Strona główna   Spis treści 

ZB nr 18(120)/98, 16-30.9.98
RECENZJE


 
 


CYWILIZACJA NAUKOWO-TECHNICZNA
NA ŁAWIE OSKARŻONYCH

Z dumą oglądam tę stal na milę
w niej moich wizji jest żywe mięso
walka o konstrukcję zamiast stylów
rachunek surowy śrub i przęseł.

Włodzimierz Majakowski, "Most Brukliński"

Przyznam szczerze, że pewnym niepokojem napawa mnie fakt, iż wydana 3 lata temu praca prof. Henryka Skolimowskiego, poświęcona relacjom człowiek - przyroda - technika, przeszła w środowisku ekologicznym niemal bez echa, nie wywołując żadnej ożywionej dyskusji. Ba, nie natrafiłem nawet na bardziej wyczerpującą prezentację wątków w niej zawartych, a o samej książce dowiedziałem się 2 lata po jej edycji, podczas lektury Planety nie tylko ludzi Konrada Waloszczyka,1) by w końcu dotrzeć do niej zupełnie przypadkowo, dzięki uprzejmości Red. naczelnego ZB. Jeśli książki tej klasy przechodzą niemal niezauważone, jeśli w ogólnopolskim piśmie ekologów, jakim są ZB, nie pojawia się najmniejsza wzmianka na ten temat, jeśli nawet specjalizujące się w radykalnej krytyce współczesnej cywilizacji "Dzikie Życie" nie komentuje obszernie zawartości tego dzieła, to wydaje mi się, że coś tu jest nie w porządku.

Można oczywiście zapytać: cóż po Skolimowskim w czasie marnym, cóż po lekturze książki Technika a przeznaczenie człowieka, gdy tną ostatnie naturalne lasy i asfaltują parki krajobrazowe? Ale wydaje się, że bez głębokiej refleksji nad tezami prof. Henryka Skolimowskiego nie sposób stworzyć sensownej alternatywy dla niszczącego przyrodę systemu, nie sposób wyjść poza zaklęty krąg doraźnych akcji i tłumaczenia obecnego katastrofalnego stanu ziemskiego ekosystemu takimi oto rewelacjami, jak patriarchalna kultura, przeludnienie czy też niedostatecznie rozwinięta sieć ścieżek rowerowych, pojemników na posegregowane odpady i sklepów oferujących "wegetariańskie" buty.

Jeśli jest w Polsce ktoś, kto nie tylko zadaje głębokie pytania, lecz stara się udzielać na nie równie głębokich odpowiedzi, to jest nim niewątpliwie prof. Skolimowski. Właściwie postaci uczonego nie trzeba (mam nadzieję) przedstawiać nikomu z osób w jakikolwiek sposób związanych z ruchem ekologicznym w Polsce. Autor kilku jakże ważkich książek, twórca oryginalnej koncepcji filozoficznej dotyczącej współzależności między egzystencją rodzaju ludzkiego a stanem planety, człowiek, którego wkład w myśl ekologiczną jest niezwykle bogaty i nader inspirujący. Tym bardziej byłoby szkoda, gdyby zawarte we wspomnianej książce tezy przeszły bez echa, zostały szybko zapomniane bądź też wręcz nie dotarły w ogóle do wszystkich osób, którym bliskie są ideały ochrony przyrodniczego systemu Ziemi. Pracy prof. Skolimowskiego nie ma już w księgarniach, więc zamiast zachęcać do sięgania do źródła, przystąpmy do zreferowania jej zawartości, dodając tu i ówdzie odrobinę własnych refleksji, a tezy autora wspierając słowami innych twórców, którzy dochodząc do podobnych wniosków cząstkowych, nie pokusili się o przedstawienie równie wyczerpującej prezentacji interesującego nas zjawiska.

Podstawowym problemem nurtującym prof. Skolimowskiego podczas tworzenia omawianej pracy wydaje się być kwestia dotycząca tego, jak technologia - rozumiana jako pewien spójny system rozwiązań technicznych i towarzyszącej im mentalności - oddziałuje na środowisko naturalne, jak kształtuje ludzki sposób postrzegania świata przyrodniczego i kulturowego, jakie wreszcie rozwiązania proponuje w dobie powszechnie już dostrzegalnego "ekobójstwa". Wysiłek twórczy podjęty przez Autora jest także wyrazem sprzeciwu wobec egzystencji w rzeczywistości, której ramy i kształt wyznaczane są przez myślenie kategoriami technicznymi, a której najbardziej widocznym i najbardziej dokuczliwym przejawem wydaje się być: Pragmatyczne zacięcie wobec świata, preferowanie wartości wymierzalnych i pragmatycznych, nastawienie się na konsumpcjonizm raczej [nawet jeśli jest to "zielona" konsumpcja - R. O.] niż na życie wewnętrzne (…) (s.7). Autor poddaje analizie całokształt technologicznego systemu, jego poszczególne elementy, towarzyszącą im mitologię mającą uprawomocnić funkcjonowanie śmiercionośnej całości oraz mechanizmy, które umożliwiają ciągły rozrost i jego przenikanie w coraz to nowe dziedziny życia, mimo mającej wieloletnią historię krytyki wykazującej dobitnie, iż mimo obietnic nie oferuje on tak naprawdę nic godnego uwagi.

