OCHRONA ŚRODOWISKA PRZYRODNICZEGO
A PRZYROST LUDNOŚCI

Powiązania ogólne

Człowiekowi, odkąd istnieje, zawsze zagrażały różne niebezpieczeństwa. W naszych czasach oprócz tradycyjnych zagrożeń (choroba, śmierć głodowa, powódź, trzęsienie ziemi, wojna, napad bandycki itp.) pojawiły się nowe - globalne, zagrażające ludzkości. Zagrożenia te, np. zmiany klimatyczne, radioaktywne skażenie biosfery, są rezultatem zbyt dużej i ciągle rosnącej antropopresji na Ziemię. Ta z kolei jest wynikiem eksplozji demograficznej, jaka dokonała się w świecie, począwszy od XVII w. W XX wieku przybrała ona katastrofalne rozmiary - liczba ludzi wzrosła w ciągu ostatniego stulecia prawie 4-krotnie. Obecnie Ziemię zamieszkuje ok. 6 mld istnień ludzkich.

Eksplozji demograficznej towarzyszą zmiany w technice i technologii produkcji - inaczej nie można by wyżywić wzrastającej liczby ludności. Szybki przyrost ludzi, zmiany w technice i technologii prowadzą do gwałtownego przyrostu odpadów termicznych (efekt cieplarniany - zmiany klimatu), chemicznych (globalne zanieczyszczenie wód, gleby i atmosfery) i radioaktywnych (radioaktywne skażenie biosfery - zmiany genetyczne). Kumulacja każdego z nich wystarczy do zabicia człowieka (w skali jednostkowej i gatunkowej). Przyrost odpadów pociąga za sobą ubożenie świata roślin i zwierząt żyjących w stanie dzikim. Zagraża to całej biosferze, wraz z człowiekiem.

Im więcej ludzi na Ziemi, tym bardziej skomplikowana staje się sprawa technologii produkcji i jej produktów ubocznych, oraz tym węższy staje się margines bezpieczeństwa dla wielkich grup ludzi, nawet całej ludzkości.

Nie należy sprowadzać życia człowieka na Ziemi jedynie do sprawy jego wyżywienia, co wielu teoretyków czyni. Każdy człowiek, aby żyć i nie tracić chęci do dalszego życia, oprócz pożywienia potrzebuje czystej wody, czystego powietrza, wolnej przestrzeni, miejsca do wypoczynku itd., itp. Aby się dobrze czuć, musi zaspokoić wiele innych swoich potrzeb, m.in. psychicznych, o co trudno w warunkach przeludnienia. Życie wielkiej liczby ludzi stłoczonych na niewielkiej przestrzeni staje się bardzo uciążliwe. Potwierdzają to szczegółowe badania przeprowadzane przez lekarzy, psychologów i socjologów w wielkich skupiskach ludzkich (w naszych czasach Ziemia staje się takim wielkim, przeludnionym skupiskiem ludzkim).

Przy przeludnieniu łatwiej o konflikty międzyludzkie, a wartość życia ludzkiego - w znaczeniu poszanowania człowieka przez człowieka, poszanowania ludzkiego zdrowia, życia, godności - spada. W warunkach przeludnienia drugi człowiek okazuje się często niepotrzebnym, a nawet zagrażającym komuś konkurentem, wrogiem.1)

Im więcej ludzi, tym więcej odpadów, które coraz bardziej ciążą przyrodzie. Krąg się zamyka: większa liczba ludzi potrzebuje więcej żywności, świeżego powietrza, czystej wody, wolnej przestrzeni, a tymczasem pod zabudowę domów mieszkalnych, budowli użyteczności publicznej zajmowane są coraz to nowe obszary, na których dotąd produkowano żywność, a rośliny tam rosnące oczyszczały powietrze. Zmniejszają się więc w wyniku eksplozji demograficznej obszary zieleni, a jednocześnie rośnie zapotrzebowanie na ich produkty - żywność i tlen. Na sprawy te, jako bardzo ważne, a nawet najważniejsze dla przetrwania ludzkości zwracano uwagę w kolejnych raportach ONZ-etu i deklaracjach światowych konferencji demograficznych.2)

