Strona główna | Spis treści |
Zabiegami artystyczno-językowymi, prowadzącymi do psychologicznego przebudowania sensu kolejnych wersów, prowadzi Pani Jadwiga do upoetyzowania scen zaczerpniętych z naszego życia codziennego, ukazując je jako coś podobnego w warstwie podglebia metafizycznego do pojęcia "substancji będącej przyczyną samej siebie" w Spinozjańskiej wizji świata.
W tym świecie upoetyzowanym tylko emocje, wyprowadzające meandry życia poza granice rozumu i rozsądku, nadają mu wyraz i koloryt, wzbogacając jednocześnie trywialny sens istnienia ludzi. Tej trywialności Autorka wydaje w obszarze własnej sztuki słowa bezwzględną wojnę. Choć wierzy w determinację praw istnienia, które konsekwentnie odmierza upływający czas, to nie poddaje się jej koniecznościom. Zatrzymuje sceny i sytuacje codzienne w aurze wyjątkowości, poprzez co chroni je już w ten sposób od zapomnienia. Pisząc prosto, wyraźnie i bardzo sugestywnie, łatwo wprowadza czytelnika w klimat własnego świata poezji i dzięki jego zaangażowaniu stwarza realną szansę, że stanie się on udziałem innych, poprzez co zostanie w pewnym stopniu, nie tylko na papierze, cząstkowo zobiektywizowany w postaci śladu u współprzeżywającej go publiczności. Dobrze te zalety poezji Autorki zbiorku pt. W kropli światła... ilustruje następujący utwór (***): Myślimy siebie / po moment / zapomnienia / aż słońce / - żegnając / pomarszczyło drzewa / rozkrzyczanym ptakom....
Na szczególną uwagę zasługują pomieszczone w omawianym tomiku dwa poematy - Wyucz się mężczyzny i nie płacz... oraz Tam nawet ptaki zawracają. Zostały one skonstruowane podobnie pod względem formy, tzn. składają się na nie cykle krótkich, haikupodobnych miniwierszy, splecione w warkocz, który scalają emocje, uczucia, piękne krajobrazy przepełnione obrazami przyrody i rozpamiętywania chwil znaczących w życiu, którymi poetka darzy męskość, boskość oraz wspaniałość przyrody. Traktuje ona te trzy oblicza nieustannego biegu świata z ogromnym respektem, eksponując przy okazji specyfikę kobiecego - ale bez kompleksu - widzenia istoty jego istnienia. Syntetyczną ilustracją tego typu zamysłów artystycznych Pani Jadwigi jest bez wątpienia następujący utwór (***): Odnalazłam Cię... / w zaciszu Kujawskiej Ziemi / urokliwie gościnnej / i ciepłej oddechem / mężczyzny z mojej wyobraźni // Dla Ciebie / zbłądziłam w słowie - // Wtedy podszedłeś bliżej / by doskonalić / podział / mojego i swojego nieba.
Jak widać, warto się potrudzić, by zdobyć ten ciekawie napisany i skomponowany, estetycznie wydany zbiorek Poetki z Radomia, opatrzony wdzięcznym posłowiem Piotra Kuncewicza.
Ignacy S. Fiut
Wznowiona w 1991 r. przez Wydawnictwo ARKANA, ze względu na swą aktualność, praca Fullera jest w Polsce znana tylko szczupłemu gronu architektów i projektantów. Poniższy tekst nie jest właściwie recenzją, a raczej "notatkami z lektury" tej zdumiewająco aktualnej dziś, u progu XXI w. pozycji.