Skolimowski nie pretenduje przy tym do roli odkrywcy białych plam i chętnie przybliża czytelnikom te stanowiska krytyczne wobec technokratycznego stanu rzeczy, których autorzy opisali dany aspekt problemu na tyle dobrze, by nie istniała potrzeba powielania ich dorobku (za jedną z najbardziej wnikliwych analiz destruktywnego charakteru techniki uznaje Perfekcję techniki F. G. Jngera, której fragmenty i omówienie ZB zamieściły niedawno dzięki moim staraniom.2) Sama krytyka cywilizacji technologicznej jest - zdaniem autora omawianej pracy - koniecznością dziejową, bowiem: Nasza cywilizacja znajduje się w punkcie zwrotnym. Wypaliły się dawne struktury myślowe. Dawne relacje z przyrodą okazują się nieadekwatne, a co więcej destrukcyjne również dla samego człowieka. Nie możemy więc powielać (…) starych wierzeń w dawną czcigodną technologię. Musimy szukać nowych horyzontów, nowych systemów myślowych, nowego sposobu symbiozy z przyrodą i wszelkim stworzeniem - bo tylko wtedy przeznaczenie człowieka okaże się prawdziwą monetą, a nie konsumpcjonistycznym surogatem. Przeznaczeniem człowieka nie jest poddaństwo wobec techniki czy wulgarny konsumpcjonizm, ale wyzwolenie i samorealizacja (s.10).

Pierwszym z całościowych problemów, które rozpatruje prof. Skolimowski, jest natura nauki i jej rola w technologicznym porządku. Z nauką jako spójną, światopoglądotwórczą, ekspansywną i uprawomocniającą ład społeczny całością mamy do czynienia dopiero od czasów renesansu, kiedy to zsekularyzowany układ wiedzy wypierać począł system wierzeń. Okres ów należy postrzegać jako czasy starcia dwóch przeciwstawnych koncepcji dotyczących roli człowieka w świecie. Średniowieczny porządek podkopywany prądami reformacyjnymi i nowinkami naukowymi upadł, mimo wysiłków dążących do wyeliminowania zagrożenia poprzez m.in. uśmiercenie Giordano Bruno i proces wytoczony Galileuszowi, a jego miejsce zajęła taka forma organizacji społecznej, która naukę (a następnie technikę) wyniosła na piedestał. Technocentryzm zwyciężył teocentryzm.

Ów proces Galileusza jest dla Skolimowskiego symboliczny. Naukowiec ten reprezentuje bowiem całą cywilizację naukowo-techniczną i jej ideały. Jego proces, choć - rzecz jasna - nie pochwalany przez Skolimowskiego (ale i nie potępiany z pozycji Woltera i jego zapyziałych następców, a rozumiany jako mechanizm obronny cywilizacji średniowiecznej), jest pierwszym w dziejach tak dobitnym zakwestionowaniem możliwości nauki. O ile jednak w czasach Galileusza nauka niosła ze sobą pewien potencjał i obietnice bardziej godnego życia, o tyle dziedzictwo kilku wieków jej dominacji, spuścizna monstrualnych konfliktów zbrojnych, niespotykane w dziejach wyniszczenie ekosystemu, degrengolada kulturowa, a przede wszystkim wykrystalizowanie się sytuacji, w której nauka stała się siłą podtrzymującą szaleńczy porządek sprawiają, że - zdaniem Profesora - konieczny jest drugi proces Galileusza, czyli nauki. Tak jak Galileusz występował przeciwko systemowi przednaukowemu w imię wartości utożsamianych z nauką, tak my, mając na uwadze dziedzictwo kilkuwiekowego trwania postgalileuszowskiego układu powinniśmy wystąpić przeciw niemu w imię wartości ekologicznych i kulturowych, które są zagrożone. Tym razem nie będzie to proces w obronie (średniowiecznego) status quo, lecz protest przeciwko (technokratycznemu) obecnemu stanowi rzeczy.

Dlaczego należy osądzić tę naukę, której narodziny w ujęciu Skolimowskiego symbolizuje Galileusz? Otóż dlatego, że nowożytna nauka jest bezpośrednio odpowiedzialna zarówno za stworzenie technicznych możliwości rabunkowej eksploatacji przyrody, jak i przede wszystkim za wykreowanie takiego światopoglądu i takiej teoretycznej wizji rzeczywistości, które sprawiają, że człowiek epoki nowożytnej ów podbój uważa za coś najzwyklejszego i niekwestionowanego. Skolimowski pisze: Technologia jest (…) częścią racjonalnego światopoglądu kształtowanego przez naukę. Technologia jest częścią budowy społecznej zachodniego społeczeństwa. Technologia widziana jako część całej cywilizacji zachodniej jest tylko odgałęzieniem nauki zachodniej (s.18), a jako integralny element owej nauki służy bezwzględnemu niszczeniu przyrody: Technologia jest tylko bardziej bezwzględnym, aby nie powiedzieć brutalnym, wcieleniem Baconowskiego motta: "Wiedza jest siłą"; jest więc wcieleniem idei postępu w kategoriach materialistycznych. Stąd też postęp w społeczeństwie technologicznym to postęp ilościowy, to postęp w nabywaniu rzeczy, to postęp - mówiąc krótko - pojęty w sposób trywialny (ss.18-19). Nieistnienie, wbrew sądom obrońców "dobrej" nauki przed "złą" techniką, realnego podziału między naukowym uzasadnieniem (teorią) a technologicznym zrealizowaniem (praktyką) dostrzega także George Picht, który pisze: Rozróżnienie na naukę i technikę jest już w zaczątkach fałszywe; w XX w. stało się fałszem na dobre, ponieważ dzisiaj między badaniem teoretycznym i techniczną innowacją zachodzi stosunek wzajemności, który nie pozwala już przyzwoicie rozdzielić obu dziedzin.3)

