Zielone Brygady nr 17 (119), 1-15 września 1998


NOWE ZJAWISKA W EKOLOGII

Zachowaj czystość! (ideologiczną!) - taki napis widniał kiedyś w pewnej toalecie. Przypomniała mi o nim dyskusja wokół skórzanych butów. Temperatura tej dyskusji każe mieć nadzieję, że nastąpi silna radykalizacja postaw wśród ekologów.

W Tybecie do dziś żywy jest zwyczaj, by zmarłych oddawać na pożarcie ptakom - i jest to nawet specjalny ceremoniał religijny. Można więc mieć nadzieję, że kiedyś radykalny odłam polskich ekologów zechce sprowadzić do Polski ten zwyczaj, którego istotą jest przecież podkreślenie więzi człowieka z Naturą.

W starej, średniowiecznej opowieści japońskiej pewien młodzian, spacerując po lesie, napotkał lwicę z młodymi, zdychającą z głodu. Przejęty bezbrzeżnym współczuciem, oddał swe ciało na pożarcie lwicy i jej lwiątkom, ocalając je w ten sposób od głodowej śmierci i zyskując tytuł "Buddy Miłosierdzia" w następnej inkarnacji. Nie wątpię, że znajdą się w Polsce radykalni ekolodzy, którzy - protestując przeciw istnieniu ogrodów zoologicznych - postanowią zostać np. śniadaniem dla lwów, tygrysów, pum, co byłoby właściwie powrotem do początków chrześcijaństwa, kiedy lwy karmiono pierwszymi chrześcijanami.

A mrówki? Czy mrówki są gorsze? Jakiż miłośnik Przyrody pozwoli się zjeść żywcem przez mrówki? Powodowany wyłącznie miłością do Flory i Fauny, i jednocześnie protestując swym czynem przeciw barbarzyństwu ludzi niszczących lasy?

W Indiach każdego roku wiele tysięcy osób umiera od ukąszenia węży - czyż nie jest to fakt, który powinien zawstydzić polskich ekologów? Tym bardziej, że w tym roku ponoć na południu kraju jest wyjątkowo dużo żmij.

Zaś wrogom skórzanego obuwia przypomnę, że przekazy historyczne mówią o zbłąkanych traperach, których od śmierci głodowej uratowało żucie skórzanego obuwia; Charlie Chaplin potrafił też przyrządzać makaron ze sznurówek. Gdybym się mylił, trzeba by było przedyskutować kwestię ubioru Indian amerykańskich - czy ich ubiory z naturalnych skór są ekologiczne? Takoż Eskimosi - czy mają prawo ubierać się w focze futra?

Paweł Zawadzki

SPROSTOWANIE

W moim tekście - W takie dni dużo można zobaczyć (ZB 11(113)/98, s.21) wspomniałem o derkaczach, pisząc, że jest ich w Polsce 200 sztuk. Jak się dowiedziałem z listu Sekretarz OTOP-u Hanny Rachwald - ptaków tych jest u nas 40 000 odzywających się samców. Liczba ta jest wynikiem liczenia w 1997 r. w ramach projektu BirdLife International, koordynowanego w Polsce przez OTOP. Natomiast Wojciech Mrugowski i Jacek Kaliciuk w tekście Ochrona miejsc występowania i ocena liczebności derkacza (Crex crex) w woj. szczecińskim (ZB nr 13(115)/98, s.34) piszą o 6600-7800 derkaczach w kraju. Osoby mogące rozstrzygnąć tę kwestię, proszę o zabranie głosu w tej sprawie lub o kontakt pod adresem:

Sebastian Sobowiec, Klub EKOTOP
* Mieszczańskiego 3, 39-432 Gorzyce

Wódz

UŚMIECHNIJ SIĘ

Drodzy Koledzy Ekolodzy! Od dłuższego czasu z pewnym rozbawieniem, ale i ze zdumieniem poczytuję sobie rubrykę POLEMIKI - OPINIE - KOMENTARZE. Nie pierwszy to raz na łamach ZB pojawiają się przemiennie dwa lub trzy nazwiska, które we wzniosłych słowach gromią inne wzniosłe słowa będące repliką replik na replikę. Jedyne słuszne argumenty zwalczają inne święte prawdy. Itd. Itp.

