Strona główna | Spis treści |
Redutą tych "innych" Zielonych w kraju stały się ZB, a i mnie się dostało od Janusza Okrzesika, że szydzę z idei obrony praw człowieka domagając się w jednym z felietonów w ZB wojny w obronie miejsc przyrodniczo cennych.
Skoro polski ruch zielonych został podzielony, a ja się znalazłem w obozie tych, co to czują niechęć do zachodniego świata (która) przyćmiła zdolność rozróżniania dobrego od złego, postaram się skomentować sugestie, że my (zieloni nie powtarzający zachwytów nad nowoczesną cywilizacją zachodnią) formujemy jakiś nowy "ekologizm" podporządkowany naszym fobiom i strachom (przed demokracją i wolnością rzecz jasna).
Politycy uwielbiają tendencyjnie manipulować pojęciami. Na tym między innymi polega polityka i nie mam im tego za złe. Adwersarzom najwygodniej jest przypisać takie intencje, jakie pasują do przyjętej przez polityka linii, by świat dał się ułożyć we wzór odpowiadający poglądom danej partii. Prywatnie ludzie również postępują podobnie, ale skutki nie są tak znaczne jak w przypadku życia publicznego. Według tego schematu interpretuje się wydarzenia społeczne i polityczne. Mamy swój program i świat musi się do niego dopasować. Chyba dlatego politycy bywają w lesie rzadko, lub w ogóle (chyba, że na polowaniu). Co najwyżej w ogrodach, gdzie żadne nie dające się zinterpretować w kategorii programu sytuacje się nie zdarzają. Ogród to przecież dzieło ludzkiej myśli doskonalenia nieujarzmionej przyrody - realizacja programu. Prawdziwy las i przyroda w ogóle kpi sobie jednak z każdego ludzkiego programu. Kiedy w czasach realnego socjalizmu pewien polityk został zawieziony saniami do lasu, gdzie miano mu pokazać wilka, po drodze się upił i zasnął, a gdy go obudzono i pokazano psa na łańcuchu, z radości, że świat mu się interpretuje w myśl jego przekonań, wypił następną setkę wódki. Często widzimy to, co chcemy widzieć.
Polityka zmierza do dostosowania świata do koncepcji ekonomicznych i społecznych. Każda partia trochę inaczej, ale żadna nie kwestionuje istniejącego porządku neoliberalnego, strasząc, że w zamian możemy mieć tylko komunistyczny gułag, co jest kolejnym nadużyciem, bo nie wiemy jakie formy społeczne mogą pojawić się w przyszłości. Polityka uzależniona jest od pieniędzy i związek między władzą i biznesem jest oczywisty. Polityk stoi więc pośrednio lub bezpośrednio na straży ekonomicznego ładu dominującego systemu i jemu stara się podporządkować wszelkie naturalne procesy. W przyrodzie jest odwrotnie - to osobniki i gatunki muszą się dostosować do procesów całego ekosystemu, inaczej wypadną z teatru życia. Wiem, że to, co napisałem nie mogłoby być podstawą dla żadnego programu politycznego, ale nie jestem politykiem i nie mam takich ambicji, nie oznacza to natomiast, że nie wolno mi próbować opisywać ekologiczno-społeczny stan świata. Wiele zjawisk trzeba najpierw określić, odkłamać, by móc wyruszyć w drogę poszukiwań najbardziej odpowiednich rozwiązań. Co nie znaczy, że nie można stawiać drogowskazów, tylko dlatego, że same nie idą wskazywaną drogą.