Prof. Skolimowski dokonuje tak gwałtownego ataku na podwaliny nowożytnej cywilizacji, gdyż: Nauka jako instytucja społeczna, (…) jako kościec systemu, na którym spoczywa nasza wiedza, a przede wszystkim nauka jako forma racjonalnego światopoglądu determinuje ludzi i społeczeństwa (s.19), a tymczasem (…) głównym powodem naszych społecznych dylematów, wynikłych ze szkodliwych ubocznych efektów postępu technicznego, jest nie tyle nasza nieumiejętność obchodzenia się z technologią i jej zdobyczami, ile przede wszystkim sam charakter naszej racjonalistycznej porenesansowej ideologii. W charakterze pogalileuszowej nauki (…) wydają się tkwić pewne inherentne destruktywne elementy, które tworzą nasz obecny dylemat i nieunikniony kryzys (s.22). Dlatego też Henryk Skolimowski nie proponuje nam naiwnej i krótkowzrocznej reformy istniejącego, wadliwego porządku naukowo-technicznego, lecz jego odrzucenie, radykalną zmianę aksjomatów podtrzymujących barbarzyński układ, swoistą - używając słów Juliusa Evoli - rewoltę przeciw współczesnemu światu.

Owa przemiana nie miałaby oczywiście polegać na jakiś gwałtownych, burzliwych działaniach, lecz na głębokich zmianach duchowych oraz stworzeniu Nowej Nauki, opartej na założeniach odmiennych niż dotychczasowe. Ta nauka, która byłaby w stanie odpowiedzieć na wyzwania ery kryzysu ekologiczno-kulturowego powinna być - bardziej zharmonizowana z naturą ludzką, z naturą społeczeństwa ludzkiego i z naturą natury (s.23). Istniejąca od kilku wieków nauka i jej technologiczne ramię doprowadziły bowiem do sytuacji, która słowami E. F. Schumachera wyraża się następująco: Współczesny świat, uformowany przez technikę, znalazł się nagle (…) w trzech kryzysach jednocześnie. Po pierwsze buntuje się ludzka natura, która dusi się i głupieje w nieludzkich strukturach technicznych, organizacyjnych i politycznych. Po drugie: środowisko naturalne, będące ostoją dla ludzkiego życia, jęczy i wije się w boleściach i widać już oznaki częściowego załamania. Po trzecie, (…) gwałtowne tempo zużycia nieodtwarzalnych zasobów ziemi (…) zapowiada poważne braki i rzeczywiste wyczerpanie (…) w nieodległej przyszłości.4)

Jako że sednem książki jest krytyka nowożytnej cywilizacji naukowo-technicznej, przyjrzyjmy się bardziej szczegółowo samej istocie nowoczesnej techniki. Zdaniem Autora omawianej pracy, technologia dzisiejsza tym różni się od technologii wpisanych w ramy dawnych cywilizacji, epok i kręgów kulturowych, że dopiero od czasów renesansu pełni rolę narzędzia służącego do kontrolowania natury. Technika dopiero wtedy staje się naprawdę groźna dla przyrody i rodzaju ludzkiego, kiedy rozwija się na gruncie specyficznej podbudowy teoretycznej, jaką jest przekonanie o jedynej drodze rozwoju - drodze podboju natury. W tych epokach, w których stosunek człowieka do przyrody nie opierał się na przekonaniu o konieczności jej podboju, po pierwsze - rozwój technologiczny był marginalną kwestią społeczną i nie ogniskował wokół siebie poważniejszych wysiłków teoretycznych i praktycznych, a co za tym idzie ludzkość funkcjonowała na takim poziomie technicznym, który uniemożliwiał zadanie naturze zbyt bolesnych ran w skali globu; po drugie (i to jest szczególnie istotne) - istniejące już technologie nie były wykorzystywane w maksymalnym stopniu do eksploatacji przyrody, bowiem na taką działalność po prostu nie istniało zapotrzebowanie społeczne. Nie istniał ideał podboju natury, a jego miejsce wypełniały ideały godnego życia, rozwoju duchowego, oddania się Bogu, a na płaszczyźnie wytworów materialnych były to ideały tworzenia przedmiotów służących Prawdzie, Dobru i Pięknu.

Jako przykład takiego funkcjonowania technologii, które nie wyrządzało istotniejszych i grożących trwałym zachwianiem równowagi biologicznej szkód, przywołuje prof. Skolimowski cywilizację chińską, starożytną Grecję oraz średniowieczną Europę, choć równie dobrze można by tu mówić o którejkolwiek z dawnych kultur. Cywilizacja chińska, choć w okresie swej świetności była nad podziw rozwinięta technicznie w porównaniu z innymi kręgami kulturowymi, to jednak przesiąknięta pierwiastkiem duchowym oddziaływała na przyrodę w stopniu znikomym. Podobnie rzecz miała się z dawną Grecją, gdzie idea, którą dziś nazwalibyśmy koncepcją postępu czy też wzrostu gospodarczego była ówczesnym ludziom obca, a nawet traktowano ją z pogardą, natomiast przyrodę czczono i obdarzano szacunkiem. I wreszcie średniowiecze, które zasługuje na szczególną uwagę, bowiem jest to epoka najbliższa nam pod względem chronologicznym i kulturowym, a w dodatku ostatnia przed nastaniem ery podboju przyrody.

