Strona główna | Spis treści |
1. Pan Emanuel Wiewióra ze wsi Laski Małe, 17.3.98 pisze1): "W okolicy, w której mieszkam są lasy i jeziora - dobre siedliska dla ptaków... jednak... wszystkie działki wokół jezior są wykupione, wszędzie odbywa się budowa domków wypoczynkowych. Lasy są pełne ludzi, którzy krzyczą, grają, palą, palą ogniska, zaśmiecają środowisko. Tu nie będzie już żadnych ptaków z grupy zagrożonych i ginących. Kto chce, wycina stare drzewa z dziuplami, wycina krzaki. Jeśli komuś coś nie pasuje idzie do Gminy. Gmina wszystkim daje zezwolenie na wycinkę. Ludzie też sami, bez pytania wycinają co im się podoba, nikt z tego nie wyciąga konsekwencji, bo tak trzeba, to jest demokracja...
Jeden przykład: do niedawna, jako agronom, miałem służbowe mieszkanie. Obok było sto metrów żywopłotu. Na pewnym jego odcinku nie przycinałem gałęzi, więc ałycze wyrosły wysokie - jak na swój gatunek - drzewa. Ich korony były bujne, gęste. Ile tam było gniazd makolągw, zaganiaczy, dzwońców, szczygłów. Tam właśnie zaobrączkowałem kiedyś makolągwę, o której później otrzymałem wiadomość powrotną z Włoch. Pewnego dnia, sąsiad nie pytając nikogo, wyciął ten wysoki, gęsty fragment żywopłotu. Żywopłot na pewno nikomu nie przeszkadzał, a rósł na działce państwowej. O zniszczeniu starego, ałyczowatego żywopłotu powiadomiłem wójta. Od wójta usłyszałem: "A diabli tam z żywopłotem i pana ptaszkami!". Obok rosła stara wierzba z kolonią szpaków... gmina zezwoliła na wycięcie nie tylko starej wierzby, ale także kasztanowca i morwy. Dziś na tym drobnym, szczególnie drogim mi, fragmencie Polski wszystko jest wycięte i okazałe drzewa i żywopłot. Pisałem tu i tam, wszędzie mnie pouczali, a nie pomogli. Chciałem założyć mały park, coś w rodzaju "MINIREZERWATU" ... nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Szkoda nerwów... jeśli nie będzie odpowiedniej ustawy, a oprócz niej praktycznych i bardzo konkretnych zabezpieczeń, nasze skrzydlate milusińskie poznikają z lasów, pól i łąk".
2. W dobrze znanych mi wsiach na Podlasiu powycinano bujne zakrzaczenia, kępy drzew dwunastometrowych, zasypano mokradełko, gdzie od lat była spokojna ostoja dla licznych gatunków ptaków, zajęcy, żab i jaszczurek. Ostoję przyrody ostatecznie zaorano!
W pobliżu resztek dworskiego parku, służącego od czasów PRL za melinę dla pijaków i źródło drewna na opał, założono dyskotekę. Gromadzi się tu do 500 osób z okolicy, a bezradny wójt ocenia, że łamane są wszelkie przepisy budowlane, zapobiegające pożarom, sanitarne i porządkowe: całonocne łomoty, daleko przekraczające 85 dB, nie tylko nie pozwalają ludziom zmrużyć oka, ale agresywny hałas, niewątpliwie oddziaływuje na wolno żyjące zwierzęta, w tym prowadzące aktywny tryb życia w nocy. Jakimś cudem żyją tu jeszcze kuny, gronostaje, bardzo rzadkie dziś płomykówki, a i dziesiątki innych nie ma spokoju nawet w okresie lęgów. Pijani biesiadnicy powodują wypadki drogowe (plon: kilka krzyży przy drogach), wyłamują okoliczne znaki drogowe, przystanki PKS i co tylko się da. Prokuratura Rejonowa poproszona przez Gminę o pomoc, od przeszło roku milczy! Akcentuję tu nowy temat: hałas w przyrodzie. "Wsi spokojna, wsi wesoła..." pisał niegdyś Jan Kochanowski...
3. Jerzy Giedroyć, zasłużony redaktor paryskiej "Kultury", odznaczony orderem Orła Białego i powszechnie uznawany za autorytet moralny Polaków, w kontekście wielu działań w naszym kraju stwierdził w czasie telewizyjnego wywiadu:
"Społeczeństwo polskie jest zdemoralizowane i zdziczałe..."2)
Redaktor: ???
"Niestety, to gorzka prawda" - potwierdził ze smutkiem...
Jaki mamy stosunek do otaczającej nas przyrody, każdy może sam ocenić dookoła siebie: co przeważa? Tym bardziej jestem zwolennikiem choćby najdrobniejszych prac pomnażających zieleń, a także wspólnych prac RUCHU ZIELONYCH, który jako RZECZNIK PRAW PRZYRODY inicjowałby polskie programy pro-natura, wzbogacające te, nad którymi pracuje się w Unii Europejskiej.
Otrzymałem pytanie, czy mój "postulat planowego ograniczenia infrastruktury na terenach wiejskich i dzikich, a nawet stopniowego likwidowania co pomniejszych przysiółków i wsi" (tzw. kolonii), otóż czy ten program tak potrzebny dla przetrwania szeroko pojmowanej przyrody, nie jest z mej strony "krytyką futurystów, Toeflera i niektórych ekologów, którzy przewidują i czasem postulują rozrost wsi i ruch ludności z przeludnionych miast" właśnie na tereny wiejskie.
Rozważając te ważkie dylematy, pamiętajmy, że dotychczas wszelkie sposoby zagospodarowania przestrzennego rozwijały się żywiołowo bez jakiegokolwiek szacunku dla przetrwania innych bytów natury. Kiedy wreszcie zorientowano się, że źle gospodarzymy na naszej planecie powstało wiele programów ochrony przyrody (także pozornych). Spójrzmy zatem na najważniejsze działania i propozycje w Unii Europejskiej, bo to one będą rzutowały na sytuację w Polsce, o ile nie zdołamy wypracować lepszych u siebie i nie zechcemy przy tym uwzględniać przetrwania "innych bytów" charakterystycznych dla lokalnych biocenoz w każdej miejscowości.
"Legislacja Unii Europejskiej dotycząca środowiska była opracowywana przez ostatnie 30 lat i składa się dziś z około trzystu aktów: dyrektyw, regulacji, rekomendacji. Są one wzajemnie połączone licznymi wytycznymi przygotowanymi przez Komisję.
Podstawą polityki Unii Europejskiej w dziedzinie ochrony środowiska stanowią zagadnienia etyczne, ekonomiczne, oraz dobro ogółu. ...Niestety względy ekonomiczne zawsze przeważają, mimo, że kwestia etyczna i dobra ogółu powinny być równie ważne. Te trzy zagadnienia stanowią także podstawę zasady rozwoju zrównoważonego, sformułowanego na Szczycie Ziemi w Rio de Janeiro (1992).
Argument etyczny opiera się na założeniu, iż natura ma wewnętrzną wartość i jako taka powinna być chroniona. O argumencie tym nie wspomina się w TRAKTACIE EUROPEJSKIM, jednakże duża część prawodawstwa UE w dziedzinie ochrony środowiska, jak na przykład dyrektywa w sprawie ptaków zasadza się na etycznych przesłankach, iż każda żywa istota ma prawo do życia, a gatunek ma prawo do przetrwania. Jeden z trzech najważniejszych aktów legislacyjnych UE o ochronie przyrody to DYREKTYWA DOTYCZĄCA NATURALNYCH SIEDLISK, która ma na celu ochronę charakterystycznej flory, fauny i naturalnych siedlisk na terenie UE i zakłada stworzenie europejskiej sieci terenów przyrodniczych podlegających ochronie zwanej NATURA 2000, jest w dalszym ciągu niewłaściwie stosowana w większości państw członkowskich. Wraz z dyrektywą dotyczącą środowiska utworzono nowy fundusz LIFE, by umożliwić krajom członkowskim i innym podmiotom, jak np. organizacje poza rządowe, wprowadzenie dyrektywy w życie i stworzenie NATURY 2000.
...V PROGRAM DZIAŁAŃ EKOLOGICZNYCH nakłania do szerszego stosowania dobrowolnych umów jako skutecznego sposobu rozwiązywania ściśle określonych problemów ekologicznych... dobrowolne umowy stanowią atrakcyjną alternatywę wobec ociężałej i sztywnej procedury legislacyjnej". (ważne dla Polski - AM)
Szczególnie istotne są pomysły (usiłowania) legislacyjne na temat "zrównoważonego rozwoju". Oto fragment omówienia: "czynione są pewne postępy, które prowadzą w kierunku polityki zrównoważonego rozwoju... (niestety) kierunki polityki UE skłaniają do zwiększania stopnia wykorzystywania zasobów. Europejska Agencja Ochrony Środowiska (EEA) w Kopenhadze oceniła, iż (względnie słabe) cele, które Unia ma osiągnąć w 2000 r. zgodnie z PIĄTYM PROGRAMEM DZIAŁAŃ EKOLOGICZNYCH będą spełnione tylko w odniesieniu do chlorofluorowęglowodorów (CFC) i SO2. Przy obecnym zakresie działań nie zostaną osiągnięte wszystkie pozostałe cele (CO2, NOx, lotne substancje organiczne, odpady, hałas. pestycydy i azotyny w wodzie gruntowej)".3)
Przenosząc te najistotniejsze konstatacje na grunt polski należy stwierdzić, że w stosunku do polskich gleb i stanu naszego środowiska, zachodnie są o wiele bardziej skażone, działania zapobiegawcze są niedostateczne, a planuje się jeszcze powiększanie wykorzystywania zasobów przyrody, co w praktyce oznacza, że wszystkie "inne byty natury" będą dalej eliminowane ze środowiska i nie łudźmy się, że zdołamy zachować lepszą jego kondycję u siebie.
Oczywisty wniosek: obserwując cudze błędy, my Polacy nie powinniśmy dopuszczać u siebie do zachodniego poziomu zniszczenia gleb i innych degradacji przyrody, w tym powielać ich model zagospodarowywania przestrzennego krajobrazu, nadmiernej urbanizacji i infrastruktury komunikacyjnej, które przesadnie rozbudowane często dla ludzkiego wygodnictwa (a nie społecznych potrzeb) wykluczają przetrwanie ogromnej ilości gatunków roślin i zwierząt.
Z naciskiem podkreślam i z szacunkiem pamiętam o naszych osiągnięciach: państwo czyni wiele w ramach kusego budżetu i swych b. skromnych możliwości ochronnych wobec bezlitosnego walca antropocentrycznej cywilizacji.
I tak - 22 parki narodowe, to zaledwie 3047 km2, około 1% powierzchni kraju.
1183 rezerwaty, przeważnie są maleńkie, bo łącznie zajmują tylko 1280 km2, co stanowi 0,4% powierzchni kraju. Odnotować należy jeszcze nieliczne banki genów i garstkę - w stosunku do potrzeb - względnie naturalnych ekosystemów leśnych.
Ze względu na większy obszar, pewną rolę w zachowaniu przyrodniczej bioróżnorodności, mogą spełniać jeszcze tzw. parki krajobrazowe, których jest 106, na przestrzeni 21 365 km2, co stanowi 6,8% powierzchni kraju i jest tendencja aby je powiększać. Nadzieją dla przyrody jest tu fakt, że swe walory krajobrazowe i przyrodnicze zawdzięczają głównie rejonom słabo zaludnionym i niedorozwiniętym gospodarczo, ale z drugiej strony otwarte są dla wszelkich form turystyki, w tym dla dowolnie rozwijających się form chłopskich zagród, mini pensjonatów dla urlopowiczów. Niestety wiąże się to z nadmierną uległością dla upodobań w stylu miejskiego "porządku": żwirowane parkingi i dojazdy, wycinka drzew, bo te ... zacieniają, no i jest wilgoć, a nie sposób przecież tolerować bzykającego komara. Ceglano-stalowe ogrodzenia zastępują żywopłoty; wszędzie niziutko strzyżona trawa, ale i duże powierzchnie wybetonowanych podwórek. Jeśli krzewy to tylko z rzadka płożące się iglaki, no i oczywiście bezwzględne tępienie chwastów przy pomocy chemikalii, bo nikt nie ma dziś czasu na pielenie.
Dla gości z miast są to i tak "eko - zagrody", liczy się tylko świeższe powietrze, wiejska kuchnia, "odludzie" z nieznaną ciszą i większa przestrzeń dla dzieci i żądnych wybiegania się piesków.
Tak więc sposób zagospodarowania przestrzennego ludzkich siedlisk w parkach krajobrazowych nie jest sprawą obojętną dla przyszłości przyrody: potrzebne są i tu wskazówki przyjazne innym bytom natury, dopóki nie zginie ostatnie nasionko mniszka czy pokrzywy, nad czym tak ubolewali już dawno temu Holendrzy w rozmowie ze mną (1972r.).
Tymczasem na horyzoncie dziejów już obecnie widać, że największym dobrem jest i będzie bogatsza przyroda, a nie liczba komputerów, autostrad, telewizorów i wszelkiego rodzaju wygód i dóbr materialnych dla sześciu i więcej miliardów ludzi.
Mnie interesują szczególnie konkrety, możliwe do zrealizowania wszędzie:
Odważnie trzeba mówić przy tym o potrzebie lepszego modelu cywilizacji i te konkretne propozycje wnieść do dorobku Unii Europejskiej. Trudno być tu futurystą, ale środki na te szlachetne konkrety są w ludzkim zasięgu: drgnęły możliwości ograniczenia wojen, tym samym zbrojeń wobec sukcesów dyplomacji, praw człowieka itd. Przyroda czekać nie może, bo jej zasoby giną bezpowrotnie.
Tak ogromna ilość ludzi (6 mld u nas prawie 39 mln) na małej powierzchni, będzie oczywiście w większości musiała (i chciała) mieszkać w miastach. Mrzonką jest przewidywanie, że większość ludzi będzie mogła pracować w domu korzystając z komputerów, internetu, zdalnych usług itp. Niepodobna zgodzić się też z obecnym, żywiołowym kapitalizmem rynkowym: kto ma pieniądze, będzie budował się w szczerym polu i dojeżdżał do pracy w mieście samochodem - jak w USA. Wprawdzie samochody będą "elektryfikowane" i miejmy nadzieję miniaturyzowane (masowo - wątpię?) i chowane w podziemnych parkingach itd. itd., ale nie wierzę w masowy exodus ludności poza miasta. Na wsiach nigdy nie będzie na miejscu wystarczającej ilości miejsc pracy, a koszty transportu i ogrzewania mieszkań a nawet tylko przeciwdziałania wilgoci w klimacie kontynentalnym, są już bardzo wysokie i będą wzrastały. Do tego dochodzą oczywiste minusy zaopatrzeniowe, w kształceniu dzieci i dostępie do rozrywek. Telewizja wszystkiego nie załatwi. Własna komunikacja będzie drożała, a jest ona z natury nieprzyjazna przyrodzie. Przy tak wielkiej ludności i wzrastających uciążliwościach trzeba będzie preferować podatkami, cenami i innymi zachętami (ulgami) korzystanie z publicznych środków lokomocji, elektrycznych kolei, wspomagać rowery i budować miasta w zieleni.
Mieszkania. Realnie przewidując, większość ludzi będzie musiała mieszkać w blokach. Tyle, że w oparciu o badania demograficzne rynku pracy i in. pilnie trzeba opracować lepszy (nie chcę nadużywać słowa "ekologiczny") rodzaj budynku i zagospodarowania przestrzennego. Zapewne będzie on pięcio - sześciokondygnacyjny z dużymi balkonami, piwnicami częściowo nie ogrzewanymi (przechowalnictwo nie tylko lodówkowe) i wielkimi tarasami ogrodowo-szklarniowymi na dachach. Ładniejsze, estetyczne, praktyczne, otoczone zielenią. Dziś są już odpowiednie technologie, materiały i przykłady. Także w naszym klimacie. I dużo osobistej, własnej pracy. Także fizycznej - ot, po prostu signum temporis i przymus: za dużo nas na ziemi, bez ruchu, kontaktu i współpracy z przyrodą wykończymy się psychicznie (już teraz 12% populacji ma różne odchylenia). Do tego wszędzie parki osiedlowe, baseny, tereny sportowe i minirezerwaty utrzymywane przez miejscową ludność, głównie młodzież. Szacunek dla innych bytów natury wolno żyjących zwierząt i roślin na co dzień, a nie tylko bezmyślne rozmnażanie nadmiernej ilości dwóch gatunków zwierząt, z natury dzikich, to jest... psów i kotów, które (czy muszą być zabawką?) nie powinny eliminować w środowisku "konkurentów" (koty pożerają np. wielką ilość ptaków!). Inne byty natury, traktowane jako swego rodzaju członek rodziny.
W sumie ta wizja przyszłości to nie tylko korekta miejskiej urbanistyki i rodzaju mieszkań, ale i "sposobu na życie", godniejszego i pomocnie wymuszanego dla większości ludzi. Już niektórzy myśliciele oświeceniowi, jak Voltaire i Concordet, zwrócili uwagę, że płodząc dzieci należy przewidywać, czy będą miały warunki nie tylko do życia, ale do odpowiednio szczęśliwego życia5).