Forum Ekologiczne Unii Wolności jest ważną i zasłużoną dla ochrony przyrody w Polsce grupą polityczną. Wielu ludzi z nim związanych, m.in. właśnie Janusz Okrzesik, zrobiło dla przyrody naprawdę dużo i głupotą ze strony ruchu ekologicznego byłoby traktowanie tej frakcji UW jako przeciwników. Wydaje się jednak, że Forum znalazło się w pułapce sprzeczności między neoliberalnymi dogmatami unijnej ideologii a realistycznym doświadczeniem sytuacji świata. Chcąc pogodzić wodę z ogniem politycy Forum mają sklonność do niebezpiecznych uproszczeń i jednostronnego opisu ruchu ekologicznego na świecie. Joshka Fisher jest tu wygodnym przykładem - na starość zmądrzał, wyrzekł się feminizmu, pacyfizmu, anarchizmu i nawet uwierzył w zabijanie dla pokoju (trochę szydzę, ale sam uznaję prawo użycia siły w obronie życia), ale współczesny ruch ekologiczny i poszukiwania trzeciej drogi mają dziś w świecie zupełnie inne kolory niż te, malowane w Zielonej Alternatywie, choć i takie w szeroko rozumianym ruchu ekologicznym się znajdą. Joshka Fisher nie należy bynajmniej do przedstawicieli światowej myśli ruchu ekologicznego, lecz do świata polityki, a od pewnego czasu obserwujemy, że myśl ekologiczna rozwija się poza strukturami politycznymi i zdobywa coraz więcej zwolenników, o czym może świadczyć wzrost nakładów takich czasopism jak "The Ecologist", "Resurgence", "Lapis", "Positive News", "Earth First!Journal", "Tribes", "Corporate Crime Reporter", "The Trumpeter" i wiele, wiele innych. Toczą się tam dyskusje o przyszłym, proekologicznym kształcie świata, ale nie spotkałem nigdy poglądów Joshki Fishera, natomiast czytałem artykuły Vaclava Havla, Noama Chomsky'ego, Roberta Reicha, Edwarda Goldsmitha, Vandany Shivy czy Davida Edwardsa. Ich poglądy na świat są dużo ostrzejszą krytyką zachodniej korporacyjnej cywilizacji niż poglądy naszych polskich "oddzielonych" ekologów. Czyżby dla ekologów z UW był to nieznaczący margines? Gdy byłem w Berlinie na światowym spotkaniu w sprawie sytuacji lasów Północy to wyłącznie ten "przebrzmiały" zdaniem naszych polityków nurt w myśli ekologicznej był tam obecny.
Opisany przez Janusza Okrzesika podział polskiego ruchu ekologicznego na tych, co są za demokracją i prawami człowieka, a więc wolnym rynkiem i zachodnim kapitalizmem i tych, co nienawidzą wolności i ze strachu przed nią tęsknią za totalitaryzmem jest tak nieprawdziwy, że przypomina wręcz zabieg magiczny. Prawdę mówiąc takie żonglowanie pojęciami wydaje mi się niezbyt uczciwe. Żyję już długo i jestem tradycjonalistą. W dziedzinie magii wolę starą receptę: ząb wisielca i rzucenie uroku o północy, zapijając nalewką z popiołem nietoperza. Jednak rzucanie czarów i manipulowanie czyimiś intencjami są podobnie niebezpieczne. Stosy naprawdę płonęły w Europie.
Żeby nie było kolejnych niedomówień, oto kilka słów o moich poglądach na wojnę na Bałkanach. Uważam, że można jej było uniknąć, gdyby polityka mocarstw światowych była prowadzona naprawdę w interesie pokoju i harmonii, a nie w interesie maksymalizacji zysków. Uważam, że pomimo jej humanitarnego aspektu (zbrodnie Miloszewicia są dla mnie poza dyskusją) towarzyszyła tej wojnie ogromna hipokryzja. Wojna ta bynajmniej nie oznacza, że świat zachodni będzie teraz stawał zbrojnie w obronie słabych i zniewolonych. Będzie stawał tylko wtedy, kiedy będzie bronił swoich interesów gospodarczych i politycznych. Nowa jest humanitarna, a także ekologiczna retoryka, którą się coraz częściej posługuje dla usprawiedliwienia różnych kroków, czasami trudnych do usprawiedliwienia (np. coraz powszechniej mówi się, że budowa autostrad to działalność proekologiczna).