Po lekturze ZB nr 14(116)/98, a konkretnie - tekstu pt. Sprawy najprostsze1) do mojego rozbawienia i zdumienia doszła irytacja. Kochani Panowie! (zwracam się tu w szczególności - ale nie tylko - do Olafa i Krzysia,2) których obu lubię i szanuję, a z jednym z nich pracuję biurko w biurko). Czy nie szkoda Wam czasu, energii i klawiatur komputerów na wzajemne obrażanie się? Jestem w stanie zrozumieć, że nie każdy pracuje przy użyciu takiej samej metody. Jeden przykuje się do drzewa, inny puści o tym informację w Internecie, trzeci zabierze dzieciaki do lasu, czwarty pogada o sprawie z władzami. I świetnie! Taka różnorodność tylko nam pomaga. Jeżeli natomiast dajmy na to ekolog komputerowiec uważa, że ekolog wojownik robi coś nie tak, to niech mu udzieli kilku konstruktywnych rad, ale w taki sposób, by tamten nie poczuł się na tyle urażony, żeby obrzucać tego pierwszego inwektywami. Zamiast obrażać wspierajmy się wzajemnie! Póki co, nie ma w ruchu ekologicznym setek tysięcy działaczy ekologicznych, tak więc szkoda, aby energia tych nielicznych szła "w gwizdek". Tak ŕ  propos metod pracy (abstrahuję tu od Św. Anny), działając w ruchu ekologicznym, brałam udział w akcjach prowadzonych w różny sposób. Raz blokowaliśmy główną drogę, to znów robiliśmy happeningi i zbieraliśmy podpisy. Innym razem rozmawialiśmy z władzami, naukowcami, edukowaliśmy dzieci, zgłaszaliśmy różne sprawy do prokuratury. Po tych kilku latach coraz bardziej dochodzę do wniosku, że - o ile jest to możliwe - lepiej nie stawiać sprawy na ostrzu noża. Polska jest specyficznym krajem, gdzie przez lata byliśmy przyzwyczajeni do absurdalnej rzeczywistości, do tego, że władza może wszystko. Jak dawniej Polacy odreagowywali taki stan rzeczy? - śmiechem. Kwitły kabarety, w TV mogliśmy oglądać świetne komedie z przemyconymi aluzjami. Kochani! Od tamtych czasów niewiele się zmieniło! Duża część ludzi nie reaguje na sensacyjne wiadomości, że coś jest nie tak, że ktoś tam we władzach robi swoje interesy, kantuje - zwykła rzecz. Jeżeli natomiast trafimy w ich poczucie humoru, to mamy szansę nie tylko ośmieszyć absurdalną rzeczywistość i jej autorów, ale w dodatku nieźle sprzedać to mediom. Jeżeli umiejętnie pokieruje się sprawą, ośmieszeni wcale nie poczują się obrażeni i będziemy mieli możliwość dalszych z nimi rozmów (nie awantur!) i próby pozyskania ich jako sojuszników.

By nie posądzono mnie o wymyślanie teorii nie mających wiele wspólnego z rzeczywistością, zobrazuję to, co napisałam przykładem z życia. Otóż od roku "Źródła" w Łodzi prowadzą kampanię, której świetlanym celem jest utworzenie Jurajskiego Parku Narodowego. Problem polega m.in. na tym, że władze jednej z gmin nie chcą zgodzić się na utworzenie parku, bo nie mogłyby wtedy organizować największej w Polsce imprezy plenerowej. Polega ona na odpalaniu z pięknych ruin średniowiecznego zamku ogromnych petard. Przy okazji odbywają się liczne, bardzo głośne koncerty. Skutków przyjazdu w jedno miejsce 400 tys. ludzi nie muszę chyba opisywać. Rok temu pojechaliśmy tam z transparentami, ulotkami, mądrymi minami (klasyczna metoda). Nas - 4 osoby, ich - setki tysięcy. Mieliśmy szczęście, że nikt z podpitych z tłumu nas nie pobił. Stwierdziliśmy, że ta metoda w takiej sytuacji jest bez sensu. Postanowiliśmy albo coś zmienić, albo nie robić nic. Zaczęliśmy spotykać się z miejscową ludnością, władzami, osobami opiniotwórczymi na tym terenie. Nie były to kłótnie czy "wymądrzanie się miastowych" (bo tak to mogłoby być odebrane), ale spokojne rozmowy przy herbatce i ciastkach i próba zrozumienia drugiej strony. W czasie pokazów nie przykuliśmy się, jak prorokowali niektórzy dziennikarze, do barierek na zamku, żeby zepsuć imprezę, ale wystąpiliśmy jako Duchy Zamku Olsztyńskiego, które - zbudzone kolejnym najazdem na ich twierdzę - zwróciły się do organizatorów, władz, mediów i uczestników o uszanowanie ciszy i spokoju, bo tego wymaga profesja duchów, jak i o zaprzestanie dewastacji podzamkowych błoni, lasów, wzgórz. Całość była utrzymana w zabawnej formie i dlatego, pomimo że de facto uderzała w imprezę, została odebrana życzliwie. Ludzie reagowali uśmiechem, podpisywali petycje do rządu o utworzenie parku, media pozytywnie opisały całe zdarzenie, a główny organizator nie dość, że na łamach prasy wypowiedział się, że był to żart w dobrym stylu, to sam podpisał petycję i zaproponował zorganizowanie spotkania na temat parku, wystawy zdjęć i innych imprez promujących park. Zapewne gdybyśmy przykuli się do tych nieszczęsnych barierek, impreza mogłaby się nie odbyć albo opóźniłaby się, a po czymś takim wszelkie dalsze rozmowy z władzami gminy na temat parku narodowego byłyby niemożliwe.

