Strona główna |
Skąd ten banalny tytuł? Siedziliśmy pewnego sierpniowego wieczoru w gdańskiej stanicy Nasiczne. Gospodarz, Andrzej Starzec (ten z Klubu Piosenki "Stajnia") razem z Dorotą zajęci byli rzeźbieniem, Ania z Agnieszką piły herbatę, ja zaś brzęczałem na sitarze. Na stole, między kubkami herbaty leżały dłuta i gałązki lipy. Pierwsza nie wytrzymała Ania: sięgnęła po dłuto i kawałek drewna. "Zacznij cokolwiek, a potem już pójdzie" - powiedziałem widząc, że nie bardzo wie jak zacząć. Po chwili także i Agnieszka zaczęła coś dłubać...
"Co z tym zrobić?" - zapytała w pewnym momencie Ania, pokazując mi swój kawałek lipy zakończony głową, jakby wyjętą z obrazu Boscha, z sękiem pośrodku. "Wydłubać" - odpowiedzałem bez zastanowienia. Następnego wieczoru Ania wręczyła mi gotową rzeźbę."Krzyk Bieszczad" - pomyślałem.
W Bieszczadach znalazłem się z dwóch powodów: prywatnie, na zaproszenie pani Zofii Komedy Trzcińskiej, która już od dłuższego czasu walczy o zachowanie charakteru BPN i prosiła mnie o pomoc w nadaniu tym problemom szerokiego rozgłosu z nadzieją, że może przyniesie to spodziewane efekty, oraz "służbowo", na zaproszenie ruchu "Wolę być", który w Cisnej zorganizował zjazd ekologów, a my z Markiem Styczyńskim w ramach okrojonej grupy "Atman" mieliśmy zaprezentować działalność Pracowni... i uprzyjemnić ekologom pobyt "minikoncertem". Po dwóch nocach i jednym dniu opuszczaliśmy obóz ekologów z ulgą. W zdecydowanej większości uczestnikami obozu była młodzież szkół średnich. Organizatorzy przygotowali szereg ciekawych wykładów, pogadanek o tematyce ekologicznej. Każdy z uczestników otrzymał identyfikator, dzięki czemu mogłem się przekonać, że podczas wykładu o alternatywnych źródłach energii, którego słuchało 6 osób, większość młodych ekologów czerpie energię w pobliskiej piwiarni. Tak nabyta energia pozwalała młodzieży przez znaczną część nocy manifestować swą ekologiczną postawę wszystkim istotom w promieniu 1 km. ("Jak pan tu wyjdzie za motel, to pan ich usłyszy" - powiedziała mi recepcjonistka motelu w Cisnej, gdy późno w nocy szukałem obozu ekologów. Wskazówka okazała się cenna). Wszystkich uczestników obozu można było za to spotkać o wyznaczonej porze przy kuchni, gdzie przygotowywano wegetariańskie posiłki. Po pobraniu swoich porcji młodzi ludzie (nie wszyscy) udawali się do namiotów i otwierali konserwy. Przykro o tym pisać. Jeszcze bardziej było przykro Mirkowi Stępniakowi, z którym o tym rozmawialiśmy, a który naprawdę przygotował niezły program i zaprosił do udziału ludzi mających wiele do przekazania o ekologii.
Po opuszczeniu obozu ekologów wpadliśmy do schroniska na Połoninie Wetlińskiej na
herbatę, a z tamtąd już prosto do Chmiela nad Sanem, gdzie czekała na nas pani Zofia.
Po drodze rozglądaliśmy się za miejscem, w którym mogłibyśmy rozbić namiot na parę
dni.
Wybraliśmy Nasiczne.
U pani Zofii Komedy Trzcińskiej spędziliśmy parę godzin. Większość z tego o czym nam opowiadała znajduje się w piśmie do Urzędu Gminy w Lutowiskach, który zamieszczam poniżej w całości. Wielu spraw o których mówiła nam pani Zofia, w tym piśmie nie ma. Np. gospodarka leśna w paśmie Otrytu. Na obszarze tym znajduje się szereg jedynych bądź jednych z nielicznych stanowisk takich zwierząt jak wąż eskulapa, niedźwiedź brunatny czy żubr. Dlaczego Otryt nie jest jeszcze ścisłym rezerwatem przyrody? Kiedy do ludzi mających wpływ na gospodarkę na tych terenach dotrze ten prosty fakt, że nie wszędzie człowiek musi prowadzić swoją strategię istnienia i że można pozostawić trochę "nieużytków" i "ugorów" szczególnie tam, gdzie oprócz nas, ludzi, żyją jeszcze INNI.