Amerykański profesor Noam Chomsky pisze o nadużyciach propagandowych w związku z wojną w Kosowie. NATO używało określeń "kryzys humanitarny", "kryzys ludzkości". Z naukowego punktu widzenia logika-lingwisty, w ten sposób stał się to termin czysto techniczny. Nie mówimy o kryzysie ludzkości w Sierra Leone, Kongu (gdzie Clinton odmówił wysłania relatywnie małej pomocy 100 000 USD dla powstrzymania rzezi), w Kolumbii, południowo-wschodniej Turcji, gdzie nieustannie mordują się ludzie. Mówimy natomiast o kryzysie ludzkości na Bałkanach. Oznacza to, że terminu tego używamy technicznie tylko tam, gdzie chodzi o zagrożenie interesów bogatych i sprawujących władzę. W innych sytuacjach nie mamy do czynienia z kryzysem ludzkości. Innym nadużyciem ze strony propagandy NATO był termin "ludobójstwo". Dla językoznawcy jest to termin związany z ofiarami Hitlera. Jeżeli prześladowania Albańczyków przez Serbów chcemy nazwać ludobójstwem, to musimy się zgodzić również z tym, że ludobójstwo jest obecnie powszechnym zjawiskiem w świecie, a wielokrotnie jest nawet wspierane finansowo przez administrację Clintona. W Turcji liczba uchodźców przekroczyła już połowę wszystkich Palestyńczyków, którzy opuścili Palestynę. W Kolumbii armia i grupy paramilitarne, uzbrojone i szkolone w USA zabijają co roku nie mniej ludzi niż zginęło w tym roku w Kosowie, a uchodźców stamtąd jest również podobna ilość. Chomsky zgadza się na użycie terminu "czystki etniczne" w stosunku do tego, co działo się w Kosovie, lecz zauważa, że powinniśmy pamiętać, iż są one powszechną praktyką cywilizacji zachodniej, a nie czymś nowym i wyjątkowym. Czy Indianie szczęśliwie i dobrowolnie ustąpili z kraju, w którym teraz mieszkam? - zapytuje Chomsky dziennikarza miesięcznika "The Activist".
Miesięczniki "Now" i "The Ecologist" podały, że NATO użyło w Jugosławii pocisków uranowych, których radioaktywne skutki, zdaniem cytowanego naukowca amerykańskiego, mogą w najbliższych 20-30 latach spowodować śmierć 30 000 ludzi. Jeśli to prawda, możemy się głęboko zastanowić nad "humanitarną" stroną tej wojny i czy dzielenie ekologów na podstawie stosunku do niej nie jest politycznym uproszczeniem?
Dobierając tendencyjnie pojęcia i znaczenia rozstrzygamy spór, zanim w ogóle dojdzie do wymiany i poznania swoich poglądów. To tak właśnie buduje się "-izmy", a nie poprzez stawianie trudnych pytań i kwestionowanie "świętych" prawd kapitalizmu czy jakiegokolwiek innego systemu.
Na koniec jeszcze trochę zamieszam: Otóż nie jestem zaślepiony nienawiścią do wszystkiego, co zachodnie, a nawet zgadzam się w 100% z twierdzeniem słynnego liberała Johna Locke'a, że prawo do biologicznego przetrwania jest ważniejsze od prawa własności.
Janusz Korbel
Bóg mi świadkiem, nie chciałem wątku Kosowa kontynuować. Myślałem; "my" i "oni" napisaliśmy po oświadczeniu. "My" o agresji NATO, "oni" o tym, że Forum Ekologiczne UW jest najpoważniejsze, że ta wojna to dobro, że są zbulwersowani (Jany zbulwersowany??), no i oczywiście, że "my" jesteśmy zaślepieni nienawiścią.
Pomyślałem: "styl to człowiek" i czytelnicy osądzą, wybiorą. Jednak panowie z jedynie słusznej partii postanowili dać "nam" odpór, a mnie w szczególności i to po nazwisku. ("Zielona Alternatywa", lato '99) Znalazło to swój oddźwięk nawet na łamach prasy masowej, ("Trybuna" 10-11.7.99, Pod trującym deszczem, toksyczna alternatywa?) więc wypada odpisać. Jednak żeby dyskusja z panami Glińskim czy Okrzesikiem miała sens trzeba najpierw wytłumaczyć każde niemal słowo. Bo z tekstów obu panów widać, że różnimy się w rozumieniu słów, różnimy się co do faktów i wreszcie różnimy się gustami czyli w ocenie tego co dobre, a co złe. Nie ma w tym niczego złego. Zawsze oglądając np. rzecznika UW Potockiego powtarzam sobie "nic w przyrodzie nie dzieje się bez sensu, muszą widać być i takie egzemplarze, ewolucja wykaże kto ma rację". Wbrew bowiem modnym przesądom uważam, że ludzie są bardzo różni i nierówni. Piszę o tym na początku, żeby uprzedzić, że mój wywód będzie trudny, filozoficzny. Z drugiej jednak strony tylko w takim potraktowaniu tekstów panów z UW widzę sens polemiki, jest po prostu okazja by wyjaśnić sobie parę rzeczy i podyskutować poważnie. Z konieczności i z braku miejsca ograniczę się tylko do niektórych zdań, tych, które niosą wg mnie największy ładunek nieporozumień, jak i nadają się do zanalizowania jako przykłady sztuki erystycznej.
