Strona główna   Spis treści   Morza cd. 

ZB nr 5(131)/99, 16-31.5.99
MORZA I OCEANY

TRAWLERY WIODĄCĄ PRZYCZYNĄ NISZCZENIA ŻYCIA NA DNIE OCEANÓW

Minął rok 1998 - Międzynarodowy Rok Oceanów. ZB zaczęły na jesieni ub. roku cykl artykułów poświęconych ochronie i obronie życia morskiego.1) Tematów przybywa, a ogólnoświatowa świadomość zagrożenia życia morskiego - i w konsekwencji całego życia na Ziemi - rośnie. Artykuł porusza temat trawlerów, zaledwie jeden aspekt poważnego problemu w słonych wodach planety. Polska ma stosunkowo dużą, jak na swoje zaludnienie, flotę trawlerową, poławiającą odpłatnie dla innych państw i na własne potrzeby. Co w tej sytuacji zrobi polski ruch ekologiczny?

WASZYNGTON, 14.12.98

Naukowcy po raz pierwszy ujawnili, że rozpowszechnione, acz mało zbadane metody połowów komercyjnych - trałowanie denne i połowy włokiem - są najpoważniejszymi narzędziami niszczenia szelfów kontynentalnych.2) Powodując skutki podobne do wycinania lasów na lądzie, metody takie wpływają na znacznie większy obszar niż wycinanie lasów i mogą być głównym powodem spadku rybostanów.

Trałowanie denne i połów małży włókiem dewastują życie denne - mówi dr Les Watling, profesor oceanografii na Uniwersytecie Stanu Maine i współautor nowego raportu naukowego na temat trawlerów. - Kiedy zanurzam się na dno Zatoki Maine w łodzi badawczej, od razu mogę określić, czy niedawno przeszła tędy sieć trałowa w poszukiwaniu ryby lub włók małżowy. Trałowanie zmiata niemal wszystkie gąbki i mięczaki, rurkowce oraz wielonożne skorupiaki żyjące w nienaruszonych rejonach dna. Głazy uprzednio pokryte stworzeniami morskimi zostają ogołocone z życia po przerolowaniu po dnie przez sieci trałowe lub włokowe. W mule widać głębokie bruzdy. Nie trzeba biologa morskiego, aby wywnioskować, że te metody połowów są okrutne dla stworzeń morskich. Żadna inna działalność morska człowieka nie wywiera tak wielkiego wpływu fizycznego.

Duże trawlery, ciągnąc sieci po dnach oceanów, wyrządzają ogromne szkody środowisku podwodnemu, rybostanowi i różnorodności biologicznej. Powierzchnia równa połowie szelfów kontynentalnych jest zmiatana w ten sposób co rok, poważnie uszkadzając życie morskie. Sieci trałowe są dużych rozmiarów. Szerokość otworu wlotowego liczy ok. 100 m, a każda z dwu bram utrzymujących wlot sieci w stanie otwartym waży do 5 t. Sieci ciągnie jednostka wyposażona w silnik do 10 tys. koni mechanicznych (spycharka, czołg, ciężarówka 60-tonowa mają moc ok. 500 koni mechanicznych). Mało co może oprzeć się morskim spycharkom. Głazy o masie do 25 t są przemieszczane po dnie. Współczesne ciężkie trały są w stanie przeczesywać wyboiste dna uprzednio omijane z obawy przed zniszczeniem sieci.

Wnioski badaczy zawarte zostały w serii referatów w piśmie naukowym "Conservation Biology" z grudnia '98. Jeden z referatów opisuje ekstensywne badania oddziaływań mobilnych metod połowów, w których jednostki rybackie ciągną ciężkie sieci po dnie, aby złapać krewetki, ryby, małże i inne stworzenia denne. Badania określiły, że powierzchnia dna poddana co roku trałowaniu na całym świecie jest 150 razy większa niż powierzchnia wycinanych do pnia lasów.

RYBOŁÓWSTWO ZRÓWNOWAŻONE EKOLOGICZNIE

Profesor Richard Haedrich, badacz ryb na Uniwersytecie Pamiątkowym Nowej Fundlandii w Kanadzie, wychodzi z pozycji rozwoju zrównoważonego ekologicznie. W trakcie badań katastrofalnego załamania rybołówstwa nowofundlandzkiego z zainteresowaniem śledziłem debatę o oddziaływaniach trałowania. Dane są bardzo przekonujące - trałowanie dewastuje środowisko ryb i innych społeczności podwodnych w tempie trudnym do ogarnięcia. Nieodpowiedzialne trałowanie niszczy osnowę ekosystemów oceanicznych. Wepchnęło nas na kurs powodujący ogromny stres w podstawowym rybołówstwie na świecie, które w takiej sytuacji może nigdy nie ulec poprawie. Nie chcemy zaprzestać połowów, ale jeśli pragniemy naprawdę zrównoważonego rybołówstwa, natychmiast potrzeba systemu chronionych regionów morskich, gdzie trałowanie jest zakazane.

Według dr. Watlinga - do lat 50. trawlery nie pracowały w rejonach zbyt kamienistych, skalistych, zbyt głębokich i zbyt dalekich. Postęp techniczny pozwala teraz trałować niemal wszędzie, od szelfów kontynentalnych po najdalsze góry podwodne koło Antarktyki, w wodach głębszych niż półtora kilometra. Podobnie jak w dziewiczych puszczach wycinanych w pień, większość zabijanego życia dennego - od małży po korale - może potrzebować dekady lub stulecia, aby się odbudować. Pisząc dwie książki o puszczach, widziałem dużo wycinania lasów - mówi Elliott Norse, prezydent Instytutu Ochrony Bioróżnorodności Morskiej i współautor raportu o trałowaniu. Skutki trałowania dna oceanu są zdumiewająco podobne do skutków wycinania lasów. Trałowanie niszczy skomplikowane struktury życiowe środowiska dennego, eliminując miejsca ukrycia i pokarm ryb i innych zwierząt oraz zmniejszając bioróżnorodność. Jest jednak jedna wielka różnica między trałowaniem i wycinaniem lasów: od biegunów po tropiki drwale niszczą co rok powierzchnię drzewostanu wielkości stanu Indiana. Natomiast trawlery przeczesują powierzchnię dna oceanów dwukrotnie większą od obszaru USA. Bioróżnorodność to bogactwo gatunków i ekosystemów na świecie oraz ogromne zróżnicowanie genetyczne wśród nich. Człowiek zależy od nienaruszonych ekosystemów, w których współzależne gatunki pracują na zaspokojenie naszych najbardziej podstawowych potrzeb - żywność, leki, tlen.

Dr Ransom Myers z Uniwersytetu Dalhousie w Halifax mówi o zniszczeniu tradycyjnego rybołówstwa na wybrzeżu atlantyckim Kanady: Nasze największe gatunki ryby skate są bliskie wymarcia wskutek niezamierzonego łapania w sieci trałowe, a korale pełnomorskie, ważne środowisko dla ryb, są zagrożone. W tym czasie otwiera się trawlerom nowe akweny bez oceny oddziaływania na środowisko.

WYRWANE, POŁAMANE

Drzewiaste i krzaczaste życie podwodne wyrastające z dna jest wystawione na ryzyko wyrwania lub połamania przez sieć. Zagajniki korali, gąbek, wodorostów, ukwiałów, traw dennych i polipów tworzą kryjówki dla narybku, który chowa się w nich przed prześladowcami. Młody dorsz ma lepszą szansę przeżycia i wzrostu na urozmaiconym dnie. Na atlantyckim wybrzeżu Kanady dorosły halibut, homary i ryba pollack preferują takie środowisko denne. Badania wykazały, że polipy na kanadyjskim wybrzeżu Atlantyku mają co najmniej 500 lat. Podobnie jak przy trzebieniu puszcz, niszczenie tego środowiska oznacza długi czas powrotu do stanu pierwotnego. Organizmy rosnące tak wolno nie mają szansy do życia, gdy potężne trały brużdżą dno morskie co rok albo częściej. Zachowanie bioróżnorodności oznacza ochronę życia ludzkiego: polipy posiadają obiecujące własności lecznicze, a wiele obecnie badanych środków przeciwrakowych pochodzi z mórz.

