Strona główna   Spis treści 

ZB nr 13(139)/99, 16-30.9.99
ZWIERZĘTA

POTRZEBA REDUKCJI ZWIERZYNY,
CZY KRWAWEGO RELAKSU?

Zawsze każdą decyzję o utworzeniu nowego parku narodowego przyjmowałem z wielkim entuzjazmem, ale... do czasu jak poznałem realia w nich istniejące - praktykowaną "ochronę przyrody", czy raczej gospodarkę w nich prowadzoną (jak zwykliśmy określenie to stosować w przypadku lasów gospodarczych). Później jeszcze z trudem odszukałem w ustawie o ochronie przyrody i wyjaśniłem sobie enigmatyczny zapis w art. 16, że w parkach narodowych dopuszcza się redukcje zwierzyny (czyli zabijanie nie komarów ani bąków, ale ssaków i ptaków łownych).

Przypomniałem sobie jak kiedyś uczniom szkoły średniej - członkom klubu ekologicznego zadałem pytanie: Jak myślicie, czy w parkach narodowych można zabijać zwierzęta? - Nie - krzyknęli wszyscy zgodnie - bo to wyczytaliśmy na tablicy informacyjnej parku narodowego, i, że nawet roślin nie wolno zrywać. - Skoro jesteście tacy pewni, to wyszukajcie mi na następne spotkanie w obowiązującej ustawie o ochronie przyrody paragraf to potwierdzający - mówiąc to rozdałem członkom egzemplarze omawianej ustawy.

I dyskusja na następnym spotkaniu potwierdziła również, że interesująca nas ustawa jest dla wielu niezrozumiała, bo nie wielu np. wie, że redukować to też znaczy zabijać (sic!). Ale o to chyba chodziło twórcom tego artykułu - wnioskuję z niepokojem. I nie dziwmy się, że spotkanie myśliwych w parku narodowym byłoby dla wielu takich wielkim zaskoczeniem i oburzeniem (i słusznie). Ale nie oto chodziło nemrodom z Krajowego Zarządu Parków Narodowych, którzy uczestniczyli w ustanawianiu tego prawa.

Tylko dla przejrzystości sprawy ten punkt powinien być umieszczony, ale i wyeksponowany w innym miejscu - w rozdz. 4 (Wykonanie ochrony przyrody), skoro cieszy się największym powodzeniem wśród pracowników parków (nie wyłączając z tego władz naczelnych). Ale równocześnie punkt ów budzi szereg niepokojów wśród miłośników i autentycznych ekologów, czyli tych nie rozkoszujących się zabijaniem najwyżej zorganizowanych bezkręgowców i rozumiejących funkcjonowanie przyrody.

I taki początkujący miłośnik przyrody, przeczytawszy na tablicy informacyjnej parku narodowego, że w jego granicach nie wolno zabijać zwierząt, ucieszy się bardzo, że on i zwierzęta są tu bezpieczne, bo nareszcie nikt nie będzie strzelał, skoro istnieje taki zapis. I ta radość będzie trwała do czasu poznania przez tego młodego przyjaciela przyrody synonimu słowa "zabijać" - "redukować populację" i przeczytania w ustawie o ochronie przyrody art. 16 ust. 5.

Tu domyślam się, że na tworzenie tego zapisu decydujący wpływ mieli ludzie, u których zakorzeniła się atawistyczna cecha - niepohamowana chęć bawienia się zabijaniem przy pomocy broni palnej wolno żyjących ssaków i ptaków.

Znam również takiego biologa i nemroda zarazem zasiadającego w radzie naukowej parku, który nie popiera wprowadzenia do parku narodowego wilka - naturalnego reduktora i selekcjonera jeleni rzekomo zagrażających łosiom - bo, jak domyślałem się, on i inni mu podobni kochają się w zabijaniu dzikich zwierząt przy pomocy np. sztucera czy drylinga. I okazało się, że tam są tacy prawie wszyscy, czyli ludzie o krwiożerczych atawistycznych zapędach, ludzie niebezpieczni dla zwierząt najwyżej zorganizowanych.

I czy tacy powinni pełnić funkcje doradców naukowych w parkach narodowych? Zdecydowanie nie wolno tam takich ludzi dopuścić!

