Strona główna | Spis treści |
Co się stało? Jakie procesy zaszły w zbiorowej i indywidualnej świadomości na przestrzeni ostatnich kilkuset lat, że znalazłszy się u progu technologicznego spełnienia nie zauważamy go? Jaki lęk nie pozwala nam widzieć rzeczy oczywistych i widzialnych? Z perspektywy kosmosu wyglądamy, jakbyśmy nigdy wcześniej nie zastanawiali się nad tym, co mamy robić w tym raju zaproponowanym przez racjonalną część naszego umysłu. W raju wyrażającym się ciągłym wzrostem bezrobocia w skali całego świata.
W naszej chrześcijańskiej części świata lęk ten pogłębiony jest jeszcze naszą kompletną bezradnością wobec prób odnalezienia sensu bycia w raju teologów. Nasze umysły są we władaniu rozumu, a wizja zbudowana przez rozum kończy się na doczesności i wygodzie życia, którą prawie sobie zapewniliśmy.
Dlatego jesteśmy pełni niepokoju wobec coraz wyraźniej się rysującej tendencji wzrostu bezrobocia i zupełnie niejasnej wizji społeczeństwa bezrobotnych. Co robić, kiedy nie ma pracy?
Nasze kościoły opowiadają się za pracą i przeciw rozrywce i użyciu. Nasze rządy używają populistycznych haseł "walki z bezrobociem", choć światli ekonomiści wiedzą, że jest to pusty frazes wyborczy. Sytuacja taka przekłada się na codzienną praktykę oszustwa i iluzji, w które pogrążamy się my wszyscy - pracownicy i pracodawcy, którzy coraz bardziej udajemy, że nasza praca ma jakiś głębszy sens.
Coraz więcej też energii wkładamy w działania pozorujące sens naszej pracy na płaszczyźnie świadomości zbiorowej. Przykładem tego zjawiska jest przemysł reklamowy uzasadniający swoje istnienie zbiorowym przekonaniem ludzi o jego niezbędności. Technologicznie świat dojrzał już bowiem do łatwego dostępu każdego obywatela do rzetelnej informacji o cechach wystawionych na sprzedaż towarów, a mimo to przemysł reklamowy ma się dobrze, gdyż zbiorowa świadomość skutecznie umie rozprawić się z racjonalnymi wątpliwościami co do sensu jego istnienia.
Świadome działania tego rodzaju nazywa się manipulacją, lecz komu przypisać autorstwo manipulacji, gdy podmiotem działania jest świadomość zbiorowa?
Wydaje się, że o współautorstwo można posądzać każdą instytucję o dużym społecznym oddziaływaniu, a więc rządy, wielkie przedsiębiorstwa, duże kościoły, stacje telewizyjne i radiowe, koncerny prasowe. Każda z tych instytucji walczy o dusze klientów, wyznawców lub widzów. Każda uzasadnia swoje bycie - swoją ekspansją oznaczającą nowe miejsca pracy i spadek bezrobocia. Wszystkie instytucje programowo zatem walczą z bezrobociem. Wszyscy zaś ludzie programowo uwolniliby się od obowiązku pracy raz na zawsze. Wizja wolności od pracy dla instytucji, będąca zarazem wizją wolności ku pracy dla siebie, jest przecież ich wizją raju.
Jabłka w raju można było jeść i podejrzewam, że każde rajskie drzewo mogło dźwigać zakazane owoce. Dopiero zauważenie niestosowności zrywania jabłek było grzechem Adama i Ewy. Było to przyznanie Bogu prawa sądzenia, co jest dobre i sensowne, a co nie. Było to zauważenie, a tym samym wykreowanie hierarchii. Milcząca zgoda na instytucję. A w instytucji posłuszeństwo jest cnotą najpierwszą.
Rozsądek zaś podpowiada, że w nowoczesnym społeczeństwie początku XXI w. instytucje będą coraz mniej potrzebne. Schyłek sensu ich istnienia widać już dzisiaj powszechnie.
Psychiczna sytuacja bezrobotnych, których przecież będzie stale przybywało, jest taka, że czują się oni obywatelami drugiej kategorii. Ale i sytuacja pracujących jest nie do pozazdroszczenia. Sens pracy nie sprowadza się bowiem wyłącznie do zarabianych pieniędzy, a żyjąca w każdym człowieku ciekawość każe mu stale i stale zapytywać: "Po co i dla kogo ja to robię? Czyje potrzeby zaspokajam i w jaki konkretnie sposób? " Dla wielu ludzi odpowiedź na takie pytania staje się coraz trudniejsza.
Wytężona działalność agitacyjna instytucji wszelkiego rodzaju skierowana jest na ciągłe odbudowywanie poczucia sensu działania na ich rzecz. Mimo to wielu ludzi czuje się zagubionych mglistą wizją sensu swojej pracy.