Wytrzebianie i zrównywanie dna pozbawia ryby niezbędnego do życie środowiska i prowadzi do wzrostu ich śmiertelności. Istnieje podejrzenie, że to jedna z przyczyn tak powolnej odbudowy populacji dorsza na wybrzeżu atlantyckim Ameryki Północnej. Trudno ustalić z pewnością, gdyż nie monitorujemy ekosystemów morskich i nawet nie mamy szczegółowych klasyfikacji czy map tych ekosystemów - mówi dr Don McAllister, od 30 lat ichtiolog w Kanadyjskim Muzeum Przyrody, autor książek o bioróżnorodności w wodach słodkich i słonych i doradca rady naukowo-technicznej Międzynarodowej Konwencji o Bioróżnorodności. Badania Centrum Akcji Ekologicznej w Halifax, prowadzone we współpracy z rybakami, dostarczyły dość informacji świadczących, że systemy koralowe w głębokich wodach otaczających Nową Szkocję są poważnie zniszczone.

Naukowcy i obrońcy przyrody są zaniepokojeni szeroką skalą trałowania. Dr McAllister w 1995 r. oszacował, że ok. 5% powierzchni szelfów kontynentalnych świata narażone jest na trałowanie. Nowa analiza wykonana przez dr. dr. Watlinga i Elliotta Norse'a z Instytutu Ochrony Bioróżnorodności Morskiej w Redmond w stanie Waszyngton zawiera informacje, że powierzchnia odpowiadająca 53% światowej powierzchni szelfu jest corocznie orana trałami rybnymi, krewetkowymi i małżowymi. Jeśli połowa szelfów będzie intensywnie trałowana aż do kompletnego zniszczenia ekosystemów - mówi dr McAllister - teoretyczna krzywa sugeruje wyginięcie 10% gatunków. Jeśli trałowanie i zniszczenie ekosystemów rozszerzyć do 90% szelfów, teoria przewiduje utratę połowy gatunków na szelfach.

NIEPOTRZEBNIE ZABITE

Trałowanie budzi również zastrzeżenia z powodu dużego połowu niezamierzonego. Większość gatunków niechcianych i sztuki mniejsze niż legalny rozmiar wyrzuca się martwe lub w stanie dogorywania. Według danych Organizacji Żywności i Rolnictwa ONZ, 17-39 mln t ryb rocznie wyrzuca się jako niezamierzony połów. W połowach krewetek niezamierzona część połowu przewyższa przeciętnie 4 razy masę samych krewetek. Środki zaradcze to:

Wprowadzone z inicjatywy Departamentu Rybołówstwa i Oceanów Kanady sita rozdzielające w trałach krewetkowych zmniejszają ilość połowu niezamierzonego. Stacjonarne pułapki na raki i połowy na długą linę, stosowane kiedyś na wybrzeżu atlantyckim Kanady, nie wyrządzały wielkich szkód w środowisku. W celu odnowy ekosystemów dennych rozważa się zakładanie stref beztrałowych.

Ochrona i odbudowa środowiska dennego powinny być głównym celem gospodarki rybackiej opartej na zasadach ekosystemów - twierdzi dr McAllister. - Rozwiązanie kwestii trawlerów powinno być jednym z pierwszych kroków. Potrzeba również badań i rozwoju w celu szczegółowej klasyfikacji i sporządzenia map ekosystemów morskich i elementów biologicznych dla monitorowania, zakładania stref chronionych i nauki. W Kanadzie znana jest tylko połowa wszystkich gatunków morskich. Jak możemy bez podstawowej wiedzy ochraniać bioróżnorodność w oceanach i bez uszczerbku poławiać zasoby morskie? - powiedział dr McAllister.

KAŻDY MOŻE SIĘ DOŁOŻYĆ

Gdyby barwne scenerie dna oceanicznego były bardziej dostępne i widoczne, opinia publiczna aktywniej by je ochraniała. Oto słowa pisarki-płetwonurka, Diany Swainson, która w książce The Emerald Sea opisuje pewien ekosystem w Pacyfiku: Na głębokości 25 m niespodziewanie wpływamy do małego wąwozu podwodnego. Dech mi zapiera, gdy nasycam się otaczającym mnie cudownym widokiem: całe pole polipów w różnych odcieniach różu i bieli, łagodnie falujące delikatnymi wachlarzami w subtelnym prądzie morskim. Niektóre gatunki polipów świecą własnym światłem koloru fiołkowo-różowego.

Aktor Ted Danson z serialu TV Cheers, gwiazda nowego hitu Becker i założyciel Amerykańskiej Kampanii Oceanicznej, powiedział: Żywe oceany są rzeczywiście w kłopocie. Musimy obudzić się i działać szybko zanim zginą. Czołowi naukowcy pokazali, że jeden z najpopularniejszych sposobów łapania ryb - trałowanie denne jest o wiele bardziej niszczące dla planety niż ktokolwiek sobie wyobrażał. Dlatego, jak Becker, przepisuję bolesną kurację: Stany Zjednoczone i inne narody muszą chronić znaczną część dna mórz i oceanów przed trałowaniem i wszystkimi innymi metodami rybołówczymi. Należy ochraniać te nienaruszalne rezerwaty tak mocno, jak chronimy nasze parki narodowe, zaczynając od zaraz.

Amerykańska Kampania Oceaniczna proklamuje, że zdrowie i przyszłość planety zależą od zdrowych mórz i oceanów. Misją Kampanii jest strzeżenie witalności oceanów i wód przybrzeżnych. Kampania opiera się na informacji naukowej w popieraniu prawidłowej polityki i oddana jest rozwojowi partnerstw ze wszystkimi, którzy są zainteresowani ochroną środowiska. Organizacja nawołuje do objęcia 20% powierzchni oceanów stałą ochroną.

Instytut Ochrony Bioróżnorodności Morskiej jest niedochodową organizacją popierającą wielodyscyplinarną naukę - biologię ochrony życia morskiego. Instytut odgrywa bardzo ważną rolę w podtrzymywaniu różnorodności i integralności życia mórz i oceanów. Zachęca naukowców do wypracowywania informacji niezbędnej do rozważnego podejmowania decyzji, pomaga rozprzestrzeniać tę informację do decydentów i opinii publicznej oraz buduje nowe ugrupowania dla ochrony bioróżnorodności i zasobów mórz i oceanów.

Szersze informację na temat trawlerów i fotografie można oglądać na stronach internetowych:

strona: www.mcbi.org
strona: www.americanoceans.org.

Rzadkie nagrania kasetowe trałowania dennego można zamówić telefonicznie z USA:

tel. 001/425-883-89-14

Oto niektóre witryny w Internecie o chronionych obszarach morskich:

WAŻNE KONTAKTY

Dr Richard Haedrich
Memorial University
tel. 0-01/709-737-88-33

Dr Don McAllister
Ocean Voice International
tel. 0-01/613-264-89-86
fax 0-01/613-264-92-04
e-mail: mcall@superaje.com

Dr Ransom Myers
Dalhousie University
tel. 0-01/902-494-17-55

opracował Piotr Bein
e-mail: piotr.bein@imag.net



1) Howard Breen, Oceany w niebezpieczeństwie - odrodzenie czy podzwonne? [w:] ZB nr 19(121)/98, s.14. Tłumaczenie z angielskiego i przypisy Piotr Bein.
2) Szelf kontynentalny to podwodna równina do głębokości 200 m, położona między wybrzeżem a głębszą wodą.

początek strony

DZIWNIE SIĘ DZIEJE W OCEANACH -
FIGLE PRZYRODY CZY WINIEN CZŁOWIEK?

W miarę ocieplania się oceanów i wzrostu zanieczyszczeń z lądu rośnie ilość doniesień o ginących koralach, chorych skorupiakach i wodach skażonych ludzkimi zarazkami. Drastyczne zmiany w Morzu Beringa mogą być powodem zamierania życia morskiego na oddalonych o tysiące mil wybrzeżach stanu Oregon.

