Strona główna | Spis treści |
Energia słoneczna mogłaby szybko stać się konkurencyjna w stosunku do elektryczności ze źródeł tradycyjnych, jeśli by panele słoneczne produkować na wielką skalę. Tak twierdzi raport Greepeace'u z 14.9.99. Gdyby zbudować jedną wytwórnię 5 mln paneli na rok, koszt energii słonecznej obniżyłby się czterokrotnie i w Wielkiej Brytanii Słońce stałoby się konkurencyjne dla konsumentów.
Raport wykazał, że nie ma większych przeszkód technologicznych ani finansowych w zbudowaniu przemysłu fotoelektrycznego na wielka skalę. Jest jednak martwy punkt - powiedział Karl Mallon, działacz Greenpeace'u na polu energii odnawialnej. Przemysł ten zaszedł w ślepą uliczkę: niski popyt powoduje produkcję na małą skalę, a więc i wysokie ceny. Energia słoneczna jest tak droga w Wielkiej Brytanii, że tylko garstka zakładów i domków ma system słoneczny. Cena energii elektrycznej ze Słońca będzie stopniowo spadać w ciągu następnych 30 lat, ale można rozruszać i rozszerzyć przemysł fotoelektryczny zaczynając masową produkcję paneli - oznajmił Martijn van der Samm, konsultant w holenderskim oddziale światowej firmy doradczej zarządzania, KPMG. Rozwój produkcji na wielką skalę jest najlepszą opcją wyjścia ze ślepego zaułka. Jest to technicznie możliwe w krótkim czasie - poinformował prasę van der Samm. Budowa zakładu produkującego rocznie panele o mocy 500 MW, czyli o zdolności produkcyjnej 20 razy większej niż istniejące już wytwórnie, kosztowałaby 514 mln USD.
(Dla porównania jeden myśliwiec kosztuje parę - kilkadziesiąt mln USD.) Jedna kilowatogodzina (1 kWh) energii słonecznej kosztuje obecnie ok. 0,24 USD. Cena mogłaby spaść o 0,10 USD w ciągu 5 lat od rozpoczęcia produkcji paneli na wielką skalę. Elektryczność z istniejących źródeł kosztuje obecnie ok. 0,24 USD/kWh.
Energia słoneczna mogłaby stać się ważnym źródłem energii nawet w tak pochmurnym i deszczowym kraju jak Holandia. Jest tam dość powierzchni na dachach, aby zainstalować 70 tys. megawatów - moc wystarczającą na pokrycie 75% zapotrzebowania holenderskiego na energię elektryczną.
Zaledwie 0,0002% brytyjskiej energii elektrycznej jest pochodzenia słonecznego. Raport rządowy z 1992 r. podał, że Wielka Brytania mogłaby wytwarzać 208 terawatogodzin energii słonecznej, która pokryłaby 63% zapotrzebowania tego kraju.
W miarę ubywania zasobów naturalnych ze wzrostem zaludnienia i eksploatacji biosfery w USA, zaostrza się walka o to, jak pozostałe zasoby mają być eksploatowane. Walka sprowadza się do kwestii, czy zasoby takie jak lasy oraz dzikie i inne tereny przeznaczone na ochronę bioróżnorodności powinny być skonsumowane, czy zachowane do użytku niekonsumpcyjnego. W specjalnym artykule 3.9.99 "Environmental News Service" (serwis wiadomości ekologicznych) donosił, że wzrasta ilość gwałtownych wystąpień przeciw pracownikom Służby Leśnej i Biura Zarządzania Terenami. Wg dokumentów ujawnionych przez organizację pracowników rządowych ilość pobić, zamachów bombowych, grożenia śmiercią i innych czynów przeciwko federalnym menadżerom zasobów stale wzrastają, szczególnie na zachodzie USA, od czasu zamachu bombowego na biura rządowe w Oklahoma City w 1995 r. Organizacja ta reprezentuje tysiące pracowników wszystkich szczebli rządu federalnego.
