Zielone Brygady nr 16 (118), 16-31 sierpnia 1998


10 PROSTYCH RAD DLA EKOLOGÓW
CHCĄCYCH UZYSKAĆ COŚ W URZĘDZIE

1. Nie dzwoń do urzędu - napisz pismo.

2. Na końcu dodaj tekst: "Prosimy o odpowiedź w ciągu miesiąca, zgodnie z K.p.a.

3. Jeśli zanosisz do urzędu pismo, osobiście poproś w sekretariacie o pieczątkę na kopii. Urzędnik powinien tam wpisać także datę i podpisać się.

4. Pisma wysyłaj tylko listami poleconymi, za zwrotnym potwierdzeniem odbioru (ZPO). Jeśli w terminie 2 tygodni nie otrzymasz druku ZPO, złóż reklamację na poczcie.

5. Jeśli po miesiącu nie otrzymasz odpowiedzi - napisz kolejne pismo, w którym możesz wyznaczyć termin odpowiedzi.

6. Jeśli po 2 miesiącach odpowiedzi ani widu, ani słychu, napisz skargę na bezczynność do urzędu wyższego stopnia. Do skargi dobrze dołączyć kserokopię ZPO. Uwaga: skargę tę wysyłamy listem poleconym ZPO pod adresem urzędu, który nie odpowiada na nasze pisma. Przykładowo: pisaliśmy do Dyrektora Wojewódzkiego Wydziału Ochrony Środowiska (WWOŚ), skargę na jego bezczynność adresujemy do Ministra Ochrony Środowiska, ale przesyłamy do Dyrektora WWOŚ.

7. Jeśli odpowiedź urzędu jest dla nas (i dla środowiska) niekorzystna, piszemy zażalenie do urzędu wyższego stopnia. Podobnie jak w punkcie 6, wysyłamy je pod adresem urzędu, który wydał decyzję (postanowienie).

8. Nie daj się zmylić odpowiedziami, że twoje pismo się "zawieruszyło". Wszystkie pisma przechodzą przez kancelarię i można sprawdzić, kto je otrzymał do rozpatrzenia.

9. Jeśli w drugiej instancji decyzja jest także niekorzystna (lub bez odpowiedzi przez 2 miesiące), napisz skargę bezpośrednio do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Trzeba przesłać 2 podpisane egzemplarze skargi. NSA wyznaczy termin wniesienia opłaty. Nie jest ona wysoka - ja zapłaciłem na razie 10 zł.

10. Zapoznaj się z Kodeksem postępowania administracyjnego.

Życzę powodzenia

Janek Bocheński

PRZYCHODZI ZIELONY DO URZĘDNIKA (cz. I)

Organizacje ekologiczne powinny być świadome, że ukształtowanie się partnerskich stosunków z władzami gminy nie jest (…) procesem ani łatwym, ani krótkotrwałym. Organizacje ekologiczne powinny działać zawsze w sposób przemyślany i starać się nie ulegać emocjom. Taka filozofia nie wyklucza spierania się, a nawet wzajemnego atakowania. Zawiera ona jednak element wspólnego poszukiwania rozwiązań problemów ekologicznych, niezależnie od tego, czyjego są one autorstwa.

Ewa Borkowska, "Jak współdziałać z gminą w realizacji ekorozwoju", Raport 2/97
Instytut na rzecz Ekorozwoju

Na temat współpracy między organizacjami pozarządowymi a samorządem terytorialnym, czyli władzami gminy, napisano już wiele mądrych książek i opracowań. Moim celem nie jest dążenie do tak naukowego traktowania tematu. Chciałabym - jako że jestem pracownikiem samorządowym, a jednocześnie działam w jednej z lokalnych organizacji ekologicznych - podzielić się kilkoma praktycznymi uwagami w tej kwestii.