Artykuł jest zbiorem doniesień naukowców amerykańskich z różnych ośrodków badawczych. Niepokojące zmiany obserwuje się na ogromnych obszarach geograficznych, w wodach tropikalnych, umiarkowanych i arktycznych.

syrena

WSZYSTKO JEST POWIĄZANE

Ośrodek Zdrowia i Środowiska Globalnego przy Szkole Medycznej Uniwersytetu Harwardzkiego wydał raport o wpływie ekosystemów morskich na zdrowie człowieka. Naukowcy odkrywają coraz więcej powiązań między naszym zdrowiem a stanem zdrowotnym mórz i oceanów. Wśród cytowanych w raporcie przykładów są:

Związki występujące w organizmach morskich mogą pomóc znaleźć leki przeciwko niebezpiecznym chorobom, takim jak AIDS i rak. Niebiesko-zielone glony, niezbyt wysoko cenione przez niektórych ludzi, rosną bujnie w płytkich wodach morskich i śródlądowych. Ku ogólnemu zdumieniu, te nieimponujące organizmy stają się jednym z najbogatszych źródeł nowych farmaceutyków, z których kilka o własnościach antyrakowych przechodzi właśnie próby kliniczne. Niektóre niebiesko-zielone glony o bogatym składzie chemicznym rosną w bardzo rzadkich środowiskach - fakt budzący nowe i trudne pytania na temat ochrony bioróżnorodności.

Inny przykład gatunku morskiego (polipy) użytecznego w lecznictwie przytoczyłem w osobnym artykule, który również omawia jeden aspekt załamania rybołówstwa.*) Przykłady poniżej ilustrują pozostałe punkty raportu harwardzkiego. Na końcu przytaczam zagadkę z Oregonu.

KORALE - MORSKIE KANARKI

Nieznane dotąd bakterie i wirusy rozmnażające się w oceanach zabijają życie morskie i zagrażają zdrowiu ludzkiemu - stwierdzili naukowcy na spotkaniu Amerykańskiego Związku Propagowania Nauk, które odbyło się w Anaheim w Kalifornii pod koniec stycznia br.

Ok. 10% korali na świecie wyginęło i jeśli obecny trend i warunki utrzymają się, następne 20 do 30% korali może zginąć - powiedział James Porter, specjalista badań oceanicznych z Uniwersytetu Stanu Georgia i autor jednego z referatów na konferencji w Anaheim. W wielu wypadkach patogeny - bakterie, wirusy i grzyby - zabijające korale nie były dotychczas rozpoznane przez badaczy. Korale są jak kanarki w kopalni. Mówią nam, że wody, w których żyją stają się niezdatne do ich egzystencji. (Górnicy wykorzystują kanarki do wykrywania metanu w kopalniach węgla.)

W 160 miejscach obserwacji wzdłuż wybrzeża Florydy zachorowalność korali wzrosła o 446% od 1996 r. Jedna rafa doświadczyła śmiertelności 62-procentowej. Prawie wszystkie odkryte tu patogeny były dotąd nieznane nauce. Nie wiadomo, czy to wynik naturalnych cykli przyrody czy działalności człowieka - powiedział Porter. Straty korali to poważny problem, gdyż to stworzenie budujące rafy jest podstawą zdrowia wód tropikalnych.

PRZYJEMNEJ KĄPIELI!

Ludzkie wirusy zakaźne, wprowadzone do morskich wód przybrzeżnych w wyniku działalności człowieka, są głównym problemem dla rekreacji i rybołówstwa przybrzeżnego. Powodują znaczną część chorób przez kontakt z wodą. Niezmiernie mało wiadomo o dynamice i losach ludzkich zarazków w wodach morskich, znacznie mniej niż w wodach miejskich.

Nowe badania wykazują, że ogromne kolonie wirusów ludzkich migrują regularnie do wód przybrzeżnych Florydy z 1,6 mln szamb powiedziała w Anaheim Joan Rose, badaczka z Uniwersytetu Południowej Florydy. Wielu ludzi zaraża się wirusami podczas kąpieli, windsurfingu lub żeglowania w skażonych wodach. Jedno badanie wykazało, że niemal 1/4 ludzi korzystających z plaż nadmorskich nabawia się zapalenia ucha, gardła lub oczu i chorób układu oddechowego i trawiennego. Niektóre z wirusów odkrytych w wodach przybrzeżnych powodują choroby serca oraz zapalenie opon mózgowych i wątroby. Większość ludzi stykających się z tymi wirusami nie zachorowuje - powiedziała Rose - ale z 20-24% zarażonych, 1% zapada chronicznie.

Szkodliwy drobnoustrój Pfiesteria1) odkryto kilka lat temu na Wybrzeżu Wschodnim USA. Ten jednokomórkowiec był niezwykle trudny do wykrycia, ponieważ ma zdolność przybierać 25 zupełnie różnych form. Rozwija się u ujść rzek i w zatokach, gdzie jest duże nagromadzenie zanieczyszczeń. Szczególnie sprzyjające są dla Pfiesterii ścieki sanitarne. Pfiesteria rozmnaża się w lecie w ciepłej, zanieczyszczonej wodzie i atakuje ławice ryb. U zarażonych ryb pojawiają się otwarte rany w kształcie krateru i masowo giną one po ogromnej męce. Ludzie nie są wolni od zagrożenia Pfiesterią. Rybacy i amatorzy sportów wodnych dostają plam na skórze, a w drastycznych wypadkach ludzki system nerwowy może zostać poważnie uszkodzony.

PARALIŻ, UTRATA PAMIĘCI

Niewidzialna, lecz śmiertelna groźba paraliżującej toksyny budzi obawy wzdłuż wybrzeży, gdzie zanieczyszczenia nie są wymywane przez ruch prądów morskich, ale pozostają w płytkiej wodzie, powodując szkodliwe wykwity glonów. Glony wydzielają jedną z najsilniejszych, jakie znamy, toksyn. Toksyna absorbowana jest przez mięczaki bez szkody dla nich samych. Może natomiast spowodować paraliż i śmierć u ludzi spożywających skażone mięczaki. Występuje naturalnie w kilku gatunkach mikroglonów morskich, których wykwity wzrastają na całym świecie. Prognozowanie i zwalczanie zatrucia paraliżującego jest niezwykle trudne z powodu skomplikowanych reakcji chemicznych, braku wiedzy o dynamice wykwitów glonów i niewystarczającej obserwacji środowiska morskiego.

Inną plagą stała się toksyna wytwarzana przez mikroskopijny phytoplankton. Wędruje ona w górę łańcucha pokarmowego przez małe organizmy morskie aż po człowieka. Toksyna ta znana jest z silnego działania na układ nerwowy. Może powodować stałą utratę pamięci krótkotrwałej. Wiele kwestii wynika z obecności tej toksyny w naszym środowisku: bezpieczeństwo publiczne, monitorowanie wód przybrzeżnych i zapewnienie czystości owoców morza przeznaczonych do konsumpcji. Niestety, obecne techniki monitoringu nie wydają się wystarczające. Toksynę odkryto dotychczas w wodach Kalifornii i na pozostałym Wybrzeżu Zachodnim, w Zatoce Meksykańskiej i na Wybrzeżu Północno-Wschodnim. Odkrycie toksyny wywołało dezorientację opinii publicznej i władz. Epidemia w wodach stanów Oregon i Waszyngton w 1991 r. spowodowała straty gospodarcze rzędu 15-20 mln dolarów.

ZAGADKA W OREGONIE

Północny Pacyfik zachowuje się dziwnie, a naukowcy nie wiedzą, dlaczego. El Niño2) nie tłumaczy wszystkiego. To nie ten sam ocean, co 10 lat temu - mówi Vicki Osis z Centrum Nauk Morskich Hatfielda w miejscowości Newport na wybrzeżu Pacyfiku. Centrum jest instytutem badawczo-edukacyjnym Uniwersytetu Stanu Oregon. Gatunki planktonu normalnie występujące w wodach przybrzeżnych Oregonu ulegały zmianom przez ostatnie 10 lat. Ptak-symbol regionu, nurkujący murre umiera lub zanika w zastraszających ilościach. Gatunek raka ryjącego nory, zwykle występujący w ciepłych wodach, stał się pospolity na plażach daleko wysuniętych na północ.