Już pierwsze strony ostatniej książki Buckminstera Fullera (1895-1983), zatytułowanej Instrukcja użytkowania statku kosmicznego "Ziemia", przywodzą na myśl starą rzymską zasadę: navigare necesse est..., która niewątpliwie przyświecała pierwszym zdobywcom mórz i oceanów. Owi "wielcy piraci" zatrudniali w swej służbie najwybitniejszych wynalazców, konstruktorów i rzemieślników swoich czasów, jednak era dominacji ludzi "silnej ręki" minęła po I wojnie światowej, kiedy to postęp technologiczny stał się domeną uczonych, a ich hermetyczny język przestał być zrozumiały dla "decydentów". Następna wielka zmiana dokonała się już w naszych czasach, kiedy to rozwiązywanie problemów stało się zadaniem komputerów, których kolosalne możliwości przekraczają granice wyobraźni polityków, naukowców, a także przywódców religijnych. B. F. przyznaje, że jego ambicją było przewidzenie kierunku rozwoju cywilizacji "Ziemian" oraz sformułowanie programu - niemal algorytmu - postępu, zapewniającego stabilny "lot" pojazdu kosmicznego "Ziemia". Jego prognozy okazały się tak trafne i dalekowzroczne, że książka wydana po raz pierwszy w 1969 r. okazała się równie inspirująca i aktualna, kiedy została wznowiona w r. 1991.
Minęła epoka drugiego prawa termodynamiki, epoka Malthusa, Darwina i Marksa; entropii i walki klas; już 30 lat temu B. F. zapowiadał konieczność zaniku ideologicznego konfliktu komunizmu z kapitalizmem, jako warunek stabilizacji gospodarczej świata i uniknięcia losu gatunków, które zgubiła nadmierna specjalizacja.
Równie prorocza była jego ocena "metafizyki", której wyższość nad fizyką określiła historyczna formuła Einsteina E=Mc2 (a oficjalny jej powrót do łask zapowiada ostatnia encyklika papieska). B. F. formułuje "ogólną teorię systemów" i podaje własną fizyczno-metafizyczną definicję wszechświata jako: całości obejmującej wszystkie świadomie pojęte i zarejestrowane osiągnięcia ludzkości oraz niejednoczesne, nieidentyczne, tylko częściowo nakładające się, zawsze komplementarne sekwencje zdarzeń.
Skoro mowa o definicjach to warto tu przytoczyć pojęcie synergii lub synarchii (synergy), mało znane nawet w kręgach uniwersyteckich. Według B. F. synergia oznacza: zachowanie się systemu, które nie daje się przewidzieć z obserwacji poszczególnych części tego systemu, lub ich podzespołów (np. wytrzymałość stali chromoniklowej jest o 50% wyższa niż suma wytrzymałości jej składników stopowych).
Kolejna definicja: bogactwo jest naszą zorganizowaną umiejętnością właściwego korzystania z naszego (ziemskiego) środowiska, zapewniającą jego regenerację przy równoczesnym zmniejszaniu zarówno fizycznych, jak i metafizycznych ograniczeń w przyszłych dniach naszego życia. Oczywiście źródłem "ziemskiego" bogactwa jest promieniowanie słoneczne oraz wpływ grawitacyjny Księżyca, a kurczące się zasoby paliw kopalnych powinny być traktowane jako rodzaj "kapitału zakładowego", który miał zapewnić bieżącą i przyszłą "samowystarczalność" pojazdu kosmicznego "Ziemia"; a obecny etap "podróży" Fuller przyrównuje do momentu wyklucia się pisklęcia, które wykorzystało już zasoby zawarte w swoim "jaju" i teraz musi samo starać się o zdobywanie środków do życia.
W ciągu 150 lat od pierwszego spisu powszechnego w 1810 r. zamożność obywateli USA wzrosła 10-krotnie, przeciętna długość życia 3-krotnie, a możliwości podróżowania 100-krotnie. Można pokusić się o "naukową" prognozę, że w XXI w. musi nastąpić radykalna zmiana jakościowa, o ile ludzkość ma nadal kontynuować swą kosmiczną podróż: fizyczna i ekonomiczna wolność jednostki bez wykorzystywania kogokolwiek, bez "walki o byt", bez podziału na "ja" i "ty", przy oparciu stosunków międzyludzkich na wzajemnym zaufaniu i spontanicznej współpracy. Jednym słowem, istnieją na Ziemi warunki, aby ludzie mogli spełnić swe marzenia i potrzeby. Podstawowym warunkiem jest oczywiście globalna reforma walutowa (czy raczej "waloryzacyjna") tak, aby ślusarz w Indiach nie zarabiał 1/30 tego, co jego kolega w Detroit; jak również obalenie mitu, że bogactwo jest dziełem bankierów i kapitalistów.
