Strona główna |
Konferencję - festiwal zorganizowało kilkanaście ugrupowań i ruchów ekologicznych ze Skandynawii. Na olbrzymiej przestrzeni rozbito 13 wielkich namiotów, w których od godziny 10 rano odbywały się obrady na różne tematy. Podczas gdy w jednym rozmawiano o energetyce jądrowej, w innym dyskutowano o prawach kobiet na świecie. Wszystko odbywało się w języku angielskim, oprócz informacji organizacyjnej, która była w językach skandynawskich i trudno było czasami zorientować się co się dzieje. Z przerwami na posiłki obrady trwały do godziny 17. O tej godzinie namioty zmieniały swoje przeznaczenie. Stawały się kafejkami, barami, salami koncertowymi, pijalniami piwa. Rozpoczynał się festiwal. Podobnie jak w tematyce ekologicznej tak samo w muzyce występowała duża różnorodność. Od jazzu, country, przez rock do różnych odlotów dla których jeszcze nie wymyślono nazwy. I tak trwało do godziny 1 - 2 w nocy. Bardzo dobrze była zorganizowana żywność. Co prawda pojawiały się sporej długości kolejki, ale dodawały one apetytu.
Impreza ta była zrobiona z tak dużym rozmachem i tak dużymi środkami finansowymi, że nas w Polsce długo jeszcze nie będzie stać na coś podobnego. Zresztą , jak się okazało, wzbudziła ona dużo kontrowersji. Wiele osób twierdziło, że nasza muzyka i piwo rozpraszały i przeszkadzały w obradach. Wiele osób wyjeżdżało z Bornholmu niezadowolonych i nieusatysfakcjonowanych imprezą.
Sądzę, że kontrowersje związane z tym festiwalem - konferencją wynikają z różnego rozumienia pojęcia "ekologia", często zbyt wąskiego. Bornholm stał się miejscem spotkania dla ludzi, którzy odrzucają styl i filozofię życia współczesnego świata. To, że odbyło się to pod sztandarami ekologii, świadczy tylko o pojemności tego słowa. Niedocenianie koncertów, wspólnych ognisk i spotkań przy piwie na korzyść często drętwych dysput o tzw. ekologii świadczy tylko o tym, jak bardzo struktury starego świata tkwią w naszych umysłach, jak łatwo przyjmujemy formy działania, przeciwko którym na samym początku protestowaliśmy. Może się wydawać, że to droga, która charakteryzowała konferencję-festiwal jest mniej skuteczna jeżeli chodzi o spojrzenie z zewnątrz, gdy spojrzymy jednak na przemiany wewnątrzludzkie, które zachodzą w uczestnikach takiego spotkania, wnioski mogą być inne.
Impreza ta nie obyła się bez małych wschodnioeuropejskich skandalików, czyli handlu uprawianego przez ludzi z ZSRR i polskiej żebraniny.
Goście byli zapraszani przez różne organizacje i ruchy ekologiczne z różnych krajów, dlatego trudno mi powiedzieć czy zetknęliśmy się ze wszystkimi Polakami przebywającymi na konferencji. Oprócz nas, czyli dwóch osób z Federacji Zielonych (?), były trzy osoby z Trójmiasta, dziewczyna z "Wolę być", oraz liczna grupa z Unii Zielonych. (1)
Najbardziej zainteresowała mnie to ostatnie ugrupowanie, ponieważ o jego istnieniu dowiedziałem się na tydzień przed wyjazdem na konferencję. Z krótkich i niestety niezbyt sympatycznych rozmów dowiedziałem się, że UZ stworzyli ludzie, którzy stwierdzili, że Polska Partia Zielonych przez wewnętrzne spory traci poparcie społeczne i nie spełnia swej roli, jaką jest jednoczenie wszystkich sił ekologicznych w naszym kraju. Tym właśnie ma się zajmować UZ.
W skład UZ wchodzi także Komitet "Czuwanie" z Darłowa, który swojego czasu walnie się przyczynił do rezygnacji rządu z budowy EJ koło tego miasta. Członkowie tego komitetu także byli na festiwalu-konferencji.