Nawet 30-tonowe szare walenie zachowują się dziwnie. W normalnych warunkach ok. 23 tys. wali przepływa w dorocznej wędrówce wzdłuż wybrzeża Oregonu.3) Pióropusze ich wydechu widać z plaży. Przez 2 ostatnie lata wale pojawiają się później i płyną dalej od brzegu. Wale mijają Newport zwykle około Bożego Narodzenia, a w tym roku zjawiły się w styczniu. Badacze głowią się, co się dzieje - mówi Osis - czy jesteśmy w trakcie naturalnej zmiany? Czy to może ocieplenie klimatu? Nie wiadomo.

Robert Pitkin, biolog w Centrum Hatfielda, powiedział, że El Niño nie może być przyczyną obserwowanych zmian. Epizody El Niño zdarzyły się w latach 1991-92 i 1996-97, podczas gdy zmiany w przybrzeżnym oceanie nasiliły się w ciągu ostatnich 10 lat. Ocieplenie klimatu wybrzeża Oregonu spowodowane jest w głównej mierze osłabieniem wiatrów północno-zachodnich w sezonie letnim - powiedział Pitkin. Działając w skomplikowany sposób w kierunku rotacji planety, letnie wiatry zwykle spychają ciepłą warstwę wody z powierzchni oceanu i zastępują ją zimną wodą z głębin, bogatą w pokarm - dokładnie wtedy, gdy organizmy morskie tego potrzebują.

Pitkin śledził zmiany wiatru, licząc martwe ptaki na plażach. W czerwcu '96 na 6 km plaż naliczył 122 martwe murres. Zginęły z głodu. To straszna ilość dorosłych ptaków - powiedział Pitkin. Badania wyrywkowe kolonii gniazd na wybrzeżu wykazały, że od początku lat 90. Oregon prawdopodobnie utracił 20% z przybliżonego stanu 720 murres. Ptaki te przypominają pingwiny, za wyjątkiem zdolności lotu, i mają ciemne mięso, jak walenie. Zabarwienie to jest wynikiem dużej zawartości żelaza, które wiąże tlen. Wskazuje to na niezwykłą zdolność ptaka do wstrzymania oddechu. Widziano murres nurkujące w ciemnych wodach na głębokości 180 m i głębiej. Para murres płodzi tylko jedno pisklę na rok. Dorosłe osobniki żyją tak długo - do 30 lat - że spadek populacji w dużej kolonii staje się widoczny jedynie stopniowo. Możliwe, że odkrywszy załamanie produkcji pokarmu w oceanie, część ptaków przed zniesieniem jedynego jajka wyniosła się stamtąd.

Dlaczego miałoby komuś zależeć na ptakach-nurkach? Pitkin szybko odpowiada: Wszyscy jesteśmy połączeni i to, co dzieje się z murres może się w końcu przytrafić nam samym. Dają nam znać, że nie mają dość pokarmu. To znaczy, że ocean nie jest zdrów. Trzeba zacząć zastanawiać się, dlaczego ocean nie jest zdrowy.

ODPOWIEDŹ W MORZU BERINGA?

Większość ekspertów zgadza się, że zmiany w Pacyfiku Północnym związane są co najmniej z klimatem, jeśli nie z samym El Niño. Badacze z Państwowej Administracji Oceanów i Atmosfery USA próbują ustalić przyczynę niepokojących zdarzeń w Morzu Beringa, które mogą rzutować na obecną sytuację życia morskiego w Oregonie. Morze Beringa zawsze dostarczało prawie połowę ryb i mięczaków łowionych przez USA, lecz ostry wzrost temperatury wody w sezonie letnim - prawdopodobnie - wywołał załamanie łańcucha pokarmowego i wpłynął także na inne rejony Północnego Pacyfiku. W 1997 r. wzrost temperatury wody o 3-4°C - ogromny jak dla oceanu - zaznaczył się wymieraniem ptaków morskich, wykwitami rzadkich glonów, małą ilością łososia powracającego na tarło i zmienionymi prądami oceanicznymi.

Bill Peterson, oceanograf w Państwowej Służbie Rybołówstwa Morskiego USA twierdzi, że złe warunki pokarmowe w Morzu Beringa mogły opóźnić wędrówkę szarych waleni wzdłuż wybrzeża Oregonu. Może wale nie utuczyły się należycie i musiały pozostać trochę dłużej w Morzu Beringa. Niektórzy badacze twierdzą, że cieplejsze wody Morza Beringa mogły również odwrócić letnie wiatry Oregonu, zakłócając tym samym zbawienne dla ptaków i łososia wynoszenie pokarmu morskiego na powierzchnię. Pytań jest więcej niż odpowiedzi.

W SIDŁACH

Nikt nie ma pewności, dlaczego Morze Beringa ogrzało się. Prawdopodobnie przyczyną było niezwykle bezchmurne niebo i brak mgły, co umożliwiło dostęp promieni słonecznych. Trwają dyskusje naukowe, czy El Niño w jakiś sposób zmienił jet stream.4) A może Morze Beringa w jakiś sposób zakłóciło system wiatrów na wybrzeżu, a zatem i wypływanie z głębi zimniejszej wody z pokarmem dla ryb i ptaków?

Osis z Centrum Harfielda nie jest pewna, jak interpretować zachodzące zmiany - czy przyroda płata jakiegoś figla czy może ludzkość wpadła we własne sidła przez emisje gazów cieplarnianych zmieniających klimat. Nie zamieszkujemy Ziemi wystarczająco długo, aby wiedzieć, z jakimi cyklami klimatycznymi mamy do czynienia. Każdy ma inną teorię. To ogromnie trudna do rozwiązania zagadka.

opracował Piotr Bein
e-mail: piotr.bein@imag.net



*) Piotr Bein, Trawlery wiodącą przyczyną niszczenia życia na dnie oceanów [w:] bieżące ZB.
1) Zwana po angielsku cell from hell, czyli "komórka z piekła".
2) El Niño jest zjawiskiem polegającym na przypływie ciepłej wody oceanicznej z południa.
3) Walenie szare odbywają doroczną wędrówkę, która jest rekordem wśród ssaków. Wiosną wędrują 8 tys. km na północ i taką samą trasą wzdłuż wybrzeża Pacyfiku wracają jesienią, jak opisałem w ZB nr 20(122)/98, s.8-27 (Walenie z rusznicy przeciwpancernej w walenia: chrońmy tradycję czy wieloryby?).
4) Jest to strumień silnego wiatru (105 km/godz. do ponad 320 km/godz.) na wysokościach 16-24 km. Wpływa on na pogodę, sztormy i tornada oraz na szybkość lotu samolotów, które znajdują się w nim lub w pobliżu.


BIBLIOGRAFIA


początek strony

NOWINKI AKWAKULTURALNE

Wydarzenia na całym świecie pokazują ryzyko ekologiczne wynikające z hodowli ryb morskich w zagrodach sieciowych (sadzach) umieszczonych w wodach przybrzeżnych. Nigdzie nie udowodniono, że dzikie gatunki ryb mogą współistnieć z hodowlanymi bez wywoływania problemów ekologicznych. Hodowcy walczą o rozszerzenie szkodliwej działalności, niestety z poparciem niektórych agend rządowych. Temat już poruszałem,*) ale w krótkim czasie przybrał on na wadze.

ZARAZY

Władze norweskie wydały pozwolenie na zabicie wszelkiego życia w 17 rzekach w desperanckiej próbie zwalczenia pasożyta Gyrodactylus salaris, który zdewastował dzikie populacje łososia w dziesiątkach rzek Skandynawii.

Władze szkockie zastanawiają się, czy norweski przykład trucia na wielką skalę przy pomocy rotenonu, silnego środka owadobójczego, będzie u nich zastosowany, jeśli G. salaris zawędrowałby do Szkocji.

