Strona główna   Spis treści 

ZB nr 19(145)/99, 16-31.12.99
ZWIERZĘTA

ZWIERZĘTA W ŚWIĘTA

Czy Twoje Boże Narodzenie jest czasem pokoju na ziemi i życzliwości dla wszystkich? Czasem przypomnienia?

Czy obchodzisz to święto zgodnie z tym wszystkim, co Boże Narodzenie oznacza? Czy wiesz, jak zwierzęta, które trafiają na świąteczne stoły muszą cierpieć, zanim zostaną zabite i jak wygląda ich śmierć?

POMYŚL O KARPIU,

który godzinami leży w basenie, a potem pakuje się go do plastikowych reklamówek i przenoszony do domu, gdzie zadaje się mu nieumiejętnie ciosy nożem. Nie prawdą jest, że ryby nie czują bólu. Cierpią tak samo, jak ssaki, tylko dźwięki wydawane przez ryby nie są słyszalne przez człowieka. Ryby posiadają rozbudowany system nerwowy, informacje u bólu wysyłane są bezpośrednio do mózgu.

Cały czas pojawiają się nowe metody zabijania ryb. Niektóre uderza się kawałkiem deski w okolice głowy, inne osobniki przecina się nożem w okolicach skrzeli, aby wykrwawiły się na śmierć. Uśmierza się je również poprzez zanurzenie w zbiorniku wody nasyconej dwutlenkiem węgla. Jedna z najbardziej popularnych metod jest wyciąganie łososi z wody i natychmiastowe zanurzanie ich w kontenerach wypełnionych kawałkami pokruszonego lodu, gdzie ryby te giną powoli na skutek uduszenia. Jedną z najbardziej destruktywnych metod połowów ryb jest metoda dryfujących sieci. Sieci, wykonane z cienkich i bardzo mocnych włókien nylonu, umocowane są na powierzchni wody i zwisają w głąb morza. Sieci takie wyłapują m.in. tuńczyki i łososie

ZAPAMIĘTAJ INDYKA,

który podczas swojego krótkiego życia ma obrzynany dziób rozpalonym do czerwoności ostrzem. Jest intensywnie tuczony, okrutnie związywany i przyczepiany za nogi (głową w dół) do pasa transportowego (wiele ptaków jest tak ciężkich jak 6-letnie dziecko), który powoli przenosi je do obcinacza gardeł.

Świnie przywiązuje się w specjalnych, stalowych przegrodach. Cielęta, mające kilka dni, odseparowuje się od matek i transportuje do metalowych klatek, w których z ledwością mogą się poruszać. Celowo wywołuje się u nich anemię i trzyma w odosobnieniu.

Obraz rzeźni jest niczym wizje piekła. Zwierzęta unosi się za tylne nogi, podrzyna się im gardła, obdziera ze skóry i kroi, gdy jeszcze żyją. Zabijane są wstrząsami elektrycznymi lub specjalnymi pistoletami, ogłuszane uderzeniami młota. Towarzyszą temu przeraźliwe głosy tysięcy niewinnych istot. Podobnie giną kurczaki, zawieszone rzędem za nogi na przesuwającej się, ruchomej taśmie. Z podciętą żyłą szyją umierają zadławione własną krwią, wypływającą z dzioba.

PAMIĘTAJ!

Nie ma czegoś takiego, jak humanitarna rzeź. Wspomnij głodujące dzieci. Jedzenie mięsa wspiera światowy głód - kawałek ziemi, który może wyżywić 12 ludzi jedzących rośliny i ziarna, może wykarmić tylko 1 osobę, jeśli rośliny są karmą dla zwierząt przeznaczonych na mięso. Około 60 milionów ludzi umiera rocznie z głodu. Pamiętaj o tym, że należy nakarmić głodujących ludzi, a nie wykarmić farmy zwierzęce.

Czy pamiętasz o cierpieniach zwierząt spowodowanych Twoimi świątecznymi prezentami w postaci kosmetyków testowanych na zwierzętach? Każdego roku w imię badań medycznych milionom zwierząt zaszczepia się śmiertelne choroby i rakotwórcze guzy, uszkadza ich ciała i mózgi. Zwierzętom, służącym do doświadczeń, zadaje się rany na skórze, wiele z nich jest oślepianych, okaleczanych i oparzanych. W tak przygotowane części ciała wciera się substancje toksyczne a obserwacje prowadzi się tygodniami.