Mając wokół siebie większe zasoby przyrody, częściowo nie zadeptywane (enklawy parków - minirezerwaty), duże strefy ciszy, "własne" drzewa i krzewy masowo sadzone a potem pielęgnowane z okazji świąt rodzinnych itd. - ludzie stopniowo powiążą swą świadomość bytowania na ziemi z innymi, wolno żyjącymi składnikami przyrody, traktowanymi jak przyjacielskich członków rodziny.
Mowa tu w gruncie rzeczy o korekcie współczesnego modelu cywilizacji, który nie może ominąć terenów wiejskich, dziś niefortunnie urbanizowanych: nadmiar betonów, zbędnego oświetlenia, hałasu, rozproszonej zabudowy w szczerym polu. Nie docenia się najwspanialszego zawodu na świecie - rolnika, który dziś musi dużo umieć: przyroda ze swymi porami roku, burzami, potrzebami udomowionych zwierząt itd. wymusza i organizuje zajęcie do późnej starości, a konieczność pracy fizycznej (dziś złagodzonej) i tak zmusza do codziennej gimnastyki, niezbędnej dla ustroju człowieka.
Jest też nader korzystny klimat społeczny: polski chłop rzekomo zacofany w stosunku do Unii Europejskiej, w swojej masie słusznie wyczuwa zalety polskiego rolnictwa, mniej scheminizowanego, produkującego żywność z mniejszą ilością toksyn, przy wciąż jeszcze mniejszym zanieczyszczaniu środowiska.
Szczęśliwie też możemy produkować więcej żywności niż sami potrzebujemy, trzeba zatem pomyśleć o planowej renaturyzacji wielu zdegradowanych obszarów, ale i eliminować własne błędy, korygując lokalizację zabudowy (marnotrawstwo terenu!), przywracając lasy, grądy, mokradła i inne elementy przyrodniczego bogactwa wokół zwartych wsi. W bliskiej perspektywie, można więcej zarobić poprzez turystykę, miejsca rekreacyjne sanatoryjne i dla rehabilitacji. Możliwość eksportowania na dużą skalę żywności tradycyjnej jest wielce wątpliwa. W naszym klimacie, także ze względu na nadmiar rąk do pracy i gotowe mieszkania, realną szansą na długie lata jest raczej pracochłonne warzywnictwo gruntowe, oraz uprawa różnych owoców ze względu na lepsze walory smakowe (od "pięknych" - zachodnich). Równocześnie potrzebne są tu także poważne inicjatywy i działania w sprawie rozwijania wegetarianizmu. W konkurencji z mięsem i wędlinami smaczna żywność pochodzenia roślinnego i równie bogata w białko, żelazo i in. składniki, musi doczekać się większej produkcji, atrakcyjnych dodatków smakowych i wygodnych potraw, sprawnej dystrybucji do sklepów i zachęt finansowych do zmiany upodobań i porzucania mięsnej diety.
Mniejsze pola. Taka produkcja żywności daje możliwość utrzymania mniejszych powierzchni upraw zamiast molochów monokulturowych gospodarstw towarowych, zasypywanych tonami środków chemicznych i rozjeżdżanych ogromnymi maszynami, jak w USA. Specjalnością naszą mogłyby być gospodarstwa wielorodzinne i sąsiedzkie, rozdzielane pasami wiatrochłonnych zadrzewień i rodzimych krzewów pioniersko zakładanych już w XIX wieku w Turwi, majątku generała wojsk napoleońskich Dezyderego Chłapowskiego. W miasteczkach rolniczych małe przetwórnie przyczyniałyby się do ograniczania drogich przewozów żywności na dalekie odległości, i niezdrowego przechowalnictwa w molochach kubaturowych. Wszechobecne zadrzewienia są niezbędne m.in. dla zatrzymania erozji i poprawy jakości gleb.
