Tak, tak! Dlatego właśnie są różnice zdań, co do metod działania. (Być może wielu spostrzega to jako utopię,1) ale to temat na inny artykuł, teraz mówimy o naszych celach i metodach). Edukację spostrzegam więc jako metodę, która wprawdzie przynosi jakieś tam tymczasowe efekty, ale która nie jest w stanie zrealizować mojego celu: całkowitej zmiany świata! Nie pokładam więc w niej nadziei, swój wysiłek i czas wolę zainwestować w metodę działania, która jest o wiele bardziej skuteczna i dzięki której w tym samym czasie uratuję miliardy istnień.
Krzysztof Wychowałek podał bardzo dobry przykład Kościoła katolickiego, który wie, co robi i dlatego pragnie być obecny w szkołach i mieć swój udział w edukacji.2) Też uważam, że instytucja ta - o olbrzymim doświadczeniu i inteligencji - wie, co robi, pragnąc zdobyć kontrolę nad szkołami. Wiele możemy się od niej nauczyć. Tylko, że Kościołowi nie o edukację tu chodzi, a o manipulację i propagandę, którą to metodę bardzo cenię (nie ze względu na nią samą, lecz ze względu na jej skuteczność). Reklama, propaganda, podsycanie fobii, manipulowanie instynktem itp. - metody te przynoszą w naszym świecie bardzo wymierny skutek (z czym chyba wszyscy się zgodzą). Metody te również polecałem i będę polecał tym wszystkim, którzy chcą, aby ich działalność przynosiła realne skutki. Edukacja to współpraca dwóch inteligentnych osób posługujących się argumentami rozumowymi w celu dojścia do prawdy. Propaganda jest czymś zgoła innym (choć jest często z edukacją mylona).
Warto, aby każdy aktywista sam odnalazł w pamięci przyczyny, dzięki którym zaczął działać w ekologii. Co powodowało, że "urastały mu skrzydła", co dodawało mu otuchy, co mobilizowało do działania itp. Czy były to racjonalne argumenty, czy może materiał filmowy (artykuł) o akcjach Greenpeace'u?3) Oczywiście naukowe argumenty przemawiające za dietą wegetariańską były budulcem, dzięki któremu możemy działać, ale samo "przebudzenie" nie było nimi spowodowane (choć mogło im towarzyszyć). Jeśli więc chcemy zyskać nowych działaczy, to z pewnością nie dokonamy tego poprzez suche wykłady. Swoją krytykę zastoju ekologicznego pisałem jeszcze przed akcjami związanymi z Górą Św. Anny, kiedy to cały ruch ekologiczny był w zastoju od co najmniej 2 lat. Wierzę w to, że relacje w mass mediach z akcji tam przeprowadzanych wciągnęły w ekologię więcej osób niż jakiekolwiek długofalowe programy edukacyjne. Należy podążać w tym kierunku.
Również przepisy prawne nie są w stanie zrealizować mojego celu.4) Nie znaczy to, że zupełnie ignoruję możliwości, jakie daje np. ustawa o ochronie zwierząt; chociaż zawiera wiele błędów i można ją krytykować za wiele rzeczy, to przecież sam zbierałem podpisy pod petycjami, robiłem spotkania, uczestniczyłem w demonstracjach itd. Można za jej pomocą załatwić wiele bezcennych spraw, np. uratować jakieś zwierzę od śmierci i cierpienia. Można ukarać kogoś za znęcanie się nad zwierzęciem (choć nie jest prawdą, że bez ustawy nie mogę nikogo ukarać - owszem, mogę i nawet ). Jednak wadliwa czy idealna ustawa nie jest w stanie zmienić świata, a tym samym zrealizować celu, jaki sobie stawiam i jaki każdy powinien sobie stawiać. Wolę swój czas i wysiłek zainwestować w metodę, która jest tysiąc razy skuteczniejsza.
Wiele osób deklaruje swoje współczucie dla chińskiej opozycji, bez względu na to, co ta opcja polityczna zrobi po zdobyciu władzy, co już zapewne niedługo nastąpi.5) Dla mnie wolność nie jest wartością samą w sobie i ważne jest, czy dzięki nowej władzy demokratycznej wzrośnie liczba obozów koncentracyjnych dla zwierząt, gdzie będą hańbione, torturowane, zabijane, przerabiane na mydło. Dla wielu osób nie jest to ważne, a wśród tych osób jest dużo takich, które w ostatnich latach uczestniczyły w różnego typu rytuałach mistycznych (czy jak to nazwać?) mających na celu pogłębienie wrażliwości, zjednoczenie się z Matką Ziemią, pogłębienie i poszerzenie horyzontów itp. Jak widać, własnym przykładem dostarczają dowodów na to, że takie zabiegi zazwyczaj nie sprawdzają się, bo ich serca nadal są gruboskórne. Nadal nie potrafią współodczuwać, nadal finansują rzeźnie, kupując mięso i skórzane buty,6) nadal ich współczucie (?) obejmuje tylko istoty ludzkie i to bez względu na to, jakie są te istoty ludzkie. Jeśli więc komuś potrzeba takich rytuałów, to z pewnością takim osobom. Kto wie, może to zadziała - ja też mogę się mylić. Ale o tym zdecyduje praktyka.
