Strona główna |
"Ochranianie wszelkiego życia nie wynika (...) z chęci zachowania siebie, własnego gatunku ani z potrzeby poszukiwania komfortu i bezpieczeństwa. Nie wynika z niczego. Jest podejmowane odruchowo, z poczucia oczywistości, tak jak jedna ręka pomaga drugiej lub spieszy jej z pomocą, gdy ta znajduje się w niebezpieczeństwie. Bez jednej myśli, bez poczucia robienia czegoś dla kogoś, bez poczucia wyższości czy pokory. (...) Nie jest to żadne działanie na rzecz, nie jest to ratowanie ani samoobrona. Jest to tak oczywiste i naturalne jak oddech. Niełatwo być ekologiem w takim rozumieniu tej postawy. Ale chyba nie ma innego wyjścia". (cytat pochodzi z artykułu Wojciecha Eichelbergera: "Ekologia wglądu i ekologia strachu" MIESIĘCZNIK TROCHĘ INNY "I" 1/90).
Czy rzeczywiście nie ma innego wyjścia? Owszem jest, ale nie wolno wbijać na siłę wszystkim do głów owej jedynej właściwej, głęboko pojętej
ekofilozofii, lecz pozostawić wybór im samym.
To, że chęć ochrony wszelkiego życia wynika w ich przypadku z troski o siebie, z potrzeby zarówno fizycznego jak i psychiczno-moralnego
komfortu, nie ma absolutnie ŻADNEGO znaczenia.
Najważniejsze są skutki i efekty. Jeżeli efekty przybierają właściwą postać, to czy ważne jest, że jeden ekolog kieruje się wypływającym z głębi
przekonaniem i ekologią wglądu, a inny - zakorzenioną mocno w psychice obawą o podstawy jego własnej egzystencji, czyli po prostu strachem przed
śmiercią? Doprawdy, nawet jedno zasadzone przez takiego "ekologa strachu" drzewo jest już coś warte. I czy ma sens rozpatrywanie pobudek, jakimi
ktoś kieruje się w celu ratowania Ziemi?
Zdaję sobie sprawę, że są to wartości niepełne. Ale chyba wybranie mniejszego zła jest tu konieczne.
Autor artykułu, którego fragment przytoczyłem na wstępie, kończy tymi słowy: "... Tak więc działania proekologiczne motywowane lękiem
wydają się być zagrożone skazą połowiczności i kabotyństwa. Istnieje poważne niebezpieczeństwo, że mogą się one wyrodzić w różne formy
dogmatyzmu, przemocy i agresji..."
Postawa piszącego te słowa i wszystkich innych, którzy głoszą takie i podobne zasady, zakrawa na ideologiczny egocentryzm, czy wręcz
szowinizm. Szowinizm osadzony w innym wymiarze - jako odsuwanie cudzych idei i zasad w cień własnych.
Bądźmy ludźmi! Nie potępiajmy tych, którzy się boją, którzy odczuwają tak naturalne i fizjologicznie uzasadnione uczucie - strach. Strach, który
jest motorem poczynań, czynnikiem pomagającym podtrzymać gatunek.
I chociaż niektórzy gotowi są ze strachu do potwornych rzeczy, to jednak dzięki niemu nie nastąpił jeszcze wielki krach.
Zastanawiający jest fakt, że nie tylko w przypadku ekologii wglądu i ekologii strachu, ale i w przypadku wielu innych orientacji ekofilozoficznych
zachodzą kontrowersje i sprzeczności. Sprzeczności, które nie przynoszą nić dobrego, które nie budują, a wręcz niszczą to, co z takim mozołem
wypracował każdy z nas. Skończmy z tą destrukcyjną działalnością bez konkretnego celu. To naprawdę nonsens abyśmy za wspólną sprawę mieli się
wzajemnie pognębić.
Nie szukajmy filozofii gorszych czy lepszych. Wszystkie one, jeśli tylko prowadzą do odrodzenia natury - są słuszne.
Maciej Przybylski
Przytaczając fragment artykułu W Eichelbergera nie miałem na celu atakowane autora, lecz pokazanie na przykładzie jakie stwarzamy sobie podziały, i w jaki dziwny i subiektywny sposób dokonujemy wartościowania niektórych rzeczy. (M. P.)
Wierzymy w Boga, przestrzegamy przykazań. Ze strachu (przed Piekłem) czy z nadziei (Nieba) I TO, I TO - inaczej nasza wiara byłaby połowiczna. Nieodłącznym motywem działania człowieka jest strach - tak już zostaliśmy stworzeni.
(pr)