Strona główna   Spis treści 

ZB nr 13(139)/99, 16-30.9.99
MIASTO

REZERWAT

Kiedy byłem dzieckiem marzył mi się "rezerwat", Gdańsk w obrębie starych murów (wałów) miejskich, otoczony pasem zieleni wzgórz morenowych, łąk i ogrodów Olszynki, wodami Raduni, (opływu) Motławy i Wisły, pozbawiony przemysłu, ruchu kołowego i tzw. nowoczesnej zabudowy, a za to z uzupełnioną starą, choć i z zielenią, sprawnymi wówczas jeszcze fontannami etc. To w tym świecie, ze znów zamykanymi na noc bramami miejskimi, umieszczałem akcję moich komiksów rysowanych wspólnie z kolegą. Wówczas nie zdawałem sobie sprawy, że może to być całkiem realny pomysł na świat, w którym warto żyć.

Kiedy mówi się o ekologii ludzie mają na myśli zazwyczaj "ochronę przyrody", tymczasem ekologia - biorąc rzecz dosłownie - jest nauką o naszym domu, środowisku w którym przyszło nam żyć. Przyroda od dawna w naszej części świata nie jest już środowiskiem naturalnym człowieka, nie mieszkamy bowiem w lesie czy na stepie, lecz we wsiach położonych wśród stworzonych ludzką ręką pól, a ostatnio głównie w miastach. To one są naszym środowiskiem i to ich ochroną powinniśmy się zajmować. Dotyczy to zarówno wymiaru materialnego, jak i kulturowego, a więc domów, ulic czy terenów zieleni, ale i społeczności lokalnych, wartości, którymi one żyją, dziedzicząc je po przodkach (czy poprzednikach) i przekazując przyszłym pokoleniom. Naszym obowiązkiem jest przekazanie im tego świata w stanie nie gorszym niż ten, jaki otrzymaliśmy, a naszą nagrodą za to nie tylko satysfakcja, ale i lepsza jakość życia. Tak jak istnieje ekosystem w przyrodzie, gdzie pewne zależności łączą ziemię, wody, powietrze, rośliny i zwierzęta w jedną całość, tak istnieje on i w świecie stworzonym przez człowieka, choć czasem sobie tego nie uświadamiamy, a jeszcze częściej forsując cząstkowe interesy kosztem reszty (społeczeństwa, cywilizacji i natury) doprowadzamy do zakłócenia naturalnych procesów, co na wielką skalę przydarza się w naszych czasach, powodując pewne zagubienie człowieka w społeczeństwie, a ludzkości w cywilizacji i naturze1). Jedność środowiska lokalnego podkreślam nie przypadkowo, o ochronie przyrody czy zabytków kultury mówi się dość dużo, ale na ogół ma się na myśli interwencje w sprawach konkretnych, bardziej znaczących pomników natury czy historii, nie dbając specjalnie o ich otoczenie. W Gdańsku klasycznymi przykładami mogą być zepsucie panoramy miasta nie pasującymi do niej wieżowcami (wieżowce przy Elbląskiej, akademik przy Podwalu Przedmiejskim, budynki Centromoru i Navimoru, hotel Hevelius czy "zieleniak") oraz zabudowa otuliny Parku Oruńskiego, której najnowsze "kwiatki" dosłownie wiszą nad nim, szpecąc go i osłabiając walory przyrodnicze i kulturowe. Na przeciwnym biegunie leży koncepcja całościowej ochrony zespołu architektoniczno- - urbanistycznego (a ja dodałbym - i przyrodniczego czy społecznego), czyli właśnie owego tytułowego "rezrerwatu". Pomysł nie jest wcale taki utopijny, coś podobnego widziałem np. we Lwowie, gdzie choć nie ma kasy na odnowę starówki - nie zabudowuje się jej przynajmniej pudełkami z żelaza, szkła i betonu, ponieważ wraz ze wzgórzem zamkowym jest pod całkowitą ochroną. Podobnie coraz częściej dzieje się w centrach historycznych miast zachodnich. rysunek