Od pani Zofii pojechaliśmy do Nasicznej i rozbiliśmy namiot w gdańskiej stanicy harcerskiej. Ta niewielka osada leży na granicy BPN i tym różni się od znanych miejscowości bieszczadzkich takich jak Ustrzyki Górne, Wetlina czy Cisna, że nie ma tu budki z piwem, dzięki czemu docierają tu tylko nieliczni turyści. Przez kilka następnych dni robiliśmy wypady na pobliskie góry leżące na terenie Parku aby z bliska obejrzeć działalność Lasów Państwowych. Wszystko to o czym mówiła pani Zofia potwierdziło się: obszary na których wycięto w pień wszystko, co miało ponad 1 metr, dziesiątki olbrzymich buków, których średnica przekracza 1,5 m, z których odcięto tylko górne konary, a resztę zostawiono ponieważ nie ma ich jak przetransportować, a nawet gdyby, to i tak nie ma urządzeń które mogłyby je przerobić, drewno butwiejące w ułożonych przed laty stosach (za to na pewno musiano gdzie indziej wyciąć brakujące w planach dostaw drewna), stoki pocięte drogami, po których zwozi się ścięte drzewa z tych dzikich terenów w rejony cywilizacji (o wpływie tych dróg na lasy górskie pisał już w pismach fachowych inż. Marek Styczyński). Czy to na pewno Bieszczadzki Park Narodowy?
Sprawdziliśmy u pani Zofii na aktualnej mapie Parku i wychodzi na to, że na pewno tak. Byliśmy w Wołosatym. Szereg domków wzdłuż drogi, część z nich w budowie. Sądząc po przydrożnym rowie, uboczne produkty życia na pewno nie trafiają do oczyszczalni ani do szamb. Poniżej drogi szereg zabudowań. Nad całością wdzięczna nazwa "Karpaty". Fabryka mięsa w centrum Parku Narodowego. To tak, jakby w centralnej sali szpitala urządzić komorę gazową z kolorowym telewizorem, obrazami na ścianach i półkami pełnymi książek. Jest też coś, co przypomina odstojnik w oczyszczalni ścieków, tyle że pusty... W Ustrzykach Górnych na campingu wyposażonym w ubikacje, kuchnię i natryski dziesiątki namiotów, a w każdym po kilka osób. Większość z tych ludzi to potencjne organizmy do przerobu wielu litrów piwa na mocz. Oczyszczalni nie zauważyłem, więc albo beczkowóz jeździ non stop odwożąc ścieki, albo pod campingiem znajduje się olbrzymie szambo... Czy to na pewno centrum Bieszczadzkiego Parku Narodowego? Z planu wynika, że tak. Zresztą i tak co kawałek odpowiednie tablice informują, że znajdujemy się w tymże Parku. A może by tak parę takich tablic umieścić w odpowiednich urzędach w Krośnie. A może nawet w Warszawie? A może by tak te wszystkie hotele, motele, campingi, restauracje, piwiarnie oraz drogi, znajdujące się na terenie Parku przekazać we władanie Zarządowi Parku. Wówczas na pewno przynajmniej część dochodów płynących z tej turystycznej działalności zostałoby przeznaczona na urządzenia ochronne. Może udałoby się odebrać tereny leżące w obszarze Parku tym, którzy za czasów absolutnych rządów PZPR nabyli je i teraz na terenie oznaczonym na mapie Parku symbolami 1UT, 3UT, 5TD itd. budują własne hotele, restauracje, wyciągi narciarskie i zakładają firmy typu "Karpaty"? A może by tak w tym południowo-wschodnim zakątku Polski urządzić BIESZCZADZKI PARK NARODOWY?
Piotr Kolecki
11.08.90
KO "S" Gmina Lutowiska
c/o Zofia Komeda Trzcińska
Chmiel, 38-715 Dwernik
Do Urzędu Gminy
w Lutowiskach
KO "S" w pełni popiera pismo z 10.08.br Dyrekcji BPN w Ustrzykach Górnych dotyczącego przestrzennego zagospodarowania gminy. Szczególnie jednak oświadczamy, że będziemy protestować i podejmować wszelkie działania, aby nie dopuścić do utworzenia "KOMBINATU HOTELOWEGO" w sercu BPN, w Berehach Górnych - tereny oznaczone symbolami: 1 UT, 3 UT, 4 UT, 5 TD, oraz w Bereżkach - tereny oznaczone symbolami: 23 UT, 25 UT, 26 UT, 27 UG.
Uważamy, że gmina nasza musi rozszerzyć turystykę i rozbudować bazy turystyczno-wypoczynkowe, które w przyszłości powinny być podstawą utrzymania gminy i ludności na jej terenach zamieszkałej.
