Zielone Brygady nr 16 (118), 16-31 sierpnia 1998


DWA RUCHY

Nasz krakowski kolega odradza w ZB głosowanie na Zielonych w Krakowie*) i twierdzi, że Zielona Strategia dla Krakowa przyczyni się do zniszczenia lasu łęgowego nad Wisłą. Nie chcieliśmy zajmować łamów ogólnopolskich przecież ZB naszą lokalną wyborczą propagandą. Niestety, doczekaliśmy się dyletanckiego sprawozdania kogoś, kto oczywiście wie lepiej i dobrych rad, żeby na nas nie głosować.

Trasa Zwierzyniecka Długa - w odróżnieniu od Krótkiej - jest obwodnicą, a nie trasą dojazdową do centrum. Podobnie, inaczej niż trasa krótka, może być w pobliżu Skałek Twardowskiego i osiedla Ruczaj-Zaborze prowadzona w przykrytym wykopie, czyli być de facto całkowicie niezauważalną dla mieszkańców. Taki przykryty wykop jest dużo tańszy niż tunel.

Nie wiem, czemu nasz kolega - specjalista od przenoszenia żab - emocjonuje się propozycją tunelu (dla ścisłości - pod Sikornikiem, a nie kopcem Kościuszki), skoro jest to jedyny realny (czytaj: społecznie akceptowalny) sposób wyrzucenia aut z Alej Trzech Wieszczów, a w dodatku dzięki tunelowi żaby na Sikorniku będą sobie hycać do woli.

Histeryczne metody działania polegające na żądaniu wszystkiego naraz i natychmiast są najlepszą metodą na nieosiągnięcie niczego. Idziemy do wyborów. Jeżeli wygramy i wejdziemy do Rady Miasta - będziemy głosowali za wycięciem kilkudziesięciu drzew lasu łęgowego, pod warunkiem, że spowoduje to zamknięcie połowy Alej Trzech Wieszczów dla samochodów i poprowadzenie tam jedną jezdnią drugiej linii szybkiego tramwaju.

I z tego nie zamierzamy się nikomu tłumaczyć, bo to oznaczałoby prowadzenie edukacji ekologicznej od zera.

Marcin Hyła
rys. Jarosław Gach

*) Mariusz Waszkiewicz, Nie głosuj na Zielonych! [w:] ZB nr 15(117)/98, ss.63-64.

REKLAMA KONTRA EDUKACJA

Chociaż propaganda jest często mylona z edukacją, to jednak są to dwie zupełnie odmienne sprawy. Która metoda przynosi większe efekty w praktyce? Odpowiedź na to pytanie będzie interesować wszystkich, którzy chcą efektywnie działać.

Gdyby edukacja rzeczywiście była tak bardzo skuteczna w praktyce, wtedy wielkie korporacje przeznaczałyby swoje olbrzymie środki finansowe na oddziaływania edukacyjne. Za pomocą edukacji zachęcałyby ludzi do kupowania hamburgerów, samochodów i proszków do prania. Tak się jednak nie dzieje. I wielkie przedsiębiorstwa rzeczywiście wiedzą, co robią.

Od edukacji stroni także samo państwo. Pewnie zdziwi Cię to twierdzenie, no bo co innego robi szkoła? No, ale spróbuj się zastanowić, czy to, co serwuje dzieciom szkoła jest rzeczywiście edukacją? Czy nie są to schematy intelektualne gotowe do powielania? Czy szkoła nie przypomina raczej świątyni, gdzie rolę kapłanów odgrywają nauczyciele, a bogami są wielcy (?) laureaci Nagrody Nobla? Musisz w nich wierzyć i składać im hołdy; kadzić im musisz i musisz myśleć ich sposobem, nie swoim. Tu nie ma (jak na razie) myślenia alternatywnego: musisz się zgadzać z Kopernikiem, Darwinem i zachwycać się Mickiewiczem. Gdzie tu jest edukacja? To raczej manipulacja. W szkole nigdy nie nasiąkniesz ideami anarchistycznymi, antydemokratycznymi, antyklerykalnymi. W szkole nie usłyszysz o Kropotkinie i de Sade; nigdy nie powiedzą Ci prawdy o filozofii Platona ani o Zaratustrze Nietzschego. Inaczej przybiliby sobie gwóźdź do trumny.

Jakże kocham edukację, tę rozrywkę filozofów, nektar dla umysłów wolnych i wielkich! Lecz cóż mi po tym, gdy edukacja tylko na nich działa. Jeśli chodzi zaś o całą resztę sześciomiliardowego tłumu - tu tylko reklama może coś pomóc. I wiedzą o tym możni tego świata.