Napisał więc p. senator Okrzesik zdanie takie: Bo cóż innego, niż strach przed wolnością i demokracją może łączyć Swolkienia, "Trybunę" i Miloszewicia? (pisownia nazwisk oryginalna przyp. O. S.)
Pytanie jest postawione w sposób retoryczny. Autor mruga więc do czytelnika i zdaje się mówić: przecież wszyscy ich znamy i wiemy, że każdy z nich boi się wolności i demokracji podczas gdy inne rzeczy ich różnią. Od strony propagandowej zdanie jest dobre. Po pierwsze chodzi o zakodowanie czytelnikowi skojarzenia, że Swolkień, redakcja "Trybuny" i Miloszevicz to ludzie, którzy się boją. Strach to rzecz ludzka, ale przyjemnie jest kiedy ci których nie lubimy się boją, a my jesteśmy odważni. Tak podprowadzony czytelnik już sam skojarzy, że ta straszna trójca to tak jakby tchórze, choć p. Okrzesik nie mówi tego wprost, ale tak to jakoś się nasuwa. No i rzeczywiście: Miloszevicz ciągle napada na słabeuszy, wręcz znęca się nad takim NATO, prześladuje i tak prześladowany Bank Światowy i nie pozwala mu rządzić w swoim kraju. "Trybuna" jest natomiast tchórzliwa intelektualnie, w naszych antyrynkowych czasach jak papuga twierdzi za wszystkimi, że rynek to nie wszystko, nie ma w niej reklam i tchórzliwie utrzymuje się z krwawicy czytelników. Swolkień to już tchórzostwa uosobienie. Za komuny facet nie chciał np. składać przysięgi i służyć w LWP. W dodatku konformista - twierdził, że nie jest pacyfistą, tylko, że to armia obca i proponował odbycie tego, co serio uważał i uważa za zaszczytny obowiązek, np. w oddziałach afgańskich mudżahedinów, bo ci walczyli wg niego za naszą i swoją wolność właśnie, a mógł przecież z modlitwą na ustach mówić, że na studium wojskowym nie może rozkładać KBK AK bo to broń i służy do zabijania. Wtedy zrozumiałby go Joschka Fischer. Ale Swolkień, w odróżnieniu od Okrzesika, już wtedy za facetami w rodzaju Fischera nie przepadał. W dodatku Swolkień tchórzem pozostał, nadal popiera rzeczy popularne, nie wierzy w dogmaty religii wolnego rynku, a co pewien czas wchodzi na drzewo lub na dach, chyba ze strachu.
Tyle erystyka czysta. To już czytelniku wiesz i w podświadomości masz zakodowane. Ale p. senator wie więcej. Niczym doktor Freud wie nawet czego boją się: Swolkień, Miloszevicz i "Trybuna". Boją się wolności i demokracji.
Bodajże Cat Mackiewicz, mówił o słowach-wytrychach. Krótko mówiąc, jak się bardzo chce coś powiedzieć, a nie wie jak, to zawsze dobrze mieć je na podorędziu i wtedy jakoś damy sobie radę, w każdej sytuacji. Nawet za tak zwanej komuny istniał związek bojowników o wolność i demokrację. Są to dwie wartości, których - jak mawia inny profesjonalny ekolog - nikt przyzwoity nie kwestionuje. Tak więc ta straszna trójca jest nie tylko tchórzliwa, ale także zła, boi się rzeczy dobrych, które wszyscy dobrzy ludzie kochają.
O tym, że nie boję się demokracji nie będę pisać, strach i w ogóle uczucia to rzeczy nie do udowodnienia. Lepsza dla ich wyrażania jest poezja niż publicystyka. Mogę jednak napisać, że jestem, a przynajmniej zawsze staram się w mojej działalności politycznej być jak najmniej ideowy, znacznie bardziej interesuje mnie czy facet nie chce mi ukraść portfela niż jego poglądy na prawa człowieka, faszyzm, feminizm, życie pozagrobowe, chyba, że jest intelektualistą i to co mówi jest ciekawe. Jest dla mnie nieważne czy jest demokratą czy autokratą. Natomiast jest dla mnie ważne czy dzięki jego rządom moja dzielnica zamieni się w fawelę, a miasto w rodzaj lunaparku zarządzanego przez mafię, czy też będzie wygodnym, czystym, bezpiecznym miejscem do życia. Taki to już ze mnie egoista i potwór.