Wielkim nieporozumieniem i dowodem niezrozumienia sprawy jest często niestety powtarzane - stwierdzenie, że to "technika zniszczyła przyrodę". Degradacja przyrody nie nastąpiła niezależnie od człowieka. Wprost przeciwnie, to człowiek ją spowodował - realizując takie bądź inne swoje interesy. Technika jest tylko narzędziem w ręku człowieka; dzięki niej możliwe stało się wyżywienie kilku miliardów ludzi żyjących na Ziemi. Nie jest też prawdą, że "zły" stosunek współczesnego człowieka do przyrody jest głównym powodem jej dewastacji. Stosunek jednostki do przyrody w XX w. nie zmienił się, w porównaniu z wiekami poprzednimi, na tyle, aby mógł spowodować wyniszczenie przyrody. Nie da się nawet uzasadnić tezy, że stosunek współczesnego człowieka do przyrody uległ pogorszeniu. Przecież dawniej ludzie także eksploatowali przyrodę w miarę swoich możliwości i potrzeb - wypalano lasy, polowano bez ograniczeń. Dziś w cywilizowanym świecie nie wypala się już lasów, istnieją prawne ograniczenia polowań na zwierzęta, buduje się różnego rodzaju oczyszczalnie, zmienia się technologię produkcji na mniej uciążliwą dla przyrody itp. Gdyby człowiek współczesny, przy obecnym zaludnieniu Ziemi, prowadził taką gospodarkę jak np. w starożytności lub w średniowieczu, to przyroda znalazłaby się w gorszym stanie niż jest dziś, a najprawdopodobniej już wcześniej uległaby takiemu wyniszczeniu, że nastąpiłoby globalne zachwianie równowagi ekologicznej, a więc uległyby zniszczeniu przyrodnicze warunki ludzkiej egzystencji. To wysiłek ludzi, skierowany m.in. na ochronę przyrody, spowodował oddalenie w czasie niektórych globalnych zagrożeń. Jednak mimo tego wysiłku dewastacja przyrody następuje i ciągle się zwiększa.

Główną przyczyną zbyt dużej antropopresji na Ziemię nie jest "zła technika i technologia" ani "zły" stosunek człowieka do przyrody, ani nawet konsumpcyjny styl życia wielu społeczeństw, lecz - przeludnienie świata.3) Człowiek nie może żyć, nie zaśmiecając przyrody. Oczywiście poszczególne jednostki w różnym stopniu zaśmiecają Ziemię, jedne są dla niej bardziej, inne mniej uciążliwe. Kiedy liczba zaśmiecających jest bardzo duża - Ziemia staje się dużym śmietnikiem.

Przyrost ludności wartością czy antywartością?

Jak wynika z powyższego, dalszy szybki przyrost ludności na Ziemi komplikuje coraz bardziej życie człowieka, utrudnia je, naraża na niebezpieczeństwo katastrofy globalnej bądź ostatecznego wejścia na drogę eksterminacyjnego rozwoju.4)

Tymczasem wielu obrońców przyrody chce ją chronić i jednocześnie popierać wielodzietność, działać na rzecz dalszego przyrostu liczby ludzi. Nie wiedzą oni lub nie chcą wiedzieć, że w rzeczywistości tych dwóch kierunków działań nie da się pogodzić. Człowiek propagujący wielodzietność działa przeciw przyrodzie, choćby zajmował się jej ochroną (w tradycyjnym rozumieniu "ochrony przyrody"). W rzeczywistości przejawia on postawę quasiproekologiczną, a nie - proekologiczną.5)

Dla wyznawców katolicyzmu, islamu i wielu innych religii "wielodzietność" jest wartością, o którą należy zabiegać. Środowiska katolickie w Polsce rozwijają propagandę o rzekomym spadku liczby ludności, o "wymieraniu narodu", zagrożeniach dla polskiej racji stanu wynikłych z rzekomego "wyludnienia".6) Tymczasem w rzeczywistości liczba ludności w Polsce dalej rośnie. Spadło tylko tempo przyrostu i jego wielkość.

