Strona główna | Spis treści |
Pora poważnie podejść do sprawy, szczególnie w kontekście kłopotów finansowych ZB, "Dzikiego Życia" i innych pism. Sytuacja ta ma swój kontekst polityczny, ale również merytoryczny i organizacyjny. Polscy zieloni uwierzyli, że mogą krytykować rząd za jego środki do woli, a równocześnie zaniedbali swoje sztandarowe pismo (ZB) merytorycznie.
Nie da się na dłuższą metę mówić prawdy będąc na łasce rządowych pieniędzy, a w przypadku ZB było to chyba 80% czy nawet 100% gotówki, nie licząc pracy wolontariuszy. Nie wiem, jak było z "Dzikim Życiem". Niestety chyba podobnie. Może nadszedł czas na stworzenie niezależnego pisma za nasze własne pieniądze. Osobiście jestem w stanie płacić na takie pismo, np. 5 zł miesięcznie. Jak będzie trzeba, dam więcej. Znajdę też np. 10 osób, które dodatkowo zapłacą za pismo. Trzeba zatem na dzień dobry 500 zielonych, którzy zmobilizują ze swojego otoczenia 10 innych osób. To jest wykonalne. Wymaga oczywiście dużego wkładu pracy, jednak przy okazji może uda się ożywić nadwątlonego od 1997 r. ducha współpracy.
Rachunek ekonomiczny jest prosty, 5 tys. osób zapewni 25 000 zł miesięcznie. Rocznie jest to 300 000 zł. Jesteśmy w stanie stworzyć solidny niezależny periodyk za te pieniądze w wersji bogatszej - internetowej i uboższej - drukowanej. Wtedy znajdą się też prawdopodobnie i tacy zieloni, którzy mają własne przedsiębiorstwa i zechcą w ramach niewysokich opłat za reklamę wspierać wydawnictwo. 50 ogłoszeń w numerze za 25 złotych daje dodatkowo 1250 zł na każdy numer. Rocznie obciąży to firmę w wysokości 300 zł. To chyba niezbyt dużo. Nawet dla sklepu z żywnością bio. Z czasem mógłby on być dotowany przez różne fundacje, a nawet rząd. Przy odpowiedniej promocji dostaniemy wsparcie z zagranicy, np. od Polonii. Ważne, żeby i bez dodatkowego wspomagania finansowego mógł się ukazywać regularnie i był wydawany na solidnym poziomie.
Nowe pismo powinno powstać na bazie istniejących ludzi (redaktorów) i ich doświadczeń. Pismo powinno mieć kilkuosobową redakcję, a już z pewnością radę redakcyjną biorącą odpowiedzialność za treść publikowanych tekstów. Powinna zostać określona jasna linia i cele, które redakcja zamierza osiągnąć. Brak tej wizji był moim zdaniem jednym z podstawowych powodów odchodzenia od współpracy i czytelnictwa ZB przez wielu doświadczonych działaczy ruchu ekologicznego (kiedyś ZB prenumerowałem, od kilka lat zaprzestałem tego). Redakcje wszystkich dotychczasowych pism mogłyby być lokalnymi oddziałami redakcji krajowej, szukać sponsorów i tematów do artykułów.
Trzeba ogłosić konkurs na nową, nośną nazwę, strategię finansową i marketingową i ruszamy Panie i Panowie. To naprawdę świetny moment, aby kilka osób znalazło pracę w niezależnej redakcji i powołało pismo, które pisze poważne, polityczne rzeczy o ekologii, zrównoważonym rozwoju, prawach człowieka i wszystkim co uzna redakcja za stosowne, a płatnicy będą chcieli czytać.
Co o tym sądzicie?
Maciej Kozakiewicz <maciejko@most.org.pl>
na liście zieloni@most.org.pl
14.3.2000