Rozumiem oczywiście, że są sytuacje, kiedy trzeba natychmiast reagować i czegoś bronić, ale w większości przypadków akcje radykalne są ostatecznością i dlatego gorąco polecam metody, które wywołują uśmiech i życzliwość. Podobnie rzecz się ma z załatwianiem wszelkich spraw w urzędach. W miejsce wiecznych pretensji i żądań spróbujmy wymyślić coś sympatycznego. Można np. wręczać co roku statuetkę "Zielonego Anioła Stróża" osobom najbardziej wspierającym ekologię. Można zapraszać ważne osoby na robione przez Was koncerty, wystawy, spotkania. Nie jest to podlizywanie się, ale zjednywanie sobie sprzymierzeńców. A tych nigdy dosyć.

Tylko że musimy zacząć od siebie. Mam nadzieję, że nie będę musiała często czytać, jak osoby, którym chodzi w sumie o to samo, obrzucają się mniej lub bardziej wyrafinowanymi złośliwościami. Czy nie dosyć mamy kłopotów z absurdem dookoła, żeby jeszcze dorzucać do tego swoje trzy grosze?

A tak już na sam koniec, polecam ciekawe doświadczenie: spróbujcie się kiedyś uśmiechnąć i powiedzieć coś ciepłego osobie, która akurat wyładowuje na Was swoje frustracje. Zobaczcie, jakie to robi wrażenie.

Pozdrawiam Serdecznie!

Joanna Matusiak
Ośrodek Działań Ekologicznych "Źródła"
* Kilińskiego 78
90-119 Łódź
) 0-42/630-17-49

1) Olaf Swolkień, Sprawy najprostsze [w:] ZB nr 14(116)/98, ss.52-54.

2) Krzysztof Wychowałek, Święte krowy??? [w:] ZB nr 12(114)/98, ss.61-63.

ZANIM NAPISZESZ - NAUCZ SIĘ CZYTAĆ

Czy można pisać, nie umiejąc czytać? Wydawałoby się, że nie. A jednak... Można. Dowodzi tego artykuł Roberta Surmy Bojkot produktów chińskich i inne takie...,1) w którym zawarta jest nierzetelna polemika.

O nierzetelnej metodzie polemicznej polegającej na polemizowaniu polemisty z samym sobą, a nie z krytykowanym tekstem pisałem już kiedyś w artykule Mrocznozielona alternatywa, czyli nie jestem przeciw rudej żyrafie.2) Nie będę więc szerzej tej sprawy tu rozwijał. Wróćmy do "polemiki" Roberta Surmy.

W październiku zeszłego roku profesor Lech Ostasz opublikował długi artykuł zatytułowany Słabości ruchu proekologicznego.3)

Pojawiło się kilka polemik, w tym i moja pt. Rozmnażający się Podhalanie.4)

W kwietniu tego roku Robert Surma w artykule Bojkot produktów chińskich i inne takie... stwierdził, że polemiki te były - cytuję: niestety, zupełnie nietrafione, tzn. nie na temat. Dotyczyły one jedynie dygresji pana Ostasza (sprawy opcji politycznych, odniesień religijnych i sprawy zapory czorsztyńskiej). Żadna z polemik nie dotykała istoty artykułu: problemu przeludnienia!

Kilka zdań. A sporo w nich fałszu.

Po pierwsze.

Zwracam uwagę, że moja polemika jest na temat. Polemika bowiem jest na temat, gdy dotyczy tego, co zostało napisane. Nawet gdyby to były dygresje. Ostatecznie (a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo) nikt profesora Ostasza do pisania dygresji nie zmuszał. Sam chciał. A że o zaporze czorsztyńskiej napisał brednie (cud profesora Ostasza), więc je skrytykowałem. Proste? Proste.

Po drugie.

Krytykowanie dygresji jest polemiką na temat. Ale (czego nie sposób prześlepić, jeśli umie się czytać) w moim tekście - Rozmnażający się Podhalanie sprawa czorsztyńskiego cudu profesora Ostasza poruszona jest dopiero w drugiej części (oddzielonej wyraźnie śródtytułem) w związku z krytyką pewnej "dobrej" rady, jakiej profesor Ostasz udzielił polskiemu ruchowi ekologicznemu. Radę tę nazwę teraz tak, jak na to zasługuje, czyli KUKUŁĄ PROFESORA OSTASZA. A brzmi ona - cytuję:

Takim czynnikiem, który musi być zawsze i ciągle uwzględniany, jest przeciwstawianie się nadmiernemu przyrostowi liczby ludzi. Uważam, że każdy protest ekologiczny bez nawiązania do tego czynnika nic pozytywnego nie wnosi, podkreślam: nic pozytywnego.