Tylko w 1998 r. było niemal 100 przypadków, w których fizycznie zaatakowano lub grożono pracownikom rządu lub budynkom. Wiele przypadków w Służbie Leśnej to bezpośrednie ataki na pracowników. Liczba doniesionych przypadków wzrosła z 34 w 1995 r. do 53 w 1998 r. Większość z nich była przypuszczalnie atakami ze strony tych, którym nie podobała się polityka ochrony przyrody na ziemiach publicznych, na których wycinali drzewa lub wypasali bydło. Pracownicy Biura Zarządzania Terenami, opiekujący się 3,4 mln. hektarów publicznych łąk, donieśli o 42 gwałtownych lub grożących wydarzeniach w 1998 r., natomiast w 1995 r. doniesiono tylko 8. W sierpniu '98 drwal napadł na leśnika w Państwowych Lasach San Juan w Nowym Meksyku. W październiku '98 w Ozarks w stanie Missouri podpalono Państwowe Lasy im. Marka Twaina 31 razy w odwecie za kary wymierzone myśliwym. We wrześniu '98 strzelano do pracowników Biura Zarządzania Terenami w Kalifornii.
Brak inwestycji w ochronę środowiska pociągnął za sobą stosunkowo większe straty dochodów z turystyki w popularnej miejscowości wypoczynkowej Huntigton Beach nad Pacyfikiem. Białe piaski jej słynnych plaż zostały skażone bakterią ze ścieków. Władze musiały zamknąć kilometry plaż i szukają źródła niebezpiecznych bakterii. Niektórzy naukowcy sądzą, że bakterie przedostają się z przerdzewiałych lub popękanych rur prowadzących do nieczynnej od dawna oczyszczalni ścieków. Miejscowi handlowcy i hotelarze obawiają się trwałych strat ze spadku ruchu turystycznego.
Rozszerzające się miasta zabierają tereny rolnicze i dzikie, wydłużają dojazdy samochodem do pracy, co z kolei zwiększa emisje gazów cieplarnianych i zanieczyszczeń powietrza. Rozpełzanie miast zwiększa również koszty uzbrojenia terenu, np. wodociągów i kanalizacji. Dwa nowe raporty stwierdzają, że liderzy biznesu i rządu są coraz bardziej zaniepokojeni ekologicznymi, społecznymi i gospodarczymi wpływami rozrostu miast.
Badania zamówione przez stowarzyszenie pracowników ekologii w samorządach USA przedstawiają wnioski 19 koalicji firm przedsiębiorstw nt. rozpełzania miast. Niektórzy liderzy biznesu amerykańskiego zaczynają rozumieć, że rozpełzanie zwiększa koszty biznesu i zmniejsza zyski na dłuższą metę. "Rozpełzanie" zdefiniowano jako budowę nowych, zależnych od samochodu osiedli o małej gęstości zaludnienia na obrzeżach terenów zurbanizowanych, często na zewnątrz podupadającego miasta lub śródmieścia.
Niektóre firmy podejmują kroki w kierunku rozsądniejszego rozwoju przez szukanie sposobów wzrostu przy jednoczesnym zachowaniu i ulepszaniu miejscowości, w których są zlokalizowane. Liderzy tych biznesów rozumieją, że jakość życia bezpośrednio wpływa na dobrobyt, a rozpełzanie miast zagraża jakości życia w wielu ośrodkach miejskich.
Inny raport z Amerykańskiego Instytutu Architektów stwierdza, że 68% decydentów i wysokich urzędników stanowych i samorządowych uważa, iż problem jakości życia rośnie na wadze.