Po II wojnie światowej miliony młodych, zdrowych amerykańskich żołnierzy wróciło do kraju bez nadziei na znalezienie pracy, jednak znaleziono wyjście (które zresztą stało się podstawą dzisiejszej potęgi Ameryki), po prostu wszystkim udzielono stypendiów na naukę, posłano ich do szkół i uniwersytetów, dzięki temu narodowe bogactwo wzrosło o miliardy dolarów wartości wiedzy i umiejętności. O ile po każdej z wielkich wojen dodatkowe moce produkcyjne z łatwością przestawiano na produkcję cywilną, to po II wojnie nastąpiła dodatkowo "rewolucja informatyczna", spowodowana skonstruowaniem (również dla celów wojskowych) - komputera. Tym samym człowiek został wyposażony w kolejne "narzędzie" zwielokrotniające jego możliwości intelektualne, jak również umożliwiające przekazanie jego funkcji informatycznych międzynarodowej sieci energetyczno-technologicznej.
Na skutek działalności człowieka świat wraz ze wszystkimi swoimi zasobami stał się samoregenerującym się "organizmem". Niestety, w czasie, kiedy Fuller pisał tę książkę (koniec lat 60.), tenże świat znajdował się w niebezpiecznej fazie, gdyż pilotami byli z jednej strony (kokpitu) Rosjanie, z drugiej Amerykanie, podczas gdy Francuzi sterowali silnikami z jednej, a Chińczycy z drugiej strony, natomiast Organizacja Narodów Zjednoczonych zajmowała się obsługą pasażerów. Funkcja człowieka w świecie przyszłości została określana jako najbardziej efektywne realizowanie jego zdolności metafizycznych, dzięki czemu możliwe będzie osiągnięcie wiedzy o istniejących a priori abstrakcyjnych zasadach rządzących wszystkimi fizycznie ewoluującymi zjawiskami wszechświata. Dzięki użyciu swojej wiedzy człowiek będzie w stanie ograniczać zużycie lokalnie dostępnych zasobów energii, które tylko w kontekście całego wszechświata są nieograniczone, pod warunkiem ich skutecznej, "metabolicznej" regeneracji, której będzie towarzyszyć ciągły wzrost czasoprzestrzennej wolności człowieka i jego wyzwalanie się z więzów wczorajszej ignorancji i marnotrawstwa.
Zasoby paliw kopalnych można porównać do energii zawartej w akumulatorze samochodu, służącej do uruchomienia tylko głównego silnika, który z kolei musi być napędzany wyłącznie "bieżącą" energią wiatrów, wód, przypływów i bezpośredniego promieniowania Słońca (jednominutowy "wydatek" energetyczny tropikalnego huraganu równy jest łącznej energii wszystkich razem rosyjskich i amerykańskich głowic nuklearnych). Nie stać nas na wyczerpanie paliw kopalnych w większym stopniu niż wynosi ich bieżący przyrost w skorupie ziemskiej. Podróż kosmiczna pasażerów Ziemi musi się odbywać bez wzajemnego naruszania ich swobód i bez wykorzystywania jednych przez drugich. Naszym zadaniem jest zapewnienie maksymalnego wykorzystania psychicznych i fizycznych zdolności całej ludzkości. W tej sytuacji naczelnym zadaniem staje się wykształcenie obywateli, aby powstrzymać bezsensowne staczanie się świata ku własnej zagładzie.
Inicjatywa powinna należeć do projektantów, architektów i inżynierów, aby - zapominając o należących już do lamusa podziałach - wspólnie zabrali się do pracy prowadzącej do świadomego użytkowania "synergetycznie" zintegrowanych praw rządzących wszechświatem.*)
Włodzimierz Czachowski-Rylski
Opracowanie opisuje tzw. dolmen w Borkowie*) (gm. Malechowo), mający ok. 5 tys. lat, będący najstarszą budowlą wzniesioną przez człowieka na Ziemi Koszalińskiej. Cmentarzysko znajduje się nieco na wschód od starej wsi Borkowo, nad doliną bezimiennej (!) rzeczki, dopływu Grabowej. Jest to jedyny na wschód od Odry grobowiec kamienny na Pomorzu. Był badany już w 1934 r. Jest nieco zdewastowany, wymaga naprawy i konserwacji oraz usunięcia samosiejek drzew i krzewów.
Stanowi zupełnie unikatowy zabytek archeologiczny w skali Pomorza i kraju. Niestety, jest zupełnie nieznany, nie ma oznakowań dojazdów doń ani żadnej tablicy informacyjnej przy grobowcu. Jest położony ca 35 km na północny wschód od Koszalina, ma zupełnie dobry dojazd - samochodem można dojechać zupełnie blisko, autobusem trzeba zatrzymać się przy szosie w odległości ca 300 m.
W opracowaniu opisano dokładnie grobowiec, opis zilustrowano mapkami i pięknymi zdjęciami. Dobrze się stało, że została przygotowana i wydana publikacja o dolmenie w Borkowie. Na pewno wpłynie ona na zainteresowanie turystów i wczasowiczów oraz ułatwi im dotarcie do dolmenu. Można dodać, że np. w Anglii i Francji podobne obiekty są swoistymi rarytasami turystycznymi, wcale nierzadko wokół nich znajdują się restauracje, kioski z pamiątkami itp. Po prostu czerpie się z tego zyski.
Bernard Konarski
Książka liczy 269 stron, ugrzęzłam na 55. Od popadnięcia w kompleksy związane z własną głupotą ratuje mnie wspomnienie różnych innych lektur - np. O szczęściu Władysława Tatarkiewicza. Piękna, klarowna polszczyzna, dowodząca, że o czymś tak nieuchwytnym, jak szczęście można pisać w sposób w pełni zrozumiały.
Jan Trąbka wybrał inną drogę kontaktu z czytelnikiem. Słownik wyrazów obcych do ręki i staranny przekład każdego zdania z polskiego na nasze. Roi się od zdań typu:
W wyniku działań psychograwitacji mógłby powstawać swoisty fluid lub eter warunkujący zespolenie obiektów i procesów intelektualnych, które z kolei stają się przedmiotem psychosyntezy będącej kontrapunktem naukowej psychoanalizy S. Freuda lub G. Junga.
Na początku książka zaczęła mnie wciągać, wyjaśniając, co to jest gnoza. Po raz pierwszy pojęłam w jakimś stopniu jej istotę. Ale potem wszystko uległo zamazaniu. Jeżeli mówimy o czymś, że jest niewerbalne, a potem mnożymy bez końca słowa, żeby to wyjaśnić, musimy się utopić we własnym słowotoku.
Zofia Tuma
Czarne 5
38-309 Gładyszów
To refleksje po książce Skafander i motyl. Są to wspomnienia człowieka dotkniętego paraliżem, który trafił go w chwili pełnej aktywności życiowej i zawodowej.
Czytając, uświadamiamy sobie, jakim szczęściem jest zwykłe (właściwie to nic nie jest zwykłe), codzienne życie. Jakim cudem jest bytowanie na Ziemi, i w jakiej obojętności ten cud mijamy, pędząc, śpiesząc się - dokładnie nie wiedząc, gdzie ani po co. Szkoda nam czasu na chwilę zadumy, lenistwa - po prostu bycia. I tak bezpowrotnie tracimy wiele wartości. Życie prawdziwe, to, które dzielimy ze zwierzęciem i rośliną, przemija obok nas. Dopiero kataklizm sprawia, że nagle zmienia się perspektywa i odczucia.
A może w miejsce kataklizmu wystarczy sięgnąć po wspomnianą książkę?
Zofia Tuma
Czarne 5
38-309 Gładyszów