Strona główna | Spis treści |
Pewnego dnia, na terytorium miasteczka J., przemierzając leśne ścieżki podczas joggingu poczułem wielki smród. Okazało się, że smród rozprzestrzeniał się z dziwnego podłużnego budynku, skąd dochodził przeraźliwy krzyk zwierząt. Budynek ten zaczął mnie intrygować.
Pewnego dnia, wraz z Olą i Magdą, postanowiliśmy przyjrzeć się temu obiektowi bliżej. Podstawową trudnością było zajrzenie do budynku bez wywoływania podejrzeń i powodowania ryzyka. Okazało się, że los sam podsunął nam rozwiązanie. W czasie spaceru wzdłuż ogrodzenia podszedł do nas jeden z pracowników tej fermy i spytał się, czy to my jesteśmy tymi, którzy dzwonili i pytali się o możliwość zatrudnienia. Zaczęliśmy więc udawać, że szukamy pracy. Starszy człowiek zaprowadził nas do wnętrza budynku i zaczął objaśniać, co to jest za praca. Polega ona na przygotowywaniu paszy dla kur, którą następnie specjalny taśmociąg transportuje do każdej klatki z osobna. Na fermie znajduje się osiemnaście tysięcy ptaków. Zwierzęta te z natury stworzone do rozgrzebywania pazurami ziemi i swobodnych wędrówek, tutaj stłoczone są w ciasnych drucianych klatkach tak małych, iż uniemożliwia to swobodny ruch, czy nawet obrót o 180 stopni. W tym bezruchu trwają miesiącami w ciemnościach; latem w potwornym upale, zimą w zlodowaciałych i wilgotnych warunkach. Obcina im się dzioby (niezwykle unerwione), aby ze stresu nie dziobały innych kur. Nogi są zdeformowane, pazury przerośnięte, na wielu partiach ciała brak upierzenia.
Do obowiązków pracownika należy także codzienne wywożenie taczkami zdechłych z wycieńczenia ptaków; zakup nowych kur jest bardzo tani i nie stanowi wielkiego obciążenia finansowego. Jeden taśmociąg podaje kurom specjalnie spreparowaną karmę, drugi transportuje kurze jaja. W ten sposób kury spędzają całe swoje życie. Zwierzęta te nigdy nie widziały nieba, trawy, słońca; nigdy nie mogły rozpościerać skrzydeł, poczuć wiatru i pogrzebać w ziemi - jaja tych chorych stworzeń reklamowane są jako bardzo zdrowe i naturalne! Klient nie poczuje smrodu jaki panuje w tej kurzej fermie, nie zobaczy chorych ptaków, nie usłyszy potwornego hałasu wydawanego przez tysiące cierpiących stworzeń.
Wychodząc z tego budynku udawaliśmy, że pokaz bardzo nam się podobał i z pewnością podejmiemy tam pracę.
Taką okazję trzeba było wykorzystać. Dwóch mysłowickich aktywistów, Arek i Krzysztof, zdecydowało się wykonać ryzykowną operację polegającą na sfotografowaniu wnętrza fermy i nagraniu odgłosów cierpiących ptaków. Akcja była przygotowywana jako ściśle tajna. Po ustaleniu planu z różnymi wariantami rozwoju sytuacji, Arek poszedł "zagadać" pracownika fermy udając osobę zainteresowaną podjęciem pracy. Krzysztof w tej samej chwili wszedł przez tylne wejście do budynku i zaczął fotografować klatki z ptakami. Używał dwóch automatycznych aparatów fotograficznych, jeden z lampą błyskową, drugi bez lampy. Zdjęcia były wykonywane bardzo szybko, w wielkim napięciu; trudno było przewidzieć czy oświetlenie jest odpowiednie i czy cała praca nie pójdzie na marne. W tej samej chwili dyktafon nagrywał odgłosy tysięcy kur. Misja została wykonana. Mieliśmy zdjęcia! To, co jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe okazało się możliwe (Mission impossible is possible).
Po wywołaniu filmu okazało się, że kilkanaście zdjęć jest bardzo przyzwoitej jakości. Nagrane odgłosy cierpiących ptaków okazały się jednak bezużyteczne, gdyż krzyk tysięcy stworzeń zlewał się w jednolity szum.
Po zdobyciu tych materiałów trzeba było podjąć decyzję: co dalej? Robimy "aferę" na ten temat z udziałem mass mediów? Propagujemy bojkot "jaj bateryjnych" wśród konsumentów okolicznych miasteczek? Czy też zadajemy straty finansowe robiąc akcję bezpośrednią?
Zdobyte zdjęcia oprócz wartości edukacyjnej okazały się dobrym materiałem do przygotowywania akcji bezpośrednich. Mając je do dyspozycji mogliśmy w spokoju przyjrzeć się budowie różnych urządzeń obsługujących całą fermę, a także odwzorować układ korytarzy i klatek z ptakami. Robienie zdjęć podczas planowania wszelkich akcji jest naprawdę niezastąpione (wiedzą o tym zresztą wszystkie armie świata fotografując obiekty wroga z samolotów szpiegowskich).