Pierwszy raport można znaleźć w witrynie www.nalgep.org, a drugi w www.e-architect.com/gov/livcomsurvey/home.htm
Agecja Reutera, Londyn, 24.9.99. Grupa Friends of the Earth (Przyjaciele Ziemi) oznajmiła, że biedniejsza część społeczeństwa Wielkiej Brytanii jest najbardziej dotknięta zanieczyszczeniem środowiska. Szkody środowiskowe najbardziej dotykają ubogich. Kwestie ekologiczne nie są jakimś intelektualnym kłopotem klasy średniej, tylko zasadniczym problemem dotyczącym jakości życia każdego człowieka - powiedział dyrektor Friends of the Earth, Charles Secrett.
Komentując. nowe studium pt. "Equity and Environment" (pol. sprawiedliwość a środowisko) wykonany wspólnie z lewicową grupą analityków Catalyst, Secrett powiedział - Raport ostrzega ekologów, że żaden program zazieleniający Wielką Brytanię nie ma szans na powodzenie, jeśli nie weźmie się za (...) nierówność społeczną i elitarność.
Rzecznik ministra środowiska powiedział, że za mało jest badań skutków społecznych degradacji środowiska. Raport wskazuje, że 662 zakłady zanieczyszczające znajdują się na terenach o przeciętnym rocznym dochodzie ludności poniżej 15 tys. funtów. Tylko 5 zakładów jest tam, gdzie przeciętny dochód wynosi powyżej 30 tys. funtów. Dziecko z najuboższej grupy społecznej miało 5 razy większą szansę śmierci w wypadku drogowym niż dziecko z najbogatszej grupy.
Raport Friends of the Earth stwierdza, że narzędzia polityki środowiskowej, takie jak podatki od paliwa mogą zwiększyć cierpienia pokrzywdzonych w społeczeństwie. Dlatego raport nawołuje do lepszej koordynacji celów ekologicznych ze społecznymi.
podsłuchał i tłumaczył Piotr Bein
W połowie sierpnia br. tajlandzka słonica, której nadano imię Motola - stąpnęła na minę ziemną przy granicy Tajlandii z Birmą. Wybuch miny poważnie uszkodził lewą, przednią nogę słonicy. Dodatkowe cierpienia przyniósł 3 dniowy marsz Motoli do szpitala. Weterynarze i lekarze zadecydowali o amputacji lewej łapy słonicy. Zatem 2/3 ciężaru ciała słonicy (2,700 kg) oparło się o jej przednia łapę. Motoli udało się omijać wszelkie miny ziemne przez 37 lat.
2 tygodnie po operacji słonica zapadła na łagodną gorączkę powstałą wskutek amputacji stopy. Infekcja może spowodować dodatkowe komplikacje, no i opóźniła proces leczenia i kuracji.
Tymczasem w pierwszym tygodniu września br. jedna z amerykańskich firm produkujących sztuczne protezy, zaoferował się, że bezpłatnie wstawi Motoli sztuczną stopę.
Przemysław Sobański
W listach do właścicieli elektrowni w Indianie, Kentucky, Ohio, Wirginii i Zachodniej Wirginii naczelny prokurator Nowego Jorku ostrzegł, że będzie ich skarżył o brak wymaganych przez prawo usprawnień oczyszczania spalin, mimo że wykonali inne poważne inwestycje. Inwestycje zwiększyły żywotność urządzeń oraz produkcję elektryczności i zanieczyszczeń, ale nie miały pozwoleń władz chroniących środowisko. Niektóre z tych elektrowni należą do największych w USA.
Agencja federalna przychylnie przyjęła nadchodzące procesy sądowe. Na ogół całkowicie popieramy wysiłki stanów w kierunku zapewnienia czystszego powietrza dla obywateli - powiedział rzecznik Agencji Ochrony Środowiska (Environmental Protection Agency), która prowadzi własne śledztwo nt. inwestycji w wielu elektrowniach węglowych. Popieramy stosowanie wszelkich dostępnych narzędzi prawnych i robimy co tylko można w ramach ograniczeń stworzonych ostatnio przez wyroki sądowe w sprawach wytoczonych przez zanieczyszczające zakłady w celu podważenia naszych prac.