Celem powołania systemu nagradzającego pracowitość i rozum było wykształcenie podstaw technologicznych zapewniających ludziom dobrobyt.
Chociaż cel ten w postaci stworzenia zaawansowanych technologii wyposażonych w zdolność samodoskonalenia, został już osiągnięty, dobrobytu w skali powszechnej jak nie było, tak nie ma.
I oto cały ambaras. Dlaczego nie ma powszechnego dobrobytu mimo istnienia tak zaawansowanej technologii? Czyżby system oparty na rozumie miał wady?
Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest trudna. Aby jej udzielić, wystarczy przyjrzeć się uważnie światu po kątem wydatkowanej przez ludzi energii.
Weźmy pod lupę, dla przykładu, przemysł reklamowy. To oczywiste, że ten mocny sektor nowoczesnych gospodarek jest dźwignią handlu. Nie mniej oczywiste jest, że przemysł ten pochłania ogromne ilości ludzkiej energii potrzebnej do wyprodukowania tych milionów reklam telewizyjnych, radiowych, plakatowych, prasowych, ulotkowych, z jakimi stykamy się wszędzie każdego dnia.
Ile na to wszystko trzeba wyciąć lasów, zużyć prądu, zatrudnić pracowników? Górnik pracujący pod ziemią też bowiem jest pracownikiem reklamy, gdyż część jego pracy w postaci wydobytego węgla jest zużywana do produkcji energii niezbędnej dla funkcjonowania tego przemysłu.
W przemyśle reklamowym są zatrudnieni pracownicy poligrafii, producenci papieru, producenci farb i odczynników chemicznych, projektanci i budowniczy budynków biurowych obsługujących ten przemysł. A ile prądu i benzyny kosztuje przewiezienie do pracy i do domu tych wszystkich pracowników przemysłu reklamy? Ile dodatkowo osób musi być przez to zatrudnionych w komunikacji, telekomunikacji, na pocztach, w bankach, w szkołach? Tak skonstruowana lista osób wkręconych w tryby reklamy obejmuje prawie wszystkich ludzi na świecie, którzy pośrednio lub bezpośrednio, świadomie lub nieświadomie, przyczyniają się do jej skutecznego funkcjonowania.
A przecież przemysł reklamowy mógłby w ogóle nie istnieć i nic złego by się przez to na świecie nie stało.
Każdy człowiek bez trudu wyobrazi sobie świat bez reklam, a w nim ogromną rzeszę bezrobotnych, którzy zajmowali się obsługą tego przemysłu.
Z chwilą narodzin takiego wyobrażenia podważony zostaje sens pracy milionów ludzi zatrudnionych w tym przemyśle.
Czym zatem obecnie jest praca tych ludzi? Ukrytym pod pozorami sensownych działań bezrobociem? Aprobowanym społecznie zatrudnieniem dla umysłów, nie umiejących sobie znaleźć sensowniejszych zajęć?
Przemysłów podobnych reklamowemu jest więcej. Czasem nazywa się je "służbami" dla zmylenia uwagi, gdyż zamiast wyręczać nas w czymś, wymagają od nas dodatkowego wysiłku, którego w przeciwnym razie nigdy byśmy nie podjęli. Służby finansowe czy podatkowe zmuszają nas do skrupulatnej sprawozdawczości dotyczącej wszystkiego, co robimy. PITy, NIPy, VATy, miliardy faktur, rachunków, kwitów, miliony księgowych, urzędników, tysiące ton zużywanego do sprawozdawczości papieru, miliony biur na całym świecie, które dla tych ludzi trzeba zbudować, ogrzać, oświetlić, wyposażyć w sprzęt.
Efektem tej gigantycznej pracy wykonywanej przez prawie wszystkich ludzi na świecie (Ach, któż z nas nie bierze od kasjerki w sklepie papierowego kwitu, który też jest dokumentem, a równocześnie kawałkiem lasu, albo nie wypełnia corocznie zeznania podatkowego.) jest - obarczona dużym błędem systemowym w postaci czarnego rynku - wiedza niewielkiej grupy makroekonomistów o tym, jak w danym kraju płyną strumienie pieniędzy.
Makroekonomiści w rządach i uniwersytetach uzasadniają nam potrzebę tej wiedzy, lecz potoczne doświadczenie wskazuje, że jest ona źródłem przywilejów, jakie ta wąska grupa funduje sobie samej.
Czy bez tej sprawozdawczości świat pogrążyłby się w chaosie?
Zapewne nie, gdyż wiedza wykorzystywana przez poszczególnych przedsiębiorców i służąca prowadzeniu przez nich przedsiębiorstw ma z tą oficjalną sprawozdawczością niewiele wspólnego.
A dowodów świetnie prosperujących systemów ekonomicznym drugiego obiegu, który nie traci tyle energii na sprawozdania, jest w świecie bez liku.
