Strona główna | Spis treści |
Ta tendencja upiększania Paryża i uzdrawiania jego klimatu udziela się coraz silniej mieszkańcom, którzy zdobią coraz liczniej podwórka, balkony i okna kwiatami i zielenią.
Stolica Anglii, wydaje się już wielu ludziom "królową parków" (sławny Hyde Park, St. James Park i Regent Park), które są zarządzane przez "Królewską Agencję Parków", podlegającą Ministerstwu Kultury, Mediów i Sportu! Szczegół charakterystyczny, lecz nie błahy: na 235 jej funkcjonariuszy dwie trzecie to Królewska Policja Parkowa (patrole!).
Rzym nie chce pozostać w tyle. Opracował "Plan", ograniczający możliwości rozpoczynania nowych budów, które powodowałyby niszczenie zieleni oraz przewidujący przekształcenie (reclassement) istniejącej struktury przestrzennej. Zdecydowano się m.in. na utworzenie 16 nowych parków publicznych i 59 "zielonych oczek" oraz półrezerwatów miejskich o wysokich walorach przyrodniczych (na obszarze ok. 4500ha).
Lecz Madryt też "walczy" o palmę pierwszeństwa. Rości sobie pretensje, by stać się drugą po Tokio zieloną stolicą świata, ponieważ ok. jedną trzecią jego powierzchni stanowią obszary zielone (w tym i leśne), włączając w to jednak rezerwat Monte del Pardo na przedmieściach stolicy. Wedle "ojców miasta" każdy mieszkaniec Madrytu mieszka w odległości najwyżej 15 minut drogi pieszo od "obszaru zielonego".
Nieoczekiwane obalenie "muru berlińskiego" zaowocowało zwiększeniem terenów zielonych w dawnej-nowej stolicy Niemiec. Szeroki na ok. 100m pas zieleni niczyjej na miejsce muru (no man's land), i to w sercu miasta, stwarza możliwość podniesienia "wskaźnika zieleni miejskiej" do 10% terytorium Berlina.
A Warszawa? Czy ma i w tej dziedzinie pozostać kopciuszkiem? Czy raczej powinna stanąć do współzawodnictwa o tytuł europejskiej "królowej zieleni miejskiej"? A ma ku temu pewne atuty, o czym mogą wypowiedzieć się lepiej urbaniści-ekolodzy i ogrodnicy. Lecz, parafrazując słowa S. Wyspiańskiego, nasi warszawscy decydenci dużo by mogli mieć, ino oni nie chcą chcieć. Co staje więc temu na przeszkodzie? Dwa zjawiska: korupcja, czyli brudny handel terenami zielonymi, oraz bezprawie. Oba zjawiska są ze sobą ściśle sprzężone, o czym świadczy m.in. afera z Jeziorkiem Imielińskim, będącym cennym przyrodniczo rezerwatem przyrody. Pisałą o tym ostatnio "Rzeczpospolita" (w dodatku Prawo co dnia z 11.10.br.), pokazując jawne i cyniczne łamanie prawa przez przedsiębiorstwo "Budopol" (czytaj: przez bogatych ludzi i ich niebezinteresownych popleczników), które uważa, iż jest ponad prawem; słabość czy mięczakowatość odpowiedzialnych władz (np. przymknięcie oka na sfałszowane mapki granic rezerwatów) itp. A co więcej, ci panowie (czytaj: barbarzyńcy ekologiczni) mają czelność reklamować swoją samowolę ofertą na "superatrakcyjne mieszkanie po 530$ za 1 m2 w rejonie ogłoszonym za strefę ciszy i rezerwat dzikiego ptactwa!". Zapominają dodać, że po obudowaniu Jez. Imielińskiego zniknie za jakiś czas woda z jeziorka, a tym samym i owo dzikie ptactwo (zdaniem ekspertów-ekologów), a w sumie straci całe warszawskie społeczeństwo, oczywiście to mniej zamożne, które jednak stanowi ok. 90% ludności stolicy.
Najpierw więc, jeśli chcemy stanąć do "wyścigu" o tytuł "królowej zieleni" dla Warszawy, "oczyśćmy ją ze śmieci" - jak mówił ks. Robak do szlacheckich szaraków w karczmie Jankiela. Liczymy tu na prezydenta Pawła Piskorskiego, którego nowa wizja miasta wydaje się zachęcająca i godna poparcia przez "szarych obywateli" Warszawy.
Zbigniew T. Wierzbicki
(prof. Wyższej Szkoły Ekologii i Zarządzania w Warszawie)
(...) W krajach rozwiniętych rodzicielstwo coraz częściej rozpoczyna się od tworzenia embrionów in vitro. Determinacja rodziców, pragnących udoskonalenia potomstwa za pomocą genów odpowiedzialnych za intelekt, urodę, zdolności artystyczne, muzyczne itp., będzie tylko rosła. Z czasem zaszczepiać się będzie ludziom również geny kooperatywności, długowieczności, geny umożliwiające hibernację albo życie w odmiennych warunkach atmosferyczno-planetarnych. A ponieważ tylko wtajemniczonych i bogatych stać będzie na kreowanie superdzieci, pojawi się jakościowa przepaść miedzy nimi i ludźmi rozmnażającymi się standardowo. Doprowadzi to do gatunkowego oddzielenia się superhomo od tradycyjnych mas ludzkich. Przeludniona i zatruta Ziemia przestanie być korzystnym środowiskiem dla życia, dlatego superhomo może uznać, że lepiej ją zostawić obcym mu już pospolitym sapiensom i zdecyduje się zasiedlić inne planety. (...) Tworzenie nowego ludzkiego gatunku przez samych ludzi może budzić sprzeciw natury religijnej lub etycznej. Jednak trudno dopatrzyć się w nim zła, jeśli będzie czyimś osobistym wyborem...
Dorota Czajkowska-Majewska
"Polityka" nr 41/99
Komentarz: Czy aby na pewno swobodny wybór jest wystarczającym usprawiedliwieniem każdego działania?
J.T.