Reprezentanci zakładów energetycznych powiedzieli, że są pewni zwycięstwa w sądzie ws. oskarżeń z Nowego Jorku. Starsze elektrownie dostały zwolnienie od nowych, surowszych przepisów ochrony powietrza w USA, przy założeniu iż zostaną zamknięte za kilka lat. Prawo wymaga od starych elektrowni, aby wnioskowały o pozwolenie na zmiany i zainstalowały znacznie ulepszone urządzenia oczyszczające, zanim w sposób zasadniczy zwiększą produkcję. 11 z 17 elektrowni napiętnowanych przez stan Nowego Jorku jest własnością American Electric Power w Columbus, Ohio. Władze firmy twierdzą, że inwestycje były czysto remontowe i miały na celu polepszenie niezawodności istniejącej produkcji elektryczności. Jesteśmy dumni z naszych prac remontowych - powiedział rzecznik firmy. Prawo stanowe obliguje nas do dostarczania niezawodnej energii do naszych klientów. Jeśli kwestionowane jest wypełnienie naszych obowiązków w tym zakresie, to owszem, spełniliśmy je. Czy wykonaliśmy ulepszenia dla osiągnięcia większej produkcji? Nie.
Natomiast prawnicy naczelnego prokuratora Nowego Jorku zebrali dowody przeczące oświadczeniom firmy. W l. 1988-92 kotły dla 3 generatorów w jednej z oskarżonych elektrowni zostały odbudowane od podstaw, w wyniku czego moc podwoiła się, podobnie jak emisje. Kilka lat temu urzędnicy Agencji Ochrony Środowiska zastosowali literę prawa ochrony powietrza przeciw dużym celulozowniom, które rozbudowały moc produkcyjną bez zmniejszenia emisji.
Prawnicy stanu Nowy Jork powiedzieli, że sprawy niekoniecznie muszą zajść do sądu. Właściciele elektrowni mogą negocjować w terminie 60 dni przed złożeniem spraw w sądzie. Niewykluczone jednak, że w międzyczasie federalna Agencja Ochrony Środowiska wytoczy niezależne sprawy. Prawnik i rzecznik koalicji firm węglowych i energetycznych, oświadczył, że oskarżenia z Nowego Jorku nie uwzględniają faktu iż duża część zanieczyszczenia powietrza w północno-wschodnich stanach nie jest przynoszona przez wiatry, tylko pochodzi z Nowego Jorku.
przetłumaczył Piotr Bein
Kwaśne deszcze z rtęcią są poważnym zagrożeniem dla mieszkańców Chicago i okolic. 13 września taki raport opublikowały agencje ekologiczne. Rtęć dostaje się do powietrza z elektrowni napędzanej węglem, następnie opada z deszczami do rzek i jezior w środkowych stanach USA. Andrew Buchsbaun z National Wildlife Federation powiedział, że zawartość rtęci w chicagowskich deszczach jest 42 (czterdzieści dwa) razy większa niż federalna norma bezpieczeństwa. W Detroit i Duluth (Minnesota) zawartość rtęci w deszczu jest nawet większa - dodał Buchsbaun. Raport jest wynikiem kilkuletnich obserwacji rządowych i uniwersyteckich badaczy oraz Environmental Protection Agency sponsorowanych m.in. przez Environmental Law and Policy Center, Sierra Club. Interesujący jest fakt, że kiedy większość zakładów redukuje emisje trucizn, przemysł węglowy nie. Ocenia się, że w najbliższym czasie zwiększy się emisja niebezpiecznych gazów do powietrza z elektrowni węglowych. Zdaniem takich ludzi jak Buchsbaun, elektrownie powinny przejść na bardziej ekologiczne metody jak np. gaz ziemny. Scott Miller z EDISONa - popularnej korporacji wytwarzającej elektryczność (jej szefostwo lata na spotkania helikopterami) - zaprzecza twierdzeniom ekologów, że emisja rtęci jest aż tak wysoka i twierdzi, że eksperci zatrudnieni przez EDISONa współpracują w tej sprawie z ekologami. Miller powiedział też, że EDISON nie ma w planach żadnych zmian zmierzających do przerzucenia się np. na gaz. Rtęć dostaje się do ryb, po czym trafia do łańcucha pokarmowego człowieka, co może spowodować zwolnienie rozwoju u dziecka oraz uszkodzenia mózgu. Wg danych University of Michigan Air Quality Laboratory spadający w Chicago stężenie rtęci w deszczu przewyższa normy od kilku do kilkunastu razy!!! Tymczasem Kongres zakazał "dalszych regulacji" dot. rtęci dopóki Narodowa Akademia Nauk nie skompletuje wyników 18 miesięcznych specjalnych obserwacji. Obserwacje są już w toku i nie przebiegają gładko, bowiem niektóre korporacje i niektórzy przedstawiciele rządowi, starają się mieć "wpływ" na przebieg badań. Zdaniem naukowców i ekologów, niebezpiecznie duży poziom rtęci spadającej do rzek i jezior jest w środkowych stanach FAKTEM.
