Strona główna | Spis treści |
Już wiemy, jakie błędy popełniliśmy i jakich możliwości nie wykorzystaliśmy. Ale też po raz pierwszy udało się nam pod szyldem Zielonych zgrupować blisko 60 osób z bardzo różnych środowisk. To ogromny potencjał i zupełnie nowa jakość - tym bardziej, że tajemnicą poliszynela były mające miejsce jeszcze rok temu kompletnie nieproduktywne, paraliżujące wszystko swary w gronie tzw. "krakowskich ekologów".
Naszą największą krakowską bolączką był brak lokalnych działaczy i liderów. Kraków jest znanym ogólnopolskim ośrodkiem Zielonych (albo, jak chce p. Marcin Święcicki, znany polityk warszawskiej Unii Wolności, "pseudoekologów"), ale nasza aktywność pod Wawelem ograniczała się w zasadzie do ścieżek rowerowych i walki z dwoma z czterech planowanych tras mostowych. Trzeba uczciwie przyznać, że większość z nas nie jest w żaden sposób zakorzeniona w życiu społecznym miasta. Dlatego dla potencjalnego masowego wyborcy zapewne nadal jesteśmy bardziej gośćmi z innej planety, niż wiarygodnym reprezentantem w Radzie Miasta.
Aby zapracować na więcej głosów za 4 lata, musimy już teraz zaangażować się w dalszą pracę u podstaw. Nie może być tak, że tylko jedna osoba prowadzi regularne spotkania w liceach czy tak, że tylko 2-3 te same osoby chodzą na spotkania w najodleglejszych zakątkach miasta. Nie może być tak, że w mediach funkcjonują tylko te same (jedna-dwie) twarze. Brakuje nam zaplecza, działaczy "drugiego rzutu". Nie może być tak, że 5 liderów robi wszystko naraz (nie mówiąc o tym, że nasza praca w FWIE akurat ostatnio nie daje nam żadnych korzyści finansowych - sponsorzy lubią przelewać pieniądze w sobie tylko znanych momentach i pensji nie widać miesiącami).
Co prawda dostaliśmy wspaniałe wsparcie ze strony braci Kędrynów, którzy przygotowali za darmo nasze plakaty, ale już akcja plakatowa przebiegała słabo. Tzw. krakowscy anarchiści, korzystający z ekologicznego lokalu przy ul. Sławkowskiej i co pewien czas uczestniczący w tajemniczych zjazdach Federacji Anarchistycznej, na prośbę o pomoc odpowiedzieli wbitym w sufit wzrokiem, niczym licealiści odpytywani przez nauczyciela. Podobnie zachowało się kilku działaczy, przekonanych, że "prowadzenie kampanii" to pisanie artykułów do ZB.
Tym większym sukcesem było więc wciągnięcie do działania ludzi z zewnątrz. Jeździliśmy nocą starym, pyrkającym Trabantem z kubełkiem kleju, rozśmieszając konkurencyjne komitety, których kampanie wyborcze - billboardy, płatny czas antenowy i płatne ogłoszenia - musiały kosztować co najmniej kilkaset tysięcy złotych. Ci nowi ludzie - w różnym zresztą wieku - deklarują teraz chęć przystąpienia do Federacji Zielonych. Równie optymistycznie zapowiada się współpraca z kandydatami innych komitetów, których poznaliśmy w trakcie kampanii.
No i wreszcie wnioski "techniczne": stosunkowo tanie jest rozsyłanie ulotek pocztą, jako tzw. przesyłki bezadresowe (1 000 sztuk - 60 zł). Za kilka tysięcy złotych można w ten sposób dotrzeć do wszystkich gospodarstw domowych Krakowa - a jeśli wymyślimy ulotkę, którą można powiesić na ścianie, to będzie rewelacyjnie Trzeba to jednak zrobić na kilka tygodni przed wyborami, aby nie zginąć w kilogramach takiej "junk mail", rozsyłanej przez inne komitety.
Wydaje się, że osobiste plakaty (mój trafił na okładkę ZB ) należy zastąpić jednym, ogólnym - promującym całe ugrupowanie i jego program. Natomiast szczególnie ważne jest chodzenie w godzinach obiadowo-popołudniowych "od drzwi do drzwi", osobista rozmowa z mieszkańcami i rozdawanie swoich ulotek-wizytówek. Bardzo fajne okazało się rozdawanie ulotek w autobusach, ale to - zdaje się - zależy od specyfiki danej linii.
Nie wiemy jeszcze, jaki rezultat osiągnęło w Warszawie "Przyjazne Miasto", w którym startowali ludzie z Federacji Zielonych. Myślę, że Staszek Biega też podzieli się uwagami o naszych kampaniach. Jedno jest pewne: polskie wybory samorządowe '98 to koncert partyjności i plebiscyt wielkich ugrupowań. W Krakowie AWS, UW, SLD, Ojczyzna (i poniżej progu 5% UP) miały identyczne wyniki, jak w wyborach parlamentarnych rok temu.
W Krakowie mieliśmy konkurencję 10 innych komitetów wyborczych - tylko 4 przekroczyły wymagany próg. Co ciekawe, namolnie popierany przez RMF FM i tajemniczych, acz ewidentnie bogatych sponsorów "Otwarty Kraków OK" dostał raptem 2% głosów. Dużo głosów - więcej niż Zieloni - uzyskały komitety wyborcze lokatorów, co było do przewidzenia ze względu na grożące w bardzo licznych w Krakowie prywatnych kamienicach dramatyczne podwyżki czynszów.
Tak wyglądała nasza polityczna eskapada. Ciąg dalszy nastąpi.
"Punkt Zwrotny" numery 1/97 i 1/98 są w Internecie na stronach: