Strona główna | Spis treści |
Samo powstanie książki jest dość nietypowe - w 1991 r. małżeństwo ze Stanów Zjednoczonych, będące od 10 lat czynnymi członkami ruchu na rzecz obrony praw zwierząt, otrzymało anonimową przesyłkę - dyskietkę, na której była Deklaracja wojny.*) Autor opowiada o radykalnym ruchu w obronie zwierząt, o liberatorach. Mówi o sobie, że sam działa tylko w ramach prawa, ale chce ostrzec ludzi, że istnieje ruch, który nie cofa się przed wysadzeniem w powietrze samochodu wraz z naukowcem eksperymentującym na zwierzętach. Wierzą oni w moc rewolucji, która uwolni zwierzęta i jeżeli zajdzie taka potrzeba, zabije ich oprawców.
Na początku mamy opisy jałowych działań na rzecz zwierząt w ramach prawa. Każdy, komu los zwierząt nie jest obojętny, zgodzi się, że nie jest to zbyt skuteczne. Taki stan rzeczy rodzi silną frustrację, a ta z kolei bezpardonowy program działań - krwawą rewolucję. Trochę szkoda, że pomysłu wystarczyło tylko na destrukcję - brak jakiegokolwiek wyobrażenia, jak będzie wyglądał świat, gdy już zwycięży rewolucja. Poza tym, pewne pomysły rewolucyjne są rzucone jakby bez znajomości praw przyrody - praw, które istnieją, czy nam się to podoba czy nie.
Bo np. taki obrazek. Liberatorzy wkraczają na farmę, zabijają farmera, a bydło puszczają na szczęśliwą swobodę. W imię miłości. I wygląda na to, że nie wiedzą, że bydło które od kilku pokoleń żyje w oborze na wysokobiałkowej paszy, ma raczej marne szanse przeżycia na swobodzie. Wkracza tu bezlitosny czynnik selekcji naturalnej - która zupełnie nie pokrywa się z selekcją prowadzoną przez człowieka. Działanie prowadzone w imię miłości wcale nie zmniejszy cierpienia - a wręcz go przysporzy.
Człowiek nie jest najważniejszą istotą na Ziemi. Bo i dlaczego miałby nią być? Słonie, pająki, sępy czy lwy morskie mają takie samo prawo do życia jak my sami. Nic dodać, nic ująć. Tylko że program przedstawiony po tym zdaniu wykluczy nawet jakiekolwiek współżycie i współdziałanie ze zwierzęciem. Człowiek przedstawiony jest tylko i wyłącznie jako wrzód - do usunięcia. Wydaje mi się to lekką przesadą, ale może dopiero odbijając się od tej przesady, uda się nam ulokować w okolicach złotego środka.
Zofia Tuma
w drodze
Wydawnictwo Bleeding Earth skr. 8, 62-032 Luboń 4 |
Wyobraź sobie Niemcy roku 2040: położono kres demokracji i gospodarce rynkowej, skutecznie zastępując je dyktaturą Ekorządu. Bezpowrotnie skończyły się stare czasy marnotrawstwa zasobów i samowładztwa człowieka, kiedy w 2020 r. spisek naukowców pociągnął za ekologiczny "hamulec bezpieczeństwa" poprzez atak wirusa na światową sieć komputerową. Od tej pory ludzkość, nowa ludzkość stała się poddanką natury. Niemcy zostały członkiem federacji państw o wysokim stopniu rozwoju, działającej pod komenderującym skrótem GO!, czyli GLOBAL OBSERWER. Nowi ludzie czuwają nad naturą zgodnie z surowym nakazem: "Najpierw ziemia, później człowiek". Za marnotrawienie i zanieczyszczanie wody, powietrza i surowców grożą surowe kary - od publicznych prac po karę śmierci. Człowiek ze swoimi potrzebami i życzeniami odgrywa w tym nowym świecie już tylko rolę drugoplanową. Kobiety otrzymują "bony urodzeniowe" na maksymalną ilość porodów, a starcy przedwcześnie kończą swoje życie w klinikach śmierci. Nie ma już pieniędzy, mediów czy prywatnych samochodów, a nad wszystkim i wszystkimi czuwają "zielone hełmy" - żołnierze po praniu mózgów, którzy bezlitośnie masakrują każdy przejaw nieekologicznego działania i zachowania.
Wyobrażasz sobie taki świat? Świat hamburskiego dziennikarza i pisarza - Dirka C. Flecka, przywołany na kartach powieści GO! Ekodyktatura, żywo przypomina znane już schematy kontrolujące doszczętnie społeczeństwo: faszyzm i komunizm. Tym razem dyktatura radykalnych ekologów przedstawiona została jako jedyny ratunek przed śmiercią natury. Tutaj wszyscy są ofiarami cynicznego systemu, w którym człowieczeństwo zostało złożone w ofierze dla resztek Natury. Sam Autor uważa, że GO! jest tylko literackim rachunkiem tego, co dziś zgotowaliśmy naszej Planecie. Nie popiera on jednak ekodyktatury, ale radykalnie ostrzega przed nią. Nie daje także odpowiedzi, jaka jest alternatywa dla niej. Stawia tylko naglące pytanie, kiedy pociągniemy za ekologiczny hamulec bezpieczeństwa?
Krzysztof Piaskowski
e-mail: piasek@lew.tu.koszalin.pl
Kto finansował stworzenie świata? Czy ta inwestycja się opłaciła, o ile wzrosła wartość świata (rozwój rolnictwa, przemysłu itd.), o ile zmniejszyły się bogactwa naturalne?
O ile pierwsze pytanie zdaje się być nie bardzo religijne, o tyle drugie, acz żmudne, powinno sprowokować ekonomistów.
Stanisław Jerzy Lec
cytat pochodzi z książki Iwony Jacyńskiej "Żyć znaczy niszczyć?"
nadesłał Bartosz Pikul
Tomik ten nosi bardzo wymowny tytuł, a mianowicie - Dekalog jutra. Jest on pewnym przesłaniem do ludzi w kończącym się wieku. Autorka dzieli się bagażem własnego doświadczenia oraz wieloma przemyśleniami nad sensem pomyślnego i spełnionego życia, do którego istoty należy także jego naturalny koniec. W wierszu, od którego tomik wziął tytuł, czytamy:
postawiony między ciszą
a tonacją skowrończej pieśni
niesie prawdy wyryte
w kamiennych twarzach dni
poznasz je jeśli z oka sęku
zdołasz odczytać majestat wieków
jeśli starym drzewom przepowiesz
długowieczność korzeni
kiedy bez popłochu odmówisz modlitwę
do ikony śmierci
hymnem zmęczonego serca
przenikniesz sferę
do której nieliczni
zostali dopuszczeni.
W poezji Gordziej spotykamy dwa ciągi dramatów, splatające się jakby w jeden warkocz wydarzeń: dramat indywidualnej jednostki ludzkiej i dramat otaczającej go Przyrody. Dramat człowieka zawsze ma charakter eschatonalny, natomiast dramat Przyrody z natury jest wariabilistyczny. Co to jednak znaczy?
Człowiek przecież żyje raz, natomiast Przyroda rodzi się i umiera - jej dramat tchnie więc nutką namacalnego optymizmu, którego człowiekowi często brakuje, jeśli za życia nie zbratał się z Przyrodą. Ona daje mu szansę oswojenia się z fenomenem śmierci, jako momentem ważnym dla uchwycenia sensu upływającego życia lub - jak chce poetka - ze stwórcą samej Przyrody. Jeśli więc naturalny bieg rzeczy zawsze przerasta wyobrażenia ludzkie, to - jak podkreśla Gordziej - dla człowieka, kiedy zbliża się do śmierci wszystko staje się jasne.
Tak więc w tej poezji metafizyczność życia przenika się wzajemnie z fizycznością świata. Nakładające się na siebie kolejne dramaty współistniejących żywiołów kulminują w płodności, chwilowo przezwyciężającej śmierć. Jak drastycznie i zarazem wzniośle udaje się to poetce podpatrzyć, niech świadczy wiersz pt. Rykowisko, gdzie pisze ona:
Bór ryczy mocą
jelenich gardzieli
spłoszona mgła skrada się
nisko przy ziemi
jeszcze chwila
trzask wieńców
ogłosi triumf byka
słychać chrapliwe stękanie
Zanim brzaskiem
zarumieni się niebo
łania wypięknieje
zapowiedzią płodności.
Nie bardziej niż sceny i obrazy przedstawione, ale właśnie te zderzenia dramaturgiczne zajmują miejsce ostatnich podmiotów lirycznych utworów pomieszczonych w tym zbiorze, dzięki czemu każdy z nich naładowany jest ogromną siłą wyrazu.
Bardzo ważną kwestią, której świadomie podjęła się poetka, jest oswajanie się ze śmiercią i równoczesne udomowienie samej śmierci. Jest ona dlatego ważna dla ludzi, że mają jej świadomość i pamięć w przeciwieństwie do Przyrody, co też popycha ich nawet do zbrodni, by przeciwstawić się bezpowrotnie upływającemu czasowi. Np. w wierszu pt. Przyroda nie ma pamięci czasu, zapośredniczającym te dwa mentalne procesy świadomości dramatów, nieustannie zderzane w wierszach poetki z Poznania, prowadzą ją do następującej sentencji:
(...) Kto strzępy zachował instynktu
rozmawia z drzewami
wszechświat potrafi odczytać
z kropli rosy
drogę wybrał właściwą.
Wszystkie utwory z tego zbiorku, podsycane przenikliwymi obserwacjami, wyważonymi emocjami zawartymi w prostych wersach, ulegają jakby spełnieniu na łonie Przyrody, bez którego wszelka poezja staje się jakby martwa. Bo na pewno świat nas przeżyje, ale czy przeżyją poetę jego wiersze, które nie przywołują obrazów niepowtarzalnych, ciągle odradzających się krajobrazów, ptaków, drzew, stawów, rzek? Kto kiedyś zrozumie niuanse historii, ideologii, charaktery ludzi, ich zagmatwane losy? Natomiast aura i piękno naturalne zawsze będą dla ludzi ostoją i źródłem inspiracji twórczych, bez względu na to, czy jest się młodym, osobą w kwiecie wieku czy u końca swych dni. Bo przecież tylko Przyroda i Poezja - jak dwie siostry bliźniacze - pozwalają pomarzyć, że przecież "nie cały umrzesz".
Na szczególną uwagę w tym tomiku zasługuje bezprecedensowe podejmowanie zagadnienia śmierci, które w naszej cywilizacji konsumpcyjnej uległo jakby wstydliwemu zapomnieniu. Człowiek stary w obliczu śmierci stał się obiektem wstydliwym. Wszyscy, bez względu na metrykę, chcemy być młodzi, piękni i bogaci, zapominając o naturze życia biologicznego, do istoty którego należy właśnie umieranie i moment śmierci. Gordziej stara się z pełną świadomością i poetycką, lapidarną wzniosłością mówić o tych sprawach, przepędzać sztywniejącą ciemność, lęk na tablicy nocy, by w ten sposób obronić naturę życia przed jej technologiczno-konsumpcyjną maską i zdaje się, że czyni to z powodzeniem. Warto więc czytać te strofy, napełniające zadumą nad sensem wszelkiego życia, nawet w obliczu śmierci.
Ignacy S. Fiut
Jako niedoszłemu "belfrowi" (poloniście) zdarzyło mi się w ramach eksperymentu popracować trochę z młodzieżą klas IV-VIII, i tym, czego zabrakło mi wówczas była taka właśnie nauczycielska "ściąga", która pomogłaby zmieścić w formy propozycji metodycznych wiele moich nieśmiałych ekologicznych pomysłów.
Edukacja ekologiczna zaczyna się w piórniku, tornistrze, pokoju, mieszkaniu, bloku, osiedlu, mieście... dziecka - stwierdzają Autorzy, czyniąc ucznia podmiotem swoich ekologicznych zainteresowań. Ekologia mieszczucha... to przede wszystkim alternatywna strona edukacji, możliwa do realizacji w czasie np. zajęć interdyscyplinarnych lub warsztatowych, gdzie zaciera się granica między muzyką, plastyką, przyrodą, literaturą; gdzie każdy może być "twórczy". B. Stawicka i S. Ruciński udowadniają, że poprzez zastosowanie technik twórczego prowadzenia zajęć każdy, nawet najbardziej "nieznośny" uczeń/nauczyciel (?) może wykazać się kreatywnym działaniem. Wyniki jego pracy będą zależeć przede wszystkim od sposobu wykorzystania tych zdolności.