Gdyby p. Okrzesik mniej myślał o tym jak mnie zdemaskować jako antydemokratę, a więcej o opisie rzeczywistości, to nie powinien pisać o baniu się. Mnie po prostu w ogóle nie obchodzi to czy o tym kto rządzi decydują walki frakcyjne w biurze politycznym czy tzw. wybory, w których mogę do urny wrzucić karteczkę z napisem Buzek lub Suchocka. Znacznie bardziej interesuje mnie czy ten kto rządzi robi to dobrze czy źle. Czy np. Premier Buzek to facet z charakterem, wizją, która mi odpowiada czy może miernotka o nieciekawym życiorysie, czy np. Gomułka to facet, który miał nieprzyjemny głos i nie lubił tzw. inteligencji, czy może twardy, uczciwy gość, dbający o interes kraju. Uczucia strachu rezerwuję dla rzeczy bardziej konkretnych. Natomiast co do ustroju to powiedziałbym za Arystotelesem, że w różnych czasach, miejscach, dla różnych ludzi różne ustroje są najlepsze. Stąd motto które zaproponowałem do "Punktu Zwrotnego": Ci którzy postępują zgodnie ze swoimi przekonaniami należą do mojej religii. Ja zaś jestem tego samego wyznania co wszyscy dzielni i uczciwi. Słowa te wypowiedział król, w ogóle nie wybierany, który o władzę walczył z bronią w ręku, cynicznie zmieniał dla niej wiarę, ale myślę, że nigdy nie zapomniał o tym, co najważniejsze i po co władza jest - po to, żeby - jak mawiał - każdy Francuz miał co niedziela kurę w garnku. Z kolei dla murzyńskich niewolników w Ameryce demokracja musiała wydawać się podobnie straszna jak hitleryzm w Niemczech dla Żydów, a np. los opozycjonistów we Włoszech Mussoliniego był sielsko anielski w porównaniu do losu Indian z rezerwatów w przodujących naszemu Światu Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. Ja po prostu politykę uprawiam nie jako walkę o narzucenie takich lub innych doktryn, ale raczej z jednej strony, jak mawiał Józef Mackiewicz, jako walkę o wprowadzenie pewnych obyczajów, a z drugiej jako robotę, której końcowym efektem ma być właśnie ta "kura w garnku" dla zwykłego obywatela.
W taki też sposób oceniam konflikt w Kosowie. Myślę, że w Jugosławii pod rządami złego Tity i innych strasznych komunistów przeciętnym ludziom żyło się całkiem nieźle. Myślę, że pozostawienie tego państwa w niezmienionym kształcie byłoby najlepszym rozwiązaniem. Jednak Zachód, a głównie znani z miłości do innych narodów i ras Niemcy nie pozwolili na to. Jeżeli tak, to znowu - moim zdaniem - należało wybrać mniejsze zło i powiedzieć sobie: kochani, ponieważ bardzo się nie lubimy i nie możemy mieszkać w jednym państwie musimy przeprowadzić czystki etniczne, tylko zróbmy to bez obłudy, rzekłbym po męsku i powiedzmy, że odtąd dotąd będą mieszkać ci, a tam tamci. Byłoby wiele nieszczęść, ale myślę, że takie czystki byłyby w sumie lepsze niż mówienie o prawach człowieka i prowadzenie etnicznych już nie czystek, ale rzezi. Teraz demokratyczni politycy mogą z podniesionym czołem mówić, że nigdy nie zgodzili się na haniebną ideę etnicznej czystości i śmiało dzierżyli sztandar praw człowieka. A, że zginęło kilkaset tysięcy ludzi, a czystki i tak były? A to już wina Miloszevicia, "Trybuny", a kto wie czy nie Swolkienia. Moja rodzina, a pośrednio i ja też jesteśmy ofiarą takiej właśnie czystki. Oczywiście wiele straciliśmy, więcej niż zyskaliśmy na podobnie potraktowanych Niemcach, ale przeżyliśmy ostatnie 55 lat znacznie lepiej niż żyją mieszkańcy dawnej Jugosławii od chwili jej rozbicia, zwłaszcza ci, którzy tego okresu nie przeżyli.