U nas Stare Miasto w praktyce przestało istnieć, a tzw. starówka (Główne Miasto) jest zbudowaną po wojnie atrapą. O ile w rejonie Długiej, Piwnej czy Mariackiej starano się jeszcze zachować pozory, odbudowując przynajmniej fasady historycznych kamieniczek, o tyle w rejonie Szerokiej a zwłaszcza Podwali Staromiejskich nikt o to specjalnie nie dbał. Nie znaczy to, że nie warto zadbać i o te tereny, zwłaszcza, że jest to tzw. atrakcja turystyczna. Mnie jednak bardziej w tym momencie interesują dzielnice a czasem osiedla bardziej poboczne, gdzie wiele ze starego miasta jeszcze pozostało, choć zabudowa jest tu przeważnie XIX / XX wieczna (bywają jednak cenne wyjątki) i z reguły w bardzo złym stanie, walą się lub są tu przeznaczone do rozbiórki całe kwartały domów, jak przy szpitalu w rejonie Łąkowej czy cała ulica Sandomierska na Oruni. Mówię o obrzeżach Starego i Głównego Miasta - Zamczysko, Osiek, tereny wokół i wewnątrz Stoczni Gdańskiej i Północnej, rejon Alei Zwycięstwa2) i bocznych od niej uliczek, dalej rejon dworca PKS - Gradowa Górka, zaplecze Urzędu Miasta (!) czy Biskupia Górka, Zaroślak - i dalej, Dolne Miasto, Olszynka, Orunia po obu stronach torów kolejowych, a z drugiej strony Nowy Port, Letnica, ba - i stara Oliwa, a nawet Wrzeszcz. Właściwie to wszystko, poza centrum Gdańska i po części Wrzeszcza, a zwłaszcza osiedlami - sypialniami typu Zaspy, Przymorza, (nowego) Chełma czy Moreny. W owych starych dzielnicach i osiedlach pełno malowniczych starych uliczek, które stwarzają poczucie ładu, kontrastujące z chaotyczną i rozproszoną zabudową nowoczesną; podwórek, na których może się toczyć życie sąsiedzkie; domków z własnym klimatem (np. żółto - czarno - czerwony szlaczek na wielu ceglanych kamieniczkach Oruni); zieleni, która nie tylko wypełnia je, tworząc specyficzny ekosystem, w który włączony jest i człowiek, ale też je otacza, oddzielając wyraźnie od innych mikroświatów. Brak tego nowym osiedlom, z ich nienaturalną wielkością, niekończącymi się blokami budowanymi nie na skalę człowieka, prawdziwymi monstrami - falowcami, w które upchnięto czasem dużą wioskę, czasem parutysięczne miasteczko, chociaż inaczej niż w nim - nie ma chyba szansy, by wszyscy się tu znali; do tego połamana i podeptana na ogół zieleń, niekończące się drogi przelotowe i parkowane wszędzie samochody, zwłaszcza przed miejscowymi "centrami kultury konsumpcyjnej", megasamami. Z takim miejscem zamieszkania nie umiałbym się identyfikować, to może być gdziekolwiek. Na szczęście mieszkam gdzie indziej, już sama nazwa ulicy - Stare Domki - mówi za siebie. I chciałbym, żeby ten świat przetrwał, ba - by wskazywał drogę naprawy tamtemu.

Co można zrobić by zahamować jego rozpad? Mógłbym mówić o wielu sprawach, choćby o przeznaczeniu pieniędzy na remont domów, których może nie zobaczą turyści z okazji 1000 - lecia Gdańska, na które pomstowali mieszkańcy Polskiego Haka, kiedy go zwiedzałem - to niby tylko za Motławą, ale odkąd utonął prom to niemal koniec świata, a przecież kto wie, może i tu mogliby turyści znaleźć prawdziwe zabytki, gdyby je tylko wyremontować i zareklamować. A przecież w tych domach żyją ludzie (!) i jeśli rozpadną się one do końca trzeba będzie zbudować nowe domy, nie wiedzieć czemu nie tu a na Morenie czy Niedźwiedniku, kosztem lasów i pól, a i mnóstwa kasy, bo teren nieuzbrojony i nierówny. Albo o ograniczeniu ruchu kołowego, zwłaszcza dla osób z zewnątrz, które w godzinach szczytu lub z powodu zablokowania innych tras robią sobie "obwodnice" przez stare uliczki, powodując hałas i drgania, co nie tylko zakłóca spokój starszych często mieszkańców, ale i uszkadza nieremontowane domy. Albo o wsłuchiwanie się w głosy protestu mieszkańców, którzy nie chcą mieć pod oknami zbiorników z ropą, wysypiska śmieci, wielkiej hurtowni czy parkingu, zanim wyjdą na ulice, czy zaczną blokować budowę. Ale tak na prawdę jedynym rozwiązaniem jest chyba stworzenie samorządu lokalnego - nie lipnego, pozbawionego kasy i uzależnionego od narzucanego przez rząd prawa, istniejącego tylko w skali miasta, co sprawia, że w niemal półmilionowym Gdańsku władza jest bardziej oddalona od spraw konkretnych ludzi i wspólnot niż w planowanych powiatach, lecz samorządu rzeczywistego, posiadającego własny budżet i prawo decydowania o swoich prawach, działającego w skali dzielnicy czy osiedla. Jeśli zaś opór władz uczyni to niemożliwym - organizowanie się w sposób nieoficjalny w komitety mieszkańców, które stałym uprzykrzaniem życia "samorządowym" urzędnikom zmuszą ich do liczenia się z wolą mieszkańców a przy okazji zintegrują wspólnotę lokalną, uświadamiając jej przy tym walory i konieczność obrony swojego mikroświata.