Zwierzęta żyją w ciasnych klatkach, owrzodziałe, pokryte nigdy nie gojącymi się ranami. Niemal każdy, nowy produkt, począwszy od szamponu, na papierosach, na alkoholu i lekach kończąc, przed pojawieniem się w sklepie przechodzi fazę eksperymentów na zwierzętach.

Zapamiętaj, że testowanie na zwierzętach nie odnosi się wcale do ludzkiego zdrowia i bezpieczeństwa. Kupuj tylko produkty wolne od okrucieństwa.

PAMIĘTAJ O ZWIERZĘTACH LABORATORYJNYCH!

Zwierzęta na nieszczęście rodzą się z pięknymi futrami. Każdego roku setki tysięcy zwierząt futerkowych jest zabijanych przez uduszenie spalinami, złamanie karku lub porażenie prądem. Do chwytania zwierząt, żyjących na wolności, używa się głównie potrzasków. Gdy zwierzę wpada w pułapkę, żelazne kleszcze natychmiast zatrzaskują się na kończynie, miażdżąc mięśnie i łamiąc kości. Aby uszyć kurtkę zwaną brajtszwancem rozpruwa się brzuch ciężarnej owcy i wydobywa młode, któremu po poderżnięciu gardła wtłacza się pod skórę sprężone powietrze, aby szybciej oddzielić ją od ciała. Żeby zrobić futro z karakułów, ciężarne owce kopie się po brzuchach, aby poroniły. Z kilkudziesięciu płodów zdziera się skóry i szyje futro. Owca później choruje, ale po jakimś czasie znowu zachodzi w ciążę i ponownie się ją kopie.

Pamiętaj o odrażającej torturze i śmierci zwierząt z powodu próżności i samolubstwa ludzi, którzy myślą, że posiadanie futra jest szczytem luksusu i piękna.

Czy chodzisz do cyrku, by śmiać się z nieszczęścia zwierząt? Czy myślałeś o tym, że zwierzęta cyrkowe przetrzymywane są w ciasnych klatkach oraz przewożone z miasta do miasta w wagonach bydlęcych? Pozbawione są one wszystkiego, co powoduje, że życie jest wartościowe. Najbardziej okrutne są metody tresury zwierząt cyrkowych. Do ich bicia używa się metalowych prętów. Stosowane są baty, szpikulce, płonące obręcze, elektrowstrząsy, rozżarzone płyty, na których uczy się zwierzęta tańczyć oraz narkotyki, dzięki którym zwierzęta są łagodne i posłuszne. Zwierzęta w cyrku nie wiedzą, co to jest przyjemność życia w naturze. Zabierana jest im wolność.

PAMIĘTAJ!

Zwierzęta naprawdę cierpią! Na jaw wychodzą wciąż nowe dowody alarmujące o okrucieństwach w świecie cyrkowym. Pamiętaj o bojkocie przemysłu cyrkowego wykorzystującego zwierzęta! Obserwowanie tresury zwierząt jest szkodliwe społecznie, zwłaszcza dla dzieci, które wychodzą z przedstawienia w przekonaniu, że człowiek może zwierzęta wykorzystywać nawet do celów rozrywkowych.

Wielu ludzi decyduje, iż zwierzątko domowe będzie miłe na Święta, ale większość z nich jest potem wyrzucana lub zaniedbywana, po tym, jak się znudziła, albo gdy małe zwierzątko niewybaczalnie urosło, zachowało się jak zwierzę a nie jak osoba.

Zapamiętaj: zwierzę jest na całe życie, jest życiem - a nie zabawką!

Czy będziesz pamiętał o tym cierpieniu i śmierci podczas tych świąt? Czy spróbujesz Bożego narodzenia bez okrucieństwa? Postaraj się przeżyć je w miłości nie tylko względem drugiego człowieka, ale również względem naszych "braci mniejszych" - istot czujących, cierpiących i pragnących szczęścia.

Magdalena Tryzna
Ruch Wyzwolenia Zwierząt
skr. 55
53-350 Wrocław 15
tel. 0-71/367-83-57
czynny w czwartki w godz. 16-18.