Skolimowski w swej pracy obnaża absurdalność twierdzenia, jakoby niszczenie przyrody było wpisane w judeochrześcijańską teologię, w koncepcję Boga, człowieka i przyrody zawartą w Starym Testamencie. Uważa on, że takie tezy wynikać mogą jedynie z kompletnego niezrozumienia istoty chrześcijaństwa, które swój najwspanialszy wyraz znalazło w wiekach średnich. Pisze on, iż: Jest faktem znanym powszechnie, że ideałem człowieka średniowiecza był nie podbój przyrody, ale ujarzmienie swego ciała. Dla wiecznego zbawienia trzeba było ignorować świat zewnętrzny, traktować go jako pełen pokus, jako przejściowy etap prowadzący do wiecznej chwały. (…) Podkreślamy: w pojęciu człowieka średniowiecza, inspirowanego doktrynami Kościoła, przyroda nie służyła żadnemu specyficznemu celowi w ogólnym programie zbawienia; przeciwnie, była w nim przeszkodą. W tym kontekście teza o rosnącej ekspansji człowieka w panowaniu nad przyrodą [w wiekach średnich - przyp. R. O.] jest zupełnie pozbawiona sensu (s.43). Brak dążeń do ekspansywnego realizowania przyziemnych celów w owym czasie potwierdza Johan Huizinga, który w Jesieni średniowiecza pisze: Dla średniowiecza świat, zarówno w dobrym, jak i w złym, był taki, jaki mógł być. To znaczy: wszystkie nakazy średniowiecze uznawało za dobre, ponieważ pochodziły od Boga; natomiast źródłem zła dla tej epoki były jedynie grzechy ludzkie. W owych czasach bodźcem myślenia i postępowania nie staje się jakiekolwiek świadome działanie zmierzające do polepszenia i reformy urządzeń społecznych i politycznych. Uprawianie cnoty na własny użytek - oto jedyna rzecz, która może przynieść światu korzyść, przy czym jednak właściwym celem tego udoskonalania się pozostaje zawsze drugi żywot.5)

Nie jest zatem żadną przesadą określenie wieków średnich mianem "czasu ekologii", jak w swej Pochwale średniowiecza czyni Rafał Tichy, pisząc: Wtedy natura była nie tylko środowiskiem, w którym człowiek żyje, lecz przede wszystkim obrazem i manifestacją Rzeczywistości Absolutnej. Dlatego przyroda posiada rangę sakralną, jako pośrednik między piszącym ją Bogiem, a czytającym w niej człowiekiem. Według Bernarda z Clairvaux, większą naukę można otrzymać słuchając dębów i kamieni niż uczonych ludzi. Każdy byt posiada dwa wymiary - jeden, w którym eksponuje właściwą dla niego i odrębną dla innych bytów treść, oraz drugi, w którym jest symbolem wskazującym poza siebie w świat Ducha. Od czasów Kartezjusza pozostaje tylko wymiar pierwszy i to sprowadzony do rangi mechanizmu. Człowiek jako swoisty "bóg" może grzebać w tym urządzeniu bez skrupułów.6) Podobnie postrzega ów problem Henryk Skolimowski. Wszystkie wielkie systemy religijno-kulturowe tworzyły specyficzną atmosferę duchową, w której przyrodę traktowano niczym dzieło boże, zaś jej rabunkowa eksploatacja była nie do pomyślenia, jak bowiem można było niszczyć owoc stworzenia i jednocześnie pozostawać autentycznym wyznawcą danych prawd wiary? Dopiero nowe trendy kulturowe sprawiły, że średniowieczny ład chrześcijański (w innych kręgach kulturowych reprezentowany przez odmienne wyznania) zastąpiony został koncepcją podboju przyrody, stanowiącej od tej pory już tylko magazyn surowców mających służyć realizacji człowieczych zachcianek.

Przełom w postrzeganiu świata przyrodniczego i miejsca człowieka w nim wiąże się nie tylko ze zmianami w religijnym światopoglądzie, lecz także z odkryciem natury jako obiektu badań i eksperymentów. Zmiana ta związana jest z działalnością takich osób, jak: Leonardo da Vinci (pierwszy wnikliwy badacz przyrody i jednoczesny twórca urządzeń do jej eksploatacji), Franciszek Bacon (pierwszy wielki eksperymentator i twórca koncepcji wiedzy - źródła panowania nad przyrodą), wspomniany już Galileusz (piewca prymatu rozumu/wiedzy nad zdrowym rozsądkiem i tradycją) oraz Isaac Newton (prekursor mechanicznego postrzegania świata natury). To właśnie na skutek ich dokonań ostatecznie zatriumfował nowy światopogląd, całkowicie odmienny od religijnego,7) a jego stosunek do przyrody opierał się na trzech postawach: badawczej, manipulatorskiej i eksploatacyjnej. Stąd już tylko krok do całkowitego zawierzenia nauce i uwielbienia będącej jej pochodną techniki, które w powszechnym przekonaniu miały wówczas (i mają obecnie) zapewnić ogółowi ludzi szczęście, dobrobyt i optymalne warunki egzystencji.