Współczesne potrzeby nawadniania, można by zaspakajać niewielkimi wieżami ciśnień, których tyle widuje się we Francji i to uważam obok hydroforni za jedyny dopuszczalny element zgrzytu cywilizacyjnego w krajobrazie rolniczym, bo wykluczam dalsze osadnictwo "kolonijne" między wsiami. Istna plagą zaśmiecania pejzażu w czasach PRL wynikała z niewiedzy i bezmyślnej parcelacji (politycznej) ukradzionych folwarków, którym i tak daleko było do kresowych majątków. Każdy chłop mógł mieć oczywiście własną drogę dojazdową, słupy energetyczne i duże obejście z budynkami. Życie dodawało do tego uciążliwe wędrówki dzieci do szkół, dojazdy, rozłażenie się po okolicy niekarmionych psów i kotów, wreszcie nadmierną penetrację ludzką każdego skrawka ziemi, połączoną z wycinką krzewów i śródpolnych drzew, zaorywaniem miedz itd. Dziś każdy ma traktor i chce mieć samochód (wielu ma) i domaga się, aby gmina zabetonowała mu lokalną dróżkę. Na polach - plątanina słupów z drutami.
Koszty wyniszczania przyrody takim osadnictwem pogłębia bezmyślność i brak wyobraźni w budowaniu tysięcy niezdrowych siedlisk na szczególnie cennych terenach niskich, łąkach, w pobliżu rzek i strumyków. Kosztowne odwodnienia spowodowały powszechne obniżenia wód gruntowych i degradację środowiska, a ludzi i tak nie chronią od plagi... chorób reumatycznych i układu krążenia. Smutne i wstydliwe, że nasi politycy i lokalne samorządy nie próbują prostować tych poczynań, nie słuchając lekarzy i epidemiologów informujących o wręcz gigantycznych kosztach reumatyzmu. Wszyscy za to płacimy - także mieszczuchy! Skorygowana wizja przestrzennej zabudowy wsi musi zatem znaleźć praktyczne rozwiązanie w postaci odgórnych zaleceń dla całych grup gmin, tak jak obecnie buduje się wspólnie wysypiska śmieci czy hydrofornie.
Zwróćmy uwagę, że dawne wsie o zwartej zabudowie, posadowione były na wysokich, zdrowych i nasłonecznionych miejscach: często długie ulicówki malowniczo rozciągały się na płaskowyżach, z których na wszystkie strony biegły pola z trójpolowymi uprawami, bujnymi miedzami i śródpolnymi drzewami. Obok fundowanych krzyży i kapliczek, ziemianie ze szczególnym upodobaniem sadzili pamiątkowe drzewa wolno stojące, które z czasem stawały się pomnikami przyrody, a wszystkie były znakomitymi czatowniami nie tylko dla ptaków krukowatych i drapieżnych, czyli sojuszników rolników - eliminujących nadmiar gryzoni.
Zasadę zwartej zabudowy wsi należy utrzymać i planowo przywracać długoletnimi programami wspomaganymi przez europejskie fundusze. Są takie szanse, o ile np. lokalne przesiedlenia powrotne dotyczyłyby terenów przywracanych przyrodzie.
Rozległe doliny rzek, tereny zalewowe i zdegradowane niską retencją obszarową.
Szczególnie podkreślam konieczność zmiany nastawienia wszelkich władz do terenów, na które trzeba patrzeć pod kątem docelowej renaturyzacji i przesiedleń. Tego rodzaju obszary powinny doczekać się planowego zrewidowania tam ludzkiej gospodarki. Zamiast trwonić tam fundusze na odszkodowania po wylewach, wspomagać nierentowne rolnictwo i przyglądać się biernie wzrostem chorób około reumatycznych - należałoby stopniowo przywracać pierwotne biotopy, w których dostrzeżono katastrofalne zmniejszenie się różnorodności biologicznej powodowanej działalnością człowieka.
Znakomite opracowania naukowe w tych sprawach publikowane były wielokrotnie m.in. przez Zakład Badań Środowiska Rolniczego i Leśnego PAN w Poznaniu6).
Przykład ostatnich, konkretnych propozycji co trzeba czynić z wieloma rzekami (jeszcze nie obetonowanymi) znajdujemy w uchwale walnego zgromadzenia Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków 20.3.99.
"Najwłaściwszą formą zagospodarowania Wisły jest jej rekonstrukcja i zachowanie jej jako cieku swobodnie płynącego... doliny rzek naturalnych płynących z ich ogromnym zróżnicowaniem (podłużnym i poprzecznym) oraz zmiennością środowiskową i biotyczną, stanowią jeden z unikatowych typów krajobrazu zasługujący na szczególną ochronę"7). Przypomina się także, iż "państwa zobowiązane są do wypełniania postanowień ratyfikowanych przez siebie konwencji, w tym konwencji Ramsar, konwencji Bońskiej, konwencji Berneńskiej a także konwencji o ochronie różnorodności biologicznej".