Zakaźna anemia łososia zniszczyła miliony ryb hodowlanych w fermach norweskich, szkockich i kanadyjskich. Zniszczeniu uległy również miejsca pracy na tych fermach. Istnieją obawy rozprzestrzenienia się anemii na dzikie populacje łososia i pstrąga w Europie, Australii, atlantyckiej Kanadzie i w wodach Pacyfiku na zachodnim wybrzeżu Ameryki Północnej. Dla przykładu, wybuch epidemii zakaźnej anemii w Nowym Brunszwiku w Kanadzie ogarnął 21 ferm, kosztował podatnika 10 mln dolarów, spowodował zamknięcie na jeden rok 25% przemysłu hodowlanego w prowincji i zniszczył setki tysięcy (a może i miliony) sztuk ryb hodowlanych. Nieznany dotąd jest wpływ epidemii na rodzimego łososia i mięczaki.

Wobec utraty zaufania konsumentów po zatajeniu choroby wściekłych krów, cztery główne sieci supermarketów w Wielkiej Brytanii, włącznie z Marks and Spencer, wyłączyły z asortymentu szkocką rybę hodowlaną z powodu możliwego skażenia anemią.

Kanadyjski federalny fundusz na wypadek katastrof zużył dotychczas 13 mln dolarów na wspomaganie finansowe hodowców ryb w Nowym Brunszwiku po wybuchu anemii. Jest to suma dodana do 10 mln dolarów wyasygnowanych przez rząd prowincjonalny na ten sam cel.

Naukowcy obawiają się, że wprowadzane w pośpiechu szczepionki przeciw anemii nie tępią choroby, ponieważ lek może nie wejść w śluz pokrywający ryby, gdzie zarazki się lokują. Ryby mogą więc służyć jako nosiciele choroby.

Kanadyjski Departament Rybołówstwa i Oceanów nie zabronił importu jajek łososia atlantyckiego z krajów dotkniętych zakaźną anemią łososia. Nie wstrzymał też przywozu produktów z przetwórni ryb na wybrzeżu atlantyckim Kanady do restauracji i sklepów rybnych w Kolumbii Brytyjskiej, ryzykując rozprzestrzenianiem choroby na wybrzeże Pacyfiku.

Rada Ochrony Przyrody Australii Południowej nawołuje do zakazu wszelkiej nowej działalności w hodowli ryb morskich.

W styczniu '99 władze stanu Maine w USA poleciły kwarantannę wylęgarni łososia na rzece Pleasant z powodu wybuchu zarazy wirusowej atakującej pęcherz pławny. Podejrzane są pobliskie hodowle łososia. Dzikiego łososia w rzece Pleasant musiano zniszczyć w trzech wylęgarniach, a jedną wylęgarnię poddano kwarantannie.

RAK U RYB I LUDZI

Pasożyty żyjące na łososiu hodowlanym są jedną z najpoważniejszych przyczyn strat finansowych hodowców na całym świecie. Otwierają drogę do zakażeń przez wirusy i bakterie. Dlatego zwalczane są wszelkimi możliwymi środkami, często bez uwzględnienia ryzyka dla innych organizmów.

Norweski Urząd Kontroli Leków przedłużył do maja '2000 pozwolenie na zwalczanie pasożytów łososia hodowlanego preparatami Lepsidon firmy Ewos i Ektobann firmy Skretting. Preparaty składają się z 1 kg paszy mieszanej, 2 g teflubenzeronu i 0,6 g diflubenzeronu. Benzerony wstrzymują produkcję chityny, podstawowego budulca pancerza owadów i skorupiaków, pozbawiając te stworzenia ochronnej powłoki i skazując je na śmierć. Fakt wykorzystuje się w zwalczaniu drobnego skorupiaka, Lepeophteirus salmonis, pasożytującego na ciele łososia. Statystyki sprzedaży tych substancji wskazują na eksplozję spożycia. Leczenie może być nieskuteczne, bo pasożyt uodparnia się na lek.

Powyższe benzerony są rakotwórcze u łososia i ludzi oraz zagrażają homarom, rakom i innym skorupiakom żyjącym w pobliżu ferm łososiowych. Norweski Urząd Kontroli Leków wydał uprzednio pozwolenie na stosowanie antybiotyku z kwasu oksolinowego bez badań sprawdzających, co doprowadziło do poważnych zaburzeń w środowisku wodnym Norwegii.

Agencja Ochrony Środowiska USA twierdzi, że diflubenzeron (stosowany także w rolnictwie do zwalczania owadów) jest przekształcany w organizmach zwierzęcych i ludzkich w parachloroanilinę, która powoduje raka. Nie gra więc roli, czy spożywamy parachloroanilinę bezpośrednio w mięsie rybim czy wytwarzamy ją z zawartego w mięsie diflubenzeronu. Skutek jest ten sam - zagrożenie rakotwórcze u ludzi. Teflubenzeron może działać podobnie.

Karmione ryby absorbują zaledwie 30% aktywnych składników z preparatów paszowych. Pozostałe 70% wydalane jest w aktywnej postaci. Chore ryby mają mały apetyt i pewna ilość preparatu wypada poza sadze w czasie karmienia. Rakotwórcze benzerony akumulują się w łańcuchach pokarmowych. Podczas typowego leczenia łososia przez 2 tygodnie akumuluje się w otoczeniu sadz poważna ilość benzeronów. Niektóre fermy są położone w pobliżu innych, a plan zwalczania przewiduje synchronizację czasową przeciwdziałań. Gwarantuje to nagromadzenie szkodliwych substancji w wodach otaczających fermy.

Benzerony stanowią poważne zagrożenie dla populacji homarów, raków, krewetek i wielu innych stworzeń odgrywających ważną rolę w ekosystemach przybrzeżnych. Skorupiaki morskie są niezwykle czułe na oba benzerony, wykazując dużą śmiertelność przy małych stężeniach. Benzerony wstrzymują produkcję chityny, uniemożliwiając zastąpienie starego pancerza nowym. Skorupiaki rosną dzięki ciągłej wymianie starej skorupy na nową, która znajduje się pod starą i utwardza się do większego rozmiaru po zrzuceniu poprzednika.

Wiadomo, że fermy rybne oddziałują na dziką rybę w promieniu 5 km, a niektóre dzikie gatunki ryb są regularnymi gośćmi przy fermach w czasie karmienia. Oznacza to, że dzika ryba spożywa rakotwórczą paszę. Zatem i ludzie spożywający dziką rybę bezwiednie jedzą niebezpieczne substancje stosowane przez nieodpowiedzialny przemysł hodowlany. Jest to jeszcze jedno pogwałcenie prawa człowieka do łowienia zdrowych dzikich ryb.

UCIEKINIERZY

Pierwszy w świecie dziki wylęg atlantyckiego łososia hodowlanego poza naturalnym zasięgiem występowania tego gatunku potwierdzono w 1998 r. w Kolumbii Brytyjskiej, w rzece Tsitika. Ograniczenia budżetowe nie pozwoliły rządom federalnemu i prowincjonalnemu na wzmocnienie monitoringu i podjęcie środków wytępiających poza obecny program obejmujący 1% rzek i potoków Kolumbii Brytyjskiej. Nowsze badania na początku 1999 r. wykazują, że obcy łosoś zadomowił się już we wszystkich rzekach i potokach Kolumbii Brytyjskiej.

Na podstawie odkrycia w rzece Tsitika, Ministerstwo Środowiska prowincji wydało oficjalne ostrzeżenie, że łososie-uciekinierzy zagrażają dzikim gatunkom łososia i innych ryb Kolumbii Brytyjskiej.1) Łosoś-okupant ma zwiększone szanse osadzenia się w dzikim środowisku, ponieważ rodzime gatunki są w tej chwili osłabione w wyniku wielu czynników powodujących stres, włącznie z wyrębem puszcz, ociepleniem i zanieczyszczeniem wód śródlądowych. Obcy łosoś, nawet gdyby nie osadził się na stałe, zabiera pokarm i miejsce rodzimym gatunkom łososia. Zagrożenie trwać będzie tak długo, jak napływać będą z ferm osobniki zdolne rozrodczo.