Tak oto narodził się mit postępu materialnego, który przypieczętował porażkę przedrenesansowego światopoglądu oraz sprawił, że dawne systemy kulturowe i religijne odeszły w niepamięć, wyszydzone jako barbarzyńskie i zacofane. Jak pisze Oswald Spengler: Filistrzy postępu zachwycali się każdym przyciskiem, który wprawiał w ruch jakiś mechanizm rzekomo oszczędzający ludzką pracę. W miejsce autentycznej religii z dawnych czasów wkracza trywialna mrzonka o "osiągnięciach ludzkości", przez które rozumiano jedynie postępy techniki oszczędzającej pracę i dostarczającej rozrywki. O duszy w ogóle nie było mowy,8) a w innym miejscu dodaje: Władza oświeconego intelektu jest młoda, a jego zwycięstwo tak niedawne, iż zupełnie nie potrafi abstrahować od samego siebie. Stworzenie systemu kopernikańskiego czy newtonowskiego obrazu świata wydaje mu się dziełem tak wielkim, że ze swych wyżyn żywy świat odbiera jako kiepską baśń.9) Myślenie w kategoriach naukowo-technicznych przenika w coraz to nowe dziedziny życia społecznego, podporządkowuje sobie kolejne obszary, opanowuje ludzką wrażliwość i sprawia, że w efekcie postrzegamy świat według zasad opisanych przez Neila Postmana: (…) podstawowym - jeśli nie jedynym - celem ludzkiej pracy i myśli jest wydajność; (…) rachunek techniczny pod każdym względem przewyższa ludzki osąd; (…) w rzeczywistości ludzkim sądom nie można ufać, ponieważ skażone są nieścisłością, dwuznacznością i zbędną złożonością; (…) subiektywizm stanowi przeszkodę w jasnym myśleniu; (…) to, czego nie można zmierzyć albo nie istnieje, albo nie ma wartości; (…) sprawami obywateli najlepiej pokierują specjaliści.10)

W miarę rozszerzania się wpływów technokratyzmu wszelkie próby zakwestionowania sensowności takiego porządku (poprzez ukazanie np. skutków, jakie niesie on ze sobą dla kondycji ekosystemu ziemskiego), o ile nie są to takie inicjatywy, które łatwo zmienić w dobrze sprzedający się na światowym rynku towar, traktowane są niczym atak na największe świętości nowoczesnej epoki, niczym herezja i bluźnierstwo. Wnikliwy badacz zdominowanej przez technologię rzeczywistości - Herbert Marcuse pisał: W obecnym okresie kontrola technologiczna jawi się jako samo ucieleśnienie Rozumu dla dobra wszystkich społecznych grup i interesów - w takim zakresie, że wszelki sprzeciw wydaje się irracjonalny, a jakiekolwiek przeciwdziałanie - niemożliwe.11) Oprócz mitu postępu materialnego istnieje jeszcze jeden mit, mit świata jako maszyny, jako mechanizmu służącego człowiekowi. Profesor Skolimowski uważa, że konsekwencją zdominowania przez te mity świadomości zbiorowej jest postawa współczesnego człowieka wyrażająca się w takim stosunku do przyrody i innych osób, który polega na manipulacji i kontroli (Marcuse pisze o kontroli i organizacji).

Jak to jednak w życiu bywa, wczorajsi kontrolerzy i manipulatorzy dzisiaj sami podlegają kontroli i presji ze strony systemu, który z takim poświęceniem współtworzyli. Odbywa się to na drodze, którą doskonale wyrażało naczelne hasło chicagowskiej wystawy w r. 1933, głoszące, iż: "Nauka odkrywa, przemysł stosuje, człowiek dostosowuje się" [podkreślenie moje]. Okres ostatnich 400-500 lat to dzieje coraz szybszego i gwałtowniejszego dostosowywania się człowieka do coraz bardziej anormalnych warunków bytowania. Ren Dubos zauważa, że: Ogół ludzi tak dalece dopasowuje się do technicznego i biurokratycznego środowiska, że upodabnia się do technicznych i społecznych maszyn. Ludzie ci mogą w głębi duszy nadal odczuwać potrzebę spontanicznej twórczości, ale to pragnienie staje się dla nich źródłem bolesnych konfliktów, gdyż postępująca standaryzacja niemal całkowicie wyklucza możliwość swobodnego, spontanicznego wyrażenia myśli i emocji.12) Czyż nie zakrawa to na ironię - samozwańczy pan przyrody niewolnikiem własnych wynalazków? Czyż to nie absurd - wszechobecne slogany o wolności i całkowita zależność od maszynerii? Tak jest w istocie, a ów Nowy Wspaniały Świat, "koniec historii", to mitologiczna epoka bogini Kali, wiek żelaza, a sam postęp, zdaniem jakże przenikliwego Ciorana, to synonim upadku, absolutnego zniewolenia. Pisze on, iż: Cywilizacja uczy nas, jak brać w posiadanie rzeczy, tymczasem powinna nas wtajemniczyć w sztukę pozbywania się ich, bo przecież nie ma wolności ani "prawdziwego życia" bez wdrażania się do rezygnacji z posiadania. Oto zawładnąłem jakąś rzeczą i uważam się za jej pana, lecz w istocie staję się jej niewolnikiem, tak jak jestem również niewolnikiem narzędzia przez siebie wykonanego i użytkowanego.13)

Jednak palącym problemem jest nie tylko uzależnienie się rodzaju ludzkiego od cywilizacyjnych gratów, lecz także fakt, że ich produkcja i funkcjonowanie dokonują się kosztem ogromnych zniszczeń przyrody, której człowiek - chcąc nie chcąc - jest integralną częścią, a każdy kryzys ekosystemu prędzej czy później odbije się na nim samym. Zdaniem Henryka Skolimowskiego produkcja jakichkolwiek dóbr powinna się opierać na uprzednim rozpoznaniu socjotechnologicznej możliwości ich wytwarzania, tj. stwierdzeniu, czy dany przedmiot:

Nie wystarczy nam jednak zmiana etyki produkcyjnej, gdyż jedynie zmiany głęboko zakorzenione w świadomości i obejmujące wszystkie newralgiczne dziedziny życia społecznego mogą na dłuższą metę przynieść istotną poprawę sytuacji. Ani nowe technologie i systemy organizacyjne (Skolimowski wyśmiewa ideę społeczeństwa informacyjnego - uważa ją za kolejny z mitów czasów nowożytnych - oraz naiwną wiarę w to, że nowe technologie mogą w znaczącym stopniu powstrzymać destrukcję przyrody), ani rozwiązania polityczne, oświatowe, ekonomiczne itp. nie gwarantują poprawy sytuacji, dopóki nie dokonamy rewizji naszego światopoglądu, nie oczyścimy go z porenesansowych fantazmatów i urojeń, nie dokonamy powrotu do zasad, które konstytuowały systemy kulturowe przed nastaniem ery podboju natury. W przeciwnym razie wszelkie zmiany mogą jedynie odwlec katastrofę w czasie.

Cóż zatem powinniśmy czynić? U podstaw wszelkich przemian leży refleksja - więc od zastanowienia się nad całokształtem cywilizacji, której bożkiem stał się postęp materialny, powinniśmy rozpocząć tworzenie alternatywnej wizji porządku społecznego, wizji, która uwzględniałaby zarówno żywotne interesy zbiorowości ludzkich, jak i trwałość ekosystemu ziemskiego. Należy dokonać porównania zmierzającej ku przepaści postrenesansowej kultury, w której istotną rolę odgrywa idea ciągłej zmiany, z tymi przykładami rozwoju cywilizacyjnego, w których najistotniejszą zasadą było trwanie. Będziemy musieli się zdobyć na wysiłek krytycznej analizy podstaw obecnego porządku, czyli zrewidowanie naszego stosunku do fetyszy ery nowożytnej. W ślad za Ewą Kuryluk, powinniśmy przyswoić sobie i rozpropagować przekonanie, że: Naukowa pewność to jeden z mitów współczesnej kultury. Kult naukowego postępu to patologia powodująca zastój wiedzy, równie szkodliwa, jak sztuczny i niczym nie uzasadniony podział na metody naukowe i nienaukowe. Dziś trzeba nam nie scjentystycznego hermetyzmu, lecz maksymalnej otwartości - światopoglądu pluralistycznego.14)

Pomocne w tym przedsięwzięciu będzie nam stworzenie takiej dyscypliny nauki, która kompleksowo opisze i oceni zależności zachodzące pomiędzy stabilizacją środowiska naturalnego, zdrowym (w sensie fizycznym i psychologicznym) bytowaniem człowieka a funkcjonowaniem złożonego systemu technologicznego, obejmującego zarówno światopogląd zdominowany przez ideę podboju natury, naukowe uzasadnienie takiej postawy, a także przez konkretne techniki zaspokajania ludzkich aspiracji. Owa dyscyplina, zwana przez prof. Skolimowskiego "filozofią techniki", pełniłaby rolę filozofii kultury, bowiem to właśnie technologia stała się jednym z podstawowych czynników kształtujących i rekonstruujących sferę naszej rzeczywistości kulturowej. Ocena technosfery (mam na myśli technologiczną ideologię i praktykę) musiałaby jednak zostać dokonana z odrzuceniem nowożytnego światopoglądu, gdyż jako ukształtowany przez nią nie jest nam w stanie zaoferować ani odpowiednich narzędzi badawczych, ani nie umożliwia dokonania tej oceny z wystarczającą przenikliwością. Henryk Skolimowski pisze: Musimy sobie zdawać sprawę, że zadaniem naszym jest przemyślenie na nowo naszego całego dorobku intelektualnego w świetle naszej obecnej sytuacji i obecnych problemów. W naszej rekonstrukcji koncentrujemy się na jednym elemencie: fenomenie techniki i jej implikacjach dla całej cywilizacji. Ponieważ fenomen ten jest wszechprzenikający, jego analiza i propozycja alternatywy nie mogą ograniczyć się li tylko do zmiany istniejącej aparatury pojęciowej czy też przedefiniowania pewnych kategorii (ss.113-114).