Natomiast przykład istniejącego już, koniecznego nakazu odgórnego znajdujemy w rozporządzeniu Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych nr 11A z 11.5.99 gdzie konkretnie nakazuje się "zachowanie i przywracanie zgodności biocenozy leśnej, pojmowanej jako całość organizmów roślinnych, zwierzęcych i mikroorganizmów - z biotopem, czyli ewolucyjnie zmieniającym się środowiskiem bytowania tych organizmów". W dolinach rzek z lasami łęgowymi, olsami i innymi naturalnymi formacjami nakazuje się zachowanie tych ekosystemów w stanie naturalnym i ewentualne odtwarzanie. Jest tam wiele innych, potrzebnych nakazów zachowywania sędziwych drzew, zabraniania zrębów zupełnych itd.
Należałoby życzyć sobie, aby wszystkie samorządy gminne otrzymały podobne wytyczne obligatoryjną ustawą sejmową, bo tylko ona uratowałaby tak potrzebne enklawy DZIKIEGO ŻYCIA, ostoje dla wolno żyjących zwierząt i roślin.
Zarysowana tu w uproszczeniu wizja mocno powiązanej z przyrodą gospodarki przestrzennej miast i wsi, zmiany przyzwyczajeń ludzi i skorygowanego modelu życia może wydawać się idealistyczna. Jednak pewne elementy tej wizji są już podejmowane. Okowy "ery przemysłowej" kruszą się w każdym kraju. Trwa wypracowywanie "trzeciej drogi" cieszącej się wszędzie poparciem ogółu, bo tu jest nadzieja na lepsze jutro. Także polscy ZIELONI muszą aktywniej wykorzystywać tą wielką lukę w obecnej cywilizacji, a tym samym szansę swoich działań. Po Rio 92, oficjalnie zapoczątkowana została w dziejach świata NOWA ERA EKOLOGICZNA. Nawet w komercyjnej Ameryce (USA) jest już kilka milionów członków organizacji ekologicznych, powstał program Al Gore'a.
W Polsce, aby skutecznie działać, póki co - "róbmy swoje", byle konkretnie, każdy co może (ja sam zaczynając od siebie, ze swoim podstawowym narzędziem pracy jakim dysponuję, tj. szpadlem, przystępuję do jesiennego sadzenia 711-go i następnych drzewek w skromnym MINIREZERWACIE).
Jeśli chodzi o wspólne działania, to optuję za podpisaniem umowy PRZYMIERZA ZIELONYCH w kilku konkretnych sprawach. Takie silne lobby powinno wyłonić RZECZNIKA PRAW PRZYRODY. Nie chodzi tu o jeszcze jedną biurokratyczną instytucję, tylko o REDAKTORA - RZECZNIKA PRZYRODY, który mając fachowych współpracowników za pośrednictwem swej miniagencji byłby na co dzień obecny w dużych mediach.
Zastanawiając się głębiej, można dostrzec w postulacie większej ilości informacji około przyrodniczych, konieczności nawet politycznej. Trzeba rozszerzać np. cenne publikacje, które wspierane są przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i dostarczać je wszystkim nauczycielom i radnym w samorządach gminnych. Spojrzenie poprzez pryzmat potrzeb przyrody potrzebne jest zresztą dla zdrowia psychicznego każdego z nas - cząstki tej przyrody: korekta doboru informacji przez media to nakaz chwili. Niepodobna godzić się, abyśmy codziennie i w nadmiarze zaśmiecani byli kolejnymi wypadkami, dewiacjami, blokadami czy pyskówkami pseudopolityków, mających na uwadze tylko czubek własnego nosa, zamiast dobro państwa i związanych z tym globalnych potrzeb przyrody.
Przymierze Zielonych musi mieć szerokie forum dla publikowania swych roboczych inicjatyw zgłaszanych w imieniu przyrody.
Połączenie pracy najzdolniejszych oficerów PRZYMIERZA ZIELONYCH mogłoby zaowocować utworzeniem międzynarodowej organizacji działającej ponad podziałami, pod nazwą EKOLODZY BEZ GRANIC. Jakiś wzór dają tu LEKARZE BEZ GRANIC, ostatnio odznaczeni Noblem 1999. W odróżnieniu jednak od "Greenpeace" i wielu pomniejszych ugrupowań działających "na NIE" - chodziłoby tu o potężną organizację jednoczącą tysiące ludzi do trudniejszych, konstruktywnych prac "na TAK" - opracowujących programy z roboczymi wskazówkami i organizujących działania dla przyrody w każdej miejscowości. Przypominam, że jednym z ważniejszych postulatów /marzeń AM/ Rio 92 jest potrzeba wciągania dużo większej ilości ludzi do różnych prac pro - natura.