Jest w zdaniu Okrzesika również sugestia, że w wojnie z Jugosławią NATO walczyło o demokrację, a prezydent Miloszevic przeciw niej. Przy czym przez demokrację rozumie Okrzesik to, że mieszkańcy Kosowa dzięki zbombardowaniu swego kraju dostąpią szczęścia jakim jest możliwość wyboru pomiędzy ichnim Buzkiem a ichnią Suchocką, a ponieważ to jeszcze ludzie prości to może wprost między ichnim "Dziadem" a "Krakowiakiem". Otóż, po pierwsze, takiej demokracji, o jakiej myśli Okrzesik, nie lubię. Uważam ją za fikcję. Myślę, że ustrój, który panuje w III RP jest realną anarchią czyli oligarchią, gdzie rządzi tak jak w upadającej I RP pięść i pieniądz. Wybory pomiędzy postaciami z bilbordów nie mają dla mnie i przeciętnego obywatela żadnego znaczenia. Rządzą przedstawiciele koncernów, banków, i różnych niejawnych grup interesów, bynajmniej nie wybierani. A buźki na bilbordy są wybierane przez facetów, którzy za te bilbordy płacą. Nie chcę dezawuować zasług p. Okrzesika, ale czy sądzi pan, panie senatorze, że ludzi z żoną i dziećmi, którzy są "nasi" (tak się pan chyba reklamował) i którzy deklarują poparcie dla wolności i demokracji nie ma w tym kraju więcej? A jednak ktoś właśnie panu dał na to pieniądze i to wtedy dokonał się rzeczywisty wybór. Ale ponieważ jestem nieideowy to nie miałbym o to pretensji, gdyby tylko pan i pana partia np. nie doprowadzali ludzi do głodu i nie strzelali do nich gdy mają czelność przeciw temu protestować.
Przez demokrację, choć w zasadzie należałoby mówić raczej o pewnym "ustroju idealnym", rozumiem to, że przeciętny obywatel ma prawo w istotny, a nie fikcyjny sposób wpływać na kształt zarówno swojego życia prywatnego jak i życia politycznego wspólnoty, do której należy i że ma prawo realizować pełnię człowieczeństwa. To uważam za dobre. W tym sensie nie zgadzam się z opinią, że w krajach NATO panuje demokracja. A to co wyprawia reżim turecki z Kurdami oznacza po prostu, że w krajach NATO toleruje się reżimy zbrodnicze. W tym miejscu mała dygresja, UW w swoim oświadczeniu stwierdziła, że kto sprzeciwia się nalotom ten jest za ludobójstwem. Otóż choć nie traktuję zagłady Żydów religijnie to jednak wiem, także z wileńskich opowiadań mojej rodziny, że to co robiono z Żydami w czasie drugiej wojny światowej to jednak było trochę, a może i bardziej niż trochę, co innego niż prześladowania Albańczyków w Kosowie. Nie zmieni tego faktu nawet stu redaktorów Milewiczów z Dziennika Telewizyjnego. Przekonanie o tym łączy mnie nie tylko z "Trybuną", ale i np. z amerykańskimi Żydami, z Noamem Chomskim na czele. Co do Marka Edelmana to słusznie ktoś powiedział, że gdy pomniki zaczynają mówić to cokoły pustoszeją. Oczywiście w Turcji są wybory i jest wolny rynek, tylko Kurdowie tego nie doceniają prawda? Inny przykład: Bardzo wolna telewizja TVN podała, że w roku ubiegłym, tylko w jednym albańskim porcie Vlora, mafia zamordowała ponad 1000 osób. Z pewnością ludzie ci nie leżą w masowych grobach, których podobno tyle jest w Kosowie, choć im dłużej się o tym mówi, tym mniej konkretów w tej sprawie słychać. Mafia chowa swoje ofiary w grobach indywidualnych, czasem np. topi w betonowych butach. Pewno ludzie ci są dzięki temu bardziej wolni i demokratyczni, tylko, że są tak samo nieżywi, podobnie jak ofiary kijów bejsbolowych, samobójstw i głodu w III RP. A mój wpływ na to, kto rządzi w Polsce, jest znacznie mniejszy niż serbskiego wieśniaka, który przynajmniej wie, że rządzi prezydent Miloszevicz. W Polsce rządy są zupełnie anonimowe, no czasem wpadnie taki Grabek, ale np. faceci z WTO, EBOR, EIB itp. itp. nigdy nie poddają się żadnej procedurze weryfikacyjnej, mają jakby tolkienowski pierścień, który czyni ich niewidzialnymi i wszechmocnymi zarazem. Prezydenta Miloszevicia nie znam, myślę, że gdyby chciał to dawno już mógłby żyć wygodnie na jakiejś daczy (czyli realizować marzenia 99% naszych "elit" politycznych) zamiast ryzykować życiem. Nie sądzę, żeby to co robi robił z żądzy mordowania czy władzy. Widziałem o nim tylko jeden film w polskiej telewizji. Wynikało z niego, że momentem, w którym zdecydował się bronić Kosowa przed "wyzwoleniem" go przez narkomafię podlaną islamskim fanatyzmem było bicie Serbów w czasie jego wizyty w tej prowincji. Myślę, że może także wtedy wziął poważnie do serca swoją obietnicę, że do tego więcej nie dopuści. Może też jestem staroświecki w odruchach, ale zawsze kiedy widzę i słyszę sforę gończych psów to oprócz wszystkiego innego budzi się we mnie trochę sympatii dla wilka, choćby był ostatnim w Europie wcieleniem idei Lenina i Stalina. Nie twierdzę jednak, że Miloszevicz jest owieczką i nie gryzie. Bałkany to jednak kraina dzika i dlatego także piękna.