Jest taki slogan, wymyślony oczywiście przez demokratów: "Demokracja nie jest ustrojem idealnym, ale na razie nikt jeszcze niczego lepszego nie wymyślił". Ośmielę się więc wymyślić, że tylko rzucę kilkoma przykładami ad hoc: monarchia, dyktatura, mafia, anarchia czy też - preferowana przeze mnie - arystokracja.7) Cokolwiek jest lepsze od demokracji.8) Na przykład przyjmując, że dyktator byłby władcą głupim, to wolę takiego jednego niż miałyby ich być 460. Wolę płacić haracz na uciechy jednego człowieka (tzn. podatki), niż na uciechy kilku tysięcy ludzi z administracji państwowej. Można podać wiele przykładów na to, że olbrzymie połacie lasów są chronione w państwie, gdzie panuje dyktator; lasy te nie są chronione przez prawo, lecz przez siłę. Inny przykład: przed zburzeniem Bastylii we francuskich lasach żyło bardzo dużo zwierzyny, tylko uprzywilejowani mogli na nią polować; po rewolucji francuskiej ilość zwierząt spadła drastycznie, w wyniku rzezi przeprowadzonej przez dziesiątki tysięcy demokratów.9) Nie jest więc prawdą, że tylko prawo (w demokratycznym sensie) może chronić przyrodę. Może ją też chronić dyktator o "silnej ręce". Co wcale nie znaczy, że chciałbym udzielać się politycznie i prowadzić kampanię na rzecz wprowadzenia nowych rządów. Podaję tylko przykłady ad hoc na omylność niektórych schematów.
Podsumowując, metody działania oparte na edukacji, przepisach prawnych, odbywające się w granicach demokratycznej mentalności - mogą przynieść jedynie małe skutki. Gdyby świat stał w miejscu, to metoda "małych kroczków" przynosiłaby wprawdzie małe, ale wymierne efekty. Świat jednak nie stoi w miejscu, jest oddalającym się punktem, zatem robiąc "małe kroczki" nie przybliżamy się stopniowo do naszego celu, lecz oddalamy się od niego. W tym samym czasie, gdy my zdobędziemy poprzez edukację jednego człowieka, konkurencja poprzez propagandę i oddziaływania ekonomiczne zdobędzie dla swojej idei tysiąc osób. Oddalamy się. Gdyby tu chodziło o abstrakcyjne wartości, pozostawiłbym tę sprawę samej sobie. Tu jednak kartą przetargową jest życie miliardów istot, które codziennie rano czekają w strachu na swoją śmierć i wołają w eter o pomoc. W chwili obecnej nie jesteśmy w stanie w żaden sposób im pomóc. To, co robimy, to przyglądanie się całej sytuacji. Metoda "małych kroczków" służy do uspokojenia naszego sumienia, wmawiamy sobie za pomocą sofistycznych argumentów, że cały czas coś robimy. Zbyt wielu osobom zależy na utrzymaniu starego porządku - gratuluję dobrego samopoczucia, biorąc pod uwagę nikłe dokonania w ciągu ostatnich 10 lat.
Ekonomia
Propaganda
Akcje bezpośrednie
Edukacja
Prawo
Mistyka
W każdym niemal artykule wszystko kręci się wokół słów: ja, mnie, mój, nasza, ludzka, człowiek, dla nas A gdzie w tym wszystkim są inne istoty? Jak my możemy edukować społeczeństwo, skoro sami nie jesteśmy w porządku? Jak możemy krytykować antropocentryzm, skoro jesteśmy jego piewcami? Jeśli za pomocą edukacji (którą w tej chwili właśnie czynię) nie jestem w stanie przekonać czytelników ZB do porzucenia skórzanych butów, to jak mogę przekonać społeczeństwo? To bez sensu. Może rzeczywiście nie miałem racji, chcąc odstawić rytuały mistyczne na boczny tor. Może są one dzisiaj potrzebne, jak nigdy dotąd, aby ekolodzy poczuli tożsamość ze wszelkim Życiem, aby współodczuwanie na stałe zagościło w ich sercach. A może "stara" ekipa jest już niereformowalna i trzeba stworzyć od podstaw zupełnie nowy ruch?