Niezbędne zatem będzie stworzenie nowej filozofii, choć samo wyrażenie "nowa" nie powinno być traktowane zbyt dosłownie, bowiem nie należy zapominać, że prof. Skolimowski - jakby na przekór ekoutopistom - twierdzi, że przede wszystkim winniśmy przypomnieć sobie te wartości, które wchodziły w skład dawnych całości kulturowych, wzbogacając je jedynie o doświadczenia wynikające z naszej styczności z systemem technologicznym. Nie będzie to zadanie łatwe, gdyż jak zauważa Józef Bańka: (…) ciążenie wielkich struktur technicznych nad jednostką i zbiorowością stało się znamieniem nowych czasów, w których trudno jest tradycyjnym wartościom odnowić swoje znaczenie,15) niemniej jednak wynik batalii o trwałość ekosystemu i godne życie człowieka zależeć będzie od tego, czy zdołamy podołać temu wyzwaniu, bowiem - przywołajmy jeszcze raz konkluzję prof. Skolimowskiego - jakiekolwiek zmiany w którejkolwiek z dziedzin życia społecznego, nie wsparte przemianami w świadomości, nie przyniosą rozwiązania problemu. Klucz do sukcesu leży w sferze mentalnej, w duchowości człowieka, a dzisiejszy kryzys ekologiczny jest odbiciem stanu ducha ludzkiego, odzwierciedleniem naszych wartości i naszego sposobu myślenia o świecie i naszej w nim roli. Jak pisze autor omawianej pracy: Droga do oczyszczenia kominów fabrycznych wiedzie przez oczyszczenie kominów umysłu (s.143). Wszelkie działania nastawione jedynie na udoskonalanie technicznych aspektów ludzkiej egzystencji, wszelka aktywność oparta jedynie na negacji dotychczasowych rozwiązań, wszelkie próby kompromisu ze zdezawuowanymi wartościami i śmiercionośnymi (dosłownie!) metodami postępowania wyjętymi z arsenału cywilizacji naukowo-technicznej podobne są do zapobiegania powodziom poprzez budowę tam i betonowanie rzecznych koryt, i takie też połowiczne efekty, niewspółmierne wobec powagi sytuacji mogą przynieść.

Zmagania o zdrową planetę i zdrowych jej mieszkańców są więc przede wszystkim próbą dokonania istotnych zmian o charakterze kulturowym, są walką o nową kulturę, która czerpiąc z mądrości przodków i doświadczeń pokoleń obecnych, przezwyciężałaby bożka naszych czasów, którego nazywam Mechanosem - bożka Determinizmu, Atomizmu i Mechanizmu (s.134). Tym, którzy uważają, że sprawy zaszły za daleko, że kulturowa degrengolada rodzaju ludzkiego zbyt mocno jest posunięta, byśmy mogli dokonać istotnego przełomu w myśleniu i działaniu, warto przypomnieć słowa laureata Nagrody Nobla z r. 1912 - Alexisa Carrela, który pisał: Żaden z dogmatów współczesnego społeczeństwa nie jest niezmienny. Dla cywilizacji nie są nieodzowne gigantyczne fabryki, budynki biurowców sięgające aż do nieba, nieludzkie miasta-molochy, przemysłowa moralność, wiara w masową produkcję. Możliwe są inne sposoby myślenia i inne style życia. Kultura bez komfortu, piękno bez luksusu, fabryki bez zniewalających maszyn, nauka bez kultu materii - przywrócą człowiekowi jego inteligencję, jego poczucie moralne, jego moc i doprowadzą człowieka na szczyt rozwoju.15)

Remigiusz Okraska

& Henryk Skolimowski, Technika a przeznaczenie człowieka, Wydawnictwo ETHOS, Warszawa 1995, ss.150, Biblioteka Ery Ekologicznej nr 7.
  1. Zob. Konrad Waloszczyk, Planeta nie tylko ludzi, PIW, Warszawa 1997, ss.254-256.
  2. Zob.: Friedrich Georg Jnger, Perfekcja techniki (fragmenty) [w:] ZB nr 10(112)/98, ss.38-41; oraz Tomasz Gabiś, Biedny konserwatysta uśmiecha się przez łzy czytając "Perfekcję techniki" [w:] tamże, ss.42-45.
  3. Georg Picht, Odwaga utopii, PIW, Warszawa 1981, s.194.
  4. Ernst Friedrich Schumacher, Małe jest piękne. Spojrzenie na gospodarkę świata z założeniem, że człowiek coś znaczy, PIW, Warszawa 1981, s.168.
  5. Johan Huizinga, Jesień średniowiecza, PIW, Warszawa 1974, s.60.
  6. Rafał Tichy, Pochwała średniowiecza [w:] "Fronda" nr 4/5, wiosna-lato 1995.
  7. Ogromną różnicę między światopoglądem średniowiecznym a późniejszym dostrzega Morris Berman, a zestawienie jego autorstwa zob. w: Bill Devall, George Sessions, Ekologia głęboka. Żyć w przekonaniu, że Natura coś znaczy, Wydawnictwo "Pusty Obłok", Warszawa 1995, ss.71-72.
  8. Oswald Spengler, Człowiek i technika. Przyczynek do filozofii życia [w:] tegoż, Historia, kultura, polityka. Wybór pism, PIW, Warszawa 1990, s.32.
  9. Oswald Spengler, Przedmowa do "Gesaengen" Ernsta Droema, ibidem, s.121.
  10. Neil Postman, Technopol. Triumf techniki nad kulturą, PIW, Warszawa 1995, s.65.
  11. Herbert Marcuse, Człowiek jednowymiarowy. Badania nad ideologią rozwiniętego społeczeństwa przemysłowego, PWN, Warszawa 1991, s.27.
  12. Ren Dubos, Pochwała różnorodności, PIW, Warszawa 1986, s.199.
  13. Emil Cioran, Portret cywilizowanego [w:] tegoż, Upadek w czas, Oficyna Literacka, Kraków 1994, s.27.
  14. Ewa Kuryluk, Podróż do granic sztuki. Eseje z lat 1975-1979, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1982.
  15. Józef Bańka, Cywilizacja - obawy i nadzieje, MAW, Warszawa 1979, s.59.
  16. Alexis Carrel, Człowiek - istota nieznana; cyt. za: "Szary Wilk" nr 0, wrzesień 1992.