Co do zbrodni wojennych i praw człowieka made in USA w ostatnich czasach to wiele na ten temat można się dowiedzieć min. z wydanej niedawno książki wspomnianego Chomskiego Rok 501. Podbój trwa. Chomsky przypomina w niej, że Amerykanie to nie tylko szwadrony śmierci i mordowanie dziesiątek księży Popiełuszków w Ameryce Łacińskiej, ale i popieranie np. Czerwonych Khmerów, za obalenie których USA nałożyły na Wietnam sankcje, w imię obrony suwerenności Kampuczy tym razem. Co ciekawe książki Chomskiego nigdzie nie można dostać, może koledzy z koncernu "Gazety Wyborczej" wiedzą jak to jest, ludzie chcą kupować, a księgarze nie chcą sprzedawać, jak to się ma do wolnego rynku?
Również wolność rozumiem chyba trochę inaczej niż p. senator Okrzesik i producenci reklam. Generalnie myślę, że tak jak panująca dziś anarchooligarchia nie jest demokracją tak samo panowanie wolności jest dziś fikcją. Wybór między p. Okrzesikiem, a np. pani Grześkowiak nie bardzo mnie interesuje, tak samo jak wybór między 13-stoma rodzajami wody po goleniu, bo tak jak wszystkie dopuszczalne u nas wybory jest wyborem nieistotnym. Wybory prawdziwe zawsze, tak samo jak prawdziwa wolność, kosztują i są bolesne, a o wolność trzeba walczyć dzień po dniu w zwykłym życiu. Nie wiem też czy robotnicy z Łucznika, głodujące pielęgniarki, lokatorzy sprzedawani z mieszkaniami są bardziej wolni niż robotnicy w PRL-u. Wiem o tym, że np. p. redaktor Michnik w PRL-u siedział w kiciu, a teraz jest bardzo wolny i bogaty. Jednak ustrój oceniam także, a może tym razem nawet bardzo demokratycznie właśnie z punktu widzenia szarego człowieka, a przede wszystkim jego poziomu cywilizacyjnego i możliwości doskonalenia ducha. Ci, którzy pchają się do władzy i wielkich pieniędzy zawsze są trochę mniej wolni i muszą robić i mówić to, czego rozsądni i przyzwoici ludzie nigdy nie kwestionują, szczególnie w masowej demokracji. To dopiero zwycięstwo jest testem prawdy dla tego o co naprawdę walczono. W tym sensie doceniam np. Michnika za jego zręczność i zdolność przewidywania, ale za nic więcej. W III RP bardzo szybko okazało się, że zmienił się tylko sposób produkcji i frazeologia, ale wartości są te same, pisałem o tym. Kiedy czytam, że jak twierdzi p. Okrzesik zachodnia lewica bombarduje pozostałości po komunistycznej dyktaturze to przypomina mi się zarówno Szpotański z jego: to nic, że dymią krematoria toż tam przetapia się historia jak i niszczenie polskiej kultury, szkolnictwa, przemysłu i wielu innych dziedzin życia publicznego jakie uprawia partia p. Okrzesika od 10 lat, oczywiście w imię wolności, demokracji i paru innych haseł, których nikt przyzwoity itd. We wszystkich przypadkach z jednej strony mamy abstrakcje i hasła a z drugiej konkrety: ludzką rozpacz, beznadzieję i tłumy degeneratów z kijami (ci tzw. kibice-faszyści, a dla mnie bandyci to faktycznie dzieci tak zwanych liberałów, a dla mnie drani zza biurek). W wypadku niszczenia pozostałości po komunistycznej dyktaturze w Jugosławii chodzi po prostu o mordowanie na masową skalę cywilów i niszczenie cywilnych obiektów, szpitali, fabryk, farm, mostów. Jeżeli nawet są wojny sprawiedliwe, to idea ta, tak jak chciał jej prekursor Święty Rajmund, była nierozłącznie związana ze sposobem ich prowadzenia. Tym czasem to co zrobiło NATO to była pacyfikacja (może dlatego, że robili ją eks pacyfiści?) na skalę kraju. Tak samo jak nie mogący dorwać partyzantów hitlerowcy niszczyli im infrastrukturę, czyli palili wioski wraz z ludnością, tak samo nie mogąc tanim kosztem zniszczyć jugosłowiańskiej armii natowscy zbrodniarze wojenni "niszczyli infrastrukturę" tyle tylko, że w skali całego kraju. W ogóle słowo infrastruktura jest takie miłe i neutralne, znam je z mojej antyautostradowej działalności.