Ideolodzy katoliccy postępują tak, jakby samo sprowadzanie na świat dzieci było jedną z najwyższych wartości (Bądźcie płodni i rozmnażajcie się - Genesis 1, 28). Wielkie niebezpieczeństwo upatrują w możliwości spadku liczby ludności. Tzw. "prorodzinnej polityce", realizowanej przez obecną koalicję rządową, przyświeca cel: zachęcać ludzi do płodzenia jak największej liczby dzieci i opodatkowywać na rzecz rodzin wielodzietnych tych, którzy mają mniej dzieci lub ich nie mają w ogóle. Reprezentanci koalicji rządowej mówią o tym otwarcie w dyskusji o reformie podatkowej.

Prowadzenie polityki propopulacyjnej to w rzeczywistości działanie na szkodę tych, którzy żyją obecnie, jak i tych, którzy dopiero urodzą się. Nie ma żadnych racjonalnych argumentów - włącznie z najbardziej "chwytliwym" argumentem o "starzeniu się" społeczeństw, przytaczanym przez ekonomistów - przemawiających za utrzymaniem wysokiego tempa przyrostu ludności świata i poszczególnych państw. Odwrotnie, wszystko przemawia za jak najszybszym (w miarę możliwości) ograniczeniem tego tempa, a nawet - zmniejszeniem liczby ludzi zamieszkujących Ziemię. Istotę sprawy ujął jednoznacznie już 30 lat temu Jean Dorst: Musimy zdecydować się, czym właściwie chcemy być: istotami wyposażonymi w rozum, regulującymi swoją rozrodczość w zależności od środków utrzymania czy stworzeniami rozmnażającymi się żywiołowo i niszczącymi własne środowisko.7)

Jeśli założymy, że jedną z naczelnych wartości jest przetrwanie człowieka na Ziemi i zapewnienie mu takich warunków życia, aby nie tracił w makroskali chęci do dalszego życia, to - licząc się z faktami i danymi nauki - należy uznać dalszy przyrost ludzi na Ziemi za antywartość. Wartością powinno być zahamowanie przyrostu i zmniejszenie liczby ludzi. Lepszym wyjściem jest przecież powstrzymywanie się przed płodzeniem zbyt dużej ilości dzieci niż dopuszczenie do tego, aby przyroda i ludzie (w samoobronie) doprowadzili do tego samego drogą eksterminacji, czyli drogą głodu, epidemii, wojen, brutalizacji życia społecznego. Ta ostatnia droga wydaje się najbardziej prawdopodobna. Już obecnie w wielu krajach i regionach świata ludzie masowo giną z powodu lokalnej dewastacji środowiska przyrodniczego, lokalnych zatruć, braku żywności i innych przyczyn wywołanych przeludnieniem. Taką sytuację nazywam "cywilizacją śmierci". Przejawem cywilizacji śmierci nie jest działanie, którego wynikiem ma być zmniejszenie zaludnienia świata. Odwrotnie, jest to objaw cywilizacji życia. Zahamowanie przyrostu naturalnego ma przecież nastąpić po to, aby:

Są to cele humanitarne, ukierunkowane na człowieka w makroskali, na jego szczęście, rozwój, dalsze istnienie jako gatunku. W parze z nimi idzie altruistyczna motywacja zachowań ukierunkowanych na dobro wspólne, dobro przyszłych pokoleń, dobro ludzkości, a nie tylko dobro jednostki, rodziny, narodu (jak w tradycyjnych etykach).