Oficjalny wniosek o małym zagrożeniu środowiska, wysnuty z przeglądu praktyk hodowlanych w 1997 r.,2) opierał się częściowo na założeniu, że atlantycki gatunek łososia nie będzie zdolny rozmnażać się w dzikich wodach Kolumbii Brytyjskiej.3) Tarło atlantyckiego łososia w rzece Tsitika podważa to założenie. Chociaż ok. 60 tys. hodowlanych łososi umyka corocznie z sadzy, do momentu odkrycia w Tsitika biolodzy na ogół twierdzili, że nie ma ryzyka opanowania dzikich rzek i potoków przez gatunki hodowlane. Odkrycie otwiera kwestię możliwych wpływów łososia hodowlanego na spływy rodowe i tarło dzikich gatunków łososia i pstrąga Oceanu Spokojnego.

Pierwszego łososia atlantyckiego, który dotarł w dzikie środowisko Morza Beringa4) odkryto pod koniec 1998 r. Najprawdopodobniej uciekł z fermy łososia atlantyckiego w Kolumbii Brytyjskiej.

W konsekwencji silnych sztormów przy północnym krańcu Wyspy Vancouver w Kolumbii Brytyjskiej w lutym br. zanotowano uszkodzenia sadz i masowe ucieczki atlantyckiego łososia hodowlanego do dzikich wód.

ZAGROŻENIE BIOLOGICZNE

Rośnie liczba zarazków ludzkich odpornych na antybiotyki. Wynika to z niewłaściwego stosowania leków w hodowli zwierząt rzeźnych. Łosoś hodowlany ma najwyższy wskaźnik zawartości antybiotyków ze wszystkich rodzajów żywności.

W 1998 r. w Szkocji przeprowadzono z udziałem specjalistów kanadyjskich doświadczenia genetyczne na łososiu, mimo zapewnień ze strony kanadyjskiego Departamentu Rybołówstwa i Oceanów, że Kanada nie jest zainteresowana w stworzeniu zmodyfikowanych genetycznie gatunków łososia.

Wpływ zmiany klimatu światowego na ryby hodowlane nie jest pewny. Jeśli ocieplenie sprzyja wzrostowi wykwitów glonów i wybuchom epidemii (jak twierdzi wielu naukowców), to potrzeba będzie więcej dotacji rządowych i pieniędzy podatników na ratowanie przemysłu hodowlanego.

Produkcja paszy na potrzeby hodowli łososia powoduje stratę netto światowego białka rybnego. Potrzeba 4-8 kg ryby paszowej, aby wyprodukować 1 kg łososia na fermie. Niestety pasza dla łososia poławiana jest w wodach, które żywią ubogą ludność świata, np. w Ameryce Południowej, gdzie na dodatek mają miejsce negatywne zmiany w populacjach stworzeń morskich wskutek zmian w cyrkulacji oceanicznej przez ocieplenie klimatu.

Jakby nie dość było kłopotów z łososiem, biolodzy ostrzegają, że inwazja obcego życia morskiego stała się ogromnym problemem. Rybacy wyrzucają ze statków i łodzi rybackich egzotyczne gatunki morskie oraz rozprowadzają bakterie i wirusy w obce środowiska. Podobnie dzieje się wskutek wypróżniania wody balastowej z innych jednostek. Organizmy inwazyjne są w stanie pochłonąć rodzime gatunki, zmodyfikować łańcuchy pokarmowe i zmienić całe ekosystemy.

W USA inwazja biologiczna kosztuje rząd i sektor prywatny 123 mld dolarów rocznie na lądzie i morzu. Sekretarz Spraw Wewnętrznych USA nawołuje do wydania przepisów regulujących ilość wody balastowej - główną przyczynę inwazji biologicznej w morzach i oceanach.

POLITYCZNY PING-PONG

W 1995 r. rząd prowincji Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie wprowadził zakaz dalszego rozwoju ferm hodowli łososia. To zwolniło tempo wyścigu hodowców do nowych, dziewiczych rejonów wybrzeża oraz dało czas na ocenę sytuacji. Wobec fatalnych rezultatów hodowli także w innych częściach świata działacze ekologiczni zajmujący się morzem w Kanadzie liczą, że rząd utrzyma zakaz i wzmocni go wymaganiami zamkniętych obiegów wody hodowlanej, likwidacji ucieczek ryb z sadz i eliminacji innych szkodliwych oddziaływań z ok. 100 istniejących ferm hodowlanych.

Wiele ferm hodowlanych ulokowało się bez licencji na rezerwatach należących do Indian bez ich zgody, wzbudzając oburzenie i obawy zakażenia tradycyjnych wód połowowych Indian. Innym skandalem są nowe reguły gospodarki leśnej w Kolumbii Brytyjskiej, sporządzone dla ochrony przemysłu leśnego, a nie lasów. Reguły nie chronią małych potoków i strumieni, w których rozmnaża się dziki łosoś coho. Kompanie drzewne coraz głębiej wchodzą w dziewicze doliny odwiecznych puszcz deszczowych na środkowym wybrzeżu Kolumbii Brytyjskiej, gdzie w strumieniach wyrasta narybek łososia. Wycięcie puszcz oznacza koniec coho.

Obserwatorzy twierdzą, że przemysł hodowlany w Kanadzie nie jest w stanie przestawić się na ulepszone, zamknięte procesy produkcji rybnej.5) Ten przemysł, o wartości 230 mln dolarów, stworzył silne lobby, propagandę i połączył się z biurokratami w administracjach rządowych. Agendy rządowe co innego głoszą oficjalnie, a co innego układają z hodowcami za plecami opinii publicznej, usprawiedliwiając się koniecznością ochrony miejsc pracy i gospodarki.

Znając rolę norweskich wielorybników w podważaniu ogólnoświatowej ochrony waleni, nasuwa się pytanie, jaką rolę odgrywają norwescy hodowcy łososia w walce między atlantyckim a rodzimym łososiem i w stwarzaniu lobby. Produkcja materiału zarodowego to przecież też biznes. Interesy wielorybnicze Norwegii i Japonii w sposób niedwuznaczny pokazały, po której stronie stoją w kwestii ochrony życia morskiego na północnoamerykańskim wybrzeżu Pacyfiku.

Norweski Urząd Kontroli Leków wydał pozwolenie na antybiotyk z kwasu oksolinowego bez uprzednich badań, powodując poważne problemy ekologiczne. Władze i hodowcy okazali brak odpowiedzialności. Podobny przypadek zaistniał w związku z rakotwórczymi preparatami paszowymi dla łososia. Liga Ochrony Środowiska żąda, aby najwyższe organa rządowe zakazały używania leków dla ryb i zastanowiły się, czy kontroli nad lekami nie powinna sprawować inna agencja. Związek ostrzega, że kontynuacja nieodpowiedzialnych praktyk podważa reputację hodowców norweskich w kraju i za granicą.

Decydenci lekceważą zasadę ostrożności. Niektórzy biurokraci kanadyjscy popierający hodowców w dalszym ciągu bagatelizują ryzyko po odkryciu atlantyckiego najeźdźcy w rzece Tsitika. Powołują się na nieudane próby wprowadzenia łososia atlantyckiego w Kolumbii Brytyjskiej na początku stulecia. Wykluty w potokach obcego kontynentu atlantycki narybek nie powrócił wtedy z Pacyfiku jako dorosłe osobniki, co przytaczane jest jako dowód nieszkodliwości łososia atlantyckiego w środowisku Pacyfiku. Naukowcy uchylają się od wydania opinii, ponieważ obecna inwazja nie ma precedensu (chodzi zarówno o jej skalę, jak i warunki zdegradowanego w ciągu ostatniego stulecia środowiska), więc brak również naukowego dowodu. Obserwatorzy obawiają się, że kiedy zaistnieją nieodparte dowody, będzie za późno.

Skandaliczne podejście wykazały władze po odkryciu przez przypadkowych obywateli pomoru łososia w fermie w Kolumbii Brytyjskiej. Władzom zajęło przeszło tydzień, zanim zareagowały na alarmujące doniesienia. Pracownik federalnego Departamentu Rybołówstwa i Oceanów dał wytłumaczenie sprzeczne z relacją właściciela fermy i obserwacjami mieszkańców. Dziesiątki ton martwych ryb wyrzucono na pole, wbrew przepisom o ochronie środowiska i wód śródlądowych. Okazało się, że nielegalne wysypisko skażonych, martwych ryb funkcjonowało od 10 lat. Prawnicze agendy ruchu ekologicznego przygotowują oskarżenie władz federalnych i prowincjonalnych o zaniedbanie obowiązków egzekwowania prawa ochrony środowiska i wód śródlądowych.