Odnoszę wrażenie, że większość organizacji ekologicznych, "zapatrzona" w ogólnopolskie fundacje, różnego rodzaju fundusze zagraniczne czy też terenowe Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, nie docenia i nie wykorzystuje możliwości, jakie posiada gmina. I nie wiem, czy jest to wynik niewiedzy czy też może złych doświadczeń z wszelakim aparatem lokalnej władzy. A przecież gmina to lokalna władza - z założenia bliższa problemom mieszkańców danego terenu; bogatsza lub biedniejsza, ale współodpowiedzialna i zobligowana przez prawo do działań proekologicznych. I pomimo tego, iż czasem posiada duży aparat wykonawczy, najczęściej nie uświadamia sobie bądź nie chce uświadamiać lokalnych problemów środowiskowych, a co za tym idzie, nie inicjuje tego typu działań bądź inicjuje typowo pozorowane. I to jest właśnie wielka szansa organizacji ekologicznych: uświadomić problem bądź okazać świadomość jego istnienia, określić jego skalę i wpływ na lokalne uwarunkowania, przedyskutować jego rozwiązanie, ale przy zachowaniu rozsądku i bez konserwatywnej zapalczywości, a wtedy wsparcie wszelakich inicjatyw proekologicznych - niezależnie od tego, czyjego autorstwa - znacznie wzrośnie. Zyska na tym organizacja - bo zdobędzie dodatkowe środki, zyska gmina - bo wykaże, iż coś tam jednak robi, zyska zwykły człowiek - no bo przecież zarówno organizacje, jak i gmina robią coś dla niego.

Niestety, wymaga to podjęcia trudu kształtowania partnerskich stosunków z władzami gminy, co zapewne tym, którzy traktują wszelakie urzędy jako "spęd urzędasów", nie przyjdzie zbyt łatwo, a nawet wyda się niemożliwe. OK, urzędy to rzeczywiście czasem wylęgarnia niekompetencji, ale gdy się wie, czego się chce, można to osiągnąć pomimo tak "niekorzystnych" uwarunkowań. Tak więc upieram się przy tym, iż jest to możliwe, mało tego, powinno być możliwe. Poza tym nie można zapomnieć, iż - podobnie jak zmienia się rzeczywistość wokół nas - urzędy i urzędnicy ulegają przeobrażeniom. A jeśli nawet są w tym względzie nieco "niereformowalni", to w końcu mamy prawo, na którym zawsze możemy się oprzeć. Nic zresztą nie działa na urzędników tak otrzeźwiająco, jak okazanie posiadania wiedzy i orientacji w tym względzie. Oczywiście mam na myśli uprawnienia gminy - a warto się w tej dziedzinie podszkolić, aby wiedzieć, czego można od tej władzy wymagać, a jednocześnie - co jest od niej niezależne. Warto także śledzić proces reformy administracyjnej państwa, bowiem kompetencje, czyli możliwości i obowiązki gminy zostaną w jej wyniku znacznie poszerzone. Ale na razie pomówmy o tym, co aktualnie jest możliwe do osiągnięcia.

Władze gminy, podobnie jak administracja państwowa, czyli konkretne urzędy wojewódzkie, posiadają swój Gminny Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (GFOŚiGW), co roku zatwierdzany przez rady gmin. Może dla ułatwienia opanowania "terminologii" lokalnej władzy przyda się porównanie: rada gminy to "sejm" w skali mikro - czyli ciało uchwałodawcze, a zarząd gminy to odpowiednik rządu - czyli władza wykonawcza. Należy pamiętać, iż budżet w gminach (a więc i GFOŚiGW), podobnie jak budżet państwa, opracowywany jest przez szereg urzędników niższego i wyższego szczebla, a następnie uchwalany z mniejszymi bądź większymi poprawkami przez rady gmin. Tzw. budżet modelowy na następny rok opracowywany jest w gminach już w czerwcu. Często jest to wyraz niemożliwych do spełnienia życzeń, ale nie ulega wątpliwości, iż warto się na tej liście znaleźć ze swymi projektami. Budżet ten jest modyfikowany na najniższym szczeblu do września, jeszcze wtedy można dorzucić swoje projekty bądź je zmodyfikować, jeśli istnieją jakieś wątpliwości. Dalej budżet ulega zmianom już na wyższym, raczej niedostępnym szczeblu i przygotowany w taki sposób projekt budżetu trafia do rady gminy. Ta z kolei może go zaaprobować, ale nie musi; może wymagać kolejnych zmian i modyfikacji. Wszystko rozstrzyga się w pierwszym kwartale roku budżetowego. Nie jest to więc proces krótkotrwały. Ale myślę, że wart starań. Tym bardziej, że przeważnie nie istnieją konkretne wymogi przeznaczenia kwoty dofinansowania tak, jak np. w fundacjach, które już na wstępie zaznaczają, że nie dofinansowują bądź to kosztów administracyjnych, bądź kosztów zatrudnienia pracowników. Ale należy pamiętać, że wszelkie projekty powinny dotyczyć tylko i wyłącznie konkretnej gminy, jej problemów i jej mieszkańców. Władz gminy nie interesuje wydźwięk ogólnopolski czy globalny programu, nie mogą więc wydawać pieniędzy na rzecz innych gmin, a tak stałoby się, gdyby program idealny np. dla WFOŚiGW skopiować i domagać się jego wsparcia od gminy. W takich - niewykluczonych przecież - wypadkach bezsprzecznie należy umotywować konkretne efekty i korzyści dla danej gminy, jednocześnie przedstawiając dostosowany dla niej budżet.