 

ZALESIĆ DORZECZE DUNAJCA 
(PRZYCZYNEK CZTERNASTY)

Kolejny głos w sprawie lasu i powodzi pochodzi dokładnie sprzed pół wieku (z 1948 roku), a jego autorem jest Gerald Ciołek, który w artykule krytykującym koncepcję budowy zapory w Czorsztynie napisał między innymi, że:

Zapobieganie klęskom powodzi przez budowę zbiorników jest w zasadzie leczeniem objawowym, a nie przyczynowym, i należałoby raczej dążyć do jak najbardziej intensywnego zalesienia obszaru zlewni Dunajca.1)

Celnym uzupełnieniem tego stwierdzenia jest wypowiedziana w tym roku (a więc dokładnie pół wieku później) opinia francuskiego specjalisty od powodzi, profesora Yanna Drueta - Wiemy jedno, zapory nie rozwiązały problemu ochrony przed powodzią.2)

I tak minął kolejny odcinek serialu Przeciw powodzi dobry las. Odcinek ten dedykuję ministrowi ochrony środowiska, który (co za ciekawy zbieg funkcji!) jest jednocześnie ministrem leśnictwa, szefem Głównego Komitetu Przeciwpowodziowego oraz inwestorem zapory w Czorsztynie.

Ciąg dalszy (serialu) nastąpi.

Stanisław Zubek
kampania "Aby rzeka była rzeką"

PS

Zestawienie poprzednich przyczynków - patrz Stanisław Zubek, Parasolki z Ministerstwa [w:] ZB nr 17(119)/98, s.10.

1) Gerard Ciołek, Budowa zapory wodnej w Czorsztynie [w:] "Ochrona Zabytków" nr 3/4 z 1948 r. Przedruk [w:] "Polderze" nr 10 z września '98, ss.32-33.

2) Przeciw powodziom [w:] "Rzeczpospolita" z 26.8.98, s.23.
 
 

W POSZUKIWANIU RÓŻY

Pod takim tytułem TV (WOT) nadaje serial dokumentalny - niedziele ą 850.

Film opowiada o miłośnikach róż, których pasją stało się odszukiwanie zaginionych odmian tych kwiatów. Na starych cmentarzach, w opuszczonych ruinach, w miejscach, których nie odwiedzają ludzie, znaleźć można odmiany róż zapomniane przez hodowców. Przetrwały bez ludzkiej opieki dziesiątki lat, teraz cieszą swych odkrywców niezwykłymi aromatami, kolorystyką kwiatów; są jak duchy ze świata naszych pradziadków.

Opustoszałe miasteczko poszukiwaczy złota w Ameryce - tu realizatorzy filmu odnaleźli kilka pięknych odmian bardzo starych róż. Porastały ruiny domów, przypominały kolorowe zjawy ze snów ludzi owładniętych ongiś gorączką złota.

Alcatraz, stare więzienie na wyspie, od lat opuszczone - tu też można było znaleźć kilka rzadkich, starych odmian róż.

Powstały już pierwsze stowarzyszenia, grupujące miłośników starych róż. Anglii pewien pisarz założył rozarium, w którym udało mu się zgromadzić setki dawno zapomnianych, z wielkim trudem wyszukanych odmian róż.

Film ten przypomniał mi postać mało znanego malarza, Bazylego Albiczuka. Był amatorem, mieszkał blisko wschodniej granicy, na odludziu, miał przepiękny ogród. Ci, którzy go odwiedzali, opowiadali o krzewach, kwiatach, roślinach ozdobnych, którymi był wypełniony ten zaczarowany ogród - nikomu poza nim nie udało się wyhodować tak dużych i pięknych okazów. Były one treścią fascynujących obrazów - do dziś żałuję, że nie mam ani jednego obrazu Bazylego Albiczuka, który zmarł kilka lat temu. Jego ogród wciąż czeka na miłośników pięknych roślin, rzadkich kwiatów. Może jakiś ekolog o duszy poety odkryje go ponownie?

Paweł Zawadzki

PO TAMTEJ STRONIE

Czy oglądacie w piątki późno w nocy serię Po tamtej stronie? Nie? Więc obejrzyjcie choć jeden film z tej serii. Są fantastyczne i mówią o tym, co może nas spotkać, jeśli przestaniemy myśleć o przyrodzie, naturze i oddamy się, a może raczej sprzedamy cywilizacji.

Każdy film z tej serii zawiera pointę - bardzo mądre zakończenie, które traktuje o ludzkiej głupocie. Zabójczy deszcz - to tytuł jednego z filmów z tej serii. Mówi o tym, że rząd swoją głupotą i niekompetencją doprowadził świat do zagłady. Rząd - przez bezmyślność - stworzył całkiem nowy związek chemiczny, który zbił się w chmurę i spadł na ziemię w postaci deszczu mutującego płód. Od tej pory kobiety rodziły mutanty i najczęściej oboje umierali natychmiast. Rodziny mające szansę urodzić zdrowe dzieci rząd traktował jak swoich więźniów. Ale oczywiście zawsze jest jakieś "podziemie". Tym razem była to Armia Nowego Świata, która uratowała jedną z takich rodzin i bezpiecznie wprowadziła ją do ukrytej w górach osady.

Po tamtej stronie - zapamiętajcie ten tytuł serii filmowej, bo naprawdę warto ją oglądać, choć jest emitowana tak późno w nocy.

Kazimiera Traczyk
Stargard Szczeciński

 

ZB nr 18(120)/98, 16-30.9.989

Początek strony