Jak już nadmieniłem, Unia Wolności stwierdziła, że kto w sprawie nalotów nie jest z nimi ten popiera ludobójstwo. Przykro mi, ale właśnie takie stanowiska pachną mi zaślepieniem nienawiścią, egzaltacją, kompleksami, fobiami i lizaniem pewnej części ciała temu kto w danej chwili wydaje się silniejszy. Nie wierzę, żeby zwolennikami ludobójstwa było np. 98% Greków, Aleksander Sołżenicyn, wspominany już Chomsky, Ludwik Stomma, Waldemar Łysiak, czy Jean Pierre Chevenement i jestem dumny, że także z tymi ludźmi coś mnie łączy, choć ich nazwisk p. Okrzesik taktownie nie wymienia.
Czy są to wszystko wrogowie wolności i demokracji? Czy się jej boją? Nie sądzę. Kiedyś też myślałem, ze świat dzieli się na dobry Zachód i zły komunizm tak, że pisząc to nie bronię swego życiorysu, bo ten mam w jego PRLowskiej części w dzisiejszym rozumieniu wybitnie poprawny, nawet na wiele pokoleń wstecz, że się tak wyrażę. Jednak nie twierdzę, że w mojej "walce z komuną" nie było naiwności i zwykłego konformizmu. W rodzinie i w środowisku, w którym się obracałem takie wybory nie były wcale trudne, to raczej gdybym wtedy twierdził to co twierdzę teraz to zasłużyłbym we własnych oczach na miano odważnego. Nie chcę też na to, co wtedy robiłem pluć, ale patrzę na to po prostu z przymrużeniem oka. W naszej cywilizacji jak się ma 20 lat to jeszcze niewiele się wie o życiu i o świecie. Może nawet jest w tym trochę żalu nad własną naiwnością i straconym czasem.
Dzisiaj paradoksalnie wolność rozumiem raczej po marksistowsku, jako uświadomioną konieczność tyle tylko, że pojmuje ją bardziej indywidualnie, a nie tylko jako posłuszeństwo wobec dziejowych teorii. I nie uzależniam wolności od ustrojów, których podział na tzw. totalitarne i wolne uważam za śmieszny i nieprawdziwy.
Nie boję się wolności i demokracji, ale obawiam się a może jestem podejrzliwy wobec kultu słów i pojęć. Kultu, za którym dostrzegam dziś chciwość, obłudę, głupotę, a coraz częściej terror, krew i swąd spalonych ciał, w odróżnieniu od Marka Edelmana mam na myśli konkrety, a nie metafory.
I tak tłumaczenie jednego zdania z tekstu p. Okrzesika zabrało mi kilka stron, wkrótce również kilka stron poświęcę "politycznemu realizmowi", o którym pisze profesor Gliński. Nie miejcie mi tego panowie za złe. Czytając wasze teksty nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ciągle macie do mnie żal, że przeszkodziłem Wam we wpisaniu całego ruchu ekologicznego do Unii Wolności. Naprawdę zrobiłem to właśnie w imię wolności, demokracji jak i pewnej rzetelności postępowania. Także ze względu na to ostatnie zwracam panu senatorowi uwagę, że Joschka pisze się właśnie tak czyli przez sch, a nie sh jak pan to robi, ale to drobiazg. Ośmielam się to robić także dlatego iż odnoszę wrażenie, że Joschka to dla pana senatora ktoś bardzo ważny. Serio uważam, że dżentelmeni ortografią nie muszą się przejmować. Zwłaszcza w obcych językach.
Pozdrawiam
Olaf Swolkień