Strona główna | Spis treści |
Do dużych problemów miasta można zaliczyć kwestię odpadów komunalnych oraz - mniej zauważalny, ale ważny - ruch kołowy. Pomijam tu zanieczyszczenie powietrza przez zakłady przemysłowe, które w ostatnich latach znacznie spadło. Stało się to nie tylko dzięki spadkowi produkcji wielu zakładów, ale także dzięki świadomej polityce proekologicznej tychże zakładów.
Prezentację problemów ekologicznych miasta rozpocznę od mieszkań ludzi, czyli miejskiej architektury, która często pozostawia wiele do życzenia.
Budowa domu jednorodzinnego jest nie lada wysiłkiem, a co dopiero mówić o wybudowaniu osiedla czy miasta. Jest to duża umiejętność. Myślę, że taką umiejętnością odznaczali się budowniczowie Stalowej Woli sprzed kilkudziesięciu lat, autorzy tzw. starego budownictwa z cegły. Każdy mieszkaniec takiego domu odczuwa wiele zalet tych budynków: solidne i proste (!) ściany, szczelne okna. Dzięki solidnej robocie domy te odznaczają się wieloma cennymi właściwościami: w lecie w pokojach jest chłodno, w zimie ciepło. Czy taki komfort mają mieszkańcy "wielkiej płyty"? A jakie jest otoczenie starych osiedli? Wokół nich jest nie tylko sporo drzew i krzewów, które latem tworzą wspaniałą oazę zieleni, ale i ogródki przyblokowe. To tylko niektóre cechy tych domów, których zaprzestano budować w imię postępu w budownictwie. Owszem, dzięki technologii "wielkiej płyty" bloki i wieżowce powstały w szybkim tempie. Ich żywot nie będzie jednak długi, co zresztą już zaczyna być widoczne.
Nie trzeba być ekspertem, ale ciekawym życia obserwatorem, aby zauważyć, iż szare osiedla hutniczego grodu są oderwane od ich podstawowej funkcji - mieszkania, niejako najważniejszego miejsca terytorialnego każdej rodziny. Ale wystarczy wyjść z klatki, aby zobaczyć, że wokoło nie jest lepiej. Na którym osiedlu jest dobrze utrzymana piaskownica, w której bez obawy o zdrowie mogą bawić się dzieci? Na którym osiedlu jest sprawny plac zabaw? Pytania można by mnożyć. Osiedla są koszmarne - usłyszałem kiedyś. Sporo w tym prawdy. Blok koło bloku, a wokół pustka.
Często, kiedy rozmyślam o architekturze naszego miasta, zastanawiam się, czym różni się ona od "architektury" wsi. Niczym. Dawniej większość wsi budowano wzdłuż głównej drogi biegnącej przez wieś. W Stalowej Woli występuję podobne zjawisko, tylko z tą różnicą, że wzdłuż głównej drogi (Aleje Jana Pawła II itp.) stoją bloki, dzięki czemu powstaje "betonowa wieś". Myślę, że ten termin dobrze oddaje "styl architektoniczny" miasta. Cechą wspólną, jeśli mówić o architekturze wsi i Stalowej Woli, jest brak centrum. Gdyby spytać mieszkańców miasta, gdzie jest według nich centrum, byłoby wiele odpowiedzi. Takiego problemu nie mieliby mieszkańcy Rozwadowa, dla których miejscem centralnym zawsze będzie Rynek.
Miasto, chcąc zasłużyć na miano aglomeracji funkcjonalnej, powinno się rozwijać promieniście, czyli we wszystkich kierunkach. Rozwój Stalowej Woli w ostatnich latach przybrał tendencję rozwoju implozyjnego (do wewnątrz), choć raczej byłby pożądany rozwój eksplozyjny (na zewnątrz). Rozwój implozyjny pod względem ekonomicznym jest tańszy od eksplozyjnego, jednak w wyniku takiego rozwoju zachodzi zjawisko przegęszczenia budynków, dróg, co - niestety - powoduje zmniejszenie komfortu życia mieszkańców. Ostatnie wolne przestrzenie wokół Hali Targowej, Dworca PKS zostały zajęte albo przez salony samochodowe, albo budownictwo. Potencjalne tereny quasi-rekreacyjne zostały zajęte. Dla najprostszych form odpoczynku dzieci i młodzieży nie ma miejsca. A przecież każde pokolenie będzie chciało grać w piłkę nożną. Tylko gdzie? Ano, niektórzy grają, skaczą koło bloków, niszcząc resztki szczupłej trawy.
Ktoś może powiedzieć, że powyższe zdania o architekturze miasta, które nakreśliłem, mają mało wspólnego z ekologią. Myślę jednak, iż w ten związek, rzadko postrzegany, dopiero wkraczamy. Ekologiczny, prospołeczny rozwój miasta to nie tylko czyste powietrze, mało hałasu, czysta woda i dużo zieleni, to takie osiedla, w których często się przebywa, to mieszkania, do których chętnie się wraca z pracy, aby odpocząć.
Poruszanie się po naszym mieście samochodem, rowerem zaczyna być problemem. Gigantyczne korki samochodowe jeszcze się nie zdarzają, ale drobne niepłynności w ruchu drogowym już są. Można podać przykład godzin szczytu w okolicach Hali Targowej, Białego Domu, klasztoru w Rozwadowie, gdzie na przedostanie się na inną ulicę często czeka się kilkanaście minut.
Powodów tego stanu rzeczy jest wiele: wzrost liczby samochodów (statystyczne każda rodzina hutniczego grodu ma samochód); zły stan dróg w obrębie miasta (dziurawe drogi to źródło nie tylko obniżania się prędkości samochodów na drodze, ale i hałasu); przejazdy ciasne, nie dostosowane do coraz większej liczby samochodów; parkowanie wzdłuż wielu dróg, co oczywiście zmniejsza przepustowość i szybkość komunikacji. Problemem są też rowerzyści, którzy nie mają osobnych ścieżek. Jako pojazdy wolno poruszające się - i nie zawsze prawidłowo - też stanowią zagrożenie, które będzie wzrastało i stawało się jedną z wielu przyczyn zaburzeń ruchu na terenie miasta.
Wolne poruszanie się pojazdów powoduje wielką emisję związków szkodliwych znajdujących się w spalinach oraz ich kumulację. Jak dowodzą badania - samochód emituje nie tylko związki kancerogenne. Ołów paliwa samochodowego, jak wykazują najnowsze badania, powoduje narastające i nieodwracalne uszkodzenia mózgu, objawiające się utratą pamięci. To tylko jeden z przykładów.
Toksykolodzy uważają, że każdy samochód emituje do atmosfery szkodliwe związki w ilości równej wadze danego samochodu rocznie! Samochód to nie tylko spaliny, to coraz więcej parkingów, ulic, czyli terenów bezpowrotnie zabranych.
Każdy ma prawo do czegoś. Kierowcy do swego pojazdu i jego parkowania koło bloku, inni - zwolennicy czystego miasta i powietrza, lansujący hasło: Miasto dla rowerów, nie samochodów - do zdrowego środowiska. Niestety, mimo wielu pięknych (pustych często) haseł, sprowadzających się do idei, że samochód jest źródłem prawdziwej wolności, osobiście mam pewne "ale". Może i jest on źródłem wolności dla jego posiadacza, ale jest na pewno źródłem zniewolenia tych, którzy chcą żyć w czystym środowisku. Coraz większa liczba samochodów nie zapewni takiego stanu rzeczy.
Jak można zauważyć, prawo ludzi do czystego powietrza jest często bagatelizowane. Wielu ludzi chce, aby w Stalowej Woli były wolne przestrzenie, dużo drzew, place zabaw. Niestety, prawo prymatu pieniądza obowiązuje. Robimy, budujemy to, co przynosi zysk. To, co służy zdrowiu, dobremu samopoczuciu, jest mniej ważne. Budowanie Trasy Podskarpowej na pewno rozwiąże problem, ale na krótko. Sugerowanie, że dzięki tej drodze odciąży się ruch na przelotowej trasie - Alejach Jana Pawła II, mija się trochę z prawdą, co pokazują doświadczenia innych miast. Nie będzie to tak, że ruch faktycznie się rozłoży równomiernie. W perspektywie czasu bardzo różnie się to kształtuje, na co składa się wiele czynników. Czy zatem samochód jest zły i nie należy korzystać z niego?
Przesada nie jest wskazana w żadnym kierunku. Warto rozumnie korzystać z samochodu, jeśli sytuacja tego wymaga. Jeśli natomiast nie jest to konieczne, przejdźmy się pieszo, wyruszmy rowerem czy nawet hulajnogą. Kwestię wykorzystania samochodu poruszył kiedyś w swojej książce Thich Nhat Hanh: - Nim zapuszczę silnik, wiem dokąd pojadę - stwierdził mnich buddyjski. Czy wiemy zawsze, po co i gdzie jedziemy?
Odkąd istnieje gatunek homo sapiens jego bytowaniu towarzyszy powstawanie odpadów, czyli niepotrzebnych w danym czasie rzeczy. W czasach minionych problemu z odpadami nasi przodkowie nie dostrzegali. Co było niepotrzebne, wyrzucało się za obręb osady. Były to w przeważającej części odpady organiczne, które po pewnym czasie ulegały rozkładowi na kompost. Niejako problem rozwiązywał się sam. Współczesne aglomeracje muszą sporo się napracować, aby rozwiązać kwestię odpadów komunalnych. Dzisiejsze odpady różnią się bardzo składem od tych sprzed kilku wieków. Oprócz części organicznej zawierają szereg składników nieobojętnych dla środowiska - tworzywa sztuczne, metale ciężkie itp.
Zagospodarowanie odpadów to zadanie dla wszystkich dużych aglomeracji. Metod unieszkodliwiania ich jest kilka. Jedna to klasyczne wysypisko - dół, do którego wrzuca się wszystko, jak leci. Inna - kompostowanie - dotyczy tylko części organicznej, spalanie (piroliza i podobne procesy termiczne) - odnosi się też do odpadów, ale o zmniejszonej wilgotności własnej. Metodą najpopularniejszą, ale najbardziej marnotrawną jest wysypisko. Bardziej cywilizacyjną w walce z odpadami jest tzw. segregacja odpadów, która polega na rozdzieleniu na szkło, papier, plastyki, inne śmieci. Tak rozdzielona mieszanina może być poddana recyklingowi, czyli szkło przetopieniu, makulatura przerobieniu na nowy papier, wszelkie typy tworzyw sztucznych - na nowe tworzywa lub granulat. To, co zostanie może już trafić na wysypisko. Jak się ocenia, 70-80% odpadów pochodzących z gospodarstwa domowego można przetworzyć, a zatem pośrednio przedłużyć żywotność wysypiska, które przecież ma ograniczoną pojemność.
Przeprowadzanie segregacji ma jednak sens przede wszystkim w tych społecznościach, gdzie występuje świadomość ekologiczna, a także jej praktyczne zastosowanie. Chodzi więc o to, że społeczeństwo nie tylko powinno wiedzieć, na czym dokładnie polega segregacja odpadów, ale ją praktykować. Niestety, jak pokazują doświadczenia, nie jest łatwo prostym zabiegiem socjotechniczno-psychologicznym zamienić postawy mieszkańców. To, czy człowiek będzie już w domu segregował odpady na szkło, plastyk, makulaturę i inne nie dające się przetworzyć odpadki zależy od wielu czynników.
W naszym mieście segregacja odpadów przebiega mizernie, ale jest to normalny stan rzeczy. Jeśli faktycznie chcemy wygrać walkę ze śmieciami, to musimy powoli zmieniać mentalność, ale nie tylko w kwestii odpadów. Obecnie skutki wprowadzenia segregacji nie są odczuwalne, gdyż brakuje pojemników na odpady takie, jak papier (kolor niebieski) i szkło (żółtawy). Jest ich wciąż za mało, a duża część jest zdewastowana. Aby osiągnąć przyzwoity rezultat w segregacji odpadów, trzeba poczekać jeszcze kilkanaście lat i zainwestować sporo pieniędzy. Wysypisko, segregacja odpadów są dobrymi metodami walki z odpadami. Najlepszym remedium na ten duży problem XXI w. jest poprawa stanu świadomości społeczeństwa, zasada jest prosta: kupuję świadomie, oszczędzam, redukuję ilość odpadów.