A w ogóle, czy park nie powinien zaufać Matce Naturze, która (Ona i nikt więcej) potrafi utrzymać ekosystemy w dynamicznej równowadze, zachowując możliwie największą bioróżnorodność (przedmiot ochrony) na wszystkich poziomach? Odpowiadam, że tak. Potwierdzeniem tego niech będzie wypowiedź praktyka leśnika - specjalisty ds. ochrony przyrody i ekosystemów leśnych mgr inż. Andrzeja Rysia, zamieszczona w biuletynie "Wilcza sieć" (7/98) o takiej treści: Zostawmy w spokoju i wilki, i jelenie i nie ingerujmy w subtelną materię Matki Natury. Uwierzmy w Jej siłę.

A w parkach narodowych na porządku dziennym ingeruje się w ekosystemy, zamiast dopuścić do głosu Naturę, która najlepiej potrafi leczyć rany zadane jej - oczywiście - przez człowieka. Może takim przykładem, i to drastycznym w skutkach niech będzie redukcja (a raczej rzeź) łosi w BPN, czyli w ich największej ostoi. A powód tego był - domyślam się - czysto rozrywkowy, bo panowie z Parku i ich zwierzchnicy łącznie z panem J. Wróblem pasjonują się zabijaniem ssaków z broni palnej. Tak, to był niewątpliwie główny powód tego procederu, w czasie którego przypuszczalnie zabito w majestacie prawa więcej łosi niż myśliwi, czyli dużo ponad 150 osobników, a nie ponad 50 szt., jak podaje w diagramie słupkowym dyrekcja BPN ("Łowiec Polski" 9/97), bo po powstaniu BPN - jako częsty bywalec na tym terenie i miłośnik przyrody stwierdziłem ze smutkiem to samo co miejscowi rolnicy - łosie zginęły z nadbiebrzeńskich łąk. Zaś później dowiadujemy się z regionalnej gazety, że dyrektor Biebrzańskiego Parku Narodowego kazał swoim pracownikom kłusować, kiełbaski z łosia słał ministrom w Warszawie, a czego nie wysłał, to konsumował na miejscu z prominentami przy ognisku z prominentami przy ognisku zakrapianym bimbrem... ("Kurier Podlaski" 14.5.98). O takiej "ochronie przyrody" w BPN można również przeczytać w regionalnym dzienniku wydawanym w Białymstoku, "Gazecie Współczesnej" (24-26.4.98) w art. pt. Dyrektor kazał kłusować!

Czyli to były łosie, które "uszły bokiem" i ewidencja je nie objęła.

Ta rzeź została przeprowadzona "dzięki" niepozornemu zapisowi w ustawie o ochronie przyrody, że dopuszcza się redukcje zwierzyny w parkach narodowych. I obecnie przy tak zredukowanej populacji łosi, jeleń rzeczywiście może mu zagrażać. I to jest właśnie jeden ze skutków ingerencji człowieka w subtelną materię Matki Natury. Teraz należy przypuszczać, że amatorzy krwawej zabawy któregoś roku zajmą się mordem jeleni. Tak właśnie wygląda niemal cała ochrona przyrody w wydaniu tych ludzi, ludzi o atawistycznych zapędach, którzy wydają się stanowić specyficzny, duchowo ułomny rodzaj człowieka. Ich encefalopatia polega na przypadłości znanej jako moral insanity. Zabijanie dla nich jak narkotyk (a tzw. "plan pozyskania" pełni rolę odurzającej "działki") - jest sposobem na życie. Nierzadko są to ludzie nadagresywni lub swoiście "zarażeni" śmiercią (np. lekarze), którym kultura stwarza - dla społecznego bezpieczeństwa - możliwości wykierowania ich popędów w środowisko przyrodnicze. Stanowią swoiste getto o charakterze mafijnym, umocowanym w strukturach państwa. A specyficzna estetyka (mechaniczność i zdalność) zabijania daje tchórzom poczucie mocy i "męskości", dowartościowuje ich "człowieczeństwo" ("Przegląd Leśniczy" 2/99).

I tacy właśnie ludzie niejednokrotnie zajmują kluczowe stanowiska w instytucjach powołanych do chronienia przyrody ojczystej. To należy niezwłocznie zmienić!!!

I tak, władze Parku, korzystając z niepozornego zapisu w prawie, w myśl którego "dyrektor parku narodowego wydaje szczegółowe zarządzenia w sprawach ochrony przyrody (sic!) na terenie parku, w tym również dotyczące redukcji zwierzyny", zorganizowały sobie krwawą rozrywkę przy mordowaniu tyluż istot z najwyższego taksonu - naszych pobratymców. Czy to jest wychowawcze? Czy godzi się człowiekowi - najmądrzejszej istocie bawić się zabijaniem ssaków i to stojących tuż za nim w rozwoju ewolucyjnym? Zdecydowanie nie!!!

