Strona główna |
W czerwcu przebywała w Polsce trzyosobowa reprezentacja Greenpeace z sekcji pestycydów. Powodem ich przyjazdu był fakt, iż do Polski napływają z Zachodu duże ilości środków ochrony roślin, których stosowanie w Europie Zachodniej i USA zostało drastycznie ograniczone lub wręcz zakazane.
Na początku tego roku Ministerstwo Rolnictwa oraz Rada Krajowa Solidarności Rolników Indywidualnych przedstawiły listy środków chemicznych, które zakupione zostały dla nas przez EWG i przesłane w formie darów dla rolnictwa polskiego. Są to substancje (30 z całej listy zamówionych), które nie zostały w ogóle zarejestrowane w USA, bądź są objęte ostrymi restrykcjami lub zakazem stosowania w wielu państwach. Ministerstwo Rolnictwa indagowane w tej sprawie przez Społeczny Instytut Ekologiczny i Biuro Ekologiczne Komitetu Obywatelskiego twierdzi, że nasze przepisy dopuszczają stosowanie w polskim rolnictwie wszystkich zamówionych trucizn. Polskie przepisy zezwalają na sprowadzanie i stosowanie wszelkich środków chemicznych (poza sześcioma), które nie znajdują nabywców w cywilizowanym świecie. Łatwo sobie wyobrazić, co może się stać, gdy nieprzeszkolony w trudnej sztuce zabiegów agrotechnicznych i zaopatrzony w prymitywny sprzęt rolnik dostanie w swoje ręce takie "bomby ekologiczne".
Przedstawiciele Greenpeace widzieli geniusz polskiego chłopa szkolonego na okoliczność stosowania pestycydów przez telewizyjny kurs rolniczy. We wsi pod Toruniem opryskiwał pod wiatr pole ziemniaczane, aby uchronić je przed plagą stonki. Stonki jeszcze nie było, ale w telewizji mówili, żeby pryskać profilaktycznie. Wiatr wiejący w stronę dzielnego rolnika zwiewał na jego goły tors (bo był upał) cały rozpylany preparat. Zapytany o ubranie ochronne oznajmił, że mu nie jest potrzebne, bo obok jest strumyk, w którym zmyje warstwę trucizny ze swego ciała. Jednak straszliwy grzech ciąży na jego sumieniu i nie pozwala mu pracować spokojnie. Przeprosił więc obcokrajowców za to, że widzą go pracującego w niedzielę. Inny chłop spod Drohiczyna wyznał, że stosuje podwójną dawkę pestycydów w stosunku do zalecanej, bo nie można poradzić sobie z chwastami na plantacji porzeczki. Ot, polska świadomość ekologiczna! Inne rozrywki jakie dla greenpeacowców przygotował Społeczny Instytut Ekologiczny, to udział w posiedzeniu sejmowej Komisji Ochrony środowiska, uczestniczenie w konferencji poświęconej chemizacji rolnictwa w Polsce na SGGW - AR, ale przede wszystkim spotkania z naszymi grupami ekologicznymi.
Spotkania, rozmowy, dyskusje, ciągnęły się od rana do wieczora. Do Warszawy przyjechali wszyscy ci, którzy wiedząc, że Greenpeace nie jest firmą udzielającą pomocy finansowej, chcieli opowiedzieć o swoich ekologicznych zmaganiach z tępą biurokracją, o organizowanych akcjach, obozach, kursach, o stanie środowiska w regionach, z których przyjechali i o tym, czego oczekują od Greenpeace'u.
Dzięki tym spotkaniom greenpeacowcy zebrali ogromny materiał o polskim ruchu ekologicznym, który zamierzają opublikować na Zachodzie. Będzie to bardzo ważny materiał propagandowy, który zapozna wszystkich zachodnich Zielonych z mozaiką polskich inicjatyw ekologicznych. Do tej pory ludzie na Zachodzie znali tylko Polski Klub Ekologiczny i identyfikowali go z całym ruchem ekologicznym w Polsce.
Sue, Bill i Krzysztof zachwyceni byli autentycznością i entuzjazmem młodzieży z "Wolę być" i Harcerskiego Ruchu Ochrony Środowiska. Zaskoczył ich również profesjonalizm i ogromna sprawność Społecznego Instytutu Ekologicznego.
Wyjeżdżając z Polski powiedzieli, że wywożą ze sobą mnóstwo wrażeń i głowy pełne informacji. Ich pobyt w Polsce, to pierwszy etap, który jest wstępem do współpracy z polskim NGO. Liczą na to, że grupy ekologiczne będą skuteczniej współpracować ze sobą tu w Polsce, mimo problemów i niedogodności, z którymi się borykają.