Spotkania grupy odbywają się w środy w godz. 16-17 w Polskim Klubie Ekologicznym we Wrocławiu, ul. Kotlarska 41 IV p.

początek strony

DZIEŃ W RAJSKIM OGRODZIE

Moim pierwszym wrażeniem po przeczytaniu, że w odległości około półtorej godziny jazdy samochodem (dystans jak na Kanadę niewielki) znajduje się schronisko dla osłów były słowa - czy to możliwe? Drugim zaś - jedźmy tam natychmiast! Schronisko okazało się być rzeczywistością i naturalnie, że pojechaliśmy tam natychmiast. Wedle informacji telefonicznej było ono owocem fundacji prywatnej rodziny, która ofiarowała na ten cel rodzinną farmę w Guelph, Ontario - budynki gospodarcze, pola - i przez wiele lat propagowała jego ideę. Po kilku latach ustanowiono jej status jako oficjalnego schroniska - a raczej sanktuarium, jak brzmi w pełnej nazwie - dla osłów i ich krzyżówek, uratowanych przed okrucieństwem ludzi. Zwierzęta pochodzą z najróżniejszych źródeł - jako darowizny znudzonych nimi właścicieli albo odebrane przez organizacje opieki nad zwierzętami, często w strasznym stanie.

Jadąc przez rozlegle, pełne jesiennego słońca przestrzenie Ontario, wyobrażałam sobie, że zobaczę dokładnie zabudowane wybiegi, stajnie i paśniki - może co najwyżej pozwolą mi podać jednemu czy drugiemu osiołkowi granulowaną paszę w waflowym rożku - coś tak jak w małym zoo. Z pewnością nie będę miała szansy na pogłaskanie któregoś z nich, bo po tym co przeżyły, wątpię żeby miały do kogokolwiek zaufanie. No, ale jeśli od razu przygotuje się na to, to nie będzie mi przykro kiedy moje ewentualne usiłowania zaprzyjaźnienia się z którymś z nich spełzną na niczym pod - jak myślałam - bacznym i potępiającym spojrzeniem obsługi.

Z takim nastawieniem zjechałam w polną drogę i wkrótce zatrzymałam się przed solidną bramą, za która rozciągał się młody sosnowy lasek. Na bramie widniał napis - w wolnym przekładzie - "Sanktuarium Osłów. Prosimy zamknąć za sobą bramę dla bezpieczeństwa naszych zwierząt. Dziękujemy". Chcąc nie chcąc wylazłam z samochodu i otworzyłam potwornie ciężkie dźwierza, przejechałam kawałek, i zamknęłam za sobą z takimż samym wysiłkiem. Wokół panowała całkowita cisza i spokój, żadnej kasy biletowej jak się spodziewałam, nic poza droga i lasem. Jak się okazało, farma i domostwo mieściło się na końcu wielkiego obszaru łąk i zagajników na wzgórzach, ładnie pociętych na rozległe pastwiska przegrodzone drewnianymi plotami z drągów.

Podjechałam pod widoczne budynki, wciąż daremnie wypatrując kogoś z obsługi. Obok małego parkingu znajdowało się wejście przez niedużą furtkę i tablica informacyjna, ze skarbonką przyczepioną u dołu. Za furtką widoczny był obszerny dziedziniec, ogromna stajnia, a za nią pastwiska z grupami zwierząt spokojnie pasących się w gorącym słońcu. Wg umieszczonej na tablicy informacji wstęp kosztował tyle, ile każdy uważał za właściwe. Opłatę należało pozostawić w skarbonce, nie wolno było zabierać ze sobą na teren farmy psów a karmienie zwierząt było zabronione, ponieważ przekarmianie szkodzi im na zdrowie. To wszystko. Wyglądało na to, że można wejść i czuć się jak u siebie w domu co pomimo mojego obycia ze zwierzętami, wydawało mi się jakby nietypowe. Osły to zwierzęta duże i silne, do tego mają opinię humorzastych. Cóż będzie jeśli któryś wpadnie w złośliwy nastrój? Nie chcąc ryzykować rozpoczęłam donośne nawoływanie i wreszcie w otwartych na oścież drzwiach stajni ukazała się sylwetka młodej kobiety, niewątpliwie tu pracującej, bo dzierżyła w ręku widły z resztką słomy sypiącej się złociście na ziemię.