Kanadyjski Departament Rybołówstwa i Oceanów zataił poważny raport o gospodarczym zniszczeniu miejscowości rybackich na wybrzeżu Pacyfiku wskutek załamania populacji dzikiego łososia. Departament przemilczał krytykę zawartą w oryginale raportu. W oryginale stwierdzono, że rząd usypia opinię publiczną symbolicznymi konsultacjami społecznymi, zamiast zbierać informacje oraz iść z konkretną pomocą. Zmieniona wersja raportu przemilcza, że do 2000 r. rybołówstwo dzikiego łososia na wybrzeżu Kolumbii Brytyjskiej straci ok. 15 tys. miejsc pracy, czyli dwa razy więcej niż straciło do 1997 r. Upadek dzikiego łososia to woda na młyn dla lobby hodowców, bo mogą argumentować tworzeniem nowych miejsc pracy na swoich fermach. Biurokraci z Departamentu zaprzeczyli zatajeniu raportu: Miał być właśnie wysyłany do dotkniętych miejscowości rybackich. Nikt nad nim nie siedział. Na pewno był dobrze użyty wewnątrz organizacji.

W 1998 r. rząd Kanady ogłosił rozszerzony program obejmujący przeznaczenie 100 mln dolarów na zasiłki bezrobotne dla wszystkich rybaków,5) przestawienie na inne zawody i pomoc w finansowaniu inicjatyw gospodarczych w dotkniętych miejscowościach.

Atmosfera tajemnicy otacza przemysł hodowlany. Norweska Agencja Ochrony Środowiska nie uzyskała dostępu do Ocen Oddziaływań na Środowisko rakotwórczej paszy dla ryb. Producenci pasz leczniczych odmawiają ujawnienia tajnych informacji przedstawionych władzom nt. składników rakotwórczych w ich produktach. Raport jest tajny, mimo że badania wykonał państwowy Instytut Badań Wody. W Kanadzie opinia publiczna nie ma dostępu do informacji nt. eksploatacji ferm takich, jak: liczba sztuk ryb, śmiertelność, na jakie rynki przeznaczona jest produkcja i w jakiej ilości, stosowane leki, historia chorób i pomorów w wyniku wykwitów glonów. Nie wiadomo również, czy taką informację zbiera się, a jeśli nie, to dlaczego. Opinia publiczna ma doskonałe powody do obaw ekologicznych i zdrowotnych z powodu ferm rybnych. Wobec usilnych prób rozszerzenia hodowli rządy muszą udowodnić, że mają skuteczne systemy nadzoru i egzekwowania prawa. Społeczeństwo ponosi straty finansowe z powodu wybuchów epidemii, a w dodatku traci cenne środowiska przybrzeżne.

Hodowcy nie zaakceptują zakazu dalszego rozwoju hodowli według wypróbowanych acz szkodliwych dla środowiska metod, a na pewno nie - na zaostrzone wymagania w stosunku do istniejących ferm. Jak wiele innych przemysłów, hodowcy łososia uważają, że aby żyć, trza rosnąć, a ograniczenia są dla kogo innego. W typowej odpowiedzi na krytykę praktyk niszczących dziewiczą przyrodę morską wybrzeża Pacyfiku hodowcy wskazują na ogołocone przez przemysł leśny stoki gór nadmorskich, gdzie jeszcze niedawno rosły niezwykle różnorodne biologicznie dziewicze puszcze z ogromnymi, sędziwymi drzewami. Jedno zło rodzi drugie.

Obstawiony surowszymi przepisami przemysł hodowlany nie wytrzyma konkurencji międzynarodowej, bo w krajach doganiających uprzemysłowienie hodowla nie musi liczyć się z opinią publiczną i zakazami. Jest to na rękę rządom w krajach bogatych, bo mogą wtedy wyciągnąć z rękawa straszaka pt. miejsca pracy, zamiast wcielać o wiele trudniejsze do przeprowadzenia reformy praktyk hodowlanych. W podobny sposób tracimy przyrodę morską i lądową na całym świecie. Dowodem postawy hodowców i innych zapaleńców rozwoju gospodarczego kosztem ubóstwa biologicznego jest ich kampania przeciw opracowywanej w Kanadzie ustawie o ochronie dzikich gatunków.

Grupy proekologiczne nie składają broni. Oddział Greenpeace'u w Vancouverze stara się skłonić biuro międzynarodowe Greenpeace'u w Amsterdamie do bojkotu przemysłu hodowli łososia w Kanadzie, USA, Europie, Chile i Australii przez konsumentów. Celem jest zachwianie rynku łososia hodowanego w sadzach i zmuszenie hodowców do przestawienia się na całkowicie zamknięte obiegi wody hodowlanej. Jak w kampanii ochrony dziewiczych puszcz deszczowych na wybrzeżu Kolumbii Brytyjskiej, Greenpeace wykorzystuje sympatie międzynarodowe dla niedźwiedzia grizzly6) - króla puszcz, dla którego łosoś jest podstawą życia. Rząd pogwałcił uprzednio prawo grizzly do życia, dopuszczając wyrąb puszcz w dziewiczych dolinach i wzdłuż potoków podtrzymujących łososia.

Piotr Bein
e-mail: piotr.bein@imag.net



*) Por. Piotr Bein:
1) British Columbia Environmental Assessment Office, Salmon Aquaculture Review, tom 1, VIII. 97.
2) Chodzi o ogromny rybostan na wielkim obszarze geograficznym, parę razy większym od powierzchni Polski. Tysiące kilometrów rzek i potoków łososio- i pstrągonośnych prowadzą do Pacyfiku z tej obszernej połaci lądu. Linia brzegowa Kolumbii Brytyjskiej ma 18 tys. km długości.
3) Morze Beringa to północny kraniec Pacyfiku. Jest oddalone o kilka tysięcy kilometrów od wybrzeża Kolumbii Brytyjskiej.
4) Dla ironii, z Kanady wywodzi się słoneczno-wodna technologia oczyszczania ścieków, która byłaby zdolna oczyszczać wodę odpadową z hodowli ryb w obiegu zamkniętym. Pisałem o niej w ZB nr 17(119)/98, ss.12-33. Rząd i hodowcy nie wyrażają zainteresowania w zastosowaniu metody do uporządkowania rybnej gospodarki hodowlanej. Ani rząd federalny, ani prowincjonalny nie poparł dotychczas badań i rozwoju w kierunku opracowania procesu słoneczno-wodnego dla szczególnych potrzeb hodowli łososia w słonej wodzie.
5) Jest to dodatek nadzwyczajny, bo wszyscy rybacy sezonowi w Kanadzie automatycznie dostają zasiłek za bezrobocie w sezonie zimowym, kiedy rybołówstwo ustaje ze względu na niesprzyjające warunki atmosferyczne.
6) Potężny grizzly symbolizuje kontynent północnoamerykański, podobnie jak tygrys jest symbolem Azji. Międzynarodowej opinii publicznej łatwiej utożsamiać się z tym potężnym zwierzęciem, nazywanym tygrysem Ameryki, niż z milionami bezimiennych ryb i drzew na dalekim kontynencie.

BIBLIOGRAFIA


początek strony

CHOROBY Z WYKWITÓW GLONÓW MORSKICH

Toksyny wydzielane przez wykwity szkodliwych glonów przyswajane są bez szkody przez większość organizmów morskich. Natomiast konsumpcja skażonych toksynami owoców morza może prowadzić do szeregu chorób u ludzi. Każda choroba spowodowana jest innym gatunkiem glonów. Wobec wzrostu międzynarodowego handlu owocami morza i podróży osób zarażonych toksynami glonów, nie ma obecnie krajów bez ryzyka. Proszę drogich Czytelników o wzięcie tego pod uwagę w wojażach zagranicznych i kulinarnych.

