tragedie pomników przyrody i architektury

Książki - jak to zauważył Terencjusz Maurus - mają swoje losy. Sentencję tę można by uzupełnić: mają je także pomniki przyrody i architektury. Są to często losy tragiczne. Wiele pomników przyrody dogorywa (nierzadko w dosłownym tego słowa znaczeniu) na terenie lub w pobliżu zaniedbanych i zdewastowanych zespołów pałacowo-parkowych czy miejsc pamięci narodowej. Oto przykłady.1)

"Drzewo Pawiackie"

Był to sędziwy wiąz limak rosnący u wrót gestapowskiego więzienia, a po wyzwoleniu - obok Muzeum Więzienia Pawiak, przy ul. Dzielnej w Warszawie. Był świadkiem gehenny licznych patriotów podczas okupacji hitlerowskiej. Był, ale dawno - na skutek braku troski - usechł. Teraz sterczy jego zaimpregnowany kikut. A przecież gdyby ludzie odpowiedzialni za pomniki pamięci narodowej i za ochronę przyrody miejskiej zadbali w porę o jego kondycję, mógł żyć jeszcze wiele lat!

"Mieszko I"2)

To liczący 600-1000 lat dąb przy ul. Nowoursynowskiej w Warszawie, ostaniec Puszczy Mazowieckiej, najstarsze drzewo Mazowsza, niemy świadek naszych dziejów. Niestety, powoli, lecz z roku na rok coraz bardziej dostrzegalnie kona. Obecnie tylko jeden konar zieleni się jeszcze w porze wiosenno-letniej. Pozostałe konary i większa część pnia uschły i zmurszały. Na skutek ewidentnego braku opieki ze strony instytucji i ludzi, którzy biorą pieniądze za opiekę nad pomnikami przyrody. A to konanie drzewa seniora dokonuje się u wrót należącego do naczelnej instytucji rządowej zespołu pałacowo-parkowego usytuowanego w otoczeniu Rezerwatu Przyrody "Lasek Natoliński", w pobliżu Urzędu Gminy Ursynów, w pobliżu SGGW - uczelni szczycącej się kadrą naukową wyspecjalizowaną w problematyce ekologii i kształtowania krajobrazu!

Bezimienny...

...400-letni dąb w Grabnie (gmina Ustka, woj. słupskie) spłonął kilka lat temu na skutek podpalenia. Sprawców nie ustalono. W Kolonii Rdzuchów (gmina Potworów, woj. radomskie) spłonął inny dąb - także na skutek podpalenia (sprawców również nie wykryto).

600-letni dąb
zwany "Bartkiem Radomskim"

Tego roku, jakby cudem i na urągowisko złoczyńcom, zazieleniła się jeszcze jedna jego gałąź. W Rusinowie (woj. radomskie) runął jeden z wielowiekowych dębów-bliźniaków. Odpowiednio i w porę zabezpieczony mógł nadal opowiadać swoim szumem starodawne dzieje. Jego brat-bliźniak (prawdopodobnie najstarsze obecnie drzewo na Radomszczyźnie) został po tym fakcie i na skutek moich interwencji częściowo zabezpieczony przed zwaleniem przez wicher: obcięto i zabezpieczono niektóre konary - i to wszystko.

W tej ostatniej miejscowości obserwuje się brak niezbędnej troski - ze strony właściciela prywatnego, urzędu gminy, wojewódzkiego konserwatora zabytków i wojewódzkiego konserwatora przyrody oraz generalnego konserwatora zabytków - o cały zespół pałacowo-parkowy, na terenie którego znajduje się ów dąb.

