Wydawnictwo "ZB" | Okładka | Spis treści ]

RECENZJE - ZB nr 9(154)/2000, sierpień 2000

ŚREDNI KURS POEZJI

Debiutancki tomik wierszy, pt. "Paleta barw"*, Agnieszki Jurkowskiej ukazał się w 1997 r. nakładem Krajowego Centrum Polskiego Związku Niewidomych w Kielcach. Jego czytelnicy to osoby, u których znacznie większe zainteresowanie wzbudzają średniej długości utwory poetki niż średni kurs dolara z godziny dwunastej. To nie jest kiepski dowcip lecz diagnoza obecnej świadomości kulturalnej.

Z jednej strony mamy ludzi, czytających jedynie książeczki czekowe, którym słowo karta kojarzy się wyłącznie z kartą kredytową (oczywiście, najlepiej złotą), a nie z kartą, na której wydrukowano wiersz. A z drugiej strony ludzi, świadomych sytuacji, o której pisał Aleksander Wat; otóż, przy zasobach dzisiejszych bibliotek (i dodajmy internetu), posiadających miliony książek, superkomputerach, zawierających całą ludzką wiedzę, historii literatury sięgającej kilku tysięcy lat, można założyć, że wszystkie sensowne literacko zdania zostały już napisane. Powoduje to, pozornie, beznadziejną sytuację dla współczesnego twórcy. Pozornie, bo chociaż od czasów pierwszej zapisanej na kontynencie europejskim literatury greckiej twórcy "wałkują" kilka wciąż tych samych fabuł, to zainteresowanie nimi, ich opcje, czynią je niewyczepywalnymi. I tu znajduje się źródło mojego optymizmu. Miłość, nienawiść, zazdrość, przyjaźń - można by było jeszcze długo wymieniać, co nas tak naprawdę interesuje, a co zawiera się w niewyczerpywalnym, z definicji życiu i śmierci, to dla poety prawdziwe wyzwanie. Można więc powiedzieć, że jednak nie wszystko zostało zapisane, i co więcej, nigdy się to nie uda. Każdy więc dobry pisarz podnosi wyżej strop budynku literatury. Pytanie brzmi: jak rozpoznać dobrego pisarza. Nie nosi on wszak tabliczki z tym określeniem. Wyróżnikiem prawdziwego twórcy jest jego twarz, a ściślej to, co zapisał na niej los, twierdzi Wat. Z taką poetką mamy do czynienia.

Poezja to najstarszy i uniwersalny język ludzkości, wykraczający poza nazwane i opisane doświadczenia. Poezja metaforyczna, wywodząca się z magicznych zaklęć, zaklina rzeczywistość, co zostało bezspornie udowodnione przez Levi-Staraussa i Jakobsona. Dobrze jest o tym pamiętać przy lekturze pozornie najbłahszych nawet wierszy. Co jednak ma wspólnego z tymi rozważaniami tomik sądeckiej poetki i malarki? Ma, i to dużo. Debiutancki zbiorek, ilustrowany współgrającymi z wierszami grafikami Józefa Franczyka, ze wstępem Danuty Tymkowicz - Czajkowskiejliczy pięćdziesiąt utworów, w tym jeden w języku angielskim. Jego motywem przewodnim jest miłość, jeden z uniwersalnych tematów literackich. Ta okrągła liczba zawiera liryczny pamiętnik młodej kobiety. Pamiętnik, coś bardzo intymnego, raczej nie przeznaczonego do publikacji. Ale to złudzenie autorka, wykorzystując formę wyznań, nasyca gotową formę swoją treścią. Co więcej, wychodzi poza nią, przełamując "ja" indywidualne przez "ja" zbiorowe, co jest warunkiem wszelkiej twórczości. Kolejnym zabiegiem, mistyfikacją, odkrywaną podczas lektury wierszy jest skupienie się, zdawałoby się wyłączne, na wszelkich przejawach miłości. Podmiot liryczny obdarza uczuciem bliskie osoby ("Tata", "Dzień Matki"), partnera ("Samotne sny", "...napełniłam się ciszą", "Zostań tu" i in.) jak również sacrum ("Słowo", "Zło jest po to byś zobaczył", "Zbieraj okruchy serca" i in.).