Przemysław Sobański
PO BOX 21128 Long Beach,
Ca 90-801 USA
Dwa miesiące temu bowiem okazało się, iż projekt wydobycia węgla w tej okolicy - będący formalną przyczyną całej historii - nie zostanie wprowadzony w życie. Wysiedleni mieszkańcy wystosowali w tej sprawie petycję do czeskiego parlamentu i odpowiedzialnych ministrów.
W 1987 roku komunistyczne lobby przemysłu węglowego ogłosiło, że ekspansja kopalni o nazwie Kohinoor II, obejmie obszar Libkovic. Do akcji przystąpiła państwowa spółka wydobywcza "Doly Hlubina", rozpoczynając wykup ziem wraz z zabudowaniami na tym terenie. Zgodnie ze starożytną maksymą: "divide et impera", niektórym właścicielom proponowano wysokie ceny, zaś wahających się zmuszono do przyjęcia bardzo niekorzystnych warunków sprzedaży.
Latem '89, "Doly Hlubina" była już w posiadaniu większej części Libkovic. W tym czasie jednak nastąpiły donośne zmiany polityczne, co na pewien czas zastopowało procedurę wykupu ziemi. Pozostała do tego czasu ludność wzięła głęboki oddech, przeprowadzono pierwsze wolne wybory lokalne, w których wybrano na burmistrza Stanislava Brichacka, nieugiętego obrońcę Libkovic. Niestety, strategia wydobywcza nie zmieniła się wraz z systemem, i kopalnie domagały się kontynuacji planu ekspansji. Mieszkańcy również nie zamierzali się poddawać, czynnie wspierani w walce o wioskę i własne domy przez młodych aktywistów. Zyskali poparcie prezydenta Vaclava Havla i dużej części społeczeństwa. Na nic to jednak się nie zdało i w końcu 1992 r. pozostała w Libkovicach tylko garstka najbardziej wytrwałych oponentów, na czele z burmistrzem Brichackiem. Sabotowany na różne sposoby, w grudniu ubiegłego roku ostatecznie sprzedał swą posiadłość. Kilka dni później, wraz z ostatnim domem, zniknęły przeszkody na drodze eksploatacji surowca.
