Zielone Brygady nr 17 (119), 1-15 września 1998
Od paru miesięcy usłyszeć można o tzw. uszczelnianiu granicy wschodniej. Myliłby się jednak ten, kto myślałby, że oznacza to po prostu bardziej czujne pilnowanie przecinek leśnych w Białowieży i w Bieszczadach. Eufemistyczne "uszczelnianie" dotyczy bowiem przejść granicznych. To, co z takim trudem udało się w ciągu paru lat osiągnąć - a więc liberalizacja przepisów granicznych - okazać się może, a w zasadzie już okazuje się wysiłkiem daremnym. Dlaczego? Czyżby rozwój współpracy i kontaktów ze wschodnimi sąsiadami był czymś niepotrzebnym? A może "uszczelnianie" wynika ze szczegółowych badań i analiz, jednoznacznie wskazujących na straty, spowodowane otwarciem się na kraje Europy Wschodniej? Skądże znowu! Argumentem za "uszczelnianiem" są wymagania, jakie stawia nam Unia Europejska.
Gdzieś przed rokiem dowiedziałem się, że umowa o ruchu bezwizowym między Polską a Ukrainą wreszcie weszła w życie. Tymczasem niedawno z telewizji usłyszałem, że wobec wymagań Unii Europejskiej umowa ta w niedługiej przyszłości może po prostu stać się fikcją. Granica z Białorusią już uszczelniona. Przypatrzmy się bliżej.
- Uszczelnianie granic to ukrócenie prymitywnego, barbarzyńskiego i azjatyckiego handlu bazarowego, na który w Europie być miejsca nie może! - niejeden "Europejczyk" zapewne zawoła, zmierzając dziarsko w stronę europejskiego supermarketu, który właśnie podatkowe wakacje świętuje. Naszemu Europejczykowi poprawnego rozumowania nie sposób odmówić! Restrykcje wizowe to rzeczywiste prymitywnego handlu ukrócenie!
Jeden z efektów owego "uszczelnienia" i "ukrócenia", a co za tym idzie zmniejszenia ruchu granicznego, to utrata miejsc pracy przez utrzymujących się z handlu przygranicznego. Informacja ta pojawiła się nawet w mediach, ale jakoś tak boczkiem, po czym przeszła, znikła i przeminęła. Ludzie żyli z handlu - handel barbarzyński, a więc ukrócić go trzeba. Tak więc rozwijamy się po europejsku!
Obraz naszego postępu powszedniego dość dziwny się zatem przed naszymi oczyma maluje. Tak więc: wpuścić wielki koncern, udzielić mu podatkowych wakacji, dać gwarancje rządowe dla Cepeliady '2006, budować nieopłacalne autostrady, obcinać dotacje kolejom - to postęp, Europa, wolny rynek i demokracja.
Natomiast pozwolić rozwinąć się handlowi przygranicznemu, rozwinąć kontakty ze wschodnimi sąsiadami, dać zarobić małym firmom, to z kolei - jak widać - barbarzyństwo, zacofanie i nieeuropejskość.
Wspomnieć także warto, że przed kilkoma laty pomysły "uszczelniania" wschodnich granic wysuwali także "prawdziwi Polacy" z prawicy. Polacy z prawicy są zresztą nie tylko "prawdziwi", ale także kochają polską rodzinę. Czyżby więc rodzinna firma żyjąca z przygranicznego handlu tak naprawdę rodzinna nie była? A czyż mieszkający na Białorusi Polak jako "nieprawdziwy" naszym "prawdziwym Polakom" się jawi? Kto to wie?
Jednym z argumentów, który zgodnie pojawiał się zarówno u "Polaków prawdziwych", jak i "europejskich postępowców", jest sprawa przestępstw dokonywanych przez zorganizowane grupy z krajów za wschodnią granicą. Wniosek z tego - należy "uszczelniać" granicę. Wygląda więc na to, że pokorny wobec prawa "ruski mafioso" ukorzy się przed europejskości majestatem i na pewno wizy sobie nie kupi, uczciwy polski celnik na pewno nikogo złego do kraju nie wpuści, a Polska będzie krajem w pełni bezpiecznym, gdzie zapanuje ład, dobrobyt i ogólne szczęście.
Oczywiście rozwojowe pomysły naszych dzielnych postępowców nie pozostają bez echa w krajach za wschodnią granicą. Podobne wymagania, jak nasi dzielni "Europejczycy", wprowadziła wobec obywateli polskich Białoruś. Każdy chce być prestiżowy i europejski! Kraj ten zresztą słynie już i tak z postkomunistycznych obyczajów i chamstwa służb granicznych. Czy klimat "uszczelniania" pomoże w normalnieniu życia na Białorusi czy w innych krajach Europy Wschodniej? Tymczasem w naszych mediach usłyszeć można też o dalszym planowanym "uszczelnianiu". Argument - Unia Europejska tego od nas chce. Osobiście przyznać muszę, że przyglądnąłem się faktom i swoją prywatną, zaściankową i sarmacką opinię śmiałem sobie wyrobić. Niepostępową, nieeuropejską i nieprestiżową.
Kwestii z tematem związanych jest wiele - wystarczy zwrócić uwagę na rzeczywisty wpływ "uszczelniania" granic na bytowanie ludzi na terenach przygranicza. Problem jest oczywiście szerszy.
Jest to w ogóle pytanie o kierunek polskiego rozwoju. Wizja bycia "przedmurzem" i "policjantem" stojącym na granicy "Europy A" i odgradzanie się od "Europy B" (która według niektórych w ogóle do Europy nie należy), wydaje się niekoniecznie ciekawa. Jest zresztą tak samo głupia, jak pojawiające się od czasu do czasu w kręgach prawicowych pomysły sojuszu z Rosją przeciw Zachodowi.
Chciałbym przypomnieć, że to właśnie w Zjednoczonej Europie mafie z krajów byłego ZSRR prowadzą szereg swoich biznesów, jak np. burdele, gdzie przetrzymuje się siłą kobiety z Europy Wschodniej. Co na to unijni eksperci?
I jeszcze informacja z ostatniej chwili. 27.9.br. w telewizyjnych "Wiadomościach" usłyszeć można było, że dalszego uszczelniania granicy wschodniej domagają się obywatele polscy.