Mamy na to wiele wspaniałych miejsc, gdzie można by te obiekty zlokalizować. Gdyby nie fakt, że przez ostatnie trzy tygodnie nie udało się nam dotrzeć do planu przestrzennego zagospodarowania naszej gminy, moglibyśmy już teraz zaproponować, z dokładnym oznaczeniem miejsca nie kolidujące z Parkiem, a leżące na równie pięknych terenach w tzw. otulinie Parku, począwszy od samych Lutowisk, w dolinie Sanu, aż pod pasmo Otrytu. itp.
Równocześnie nie możemy pogodzić się z dewastacją Wołosatego - wciśniętego długim klinem w środek Parku Narodowego - dewastacją zapoczątkowaną przez niechlubnej pamięci płk. Doskoczyńskiego, będącego na usługach poprzednich, zmieniających się rządów towarzyszy Gomółki, Gierka i Jaruzelskiego, a jak się nazwał: "delegata rządu na Bieszczady" kontynuowaną przez Iglopol, to już za towarzysza Rakowskiego, a teraz przez tajemniczą "nietykalną" spółkę "Karpaty" za rządów już niestety naszego Premiera Mazowieckiego! Wybudowanie na Wołosatym kilkunastu domów przeznaczonych (jak mówił w mojej obecności, oraz w obecności obecnego vicewojewody Adama Pendzioła do delegacji rządowej w marcu br.) przedstawiciel "spółki", a może "delegat"? niejaki pan Osuch na luksusowe hotele i restauracje. Jest tam także projekt budowy kortów tenisowych, hodowla koni pod siodła dla "turystów" - w środku Parku Narodowego - nie wspominając już o fermie owczej, która się tam znajduje i o oczyszczalni ścieków, której praktycznie tam nie ma!
Czy można sobie wyobrazić sytuację, żeby wójt gminy, pełniący poprzednio funkcję naczelnika, nie umiał powiedzieć w czasie sesji Rady Gminy swoim radnym do kogo faktycznie należą tereny Wołosatego, poza stwierdzeniem, cytuję dosłownie: "Wołosate to sprawa drażliwa i nic państwu na ten temat nie umiem powiedzieć"! Dotyczy to także Tarnawy, która jest teraz we "władaniu" Iglopolu, a jak powiedział na tej samej sesji dyrektor gospodarstwa Tarnawa: "prawdopodobnie jest to własność Urzędu Rady Ministrów". Nie wie o tym natomiast pani minister Niezabitowska, ponieważ wymieniając posiadłości rządowe, Tarnawy nie wymieniła!
Bieszczady - na końcu naszej Ojczyzny, w dosłownym i przenośnym znaczeniu - powinny zostać objęte SPECJALNĄ OPIEKĄ, OCHRONĄ I TROSKĄ naszego Rządu, Ministerstwa Ochrony Środowiska oraz władz wojewódzkich. Powinny przestać być bazą wypadowo-wypoczynkowo- myśliwską dla osób związanych z byłymi rządami i dygnitarzy byłej PZPR. Tego będziemy domagać się wszędzie, gdzie tylko to będzie możliwe. Jeżeli jednak nadal, jak do tej pory, będzie stosowana polityka milczenia, odwlekania, "odbijania piłeczki", zwrócimy się o pomoc do opinii publicznej poprzez organizację GREENPEACE.
KOMITET OBYWATELSKI "SOLIDARNOŚĆ"
Gminy Lutowiska w Bieszczadach
Przewodnicząca
Zofia Komeda Trzcińska
Raport ten powstał na skutek (i w trakcie) miesięcznego pobytu w Bieszczadach w czerwcu 1990 r. Przeznaczony jest dla tych, którzy będąc w Bieszczadach "przelotnie" widzą "nieskażony kawałek naturalnej przyrody". Ludzie o nastawieniu proekolgicznym zaczytują się artykułami w prasie, że tu założono park, tam go powiększono, a tam z kolei była manifestacja "zielonych". Jak jest naprawdę? Naprawdę trzeba powidzieć jedno - Państwo nie ma forsy na ekologię, a grupy ekologów zamiast manifestować powinny się wziąć do roboty. Miesięczy pobyt w "dziczy" bieszczadzkiej zaowocował obserwacjami:
Iglopol, drugi kwiatek, około 100 ha łąk jest już 2 rok niekoszone, wskutek czego marnieje i zarasta - mogli by wykaszać chłopi, mieli by paszę a łąka by była utrzymywana w kulturze - nie wolno, państwowe niech marnieje i zarasta. Gdzie? - Caryńskie (tam gdzie dawniej stała wieś).
O prowadzeniu dróg przez Otryt - naturalną dzicz, która jako pierwsza powinna być Parkiem nie wspomnę. O wypasaniu bydła na terenie BPN też. Ale nic to, przecież zakłada się nowe Parki - i co z tego?
Dariusz Lermer
1-30.VI.90