W niektórych gminach, zwłaszcza większych, istnieją już programy współpracy między organizacjami pozarządowymi a samorządem terytorialnym. Każda gmina decyduje o tym odrębną uchwałą rady gminy bądź zarządzeniem zarządu gminy. W programach tych istnieją zapisy ściśle określające sposoby dofinansowania programów przedstawianych przez NGO's-y. Określające także bądź to maksymalną kwotę, bądź maksymalny procent udziału gminy w kosztach projektu. W gminach tych rozpisywane są konkursy grantowe w ramach priorytetów przez nią ustalonych. Ale obok tych konkursów nadal istnieją możliwości dotacji - czyli najczęściej 20-procentowego wsparcia organizacji w trudnych, kryzysowych sytuacjach oraz zlecenia - czyli czegoś na kształt przyszłych, coraz popularniejszych kontraktów. Na razie zlecenia obejmują najczęściej działania w sektorze społecznym, który mieści się w tzw. zadaniach własnych gminy - czyli tych, które gmina musi wykonać, i to za własne pieniądze, a - jak wiadomo - organizacje pozarządowe są stosunkowo tanim ich wykonawcą. Ale wracając do ekologii i wspomnianego wcześniej GFOŚiGW, to także zadania własne gminy, zadania samofinansujące - czyli mające swoje przychody, jak i wydatki. A te wydatki to m.in.:

Pod względem prawnym nic więc nie stoi na przeszkodzie, aby tego typu działania organizacje ekologiczne wykonywały na zlecenie gminy (jak na razie korzystają z tego w większości głównie Regionalne Centra Edukacji Ekologicznej, które być może są lepiej zorientowane w tych możliwościach). No, ale aby to osiągnąć, trzeba stać się partnerem gminy. Po prostu.

Wspaniale, gdy organizacja ekologiczna zdobędzie poparcie włodarzy gminy - czyli prezydenta, burmistrza bądź wójta. Jednak nie należy nie doceniać przychylności "szarych" pracowników urzędów, mających doskonałą orientację w problematyce gminnej. Pozyskanie w takich osobach sprzymierzeńca dla działań ekologicznych na pewno znacznie poszerzy wachlarz możliwości organizacji. Poza tym pracowników tego szczebla nie obejmują zmiany powyborcze, które zbliżają się nieuchronnie.

Na zakończenie taka sobie mała dygresja. Być może, gdyby ekolodzy częściej odwiedzali lokalne urzędy gminne, większa byłaby wśród jego decydentów wiedza o zasadach ekorozwoju, o idei ekologii w ogóle. Być może wtedy nie wpadałyby do głów co poniektórych polityków poronione pomysły typu zorganizowanie Olimpiady Zimowej '2006 na terenie jednego z najpiękniejszych zakątków Polski. No bo przecież właśnie Burmistrz Zakopanego przeforsowuje tę ideę, politycy mu przyklaskują, nam jeżą się włosy, decyzje zapadają na naszych oczach i… czy możemy coś jeszcze na to poradzić? No tak, zawsze możemy jeszcze przykuwać się do wycinanych drzew, możemy pikietować, ale zapewne i tak stanie się to, o czym JUŻ zadecydowano. I zrobiono to bez naszego udziału. Niestety. To nie tylko policzek dla wszystkich ekologów, ale - wydaje się - także nasza klęska.

Ewa Nowak
Zachodniopomorskie Towarzystwo Ornitologiczne
z siedzibą w SSO "Świdwie" IE PAN
72-003 Dobra Szczecińska

PS

Adres kontaktowy:

Dyrekcja Ińskiego i Szczecińskiego Parku Krajobrazowego
Mickiewicza 41
70-383 Szczecin
0-91/484-40-21 w. 216 lub 156
park@inet.com.pl
bądź bezpośredni
enowak@um.szczecin.pl


Zielone Brygady nr 16 (118), 16-31 sierpnia 1998