Czy polski RUCH ZIELONYCH, "sprzymierzony w głównych eko - sprawach, nie mógłby podjąć się tego zadania?
EKOLODZY BEZ GRANIC - wielkie, niezbiurokratyzowane przedsiębiorstwo, organizujące pożyteczne prace dla młodzieży, miłośników przyrody, hobbystów, zielonych brygad, sprawnych emerytów, wolontariuszy okresowo dołączających (wakacje?) do cennych inicjatyw dla przyrody z ambicjami mozolnego przekształcania świadomości ludzi, w trwałą przyjaźń z otaczającą ich przyrodą i własnym wkładem w pomnażanie jej zasobów.
Pisując o konkretnych korzyściach, które mogą przynieść MINIREZERWATY W KAŻDEJ MIEJSCOWOŚCI, zawsze z podziwem i zazdrością wspominam hart i determinację, z jaką w dużo trudniejszych czasach wdrażali swe działania dla przyrody Izabella Czartoryska, Dezydery Chłapowski, profesorowie Adam Wodziczko czy Władysław Szafer i naukowcy z Turwi. Trzeba rozwijać ich działania, a nadto Zieloni powinni twórczo reagować na wyzwania XX/XXI w.: na naszych oczach "rynek" i media przejmują od rodziców, religii, i szkoły - znaczną część wychowywania i kształtowania postaw ludzi, często prymitywnie komercyjnych (gadżety, zachcianki, bierność) i wrogich przyrodzie. Dlatego media muszą być zdobyte dla przyrody. Z tym także winniśmy wejść do Unii Europejskiej. Bardzo proszę o zgłaszanie - lepszych pomysłów.
Andrzej Mirski
08-206 Huszlew 138
tel. 0-83/358-01-28
15.8.99 i 16.10.99
24.9 na 120 m kominie MEC w KOSZALINIE, na wysokości 43 m zamontowano platformę gniazdową dla sokołów wędrownych, ptaków ginących Wcześniej znaleziono ślady ich pobytu. Może zechcą się osiedlić.
28.9 Rada Miejska w KOŁOBRZEGU wyraziła zgodę na wycięcie szpaleru POMNIKOWYCH topoli czarnych i kasztanowca. Niektóre topole mają ponad 4 m obwodu. Rosną na stadionie przy ul. Śliwińskiego, podobno przeszkadzają sportowcom!
W MIASTKU woj. pomorskie istnieje wylęgarnia raków, którymi stopniowo zasiedla się pomorskie i kaszubskie jeziora.
W Nadleśnictwie KLINISKA koło Szczecina opracowano 10-letni program ochrony lasów. Ograniczony zostanie wstęp do najbardziej cennych obszarów leśnych.
W DARŁOWIE oraz kilku innych parafiach diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej - 4 października w dzień św. Franciszka odbyły się błogosławieństwa wszelkich zwierząt domowych.
14.8 o 855 telewizja Koszalin nadała 20 min. audycję "Małe rzeki Pomorza Środkowego". Pokazywano i mówiono o CZERWONEJ, która bierze początek koło Parnowa w pobliżu Koszalina, wpada do Bałtyku koło Ustronia morskiego, ma ca 30 km długości, wolny bieg, szybko zarasta. W jej pobliżu znajduje się ca 1700 ha polderów. Także o BIELAWIE, dopływie Grabowej, mającej też ca 30 km, uważanej za najczystszą rzekę Pomorza Środkowego. W Niemicy, na tej rzece jest dawny młyn, obecnie mała elektrownia wodna o mocy 18 kw. Płynie bardzo bystro, nie zamarza w zimie. Zaprezentowano również UNIEŚĆ, przepływającą przez Sianów, mającą też ca 30 km, bogatą w pstrągi, trocie i sandacze, uchodzącą do podkoszallińskiego jeziora Jamno. Rzeka jest wyjątkowo zimna, na niej, lub w pobliżu jest kilka gospodarstw rybackich lub ośrodków hodowli ryb, m.in. w Sianowie.
Bernard Konarski