Uważam, że poważne potraktowanie tej rady i zastosowanie się do niej byłoby aktem samobójczym. Kto uważa inaczej - niech się zastosuje. Z zainteresowaniem poobserwuję efekty.

Ta kukułowata "rada" nie jest w artykule Profesora żadną dygresją. Jest tego artykułu istotnym, jeśli nie najistotniejszym punktem.

Po trzecie.

Czy istotą, jak twierdzi Robert Surma, artykułu profesora Ostasza jest problem przeludnienia? Nie jest. Gdyby tak było, to artykułu Profesora nie warto byłoby drukować. O problemie przeludnienia z tego długiego (dziesięciostronicowego!) artykułu Czytelnik nie dowie się nic.

Po czwarte.

Co jest istotą artykułu profesora Ostasza? Otóż treść i istota artykułu są zgodne z jego tytułem. Artykuł traktuje o słabościach ruchu ekologicznego. I też (artykuł) mocny nie jest.

Kończąc.

Poza nierzetelnością krytykowana polemika Roberta Surmy ma jeszcze jedną, nieprzyjemną cechę. Napisana jest nieznośnym stylem małego besserwissera, który z dużym tupetem udziela ruchowi ekologicznemu "dobrych" rad. Mniej więcej tak "dobrych", jak krytykowana przeze mnie rada profesora Ostasza. Wobec powyższego postanowiłem i ja udzielić Robertowi Surmie rady. Jednej.

Zanim napiszesz (polemikę) - naucz się czytać. Przy czym mam na myśli nie proste, mechaniczne składanie liter, ale czytanie w pełnym tego słowa sensie. Czyli ZE ZRO-ZU-MIE-NIEM.

Stanisław Zubek

PS

I profesor Ostasz, i Robert Surma dużo napisali o usprawnianiu ruchu ekologicznego. Ale. Tandetnym pisaniem nie usprawni się nic.

1) Robert Surma, Bojkot produktów chińskich i inne takie… [w:] ZB nr 8(110)/98, ss.58-61.

2) Stanisław Zubek, Mrocznozielona alternatywa, czyli nie jestem przeciw rudej żyrafie [w:] ZB nr 5(107)/98, s.40.

3) Lech Ostasz, Słabości ruchu proekologicznego [w:] ZB nr 10(100)/97, ss.2-11.

4) Stanisław Zubek, Rozmnażający się Podhalanie [w:] ZB nr 12(102)/97, ss.74-75.

ODPOWIEDź DLA XPERTA1)

W czasie zjazdu w Inowłodzu spotkanie w sprawie edukacji ekologicznej zostało przez większość ludzi olane, wprawdzie nie aż tak, jak to o inwestycjach w Bełchatowie, ale jednak. OK, w końcu nie każdego musi interesować ten temat. Gorzej z tym, że jednemu z olewających zrobiło się żal swej nieobecności i wysunął ciekawą tezę: "Nie poszedłem, więc spotkania nie było".2)

Otóż Xpercie, to, że nie przyszedłeś na to spotkanie nie oznacza, że się ono nie odbyło. Przybyły na nie nie dwie, a kilkanaście osób. Wprawdzie zostało ono przesunięte spod tyczki za szałasy, jednak kartka z odpowiednią informacją znalazła się tak na owej nieszczęsnej tyczce, jak i na tablicy. A na miejscu (za szałasami) czekaliśmy jeszcze z kwadrans, na wypadek, gdyby ktoś miał się spóźnić z powodu zamieszania. Jeśli chodzi o osoby zgłaszające (celowo nie używam określenia "prowadzące", jako że spotkanie to było drugą po kwestii Bełchatowa, jeszcze bardziej olaną - 8 osób - dyskusją, nie parodią, jak buty i feminizm czy suchą prelekcją, jak cała reszta spotkań), to rzeczywiście były dwie. faktycznie jedna z nich była dziewczyną, jednak jeśli chodzi o drugą osobę, to albo brakuje mi elementarnej wiedzy biologicznej, albo mimo wszystko jestem chłopakiem. Tyle.

Narciarz

  1. Tekst ten jest odpowiedzią na czwarty akapit artykułu Krzyśka "Xperta" Wychowałka, Niesmak po Inowłodzu [w:] ZB nr 14(116)/98, s.50.
  1. Nie są to oczywiście dokładne słowa Krzyśka, lecz mój subiektywny ich odbiór.


Zielone Brygady nr 17 (119), 1-15 września 1998