Oto zatem drugi przykład ukrytego bezrobocia czyli pracy, której mogłoby w ogóle nie być.
Wydawałoby się, że głównym beneficjentem formalnej sprawozdawczości statystycznej i księgowej są urzędnicy, ale każdy człowiek zna w przybliżeniu charakter i rodzaj wykonywanej przez urzędników pracy. Trudno doprawdy nazwać ją atrakcyjną, gdyż jej sens, poza zarabianiem pieniędzy przez samych urzędników, jest naprawdę wątpliwy. Jakie bowiem ludzkie potrzeby zaspokaja swoją pracą urzędnik? Karmi, grzeje, ułatwia cokolwiek, bawi, uczy? Nic z tych rzeczy. Zwykle wypełnia papierki i przekazuje je innemu urzędnikowi, a jego praca jest źródłem upokorzenia, lęku i frustracji. Czy można taką pracę nazwać atrakcyjną?
Kolejnym sektorem ukrytego bezrobocia jest produkcja rzeczy nikomu niepotrzebnych, na które popyt stworzyła reklama: gadżety, których życie trwa jedną chwilę, jednorazowe opakowania, do których przywykliśmy, gdyż są, gazety ze złymi wiadomościami i plotkami. Używamy tych rzeczy często tylko dlatego, że ich pojawieniu się na rynku towarzyszy ogromna infrastruktura, którą trudno jest ominąć: kiedy wręczają ci hamburgera, wraz z nim dostajesz stos serwetek, które po chwili trafią do obszernego kosza.
Głównym mechanizmem współczesnych gospodarek jest wszędobylska konkurencja. Jej znaczenie rosło na przestrzeni wieków i niewątpliwie dzięki niej, mimo wojen i przeciągów historii, świat wynalazł nowoczesne technologie, z którymi obecnie się stykamy.
Konkurencja jest prostym mechanizmem redukcjonistycznym. Włączając ten mechanizm w obszar autosterowania, człowiek otrzymuje od świata komunikat "jestem lepszy" lub "jestem gorszy", zamiast jedynego prawdziwego "jestem niepowtarzalny". Ta "lepszość" i "gorszość" wymyślone zostały przez Rozum dla podkręcenia rozwoju wiedzy i technologii, nic więc dziwnego, że postęp w tych obszarach dokonał się tak szybko.
Lecz w dzisiejszych czasach ogromu wiedzy nie do ogarnięcia (Internet jest rewolucją w tym zakresie, nie do końca jeszcze uświadamianą.) i mnogości efektywnych technologii wytwarzania dóbr, mechanizm konkurencji traci swoją rację bytu. Doprowadzony do perfekcji w krajach takich jak Japonia (przypadki śmierci z przemęczenia pracą umysłową) czy USA (coraz częściej notowane przypadki komputerowego maniactwa) - czyni z ludzi robotów sterowanych impulsem sprzężenia zwrotnego w postaci wynagrodzenia za pracę lub sławy.
Wszechobecna konkurencja sprawia też, że ludzie są zmuszeni udawać swoją przydatność zawodową, swoją niezbędność, swoje zapracowanie, mimo iż wewnętrznie nie są do tego przekonani. Wobec groźby bezrobocia te gry pozorów stają się dla wielu ludzi treścią ich życia.
Wewnętrzny konflikt, jaki przeżywają miliony ludzi na świecie, przybiera z każdym rokiem na sile, gdyż nowoczesne technologie wypierają ludzi z coraz to nowych obszarów zawodowej aktywności.
W niedalekich czasach takich gier nie trzeba już będzie prowadzić, gdyż bezrobocie niewiele się będzie różnić od stanu zatrudnienia. Dowodem realności i nieuchronności tego procesu jest stale malejąca liczba godzin w tygodniu pracy w najbogatszych krajach świata. Post-industrialny Rozum wyposażony w infostrady nie będzie już wkrótce potrzebował oportunistycznych urzędników dla znalezienia odbiorcy jeszcze jednej swojej racji, tej mianowicie, że bezrobocie jest dobrodziejstwem. Przy obecnym stanie wiedzy i technologii i przy wyeliminowaniu z gier społecznych wyniszczających ludzkość: rywalizacji i konkurencji - pozytywnie konotowane bezrobocie staje się jak najbardziej realne w skali masowej w perspektywie nadchodzących kilkudziesięciu lat. Wydaje się, że główną przeszkodą na tej drodze jest szybki przyrost liczby ludzi żyjących na świecie. Jeśli wysiłki ludzkości, aby ten przyrost ograniczyć, powiodą się, wkrótce światłe narody będą się chlubić wzrostem wskaźnika bezrobocia, który stanie się wskaźnikiem realnego dobrobytu.
I wtedy nowego znaczenia nabierze pytanie: w co się bawić?
Krzysztof Lewandowski