Tak po raz pierwszy zobaczyłam Ellen. Ellen rzeczywiście pracowała tutaj i to od paru lat, od czasu przyjazdu z Ekwadoru - i to Ellen opowiedziała mi historię każdego z jej osłów, dając tym lekcje miłości do słabszych, wybaczania i odpowiedzialności, obok wielu innych rzeczy. Obok jej nóg kręciły się dwa biało-rude psy, podobne go chartów - jak mi powiedziała, także pensjonariusze schroniska, uratowane przed śmiercią z ręki swego pana, który zdecydował się je zastrzelić jako niepotrzebne darmozjady.

Ellen mówiła cicho i bez wdawania się w szczegóły co do powodów dla jakich zwierzęta trafiły do sanktuarium. Być może dlatego, że w wielu przypadkach nie było słów żeby opisać okrucieństwa przez jakie przeszły. Nie oceniała też ludzi, którzy zadawali im cierpienie - wystarczyło jej, że udało się uratować jedno więcej stworzenie, i to było najważniejsze. Nie oceniała, nie prawiła morałów - nie okazywała też nienawiści sprawom udręk, których skutków była świadkiem. Pierwszym "pensjonariuszem" jaki nas powitał był ogromny, srebrzysty Solo. Przestraszyłam się odrobinę bo jestem mizernej postury a on nieomal przytłoczył mnie sobą, przytykając ogromny łeb do mojej twarzy - rasa jaką reprezentował osiąga rozmiary konia, a Solo był jej rosłym reprezentantem. Jednakże to był właśnie sposób w jaki schronisko funkcjonowało - żadnych kojców, żadnego pilnowania, goście swobodnie chodzą pomiędzy zwierzętami. Zdumiona, czy nie obawiają się, że osły mogą reagować w nieobliczalny sposób po swoich przeżyciach, Ellen odpowiedziała z łagodnym uśmiechem - "Osły przebaczają". I rzeczywiście była to szczera prawda.

Dziedziniec, stajnia i pastwiska były domem dla około 50 zwierząt - w dużej liczbie mułów (potomek osła i klaczy końskiej), osłomułów (potomek konia i klaczy osła) i kuców, wśród których zauważyłam kilka kóz - dwie ogromnych rozmiarów brązowe i kilka mniejszych angorskich, śmiesznie podobnych do pudelków z rożkami. Patrzyłam na to w oczarowaniu i jednocześnie ze ściśniętym sercem, kiedy Ellen opowiadała o każdym z nich.

Solo np. rozumiał wyłącznie francuski i miał się za człowieka, nigdy nie zadając się z innymi osłami - prawdopodobnie był wychowywany od urodzenia jako jedynak. Niestety oddany później do schroniska - najwidoczniej znudził się swoim państwu, traktującym go jako oryginalna zabawkę. "I tak miał szczęście - dodaje Ellen, czochrając mu szczeciniasta grzywę - że nie poszedł na psie konserwy". Jakoś nie umiem się tą myślą pocieszyć. Tibet - kremowo-biała klacz osła odebrana właścicielowi w stanie kompletnego wycieńczenia i ze zniekształconymi przez zaniedbanie kopytami, Tengen - urodzony w schronisku, po matce nieomal zagłodzonej na śmierć. Następny, zauważony w rzeźni przez przedstawiciela towarzystwa opieki nad zwierzętami, trafił pod gościnny dach sanktuarium z nogami opuchniętymi do podwójnej ich grubości. I inny - bity bezlitośnie, i następny, i jeszcze jeden...

Każdy z nich ma swoją własną, straszną historię i wydaje się wręcz nie do uwierzenia, patrząc w ich spokojne, łagodne oczy, że ciągle mogą ufać. Historia każdego z nich jest może specyficzna, ale wszystkie mają ze sobą coś wspólnego - to człowiek spowodował ich cierpienie, nieraz celowo. Przewijają się obok mnie osły najróżniejszych rozmiarów - każdy przygląda mi się ciekawie, dotyka jedwabisto-aksamitnymi chrapami, nadstawia zjeżony kosmatą sierścią kark pod moje pieszczące palce - a ja czuję wstyd, że gatunek homo sapiens, do którego należę, okazał się wobec nich niegodny swego miana.