Aborcja a przyrost ludności

Nawet ci nieliczni, którzy deklarują się jako "zwolennicy aborcji", przestrzegają przed uznaniem jej za powszechnie akceptowany środek antykoncepcyjny. Dla zdecydowanej większości ludzi w cywilizowanym świecie, a nawet dla zdecydowanej większości "zwolenników aborcji" jest ona złem - tylko w niektórych sytuacjach jej przeprowadzenie może być mniejszym złem niż powstrzymanie się przed nią.8)

Liczba ludności i przyrost naturalny nie muszą być uzależnione od prawnego uregulowania sprawy aborcji ani nawet od częstotliwości dokonywania zabiegu przerywania ciąży. Nie jest prawdą, że wszyscy przeciwnicy aborcji są zwolennikami nieograniczonego przyrostu naturalnego. Nie jest też prawdą, iż wszyscy zwolennicy ograniczenia przyrostu naturalnego opowiadają się za niczym nie ograniczoną aborcją.

Z punktu widzenia przyszłości Ziemi i człowieka na niej ważniejsza niż prawne uregulowanie sprawy aborcji jest świadoma regulacja urodzeń ukierunkowana na ograniczenie przyrostu ludzi. Idzie o to, aby było jak najmniej zabiegów przerywania ciąży (legalnych i nielegalnych), ale jednocześnie, aby stosunkowo mało dzieci się rodziło; aby poprzez zmniejszenie liczby poczęć zahamować w skali globalnej przyrost ludzi, a nawet - doprowadzić do zmniejszenia liczby ludzi zamieszkujących Ziemię.

Zamiast kłócić się o moralną kwalifikację aborcji, ekolodzy powinni większą uwagę zwrócić na kwestię pozaaborcyjnej regulacji urodzeń. Myślę, że w tym zakresie istnieje możliwość nawiązania współpracy pomiędzy ekologami o różnych światopoglądach.

Stefan Pikus

1) Nie należy tej relacji upraszczać: "tam, gdzie więcej ludzi, tam zawsze stosunki międzyludzkie pogarszają się, i odwrotnie". Stosunek człowieka do człowieka kształtowany jest w procesie wychowania. Jego wynik końcowy zależy od wielu uwarunkowań, a wśród nich także - demograficznych.

2) Zob. np.: L. Michnowski, Jak żyć? Ekorozwój albo..., Białystok 1994, ss.49 -67; W. Tyburski, Etyka i ekologia, Toruń 1995, ss.127-139; Raport o stanie świata 1984. Worldwatch Institute o szansach przetrwania ludzkości, Warszawa 1986; Raport o stanie świata 1985-1988. Worldwatch Institute o szansach przetrwania ludzkości, Warszawa 1990.

3) Szerzej pisałem o tym w książce: Moralne aspekty ochrony środowiska przyrodniczego, Słupsk 1997, ss.29-42.

4) O eksterminacyjnej drodze rozwoju zob.: L. Michnowski, op. cit., ss.185-189.

5) Pisałem o tym szerzej w artykule: Czy etyka katolicka jest proekologiczną? [w:] Religia a ruchy ekofilozoficzne. Materiały I Olsztyńskiego Sympozjum Ekologicznego, Olsztyn 1996, ss.185-189.

6) Zob. np.: M. Czachorowski, Nowy imperializm, Warszawa 1995, ss.69 i 206-207; K. Wiśniewska-Roszkowska, Patriotyzm i emigracja - aspekty moralne [w:] "O ład moralny" 1988, nr 4, ss.101-102. Oto krótki cytat z ostatniego opracowania: Nasza najistotniejsza racja stanu wymaga, aby tu - w naszym kraju - nad Wisłą i Bugiem, Wartą i Odrą - żyło, pracowało i rozwijało swą kulturę co najmniej ok. 80-100 mln Polaków. (s.102).

7) J. Dorst, Zanim zginie przyroda, Warszawa 1971, s.140.

8) Pisałem o tym szerzej w książce: Moralne aspekty życia seksualnego jednostki, Słupsk 1998, ss.111-112.

rys. Jarek Gach