Zespół pałacowo-parkowy
w Rusinowie

Jedyny zabytek tego typu na terenie gminy Rusinów, został wzniesiony w końcu XVIII w. przez Urszulę z Morsztynów Dembińską według projektu J. F. Naxa (styl barokowo-klasycystyczny). Był otoczony 9,5-hektarowym parkiem - lipy, jesiony, dęby, modrzewie. Przebywali tu m.in. zięciowie budowniczyni: generał Józef Wielhorski - jeden z twórców i dowódców legionów polskich we Włoszech, zastępca i następca ks. Józefa Poniatowskiego na stanowisku ministra wojny Księstwa Warszawskiego, minister wojny Królewska Polskiego (zmarł w Rusinowie) i Tadeusz Czacki - polityk, genialny samouk, twórca Liceum Krzemienieckiego. Kilkakrotnie stacjonował tu oddział powstańczy D. Czachowskiego (1863). Stąd wywodził się Stanisław Wotowski - współorganizator torów wyścigowych w Polsce, sędzia sportowy, hipolog, dziennikarz, pisarz, założyciel i wydawca pierwszego pisma sportowego "Jeździec i Myśliwy". W 1913 r. zorganizowano tu - pierwszy w zaborze rosyjskim - obóz instruktorek skautingu, mający istotne znaczenie dla rozwoju harcerstwa w Polsce. Posiadłość po powstaniu styczniowym przechodziła różne koleje, była wielokroć sprzedawana. W latach 1905-1984 pozostała po niej 36-hektarowa resztka; należała do rodziny Kobylańskich - właścicieli Fabryki Wyrobów Ostrych w Drzewicy. Po kolejnych sprzedażach ziemi uprawnej i znacznej części parku, w 1984 r. pałac i pozostałą część nabył Ryszard Fruba zamieszkały w Złotokłosie k. Warszawy. W latach 1948-1984 wycięto 200-letnie drzewa na ponad 2/3 powierzchni parku, a teren wyprzedano na działki budowlane (dom spółdzielczy z wyszynkiem, zabudowania 7 gospodarstw wiejskich).

W 1995 r. niezamieszkały, pozostający ponoć pod opieką właściciela pobliskich zabudowań pałac spłonął. Nie ustalono konkretnych przyczyn ani sprawcy(ców) pożaru. Od tego czasu nie da się zauważyć żadnej troski o ten cenny obiekt (ruiny pałacu i ok. 2 ha parku). Wojewódzki konserwator zabytków nie reaguje na krytykę i postulaty prasowe, zaś generalny konserwator zabytków - mimo interwencji za pośrednictwem Departamentu Kontroli Kancelarii Prezesa Rady Ministrów - nie podejmuje skutecznych kroków na rzecz rewindykacji zobowiązań ochronnych. Daje jedynie wymuszone, zdawkowe odpowiedzi. Tymczasem ruiny spalonego pałacu niszczeją w przyspieszonym tempie i zagrażają życiu zwiedzających. Zniknęły pozostałe w dobrym stanie po pożarze zabytkowe piece kaflowe. Mury zostały pokryte niewybrednymi napisami. Zatarto nimi cenne freski na ścianie wewnętrznej. Niechybny upadek i zniszczenie zagrażają okazałemu kamiennemu kartuszowi z herbami Rawicz i Leliwa. Nikt, także z władz lokalnych, nie wpadł na pomysł ich zdjęcia z sypiących się murów i stosownego zabezpieczenia.

Tak dogorywa jeden z cennych zabytków przyrody i architektury! Ale czy tak musi być nadal? Także w nowej strukturze terytorialno-administracyjnej? Przecież stan troski o pomniki przyrody i architektury daje nie tylko obraz ogólnej odpowiedzialności za nasze dziedzictwo narodowe, ale także świadczy o przydatności konkretnych ludzi do zajmowania powierzonych im w dobrej wierze stanowisk. Czy wszystko w tym zakresie jest w należytym porządku? Przytoczone fakty dotyczące tragedii pomników przyrody i architektury świadczą, że nie.

Stanisław Abramczyk

1) Problematykę tę prezentowałem, lecz bez należytej reakcji ze strony instytucji i osób odpowiedzialnych oficjalnie za troskę o pomniki przyrody i architektury, w artykułach:

2) Patrz także: Andrzej Kamieński, Musimy poratować "Mieszka"! [w:] ZB nr 13(115)/98, s.33.