Przechodzimy do wyjścia wśród płowych, szarych, czarniawych i łaciatych grzbietów, otoczeni ciepłem i zapachem zwierząt i siadamy na ławce pod wielkim klonem, ciesząc się wspaniałym widokiem na łąki i zatopieni w myślach. Wkrótce przyłącza się do nas cichutko malutki osiołek, kosmaty i ciemnej maści i spogląda z ukosa, pracowicie coś przeżuwając. Patrzę na niego przez chwilę i widzę, że wszystko co weźmie w pyszczek wypada z powrotem na ziemie, podejmuje więc to znowu, żeby za chwilę upuścić. Przyglądam mu się jeszcze uważniej i widzę, że jego głowa jest zdeformowana - połowa szczęki jest znacznie mniejsza niż reszta pyska. Z boku wystaje duża cześć języka, który mu raczej przeszkadza niż pomaga w jedzeniu, nadając mu wyraz trochę żartobliwy, a trochę żałosny.

W odpowiedzi na moje pytające spojrzenie Ellen tłumaczy spokojnie "Velvet jest skutkiem eksperymentu hodowcy. Należy do odmiany miniaturowych osłów a krzyżówki dążące do uzyskania okazów o jak najmniejszym wzroście często skutkują takimi deformacjami. Hodowca oddał go nam i dzięki temu Velvet będzie żył - ma już za sobą operację plastyczną a może będzie miał następną, kiedy skończy rosnąć. Karmimy go specjalną karmą żeby mieć pewność, że nie głoduje. A on sam powoli uczy się radzić sobie ze swoim kalectwem". Patrzyłam z podziwem na jego uparte i w połowie daremne usiłowania zjedzenia paru ździebeł siana, aż w końcu nie wytrzymałam i podałam mu je wprost do malutkiego pyszczka. Velvet spojrzał na mnie ufnie i przysunął uszaty łebek do pogłaskania.

Siedzieliśmy na trawie już z nim u mojego boku, zasłuchani w opowieści Ellen, psy drzemały u naszych stóp. Schronisko nie rozmnaża zwierząt, urodzone tu źrebięta pochodzą od klaczy które trafiły tu ciężarne. Wszystkie żyją do naturalnego końca swojego życia, które czasem wynosi nawet ponad 25 lat. Sanktuarium służy także jako ośrodek dla rehabilitacji młodzieży upośledzonej w rozwoju - grupy dzieci przychodzą tutaj, żeby być wśród zwierząt i w ten sposób pozytywnie wpłynąć na swoje reakcje, wzbogacić uczucia. Pieniądze na utrzymanie placówki pochodzą przede wszystkim z darowizn i niewielkiej pomocy ze strony organizacji zajmujących się opieką nad zwierzętami.

Można też "zaadoptować" osła - za niewielka sumę, na cały rok. Pieniądze te idą na jego utrzymanie na terenie schroniska - ale osoby dysponujące odpowiednimi warunkami mogą zabrać swojego ulubieńca ze sobą - pod warunkiem, że razem z nim wezmą innego, najbardziej z nim zaprzyjaźnionego. Umowa odnawiana jest corocznie i jeśli sytuacja ulegnie zmianie - osiołki zawsze mają miejsce w sanktuarium. "W ten sposób - wyjaśniła Ellen - zdrowe i spokojnego usposobienia zwierzęta znajdują domy, nawet jeśli tylko na parę lat".

Nagle Ellen zaśmiała się cichutko i położyła palec na ustach - wyciągnięty jak długi leżał przy mnie uśpiony głęboko Velvet - ujęłam delikatnie jego głowę i umieściłam na swoich kolanach. Westchnął błogo i zachrapał nawet nie otwierając oczu. Uczucie nieopisanego spokoju, jedności z pięknem otaczającego mnie świata i ludzkiej dobroci próbującej naprawić wyrządzane zło uświadomiło mi jak prawdziwe są słowa "Miarą cywilizacji jest sposób w jaki traktuje ona zwierzęta". Umilkłyśmy, oczarowane magią miejsca i czasu, jakby cudem przeniesione w jakiś idealny rajski ogród, gdzie zwierzęta, ludzie i przyroda żyją w bezgrzesznej harmonii.

Marita Kane
e-mail: marita.kane@sympatico.ca

Adres schroniska dla osłów: rysunek

The Donkey Sanctuary of Canada
R R #6,
Guelph, ON
Canada N1H 6J3
e-mail: donksanc@mgl.ca
strona: http://www.mgl.ca/~donksanc

zdjęcie
na zdjęciu autorka z bohaterami powyższego tekstu



ZB nr 19(145)/99, 16-31.12.99

Początek strony