Na temat reklamy ukazał się ostatnio świetny artykuł w biuletynie "Przybudźcie się!".*) Polecam tę lekturę wszystkim - można się z niej dużo nauczyć i wiele elementów wprowadzić do swoich kampanii. Oto niektóre urywki: Reklama (…) nie jest przy tym ani obiektywna, ani neutralna. (…) Zostaje tak zrealizowana, by odwołać się do spraw najważniejszych dla danego grona odbiorców. (…) Twórcy reklamy muszą wiedzieć, co to za ludzie, jak myślą i jak się zachowują, czego pragną i o czym marzą. Pewna specjalistka w tej dziedzinie zauważyła: "Nasze zadanie polega na dokładnym poznaniu osób, dla których piszemy. Kim są, gdzie mieszkają, co kupują i dlaczego kupują. Dzięki takim informacjom możemy ułożyć przekonujące hasła reklamowe". (…) Informacje wzrokowe przekazywane przez czasopisma lub telewizję wywierają silną sugestię, która wykracza poza to, co rzeczywiście jest powiedziane o produkcie. (…) Siła oddziaływania reklam polega na powiązaniu towaru z miłym obrazem (…) powtórzeniach (…) formie nakazu (…) zachęcie do naśladownictwa (…) odwołaniu się do sentymentów.

Propaganda więc różni się od edukacji tym, iż musi być ciągle powtarzana, jej działanie jest krótkotrwałe (dlatego reklamy są w TV ciągle powtarzane). Jest to dosyć drogie, ale także dosyć skuteczne. Warto spróbować tego w praktyce. Sukcesy wielu grup zachodnich oparte są właśnie na tym schemacie; w Polsce widać już pierwsze pierwiosnki.

Robert Surma

*) "Przebudźcie się!" nr 16/1998. W numerze tym można także przeczytać o bezkrwawej chirurgii oraz o metodach ochrony zwierząt farmerów przed leśnymi drapieżnikami.

ILOŚĆ A JAKOŚĆ W EKOLOGII

Wiele osób uważa, że podniesienie wymagań w stosunku do ekologów musi siłą rzeczy odbić się na ilości osób zaangażowanych w ekologię. Czy tak rzeczywiście być musi?

Nowe postulaty ponaglające ekologów do przeprowadzenia głębszych zmian w swoim życiu prywatnym spotkały się z oburzeniem i kontratakiem. Wiele osób argumentowało w ten sposób: Jeśli zaczniemy wymagać od wszystkich ekologów, aby zrezygnowali ze skórzanych butów, aby używali tylko środków higieny nie testowanych na zwierzętach, aby przestali zjadać produkty pochodzenia zwierzęcego itd. - to pod koniec tych reform zostanie tylko kilka osób. Niektórzy nawet twierdzili, że zostanę tylko ja sam (che, che). Wprawdzie schlebia mi to, ale zaprawdę tych, którzy żyją w ten sposób wcale nie jest tak mało, jakby się mogło wydawać. Brak ich głosu na łamach czasopism ekologicznych jeszcze o niczym nie świadczy. Warto sobie przy tym zadać pytanie, czy wysokie wymagania w stosunku do członków jakiejś grupy społecznej rzeczywiście negatywnie wpływają na ich liczebność?

I w tym miejscu chciałbym podać przykład społeczności Świadków Jehowy. Wysokie wymagania etyczne, jakie stawiają sobie członkowie tej grupy, w wielu punktach wykraczają poza to, co narzucili sobie ekolodzy. Niesłychana uczciwość, oddanie sprawie, poświęcenie swojego czasu i pieniędzy na działalność dla innych - jest to godne uznania. Świadkowie Jehowy dbają także o swój image (ubiór, sylwetka) po to, aby skuteczniej przekazywać swoje idee innym ludziom. Zasady biblijne są dla nich tak ważne, iż są w stanie oddać za nie swoje życie (np. nie zgadzają się na transfuzję krwi). Mogłoby się więc wydawać, iż ludzi, którzy zdecydowaliby się na takie życie jest naprawdę mało, zaledwie garstka. Oj, życzę ja takiej "garstki" ruchowi ekologicznemu! Podczas corocznych kongresów Świadkowie Jehowy wypełniają sobą kilka największych stadionów piłkarskich w Polsce. Gdyby zaś zjechali się ekolodzy (nawet ci z fast-ecology), trudno byłoby zapełnić nawet jeden sektor. Przykład ten zadaje więc kłam twierdzeniu, iż większe wymagania etyczne w stosunku do ekologów muszą się odbić negatywnie na ich liczebności.

Istnieje także druga strona tego zagadnienia. Najskuteczniejsze armie świata, to wcale nie te, które mają najwięcej żołnierzy! Jeśli armia francuska wprowadza służbę zawodową i redukuje ilość żołnierzy o połowę, to przecież nie po to, aby stać się słabszą. To samo można odnieść do ekologii. Nie ilość, ale jakość (gdzie "jakość" znaczy "autentyczność")! I trzeba pamiętać, że jedno drugiemu nie przeczy!

Robert Surma

KAŻDA SROCZKA SWÓJ OGONEK CHWALI…

Jak mówi staropolskie przysłowie… a mnie się tam w Inowłodzu podobało. Pewnie, że jak ktoś nastawił się na rzeczową dyskusję, mógł się rozczarować, ale - jak to się mówi - tak organizator kraje jak mu ekologów staje… I to by było tyle refleksji na temat I "Spotkania nad Rzeką". Dzięki.

Tomek Lisiecki


Zielone Brygady nr 16 (118), 16-31 sierpnia 1998