Jak dowiedli naukowcy, bogatą cywilizację można poznać po składaniu odpadów. Jest w tym sporo racji. Mała to pociecha, skoro odpadów wciąż przybywa, a nasze miasto jest pierwszym w województwie "producentem" odpadów komunalnych. Statystycznie na jednego mieszkańca hutniczego grodu przypadało w 1996 r. ponad 1 m3 odpadów. Dzięki temu osiągnęliśmy poziom europejski. W niektórych przypadkach w ilości odpadów wyprzedziliśmy kraje Afryki Środkowej, Północnej i Wschodniej, kraje Europy Zachodniej, Australię, Japonię, Chiny...
Czy Stalowa Wola zmierza ku samozagładzie? Nawet postawienie takiego pytania jest trudne, nie mówiąc o odpowiedzi.
Czytelnik może dojść do wniosku, że Stalowa Wola jest na bakier z ekologią. Na pewno nie jest różowo. Wiele dokonuje się teraz inwestycji gospodarczych, warto przy ich realizowaniu pamiętać o ekologii, o tym, że miasto ma rozwijać się dla człowieka i ma jeszcze istnieć, a nie zakończyć swój żywot wkrótce na skutek nieprzemyślanych inwestycji. Dobrze się dzieje, że władze miasta w miarę swoich możliwości dostrzegają problemy ekologiczne i potrzebę kształtowania świadomości ekologicznej mieszkańców. To dostrzeganie przejawia się w pomocy Urzędu Miasta dla organizacji ekologicznej - Polskiego Klubu Ekologicznego.
Jednak wiele pozostało do zrobienia. To, co napisałem, to nie science fiction, ale problemy miasta, które realnie występują. Oczywiście, nie da się ich do końca wyeliminować. Warto jednak ciągle próbować zmniejszać negatywne skutki, których nie widać, ale będą one odczuwane przez przyszłe pokolenia. Rozwijając miasto, należy pamiętać nie tylko o infrastrukturze materialnej, ale także o infrastrukturze duchowej, która może nie przynosi korzyści materialnych, ale jest potrzebna dla normalnego funkcjonowania człowieka. Co z tego, że będziemy mieli dużo salonów samochodowych, sklepów, ulic szybkiego ruchu, skoro dla wypoczynku - pogrania w piłkę nożną - młodzież będzie musiała wyjeżdżać poza miasto, bo Stalowa Wola będzie tylko miejscem pracy. Czy o to chodzi w rozwoju?
Miasto przyjazne człowiekowi to nie monopol jednej infrastruktury, ale wielorakość instytucjonalnych i nieinstytucjonalnych wytworów służących człowiekowi. Czy doczekamy się takiego miasta?
Marek Ziemba
e-mail: marezi22@friko5.onet.pl
Polski Klub Ekologiczny "Przyjaciele Ziemi" Wojska Polskiego 9 37-450 Stalowa Wola tel. 0-15/844-27-92 |
Od kilkunastu dni PKE w Stalowej Woli ma swojego e-maila. Korespondencję możecie przesyłać pod adresem:
e-mail: pke@kki.net.pl |
Nasze stanowisko jest jasne: ani jedno drzewo nie może zostać wycięte, gdyż drzewa nie znają granic w ludzkim tego słowa znaczeniu i tworzą biocałość ekosystemu wraz z parkiem "Solanki".
Na nasz protest do firmy i do Wydziału Ochrony Środowiska odpowiedział nam kierownik wydziału pan Stanisław Milecki. Ta odpowiedź nie satysfakcjonuje nas. Pan Milecki pisze o funkcjach (sic!) społecznych, jakie spełniają drzewa, że z satysfakcją podziela troskę o zasoby przyrody naszego miasta oraz zapewnia, że prawne umocowania będą przestrzegane również w odniesieniu do rozstrzygnięć na terenie działki przy ulicy Narutowicza 100. Obawiamy się: "polania" drzew kwasem lub herbicydem przez "kogoś" lub jawnego wycięcia zdrowych drzew. Nasze propozycje to: zmiana planu zagospodarowania przestrzennego lub w ostateczności przesadzenie drzew w "bezpieczne miejsce".
26.2. odbędzie się sesja rady miejskiej dotycząca zarzutów i protestów. Będziemy tam na pewno. Przed tym spotkaniem będziemy mieli inne, z przewodniczącym Komisji Ochrony Środowiska panem Januszem Radzikowskim, który chce nam w tej sprawie pomóc (mamy taką nadzieję).