Tymczasem w maju ubiegłego roku, kopalnia Kohinoor 2 została zamknięta. Spółka "MUS", prawie w połowie należąca do państwa, mająca przeprowadzić wydobycie węgla w tejże kopalni, uzasadniła ów krok niedawną decyzją uruchomienia elektrowni atomowej "Temelin". Jednak nieoficjalnie wskazuje się na fatalną sytuację finansową "MUSu", jak i brak sensownej i jasnej strategii w polityce energetycznej kraju, co zresztą odbija się negatywnie na sytuacji całego zagłębia. Podnoszą się głosy, że zniszczenie Libkovic w istocie niewiele miało wspólnego z pokładami węgla, ale zostało po prostu, w sposób świadomy, obliczone na zysk. Nikt nie przedstawił na to dowodów, jest to więc na razie kwestia spekulacji. Faktem jest jednak, iż nikt nie przejmował się losem 686 mieszkańców Libkovic. Liczne protesty i propozycje przeprowadzenia niezależnego dochodzenia w tej sprawie, były ignorowane. Jakkolwiek przeprowadzono kilka fachowych ekspertyz, dotyczących możliwości eksploatacji złóż w opisywanym rejonie. Rzuciły one poważne wątpliwości, co do zasadności decyzji z 1987 r. Nie pociągnęły jednak za sobą żadnych konkretnych i oficjalnych działań.
Niezależnie od tego, jakie były rzeczywiste przyczyny destrukcji Libkovic i rozbicia ich społeczności, byli mieszkańcy mają nadzieję odbudować swoją gminę.
W wystosowanej kilka tygodni temu petycji, domagają się od rządu zapewnienia możliwości odkupienia swych majątków po kwotach, które zapłaciła im za nie "Doly Hlubina". Okazuje się bowiem, iż próbowała ona sprzedać ziemię po bardzo wysokich cenach. Wcześniej, w 1996 r., spółka ta zaprzeczyła oficjalnie zarzutom, iż miała zamiar ogłosić przetarg na wiadome tereny.
Bezpowrotnie i - jak się okazuje - bezcelowo zniszczono to, co przez osiem wieków tworzyło żywy i dynamiczny organizm. Ktoś będzie musiał za to - dosłownie i w przenośni - zapłacić. Pytanie brzmi, czy po raz kolejny będą to mieszkańcy Libkovic.
Czytelnicy mogą wesprzeć starania na rzecz Libkowic, wysyłając podpisany tekst poniższej petycji pod adresem:
Mírové centrum c/o Adéla Kubícková Cvrcovice 215 CZ-273 41 Brandysek Czech Republic tel. +420.312.693 612 tel. +420.603.569 243 e-mail: mirove.centrum@ecn.cz |
Zostanie on przekazany wraz z innymi do odpowiednich władz oraz do prasy. Mirove Centrum zachęca również do przygotowania artykułów do polskiej prasy, radia i telewizji, i przesyłania im zapisów, które również zostaną wykorzystane. Tam też zgłaszać się można po dalsze informacje.
Váení poslanci parlamentu České republiky, váení ministři, váený pane presidente,
Tímto dopisem chceme vyjádřit podporu petici bývalých občanů obce Libkovice. Protoe je v současnosti jasné, e plánovaná těba se pod Libkovicemi nebude realizovat, má být těmto občanům umoněno získat zpět ztracené vlastnictví. Zamítnutí oprávněné ádosti těchto lidí, kteří se pokusí o obnovu alespoň části ztracené komunity (jak je dnes nezpochybnitelné, zlikvidované naprosto zbytečně), bylo by zjevným poruením lidských práv jak podle Veobecné deklarace lidských práv, tak podle Evropské konvence lidských práv.
Naléhavě Vás proto ádáme, abyste učinili ve, co je ve Vaich silách ve prospěch bývalých občanů Libkovic a umonili jim odkoupit pozemky za maximálně stejnou cenu, jaká jim byla vyplacena v době odkoupení důlní společností.
S pozdravem,
...
Tekst tej petycji podpisało już przeszło 57 zagranicznych organizacji, w tym Amnesty International, Gruene Liga, Bund.
Niezwykle pomocne będą listy z zapytaniami o aktualną sytuację i szanse byłych mieszkańców Libkowic, wysyłane do ambasady Republiki Czeskiej w Warszawie.
Ambasada Republiki Czeskiej Koszykowa 18 00-555 Warszawa |
Pirx na podstawie materiałów Jana Haverkampa