Spośród wielu tysięcy glonów zaledwie parędziesiąt gatunków wydziela trujące substancje. Inne gatunki glonów zabijają bez użycia toksyn, np. Chaetoceros, wyposażone w kolce wnikające w skrzela ryb. Glony powodują podrażnienie skrzeli, nadprodukcję śluzu i w końcu śmierć ryby. Szkodliwe glony powodują również śmierć wielorybów i innych ssaków morskich, zaduszenie rozmaitych gatunków morskich przez wyczerpanie tlenu w wodzie morskiej oraz ogólne pogorszenie estetyki w wielu rejonach przybrzeżnych.

Trujące dla człowieka glony występują w wodach przybrzeżnych na całym świecie. Wśród najgroźniejszych zakażeń pochodzenia glonowego są:

W USA ciguatera była winna około połowie zrelacjonowanych przypadków zatrucia owocami morza. Dane są niepełne, bo meldowanie zatruć nie jest obowiązkowe. Dane wskazują na wzrost liczby przypadków utraty pamięci. Przypadki zatrucia rozwolnieniowego mogą wkrótce zacząć pojawiać się w USA, ponieważ odpowiednie glony występują już na wszystkich wybrzeżach USA w strefie umiarkowanej.

ZATRUCIE Z UTRATĄ PAMIĘCI

Glon: Pseudonitzschia sp.

Toksyna: domoic acid [kwas domoikowy].

Objawy: zaburzenia trawienne i nerwowe, może powodować śmierć.

Mdłości, wymioty, skurcze w okolicy brzusznej i rozwolnienie występują zwykle w ciągu 24 godzin od spożycia zatrutych mięczaków. W poważnych przypadkach występują również objawy neurologiczne, zwykle w ciągu 48 godzin od spożycia, takie jak zawroty i bóle głowy, ataki apopleksji, dezorientacja, utrata pamięci krótkotrwałej, trudności w oddychaniu i śpiączka. W 1987 r. cztery osoby zmarły po zjedzeniu zatrutych mięczaków z Wyspy Księcia Edwarda w Kanadzie. Od tego czasu władze kanadyjskie monitorują występowanie glonów w wodzie i obecność kwasu domoikowego w mięczakach. Dostęp do złóż mięczaków zamyka się przy przekroczeniu dopuszczalnej koncentracji kwasu domoikowego. Mięso ryb i raków może także zawierać kwas domoikowy, więc ryzyko zatrucia przez ludzi i zwierzęta jest większe niż poprzednio sądzono.

CIGUATERA

Glony: Gambierdiscus toxicus, Prorocentrum spp., Ostreopsis spp., Coolia monotis, Thecadinium sp. i Amphidinium carterae.

Toksyny: ciguatoxin, maitotoxin [ang. ciguatoksyna i maitotoksyna].

Objawy: w systemach trawiennym, nerwowym i krążenia.

Na ogół z początku występują rozwolnienie, wymioty i bóle brzucha, po czym neurologiczne zaburzenia, takie jak odwrócenie odczucia temperatur, bóle mięśni, zawroty głowy, stany lękowe, pocenie oraz drętwienie i mrowienie w ustach i palcach. Zanotowano przypadki paraliżu i śmierci, ale objawy są zwykle mniej poważne, chociaż zniewalające. Czas powrotu do zdrowia jest różny, od kilku tygodni do wielu lat. Niezwłoczne (w ciągu 24 godzin) leczenie manitolem łagodzi niektóre objawy. Nie ma antidotum. Stosuje się wsparcie psychologiczne. Pacjenci, którzy przeżyją, wracają do zdrowia. Bezwzględne zapobieganie polega na abstynencji od spożywania wszelkich ryb pochodzących z tropikalnych raf koralowych, ponieważ nie ma metod pomiaru poziomu ciguatoksyny i maitotoksyny w owocach morzach przed konsumpcją.

ZATRUCIE Z ROZWOLNIENIEM

Glony: Dinophysis sp.

Toksyna: okadaic acid [ang. kwas okadaikowy].

Objawy: trawienne, zwykle zaczynające się 30 minut do kilku godzin po spożyciu skażonych mięczaków.

Zatrucie nie jest śmiertelne i objawia się zniewalającym rozwolnieniem, mdłościami, wymiotami, skurczami brzusznymi i dreszczami. Powrót do zdrowia następuje w ciągu 3 dni bez względu na leczenie.

ZATRUCIE SYSTEMU NERWOWEGO

Glon: Gymnodinium breve.

Toksyny: Brevetoxins [brevetoksyny].

Objawy: podobne do ciguatery, ale przeważają objawy trawienne i nerwowe.

Poza tym tworzenie trujących aerozoli pod działaniem fal morskich może prowadzić do objawów przypominających astmę. Nie zanotowano przypadków śmiertelnych. Zatrucie jest mniej poważne niż ciguatera, niemniej jednak zniewalające. W odróżnieniu od ciguatery wyzdrowienie następuje zwykle w ciągu kilku dni. Monitoring liczby komórek Gymnodinium breve normalnie wystarcza, aby zapobiec zatruciu u ludzi, chyba że glon pojawia się w niespodziewanych miejscach.

ZATRUCIE PARALIŻUJĄCE

Glony: Alexandrium spp., Gymnodinium catenatum, Pyrodinium bahamense.

Toksyny: saxitoxins [saksytoksyny].

Objawy: szybko występujące, czysto nerwowe, zagrażające życiu.

W nieśmiertelnych wypadkach objawy trwają kilka dni w postaci mrowienia, zdrętwienia i palącego bólu w okolicy otworu ustnego, a także bezwładu ruchowego, odurzenia, gorączki, wysypki i oszołomienia. Najpoważniejsze przypadki kończą się ustaniem oddychania w ciągu 24 godzin od konsumpcji skażonych mięczaków. Nie ma antidotum, stosuje się wsparcie psychologiczne, a pacjenci, którzy przeżyją, wracają w pełni do zdrowia. Zatruciu paraliżującemu zapobiega się przez monitoring poziomu toksyn w mięczakach i niezwłoczne zamykanie podejrzanych i toksycznych złóż mięczaków.

CO SIĘ DZIEJE?

Badacze zastanawiają się, czy niebezpieczne glony rozprzestrzeniają się i czy problem narasta. Coraz więcej dowodów z całego świata twierdza te obawy. Mamy więcej toksycznych gatunków glonów, więcej toksyn, więcej nawiedzanych regionów i rybostanów oraz większe straty gospodarcze w porównaniu z przeszłością.

Dlaczego? Jest szereg powodów. Zanieczyszczenie środowiska przez działalność człowieka nasuwa się jako oczywista odpowiedź. To niekoniecznie jest prawdą. W wielu regionach glony pokazały się mimo braku zanieczyszczenia. Organizmy występujące we współczesnych wykwitach glonów żyją w morzach i oceanach od długiego czasu. Nowe wykwity mogą więc być wynikiem lepszych metod wykrywania i większej liczby obserwatorów, a nie skutkiem wprowadzenia czy powstania nowych gatunków glonów.

Szereg wykwitów na dużą skalę zaczęło się od kolonizacji wskutek naturalnych czynników, jak prądy morskie i huragany. Bardzo możliwe, że wprowadzone glony wykwitły wskutek zanieczyszczeń zawartych w wodach przybrzeżnych, ale wciąż brak przekonujących dowodów. Wiadomo jednak, że podwyższony poziom zanieczyszczenia wody morskiej stymuluje wzrost glonów, włącznie ze szkodliwymi, prowadząc do rozległych wykwitów. Toksyczne gatunki stają się wtedy bardziej widoczne.

Niektórzy badacze twierdzą, że pokarm glonów w postaci zanieczyszczeń spuszczanych do wód przybrzeżnych zmienia naturalne proporcje pokarmowe. Powoduje to zmiany w rozkładzie gatunkowym glonów na korzyść gatunków bardziej przystosowanych do nowej zawartości pokarmowej. Wśród faworytów są szkodliwe glony. Przykładem potwierdzającym tę teorię jest napastniczy glon Pfiesteria, który (jak wiele spokrewnionych gatunków wytrzebiających ryby) świetnie rozwija się w wodach zanieczyszczonych.

Piotr Bein
e-mail: piotr.bein@imag.net



Na podstawie: www.redtide.whoi.edu/hab/illness/illness.html



ZB nr 5(131)/99, 16-31.5.99

Początek strony