Strona główna | Spis treści |
W ostatnich latach nazwa obozu nieco się skróciła. Zviretice (z dodawanym kolejnym rokiem i tematem wiodącym) - to od jakiegoś czasu nazwa tego obozu. Na przykład - Zviretice '97 - Piknik przy Drodze, Zviretice '98 - Dotyk. Zviretice - to po prostu nazwa miejsca akcji, ruin średniowiecznego zamku Zviretice, leżącego niedaleko miejscowości Mlada Boleslav. Pierwotnie w zamyśle organizatorów był to projekt mający na celu ochronę zabytków i przyrody. Z biegiem lat zainteresowania skierowane zostały ku powiązaniu ochrony przyrody z szeroko pojętymi problemami ekologicznymi (odpady, problemy globalne, styl życia...). Z części dotyczącej ochrony zabytków pozostało spotkanie z Jirim Waldhauserem, pracownikiem muzeum w Mlada Boleslav, który spotykał się z uczestnikami obozów i opowiadał im o historii zamczyska. Od pewnego momentu w historii obozu ważną rolę odgrywają działania i zabawy z wyraźnym psychologicznym i społecznym zabarwieniem, działania wspierające rozwój osobowości młodych ludzi w wieku 17-24 lat, którzy stanowią główną grupę uczestników obozów. Zajęcia te często kończą się dyskusjami (trwającymi do późnej nocy) na różne ważne, interesujące młodych ludzi tematy.
Tradycją stały się ćwiczenia z retoryki. Każdy z uczestników ma szansę spróbować swoich sił w tej sztuce, wybierając z listy tematów ten, który chce poruszyć. (od Joli M.: w 1998 r. miałam okazję zajrzeć tam na kilka dni. Do łez rozbawiło mnie i wzbudziło najwyższy podziw wystąpienie na temat: "Szmaty". Nie wiedziałam, że tyle o nich można powiedzieć. Przedstawiono klasyfikację szmat, zastosowanie, itd., itp.).
Ponieważ jest to obóz naukowy na każdym z nich goszczą uznani wykładowcy i naukowcy, którzy prowadzą różne zajęcia. W roku 1998 obóz odwiedził dr Jan Plesnik z Agencji Ochrony Przyrody i Krajobrazu Republiki Czeskiej z wykładem o problemach globalnych. Wcześniej zaglądał tam dr Jan Cerovsky także z AOPKCR. Byli tam także: etolog dr Pavel Pecina, zoolog Roman Zajicek, ekolog dr Jiri Kulich, czy już wspomniany wcześniej, dr Jiri Waldhauser. Stałym elementem tradycji związanym nieodłącznie z letnim obozem jest poobozowe jesienne spotkanie uczestników.
Od ośmiu już lat głównym organizatorem obozu jest Topi Pigula, pracownik Ośrodka Edukacji Ekologicznej i Etyki Rychory (w języku czeskim w skrócie SEVER) w Hornim Marsove, gdzie odbywają się jesienne spotkania. W ramach takiego spotkania, w 1998 r. jego uczestnicy zdobyli nocą szczyt Śnieżki.
Od początku organizowania Zviretic przez obóz przewinęło się około 500 uczestników. Wielu z nich do dziś zajmuje się ochroną przyrody w swoim życiu zawodowym, czy jako biolodzy, czy z parlamentarnego fotela.
Tak jak wszędzie w tej części świata r. 1989 miał wpływ także na Zviretice. Zmieniło się wiele rzeczy, w tym i zależności ekonomiczne. Od tego czasu organizatorzy obozu zdobywają za każdym razem fundusze na dofinansowanie obozu.
W poprzednich latach pomogły w organizacji obozów: Fundacja Partnerstwo dla Środowiska, REC, WWF. W 1998 roku organizację obozu wsparło Ministerstwo Ochrony Środowiska Republiki Czeskiej.
Od ośmiu lat obóz organizuje i stwarza wspaniała atmosferę mniej więcej ten sam zespół, wielu jego członków po raz pierwszy brało udział w obozie jako uczestnicy kilka lub kilkanaście lat temu.
To tyle mojego nieudolnego tłumaczenia. Może kiedyś napisze o tym więcej. Dla mnie osobiście było to wspaniałe, niezapomniane przeżycie. Ciekawa jestem czy coś takiego istnieje w Polsce? Jeśli tak to super i chętnie czegoś się o tym dowiem, pewnie nie ja jedna. Jeśli nie to bardzo szkoda.
Rozmawiałam z Topim jeśli jest ktoś, kto miałby ochotę tam zajrzeć, a myślę, że warto zapraszam do kontaktu. Obóz tradycyjnie odbywa się w pierwszej połowie sierpnia:
Topi Pigula z niewielką pomocą Joli Mańskiej
Adres do korespondencji:
SEVER - Stredisko Ecologicke Vychovy a Etiky Richory 542 26 Horni Marsov, Czechy Topi Pigula e-mail: topi.pigula@ecn.cz |
15.4.94 mieszkaniec Kalifornii nabawił się podczas serfowania na wodzie głuchoty i nigdy nie został z niej do końca wyleczony. Niezidentyfikowane, nadzwyczaj mocne odgłosy z pod wody były tego przyczyna. Wg rożnych źródeł był to jeden z pierwszych testów nowego podwodnego systemu NAVY. System ten wysyła dźwięk, który po odbiciu się o nieprzyjacielski okręt, wywołuje echo lokalizujące ów okręt - nawet jeśli jest on bardzo daleko. System nosi nazwę Low Frequency Active Sonar (LFAS). Podobne testy przeprowadza też W. Brytania i Dania oraz NATO. Testy NATO zabiły już 12 wielorybów (a to dopiero wstępne próby) i uraziły wiele osób na wybrzeżu w Grecji. U ludzi dźwięki z LFAS powodują przejściową głuchotę, początkową fazę śpiączki i depresje. Oczywiście niektóre ssaki wodne używają też dźwięków do komunikacji, a wiec LFAS zakłóciłby to. Ten system jest super głośny, jest to przecież wynik najnowszej technologii. Marine Mammal Comission w 1997 r. złożyła do Kongresu pismo sprzeciwiające się NAVY testom ze względu na zagrożenie jakie powodują one dla wielorybów i innych ssaków. Dodatkowo, naukowcy z Mammal Ocean Institute zaobserwowali na Hawajach i w Kalifornii, ze podczas prób LFAS matki opuściły dwa małe wieloryby i małego delfina. Coś podobnego nie zdarzyło się przez 9 lat pracy Instytutu. Z NAVY wyszło oświadczenie, ze Instytut nie ma (!) wystarczających dowodów na tezę, że przyczyną opuszczenia małych przez matki był test NAVY.
LFAS to 57 metrowy "blok" z 18 głośnikami mogącymi ustalić położenie okrętu w rejonie setek tysięcy mil kwadratowych. Odgłosy mogą przekroczyć do 4 milionów (!!!) razy dotychczasową normę wytrzymałości wielorybów. Oficjalnie mówi się, ze odgłosy mogą być do miliona razy większe niż dotychczasowe normy. Obecnie używany przez NAVY podobny system mieści się w "normach", ale jest nieskuteczny na super ciche nowoczesne okręty podwodne. W 1996 presja naukowców była zbyt duża, co zmusiło NAVY do przeprowadzenia własnych badań LFAS pod względem ochrony ssaków wodnych.
Zatrudniono do tego badaczy z instytutów i uniwersytetów, wśród nich znanych doktorów: Petera Tyack i Christophera Clark. Badacze pracujący dla NAVY powiedzieli, że został opracowany plan ochrony wielorybów przed LFAS. A gdzie inne ssaki??? Wielu poważanych badaczy oceanów nie zgadza się z tym poglądem, stanowczo protestując przeciw jakimkolwiek formom LFAS. Whitehead (20 lat badań nad wielorybami) z Kanady mówi, że nie znamy wielorybów na tyle, aby twierdzić co jest dla nich dobre a co złe i jak je ochronić. Badacze zatrudnieni przez NAVY upierają się, że NAVY nie będzie używać LFAS w innych miejscach niż przybrzeża, gdzie wielorybów jest mniej i że system nie będzie użyty, jeśli w zasięgu kilometra będzie wieloryb. Zostaną też wykorzystane specjalne, nowoczesne wynalazki odstraszające ssaka na kilometr od punktu startu LFAS. Według doniesień agencji Mojo, NAVY testy będą 400 razy większe niż te przy zatrudnionych badaczach. Jeśli to prawda to wyniki uzyskane przez naukowców pracujących dla NAVY są nieaktualne. Działacze ogromnej koalicji przeciw LFSA (m.in.: naukowcy, profesorowie, znani działacze ekologiczni) mówią jasno, ze nie będzie możliwości ciągłej kontroli czy NAVY użyje LFAS poza wybrzeżami i w odległości kilometra od wieloryba. Ta druga opcja wydaje się nierealna nawet dla przeciętnego obserwatora.
Przewodniczący NAVY Komisji ds. badań LFAS na tle ochrony życia wodnego Joe Johnson, przedstawił stanowisko NAVY: publiczność nie musi zaakceptować tego dokumentu. Joe mówi o oficjalnym dokumencie NAVY odnośnie całej sprawy, który ma zostać wydany na dniach. Będzie wówczas 30-60 dni na komentarze. Słowem, NAVY twierdzi, że tylko ona decyduje o tym co robi pod wodą. Może powinienem zmienić pytanie postawione na początku: czy NAVY uda się zniszczyć wodne ssaki? Oczywiście to nie jest zamierzaniem LFAS, ale taki lub podobny będzie rezultat.
Z Kalifornii Przemysław Sobański
skr. 21128
Long Beach, CA 90801
USA
e-mail: bobsobanski@webtv.net