Wielkość człowieka polega na niezabijaniu, gdy można zabijać - napisał naukowiec, Jan Wawrzyniak w artykule pt. Wilk sumieniem człowieka, zamieszczonym w "Przeglądzie Leśniczym" (2/99)

Potwierdzeniem tego tym razem niech będzie również wypowiedź innego naukowca:

(...) Tylko my możemy pojąć swym wewnętrznym zmysłem moralnym, że wyrządzamy im krzywdę; bezbłędnie umiemy bowiem odróżnić kaprys od konieczności. Ale liczy się tylko nasza przyjemność. I to woła o pomstę do nieba - napisała prof. Simona Kossak w art. Krzywda zwierząt, który ukazał się w "Ekoraju" (10/98).

Następstwem tego, oczywiście co woła o pomstę do nieba, czyli rozkoszowania się uśmiercaniem naszych pobratymców - ssaków, było tylko zwolnienie dyrektora Parku.

A obrońcy gospodarza Parku, teraz twierdzą, że przyczyną tak drastycznego spadku liczebności łosi w BPN jest coś innego, nie rozszyfrowanego. Tylko dziwne, że to akurat zbiegło się z okrutną "gospodarką" tym ssakiem w BPN zaraz po jego utworzeniu.

Kiedyś jednemu dyrektorowi parku narodowego postawiłem takie oto pytanie: Czy przerwa, np. dziesięcioletnia w ingerencji w przyrodę parku przyniosłaby szkodę ekosystemom tu istniejącym? Usłyszałem odpowiedź: - Być może tak.

I teraz pragnę zaproponować wykreślenie w Ustawie o ochronie przyrody z 16.10.91 art. 16 ust. 5. i wprowadzenie zakazu redukcji dzikich ssaków i ptaków w parkach narodowych, co - jestem przekonany - nie wpłynie ujemnie na bioróżnorodność na wszystkich poziomach chronionej w nim przyrody.

Sąsiadujący z parkami rolnicy i leśnicy zapewne zarzuciliby mi, że nie znam realiów, nie wspominając o szkodach im wyrządzanych przez dziki i jelenie. Ale, czy najmądrzejsza istota i władca kuli ziemskiej w wieku elektroniki i komputerów nie ma bezkrwawych sposobów zapobiegania tym szkodom?! Na pewno tak, bo i ja znam takich sadowników, którzy w zalecany sposób radzą sobie z zającami i szpakami; znam ich sposoby i jeszcze inne.

Zaś autorzy tego prawa powiedzieliby mi, że nie mam pojęcia o ekologii. Jeżeli jest to bardzo ważny punkt warunkujący istnienie największej różnorodności biologicznej w parku (sic!) - sądząc po skali ingerencji w zoocenozy (redukcji populacji) parków - to powinien być nawet wyróżniony pogrubioną czcionką, zamiast ukrywać go pod płaszczykiem dziwnego słówka "redukcja", zrozumiałego dla niewielu. Prawo to powinno być czytelne, bo obowiązuje wszystkich. Prawda tu - domyślam się - jest inna. Jest nią zapewnienie sobie i podobnym kolesiom "wspaniałego relaksu"! Tak, bo tu - w parku narodowym - i rolnik nie przepędzi i niewielu innych usłyszy lub zauważy te "działania dla dobra przyrody". I z taką ustawą mamy wejść w nowe tysiąclecie i do Unii Europejskiej?!

Jestem przekonany, że parki narodowe zabijaniem zwierzyny i wszelkiej innej ingerencji w biocenozy chronione nie zyskają zaufania, lecz wręcz wrogie nastawienie większości. Ochrona czynna (czyt. krwawa) zwierzyny na takim terenie nie powinna być prowadzona. Czyż nie dziwaczna to ochrona przyrody? Trudno będzie to zmienić, kiedy nad głosem sumienia u decydentów góruje krwawy relaks.

Na zakończenie pragnę zaproponować tym, którzy mają problemy ze zwierzyną, te oto książki: Ochrona zwierząt gospodarskich przed wilkami S. Nowak, R. W. Mysłajek i o podobnej treści (tytułu nie pamiętam) autorstwa prof. S. Kossak. I proponuję również pracownikom parków narodowych, zamiast wypełniania sobie wolnego czasu krwawą zabawą, zajęcie się rozpowszechnianiem innych sposobów zapobiegania szkodom wyrządzanym przez dzikie ssaki i ptaki.