Najlepiej była przygotowana ekipa z Trójmiasta. Trudno powiedzieć kogo reprezentowała. Był w niej człowiek z żarnowieckiej głodówki z WiP-u, z Komitetu Obywatelskiego, z Franciszkańskiego Ruchu Ekologicznego, z rady miejskiej, a były to tylko trzy osoby. Najtrafniej można powiedzieć, że reprezentowali Polskę, a szczególnie Trójmiasto. Kraj w dyskusjach, Trójmiasto w konkretnych interesach. To był dobry akcent.
Unia Zielonych. Trudno mi cokolwiek powiedzieć, ponieważ nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka, co ogranicza moją wiedzę i być może będę niesprawiedliwy, ale za jedyną jej zauważalną działalność, ale za to na całym polu, mogę uznać puszki do zbierania pieniędzy, na których był napis "Na Polską Szkołę Ekologiczną". Nie powiem, że przeszedłem obok tego obojętnie, co w większości robili Skandynawowie, ale pieniędzy też tam nie wrzuciłem. Zrobiło mi się smutno i przykro i to z wielu względów. Taka praktyka jest smutną pozostałością między innymi także po działalności PPZ. Z doświadczenia ogólnopolskiego wiadomo, że pieniądze uzyskane w ten sposób dziwnie się rozmywają, a w najlepszym wypadku tylko niewielka ich część zostaje przeznaczona na cel, na który zostały zebrane. O tym wiemy nie tylko my, ale także ludzie stamtąd, z Zachodu, którzy przez lata dawali sprzęt i pieniądze w każdą dłoń wyciągniętą do nich ze Wschodu i sami zauważyli, że wszystko to tam gdzieś znika. Jak to wpłynęło na stosunek do Polaków, można się było przekonać będąc na konferencji.
Poza tym trudno uwierzyć w szczerość intencji twórców tego pomysłu. Na konferencji-festiwalu było tylu przedstawicieli różnych organizacji i fundacji zainteresowanych także edukacją ekologiczną, że jeżeli się naprawdę chciało coś zrobić w tym kierunku, to można było to zrobić bez reklamowania się żebrackimi puszkami po całym polu.
Nie była to jedyna żebracka inicjatywa na tej konferencji. Komitet "Czuwanie" z hasłem, że "Bałtyk to jest przecież nasza wspólna sprawa", szukał frajera na 10 milionów koron na oczyszczalnie. Trudno ich zachowanie nazwać inaczej; a do tego wciągali w tą rozgrywkę innych Polaków, ze względu na tzw. barierę językową.
Ostatni dzień był dla nas najczarniejszy. Na hasło "Polacy" następował odzew "A to wy nie macie pieniędzy na powrót". Gdy spytaliśmy się, skąd ta wiadomość, dowiedzieliśmy się, że taka informacja - prośba wisi na tablicy ogłoszeń. Sądzę, że można było się o tym dowiedzieć nie tylko z tablicy ogłoszeń, ponieważ każdy kto dowiedział się o naszej narodowości, reagował tak samo. W ten sposób niewielka grupa Polaków wśród dwutysięcznego tłumu wyraźnie zaznaczyła swą obecność. Podkreślić trzeba, że nie byliśmy jedyną grupą z Europy Wschodniej, o której wszyscy wiedzą, że jest biedna, a jednak tylko my żądaliśmy uznania naszej biedy. Tyle o akcencie polskim, z którego trudno być dumnym.
Jeszcze kilka słów o organizacji festiwalu - konferencji. Jedyną skazą tej imprezy, ale za to poważną, było wycinanie zdrowych drzew do sauny fińskiej, oraz 30 000 (!) talerzy i niezliczona ilość kubków i sztućców jednorazowego użytku wykorzystanych i bezpowrotnie wyrzuconych na śmietnik. Bez komentarza.
Leszek Michno
Zielona Lista - Wrocław
(na konferencji Federacja Zielonych)
1) Zainteresownych kontaktem odsyłam do Prezydenta Rady Krajowej Unii Zielonych: Jan Prochowski A. M., Połczyńska 62, 78-300 Świdwin, tel. 2260, 2254 (Białogard).
(aż).