W edukacji ekologicznej nie wystarczy tylko być ekologiem - trzeba być równocześnie nauczycielem. Lecz czy uczenia można się nauczyć? Publikacja ta pokazuje, jak można uczyć ALTERNATYWNIE, prezentując - obok scenariuszy lekcji różnego autorstwa - formy pracy np. w zespołach twórczego generowania pomysłów. Z innych projektów wartych "wypróbowania" odnajdziemy tutaj scenariusze wzorowane na pomysłach R. Łukaszewicza z Wrocławskiej Szkoły Przyszłości lub "Mapy Umysłu", "Burzę Mózgów" czy "Synaktykę", a także łamigłówki ("Uratuj Jasia i Małgosię przed złą Babą Jagą"), grę planszową ("Zdrowe miasto") lub Kartę pracy ("Drzewo"). Zarówno "Festiwal Czynów Ekologicznych", liczne ankiety i pomoce w formie komiksowej, jak i grafika Gosi Świderek świadczą o niezwykłej pomysłowości Autorów i atrakcyjności tego wydawnictwa. Natomiast umieszczone w nim wszelkie techniki twórczego prowadzenia zajęć pozwalają rozwijać "małoletnią" wyobraźnię i uczą logicznego myślenia, powiązywania faktów, odnajdywania zależności i poruszania się we współczesnym, tak mało ekologicznym świecie. Ta nauka odbywa się "na wesoło", a kształcenie przez zabawę przybiera formy "Wypraw Wielkiej Uważności", w czasie których każdy odnajduje swoje znaki ekologiczne.
Ekologia mieszczucha... to przenikanie się teorii i praktyki ekologii. Wbrew pozorom książka nie jest zbiorem propozycji metodycznych czy lekcyjnych konspektów, ale wspaniałym przewodnikiem, nawet dla tych wiecznie będących dziećmi dorosłych... Ekologia rozumiana jest tutaj szeroko. Sawicka i Ruciński nie ograniczają zaprezentowanych propozycji metodycznych do zagadnień ochrony środowiska. To, co rozumieją pod szyldem "eko" to ŚWIADOMOŚĆ - świadomość "dziecięca", ale nie "dziecinna"; mentalność ciągłego zadawacza pytań, który już po uczestnictwie w kilku zaproponowanych zajęciach może powiedzieć: Ja to wiem, ja to czuję, ja to pokazuję. Pytania zadawane dzieciom (i przez dzieci), czasami celowo naiwne czy retoryczne, mieszczą się w obrębie tych "głębokich", a przywołanie fragmentów warsztatu "Zgromadzenia Wszystkich Istot" sprawia, że zaproponowane formy zajęć dotyczą także ekologii głębokiej.
Atrakcyjne metody prowadzenia edukacji ekologicznej w szkole mogą pomóc pedagogom "ze stażem" wyrwać się z rutyny, a praktykantom i początkującym mogą "dodać skrzydeł", chociażby tłumacząc, jak nie ukatrupiać pomysłów. Opracowanie przez Autorów książki listy, na której znajdziemy tak często słyszane:
czy też bardziej "dosadne":
jak i wiele, wiele innych, może pomóc w powiedzeniu głośno i wyraźnie: TO SIĘ DA ZROBIĆ!
Nie wiem, czy bardziej wadą czy zaletą tej książki jest niesprecyzowany wyraźnie ODBIORCA, brak ograniczeń wiekowych dzieci oraz tak swobodne przekraczanie ram metodycznych konspektów przy równoczesnym wpisaniu się w to, co określamy mianem edukacji. Wiem jedynie, że ujmuje mnie w tej książce sposób potraktowania dziecka i odwoływanie się nie tyle do jego wiedzy, co wrażliwości, dlatego przekazywane treści nie "wypadają z pamięci" - tak, jak wiedza encyklopedyczna (np. biologiczno-przyrodnicza). Podtytuł Ekologii mieszczucha... sugeruje, że zaproponowane formy prowadzenia zajęć o charakterze proekologicznym będą atrakcyjne i tak jest w rzeczywistości. Z tego powodu w temacie ekologicznej edukacji publikacja ta doskonale zapełnia ogromną lukę na naszym rynku wydawniczym, stanowiąc idealne dopełnienie chociażby wydawnictw "Pracowni na rzecz Wszystkich Istot".
Niewątpliwie książka ta jest pomysłem śmiałym i ryzykownym, lecz w skali od ndst do bdb - zrealizowanym na piątkę.
Katarzyna Głowacka
(...) jak wynika z prawa zachowania materii, ilość odpadów równa się dokładnie ilości zużytych zasobów.
René Dubos