Zielone Brygady nr 13 (115), 1-15 lipca 1998
26.7.98 w popołudniowych wiadomościach POLSATU pojawiła się krótka relacja z obchodów 900. rocznicy bytności zakonu cystersów w Łeknie, nieopodal Wągrowca (woj. pilskie). Obok standardowego już w naszych realiach pikniku w relacji telewizyjnej znalazła się także migawka pokazująca stos, na którym dokonano spalenia osądzonej wcześniej - wedle starego zwyczaju - kukły czarownicy. Ile kiełbasek usmażono przy owym stosie, nie wiem, ale od twórcy reportażu dowiedziałam się, że za złotych czasów cystersów w Łeknie (3 stulecia panowania - XVI-XVIII w.) w podobny sposób spalono ok. 40 kobiet, zielarek parających się leczeniem ludzi, a posądzonych o czary i spółkowanie z diabłem.
Z wielkim trudem godzę się z faktem, że w czasach świetności cystersów wiedza na temat projekcji własnej patologii na osoby INNE, niechęć Kościoła katolickiego w stosunku do kobiet czy sadystyczne i perwersyjne metody zaspakajania nie wprost zrepresjonowanych popędów seksualnych nie były uświadamiane i od biedy można je włożyć na półkę patologicznych meandrów religii. Zdumiewające jest jednak to, iż obecnie - w świetle psychologicznych i historycznych faktów dotyczących kwestii palenia czarownic - ojcowie cystersi z tak niezwykłą niefrasobliwością fundują sobie i widowni postronnej tego typu wspominki. W czasach polowań na czarownice w bestialski sposób pozbawiono życia - zależnie od tekstów źródłowych - od kilkuset tysięcy do kilku milionów (mówi się nawet o 9 mln) osób, głównie kobiet.
"Szczególnie" miano przy tym na względzie kobiety skrajnie piękne bądź brzydkie, głównie samotne (wdowy, kobiety niezamężne), które na przykład poważyły się być mądre!1) Inną grupę prześladowanych stanowiły przez nikogo wtedy nie leczone (wyjąwszy oczywiście wioskowe zielarki, które zresztą - jak pokazali nam cystersi - kończyły podobnie) kobiety psychicznie chore bądź osoby z niedorozwojem umysłowym.
Jak się zdaje - przynajmniej w Polsce, nie ma zdeklarowanych grup osób, które przyznawałyby się w sposób otwarty do duchowego dziedzictwa prześladowanych i straconych na stosach czarownic.2) Podobny stan rzeczy nie usprawiedliwia opisanych powyżej objawów ignorancji i braku podstawowego szacunku do ofiar własnych zbrodni. Jak długo będziemy się z tym spotykać? Jeszcze nie wiadomo, może do przyszłych wyborów parlamentarnych, a może do końca świata.
Pisząc ten tekst, mam świadomość faktu, że nie jest on w sposób bezpośredni powiązany z problematyką ekologiczną. Ale - tu moja apostrofa w kierunku pana Roberta Surmy - zanim się o tym przekonam, czytając ewentualne teksty polemiczne, wnoszę o próby znalezienia analogii, bo takich moim zdaniem jest wiele.
1) Wiedźma, to przecież nikt inna jak "kobieta wiedząca".
2) Jeśli się mylę, to gorliwie proszę o korekty.