Strona główna 

ZB nr 6(12)/90, Czerwiec '90

O PRAWDZIWIE GŁĘBOKIEJ EKOLOGII

Zaroiło się od ekologów. Właściwie dzisiaj do ekologii przyznaje się każdy. Ponieważ prawie wszyscy są ekologami, a nie wszyscy chcą być tacy jak wszyscy - niektórzy wymyślili tzw. ekologię głęboką. Przymiotnik uwzniaśla i nadaje większego ciężaru gatunkowego obecnie już szarganemu słowu. "Ekologowie głębocy" jak sama nazwa wskazuje próbują sięgać głębiej i tam w tych głębinach ludzkiej świadomości (ale chyba jednak nie podświadomości) dokonywać zmian, które mają zaowocować uratowaniem życia na Ziemi i osiągnięciem harmonii człowieka (jako gatunku i jednostki) ze Wszechświatem. O cóż mi idzie? Ano o to, że nie chcę być jak wszyscy ekologowie głębocy i rzucam hasło "prawdziwie głębokiej ekologii". Otóż uważam, że "głębocy" grzeszą niekonsekwencją. Bo:

a więc:
  1. Uznajemy za "pożyteczne" tylko niektóre postacie życia a inne bezlitośnie tępimy, np. muchy, prusaki, pchły, wszy, karaluchy, pluskwy, myszy, szczury wymieniając tylko najbardziej znane.
  2. Niedoceniamy znaczenia naturalnego brudu, który należy odróżnić od brudu cywilizacyjnego. Brud jest to przecież nic innego jak oaza pulsującego życia - miliardy drobnoustrojów, tysiące jednostek systematycznych. Tworzymy idealne - nienaturalnie czystą (czytaj martwą) przestrzeń wokół siebie.
  3. Niedoceniamy mądrości naszych własnych organizmów. Organizm ludzki jest bardzo skomplikowaną "maszyną" (to nie jest dobre określenie jest za bardzo skomplikowany, aby można go było nazwać maszyną). W tym że organizm ludzki wydziela naturalne substancje jest jakaś ogromna mądrość natury. My - ludzie XX i XXI wieku staramy się usunąć te substancje z powierzchni skóry stajemy się sztucznie czystymi maszynami. Tzw. smród to pojęcie względne. Pierwotny subtelny zmysł powonienia, jakim kierowali się nasi bardzo odlegli przodkowie został obecnie zredukowany do odczuwania zaledwie kilkudziesięciu zapachów naturalnych. Reszta to smród cywilizacyjny. Według mnie śmierdzi ten człowiek, który wg ogólnie przyjętych norm pachnie, a pachnie ten, którego uważamy za śmierdziela.
Przedstawione wyżej refleksje stanowią jedynie przykłady niekonsekwencji w myśleniu holistycznym. Ukazują zakłamanie tzw. głębokiej ekologii. Przyjaciele! Twórzmy podstawy światopoglądowe do prawdziwie głębokiej ekologii, zerwijmy z asekurantyzmem i brakiem zdecydowania. Powróćmy do natury. Hasło na dziś brzmi: "Życie znaczy życie, czystość znaczy śmierć".
Na zakończenie chciałbym nadmienić, że nie zgadzam się z wyżej ogłoszonymi poglądami. Każda idea gdy już się materializuje (czytaj znajduje dostatecznie dużą liczbę zwolenników wcielających ją w czyn) ma naturalną tendencję do przechodzenia w fanatyzm. Niech tzw. prawdziwie głęboka ekologia będzie przestrogą przed nieistniejącym, ale mogącym się narodzić fanatyzmem ekologicznym.
Nie ma dobrego i złego fanatyzmu.
Fanatyzm jest zły ze swej istoty.

Marcin Stoczkiewicz
FZ Kraków

Chociaż nie uważam się za ekologa głębokiego, a już w żadnym wypadku prawdziwie głębokiego, to niektórych stwierdzeń Autora nie uznałbym za przesadny fanatyzm. Szczególnie problem przesadnej dbałości o higienę wydaje się wart rozważenia. I nie mam tu na myśli negatywnego wplywu dezodorantów i detergentów na środowisko (o czym wie każdy nawet płytki ekolog) ale właśnie zbyt częste mycie. Mycie rano, w południe, po południu i wieczorem.
Autor ma rację, że nasza skóra to "oaza pulsującego życia". Na skórze każdy człowiek nosi miliardy drobnoustrojów żyjących z nią w symbiozie (!). Zabijając je w czasie mycia wyjaławiamy skórę i osłabiamy naturalną barierę chroniącą nasz organizm przed negatywnym wpływem środowiska (np. ułatwiamy wtargnięcie "obcych" drobnoustrojów). I chociaż nie namawiam nikogo do pójścia w ślady św. Franciszka czy bł. Kingi (oczywiście w częstości mycia!), to radzę zachować umiar także w tzw. higienie.

(pr)




ZB nr 6(12)/90, Czerwiec '90

Początek strony