Janusz P. Waluszko

Przypisy:

  1. Mówiąc o wpływie środowiska na człowieka mamy na myśli na ogół fakt, iż zatrucie wód, powietrza itp. powoduje choroby, czasem także i to, że przyroda jest dobrym miejscem wypoczynku, oderwania się od napięć stwarzanych przez cywilizację. Ale przecież i ład przestrzenny miasta lub jego brak mogą oddziaływać dobrze lub źle na naszą psychikę i zdrowie. Zabudowa nieharmonijna, o skali nieludzkiej, monotonna i brzydka na pewno nie wpływa na nas pozytywnie, podobnie jak jej wyizolowanie z przyrody. Ale powiązania sięgają jeszcze dalej, choćby biznesu (jak można liczyć na rozwój turystyki w Sopocie czy Jelitkowie jednocześnie rozbudowując rafinerię czy zakłady chemiczne w rejonie Portu Północnego; nawiasem mówiąc, to takie zakłady swoimi wyziewami przyczyniają się też do niszczenia zabytków, co także uderza pośrednio w turystykę). To samo dotyczy lokowania w rejonie terenów rekreacyjnych (czy szpitali) hurtowni obsługujących setki ciężarówek dziennie, jak to próbowano zrobić na Zaspie... itd., itp.
  2. Aleja Zwycięstwa to osobny problem zresztą, dziś niszczona jako trasa przelotowa z Gdańska do Wrzeszcza (kolejna stacja benzynowa planowana jest przy Operze), mogłaby być jak dawniej wraz z przyległościami największym gdańskim parkiem, długim na 2 i pół kilometra, a szerokim na kilkadziesiąt metrów i więcej. Dziś niszczeje, o czym świadczą drzewa zatrute spalinami i nieodporne na pasożyty, co widać szczególnie zimą, gdy bezlistne wówczas gałęzie pokryte są kępami jemioły; zrujnowany dziś i nieco zapomniany Błędnik, od którego nazwę wziął pobliski wiadukt; tragikomiczna ścieżka rowerowa pełna wybojów niczym motocross, a także tereny dawnych cmentarzy przy Akademii Medycznej, Politechnice i Operze, po których ślady widać jeszcze tu i ówdzie w postaci alejek (te z drzew często biegną inaczej niż te asfaltowe) czy murków wykonanych z... nagrobków. Nawiasem mówiąc - warto by jakoś upamiętnić owe miejsca, które nie były betonowo - asfaltową pustynią, jak współczesne cmentarze, ale parkami, skłaniającymi do filozoficznej zadumy nad życiem, przemijaniem i wiecznością, których dawni mieszkańcy Gdańska nie omijali z trwogą. Cóż, dziś i za życia, i po śmierci przychodzi nam istnieć w kiepskim otoczeniu. Może warto by powrót do lepszych wzorów uczcić okazaniem szacunku ich twórcom, dawnym mieszkańcom naszego miasta. Nie musimy już od nich się odcinać jak PRL, za czasów której poniszczono w latach siedemdziesiątych to, co przetrwało wojnę. Taki "cmentarz cmentarzy" (tablica pamiątkowa i zwiezienie w jedno miejsce ocalałych tu i ówdzie, często po wysypiskach śmieci, nagrobków) to jednak temat na odrębny tekst.

Nota bene: puszczenie ruchu kołowego - i ewentualnie kolejowego - nie przez środek, a po obwodzie starego miasta (Opływ Motławy, Martwa Wisła) i ustawienie jezdni nad czy pod koleją po jego ominięciu umożliwiłoby odciążenie Wielkiej Alei od ruchu kołowego, pozostawiając ją pieszym i rowerzystom (a Trakt Konny do wyłącznego użytku dla karetek pogotowia, Akademii Medycznej itp.), jednocześnie usprawniając komunikację, która dziś nie mieści się na Alei, a omija ciasną u początku (rejon placu Solidarności) ul. Marynarki Polskiej.


art. ukazał się w piśmie "NIErząd" # 152, lato'99 w kilkunastu egz.

początek strony

PODZIĘKOWANIA

Viola Olender za korektę.

Agnieszka Gaweł (szczególnie!) oraz Jarek Prasoł, Kasia Małoszuk, Dominik Zawadzki, Przemek Miller i ich holenderska koleżanka za prace biurowe.

Agnieszka Misiak i Daniel Barucha za WWW.

Kaj, Agnieszka Siekiera i Jolanta za adresy.

Włodek Rylski za reklamy.

Andrzej Mróz za kolportaż.

Rafał Kosno i Basia za przepisywanie

Marek i Lila za prezentację ZB w Pradze.

Red. Koper i red. Krystyna Bonenberg za pomoc na Targach EcoLife.

Kuba Wygnański, Gosia i Skaman za pomoc na FIPie.

Piotr Bein i St. Heller za cierpliwość.

Andrzej Żwawa




ZB nr 13(139)/99, 16-30.9.99

Początek strony