Z tymi działaniami i zakazem ingerencji w przyrodę, wiążę pozytywny stosunek rolników, ekologów i miłośników przyrody do władz parków narodowych, co przyniesie również korzyść, czyli największą z możliwych różnorodność biologiczną, bo tam gospodarzem będzie Matka Natura. I to jest najważniejsze. Bo jeżeli będziemy ingerować w przyrodę parków narodowych w Polsce, to ucierpi na tym przyroda ojczysta i budżet państwa, a turyści tam przybywający długo będą uzbrojonymi oczyma wyszukiwać zwierzyny w krajobrazie, albo nie będą przybywać tu w ogóle.

Krzysztof Pawłowski

PS

Niedawno ukazała się dobra - moim zdaniem - książka o wilku prof. A. Bereszyńskiego pt. Wilk w Polsce i jego ochrona.

Wobec tego proponuję ją rozpowszechnić. Recenzja tego dzieła zawarta jest w artykule naukowca Jana Warzyniaka Wilk sumieniem człowieka zamieszczonym w "Przeglądzie Leśniczym" (2/99).

początek strony

ŁASZOWATE EUROPY

W Europie żyją dwa gatunki łaszowatych (mangusta egipska i żeneta). Rodzina tych drapieżnych ssaków charakteryzuje się wydłużoną głową, smukłym ciałem, krótkimi nogami i długim ogonem.

Mangusta egipska jest barwy brązowo-białej. Zamieszkuje południowo-zachodnią Hiszpanię i Portugalię. Bytuje w lasach w okolicach rzek. Zjada dzikie króliki, jaszczurki, owady, ptaki, żaby, owoce i grzyby. Polując na węże chwyta je tak sprawnie, że unika ukąszenia. Ruje odbywa w kwietniu. W miocie 2-4 młode. Rozmnażanie mało znane. Prowadzi stadny tryb życia. Jest gatunkiem monogamicznym. Ma doskonale rozwinięty słuch, wzrok i węch. Aktywna przez całą dobę. Do Europy została sprowadzona przez Arabów (na statkach). Długość ok. 0,5 m. Ciężar 7-8 kg.

Żeneta przypomina kota. Ma jednak nieco krótsze łapy i dłuższą szyję. Ubarwienie białe z ciemnymi plamami. Występuje na Półwyspie Iberyjskim oraz w południowej Francji. Poszczególne osobniki spotykane są w Niemczech i niższych partiach Alp (gatunek ekspansywny). Bytuje w lasach o podłożu łupkowym. Prowadzi samotny tryb życia (nocny). Unika człowieka. Wspina się po pionowych ścianach. W obronie gryzie, kopie i wierzga ogonem. Jest wszystkożerna (zjada czasem padlinę). W miocie 1-3 młodych. Wrogowie: lis, ryś, jastrząb, orzeł. Długość 400-500 cm. Waga ok. 0,6 kg.

Oba gatunki często wyrządzają szkody w gospodarstwach rolnych.

Bogdan Bryg
ul. Krzywda 16
30-720 Kraków
tel. 0-12/656-23-16


początek strony

NAJLEPSZA ALTERNATYWA POLOWANIA NA LISY

polowanie

Londyński biznesmen Walter Gilbey (któremu miliony przyniósł Gilbey's Gin) wykombinował humanitarny, choć może nieco sentymentalny, sposób będący alternatywą polowania na lisy. Gwarantuje on z pewnością błogosławieństwo miłośników zwierząt rozsianych po całym świecie: polowanie na ludzi. W każdy weekend Gilbey udaje się na rozległe, puste połacie wyspy Man, gdzie wypuszcza swoją myśliwską sforę na trop ofiary - kochającego przygody ochotnika. Niezależnie jak przebiegły i wytrzymały jest człowiek, w końcu psy i tak go dopadają - rozpoczynają gwałtowny, niepowstrzymany atak wylizania od stóp do głów. >>Czuję się odrobinę przerażony<< - wyznał dziewiętnastoletni "lis" - ochotnik londyńskim reporterom przed kolejnymi łowami. - >>Ale psy są tak ułożone, że liżą jedynie zdobycz, gdy już ją dopadną.<< Pan Gilbey dodaje: >>To zarówno podniecający, jak i nieszkodliwy sport i myślę, że ma wielką przyszłość<< (s.62).

Cytat z książki Bruce'a Feltona i Marka Fowlera,
"Najlepsze, najgorsze, najbardziej niezwykłe",
Wyd. Pandora Books,
Łódź 1993

nadesłał Artur Zięba




ZB nr 13(139)/99, 16-30.9.99

Początek strony