Jednak po przemyśleniu całej sytuacji zrezygnowaliśmy z akcji bezpośredniej. Główny powód, to zbyt wielkie ryzyko wpadki oraz prawdopodobne pokrycie spowodowanych strat przez towarzystwa ubezpieczeniowe. Również niewykorzystany został zdobyty domowy adres właściciela fermy.
Całą akcję postanowiliśmy odtajnić po jakimś czasie. Zdjęcia zostały wykorzystane w celach edukacyjnych podczas wystawy związanej z prawami zwierząt. Został także napisany ten oto artykuł z nadzieją, że przyczyni się do polepszenia działań innych grup w ramach wymiany doświadczeń i informacji.
Chcesz pomóc tym wszystkim cierpiącym duszom? Możesz to zrobić przechodząc na dietę wegańską. W tym celu zdobądź informacje na temat samej diety oraz na temat radzenia sobie z takimi nałogami, jak ciastka lub mleczna czekolada i zastosuj alternatywy. Jeżeli chcesz włączyć się w nasze działania na rzecz weganizmu i praw zwierząt, prześlij 30 zł, w zamian otrzymasz trochę materiałów.
Robert Surma
Ośrodek Działań Alternatywnych "OK!" Brzęczkowicka 5b/36, 41-412 Mysłowice
tel. 0-501/956-546 e-mail: surma@ok.most.org.pl strona: http://www.most.org.pl/ok
Jedynym bioetykiem, który sieje strach i budzi odrazę wśród tradycyjnych moralistów religijnych jest australijski myśliciel Peter Singer. (...) Singer, który w tym miesiącu zignorował głośny protest przeciwko objęciu przez niego stanowiska profesora bioetyki na uniwersytecie w Princeton, od dawna głosi pogląd, że unikanie cierpienia, zarówno u ludzi jak i u zwierząt, jest najwyższym imperatywem moralnym nawet, jeśli kłóci się z tradycyjną szczególną wartością przypisywaną ludzkiemu życiu. Zgodnie z jego światopoglądem, zdrowa zarówno na ciele jak i umyśle, duża małpa człekokształtna, na przykład goryl, musi posiadać prawa zbliżone do praw człowieka. W tym samym toku myślenia głosi, że można pozbawić życia poważnie upośledzone dziecko zamiast pozwalać temu dziecku na powolną śmierć nie podając mu jedzenia i leków i oddając jego los w ręce natury, jego wizją jest społeczeństwo, w którym znajduje się miejsce na współczucie dla wszystkich istot żywych, ale bez irracjonalnego sentymentalizmu. (...) Zwolennicy praw zwierząt (i ich radykalni odpowiednicy w dziedzinie ochrony środowiska) dokonali niezwykłych aktów poświęcenia i altruizmu, tym większych, że zwierzęta i krajobrazy nie potrafią okazywać wdzięczności. Mężczyźni i kobiety ryzykują więzienie, kalectwo a nawet własne życie, aby uwolnić zwierzęta czy uratować drzewa wcale nie dlatego, że wierzą w Boga - Biblia przecież nie dostarcza norm dotyczących troski o zwierzęta - ale ponieważ wierzą w coś więcej, mają inne poczucie dobra i zła.
Głównym polem walk religijnych aktywistów Watykanu z utylitarystycznymi, liberalnymi poglądami społeczeństwa współczesnego są seks oraz nienarodzone dzieci - antykoncepcja i aborcja. Dotykają one jednak również innych, bardziej tradycyjnych i ograniczonych dylematów moralnych. Czy pozwalać dzieciom poczętym in vitro na odszukiwanie swoich ojców, którzy byli dawcami spermy - jest to przyprawiający o zawrót głowy problem etyczny, a dotyczący zobowiązań, jakie mają zwykli ludzie wobec innych. Genetyczne manipulowanie żywnością i ludźmi to odmienna kwestia. Jest to technologia, która może wywołać reakcję łańcuchową jak ogień czy rozszczepienie atomu. Jej skutki nieoczekiwanie muszą ograniczać się do punktu, gdzie jest stosowana. To właśnie niepokoi aktywistów Greenpeace i Petera Singera. Autorytety chrześcijańskie natomiast zajmują się raczej tym, co nazywają świętością życia, a nie świętością natury. (...) Niektórzy chrześcijańscy optymiści, jak anglikański biskup Liverpoolu, James Jones twierdzą, że każde odczuwanie dobra i zła dowodzi istnienia Boga. "Sama idea moralności zakłada pewną transcendentność, co obowiązuje i ma władzę nad wszystkimi mężczyznami i kobietach w każdym momencie historii. Kiedy zaczynamy ja rozumieć jako cos stojącego ponad i poza ludzkością, w rzeczywistości widzimy Boga" - mówi.
nadesłał szel