A oto prośba do wszystkich. Piszcie listy (wyważone) do firmy "A-Bud" oraz Urzędu Miasta w Inowrocławiu, a ich kopie wysyłajcie do "Gazety Pomorskiej" i Radia "I". O rozwoju sytuacji poinformujemy Was wkrótce.
Oto adresy:
Stanisław Milecki Mariusz Wultański Urząd Miasta - Wydział Ochrony Środowiska Roosevelta 36/38 88-100 Inowrocław tel. 0-52/35-76-39 |
Radio "I" Chrobrego 75 88-100 Inowrocław tel. 0-52/357-30-11 Prezes Andrzej Szpulecki Firma Ogólnobudowlana "A-Bud" Narutowicza 8 88-100 Inowrocław tel. 0-52/353-21-61, 3576-03-46 |
"Gazeta Pomorska" Roosevelta 15 tel. 0-52/357-22-33 |
Z góry dziękujemy za pomoc.
Z planowanych 38 drzew Pan Milecki pozwolił wyciąć 2, a 2 - przesadzić. Jednak na posiedzeniu Rady Komisji Ochrony Środowiska zawnioskowaliśmy o wstrzymanie przesadzeń ze względu na okres lęgowy ptaków, a głównie gawronów. Dochodzi jeszcze jeden aspekt tej sprawy, mianowicie "A-Bud" zniszczył jedno drzewo (jesion płd.) i prawdopodobnie wyciął bez niczyjej wiedzy inne drzewo. Prosimy o słanie listów z apelem, aby na budowie przy ul. Narutowicza miano na względzie dobro przyrody. Te listy pomogą nam w minikampanii wyczulania Inowrocławian na przyrodę tego miasta.
Firma "Ptaki" jesienią '98 wystawiła jako żywe eksponaty egzotyczne ptaki (m.in. papugi). W tym okresie została już wprowadzona w życie ustawa o ochronie zwierząt z dn. 21.8.97. Zgodnie z tą ustawą firma ta złamała prawo. Art. 4 § 4, brzmiący: menażeria objazdowa - rozumie się przez to podmiot gospodarczy prowadzący działalność w zakresie organizowania obwoźnych wystaw zwierząt, wyjaśnia i precyzuje, czym zajmuje się firma "Ptaki". Natomiast w art. 17 § 5 stoi "jak byk": zabrania się działalności menażerii objazdowej. W takim przypadku zgłasza się to na komisariat policji. Najlepiej poleconym - wtedy muszą to przyjąć i odpowiedzieć. W naszym przypadku było trochę inaczej. Wysłaliśmy pismo do naszej prokuratury, a ta przekazała je policji. Dlaczego pismo z komisariatu jest dla nas niejasne? Przyczyny:
Za wszelkie informacje o firmie "Ptaki" prawdopodobnie z Krakowa dziękujemy.
Pracownia na rzecz Wszystkich Istot
Kolektyw "Wspólne Działanie"
skr. 16, 88-103 Inowrocław 5
tel. 0-52/353-33-84 (Wojtek, Adam, Krystian)
Przekonanie, że hołdując i zabijając, zwłaszcza w sposób przemysłowy, świnie (krowy, owce, kury) ludzkość zmierza ku katastrofie, towarzyszy też wyznawcom wegetarianizmu. Katastrofie w każdym sensie: moralnym, ekonomicznym, ekologicznym, a przede wszystkim fizycznym. Zjadanie zwierząt, zwłaszcza tych wyhodowanych "w monstrualnych, męczeńskich systemach więziennych" i zabitych w stanie skrajnego przerażenia, czyni w ich pojęciu człowieka tyleż zabójcą, co bezrozumnym samobójcą.
Być może to im właśnie, wegetarianom, świnia zawdzięczać będzie wyzwolenie spod władzy człowieka, a człowiek porzuci "dogmat nie zastąpionego niczym kotleta" i uwolni się od świni. Lektury dzisiejszych wegetarian (patrz głośna Milcząca arka Juliet Gellatley) to nie poradniki kulinarne, ale iście rewolucyjne proklamacje, głoszące świt nowej ery i nowej kultury. Bez zniewolenia świni (i wszelkiej zwierzyny), rzecz jasna.
Ewa Wilk [w:] "Polityka" z 27.2.99, s.96
nadesłał Roman Rupowski