Ta wierszem pisana księga zwierzeń zawiera zapis nie tylko przejawów miłości ale także towarzyszących jej uczuć, ciekawie zestawionych przez poetkę w opozycje: np. smutek - radość, gniew - spokój, ból - przebaczenie, tęsknota - spełnienie. Występują tu także przeciwstawienia; niebo - ziemia, dzień - noc. Osią zbiorku jest więc zgoda na wszelkie przejawy istnienia. Świadomość, że każde dobro zawiera w sobie kroplę zła i odwrotnie. Podmiot liryczny dochodzi do tego stanu poprzez kontemplację Natury, komunię z nią przeżytą w akcie twórczym (np. "Drzewo", "Góry", "Jezioro", "Natchnienie", "Wiersze"):

"Natchnienie przychodzi
Gdy jezioro odpoczywa
(...)
I rodzi się
Myśl wrażliwa"

("Natchnienie")

Zachwyt przyrodą jest widoczny w wielu wierszach. Ta fascynacja, będąca źródłem natchnienia, dzielona jest z wieloma współczesnymi poetami. Świadczy to o wpisaniu się przez poetkę w istotny nurt poezji polskiej inspirowany przeżywaniem Natury. Prąd ten, którego początki sięgają niewątpliwie połowy lat siedemdziesiątych (kiedy to ukazał się zeszyt "Literatury na świecie" poświęcony haiku), co zainspirowało i inspiruje do dzisiaj wielu twórców i mieści w sobie dzieła poetów takich jak Czesław Miłosz czy Ryszard Krynicki. Poeci twórczo wykorzystują formę haiku i tanki, gatunków poezji wschodniej, zwróconej ku Naturze. Wszystkie te elementy można odnaleźć w utworach Jurkowskiej.

Wiersze te pisane są precyzyjnym językiem, można powiedzieć, że malowano je słowem. Metafory dostarczają miłych wzruszeń literackich. Jednocześnie są to utwory proste i wyrażające dokładnie to, o czym mówią (co jest stosunkowo rzadkie w młodej poezji, gdyż wymaga, bagatelka, opanowania warsztatu literackiego).

Ale bez pewnego elementu poezja autorki "Palety barw" byłaby tylko zapisanym rymami sztambuchem egzaltowanej dziewczyny. Ten element decydujący czy stos zapisanych kartek jest czy też nie jest autentycznym dziełem literackim to zgodność, o której pisał A. Wat: "...każdy pisarz autentyczny dopiero wtedy ma poczucie wartości swojego dzieła, gdy stwierdza w nim nadrzędną obecność czegoś, czego w swoim mózgu przed przystąpieniem do pisania nie miał, i jedynie to poczucie świadome czy nieświadome tajemnego nabytku, darowanej mu nadwartości, jest jego pomnożeniem". Poezja Jurkowskiej zawiera ów tajemny nabytek. To decyduje o istotnej wartości jej dzieła.

Poetka nie usiłuje wycisnąć życia do ostatniej kropli, jak Poświatowska, ani jak Pawlikowska-Jasnorzewska uderzać tonem mądrej zadumy. Oczywiście te elementy są obecne w twórczości autorki "Palety barw", ale nie jako części składowe lecz jako świadomość tradycji, której trzeba być wiernym, ale jednocześnie iść naprzód, gdyż największym grzechem w poezji jest cliche. Poetka nie wymyśla nowego języka poetyckiego lecz posługując się znanymi narzędziami poetyckimi zapisuje prawdy najprostsze, zarazem najtrudniejsze. Ten poetycki pamiętnik znaleziony w jaskini wyobraźni godzien jest uważnej lektury.

Zaskakująca dojrzałość (już w pierwszej książce), wyrażona prostym językiem poetyckim, jest dobrą wróżbą na przyszłość. Utwory Agnieszki Jurkowskiej są obiecującą zapowiedzią niebanalnej poezji. Wypada życzyć więc autorce aby podążała wybraną przez siebie drogą, chroniąc i rozwijając wrażliwość na kolory świata. Żeby mieszając je na palecie słów uzyskiwała coraz doskonalsze barwy ku zbudowaniu czytelników i siebie.


*) Agnieszka Jurkowska, "Paleta barw", Krajowe Centrum Polskiego Związku Niewidomych, Kielce 1997, ss. 66, ilustrował Józef Franczyk.

Nowy Sącz, 1998
Robert Drobysz

rysunek

W KRAINIE LEŚNYCH LUDZI

Maria Rodziewiczówna zyskała popularność jako autorka poczytnych powieści z często eksploatowanym wątkiem romansowym. Coraz mniej osób pamięta jednak, że jest ona także autorką książki "Lato leśnych ludzi", znanej przed wojną chyba każdemu polskiemu dziecku. Utwór ten, wchodzący - o ile wraz z reforma edukacji nic się nie zmieniło w tej mierze - w skład kanonu lektur szkolnych , wydaje się być jedną z niewielu skierowanych do młodego czytelnika książek z silnie wyeksponowanymi wątkami i przesłaniem ekologicznym. Choć w odniesieniu do realiów drugiej dekady dwudziestego stulecia (wtedy powstała książka) termin "ekologia" wydaje się nieco nie na miejscu, nie da się ukryć, że powieść Rodziewiczówny spełnia wszystkie kryteria by określać ją tym mianem.

Jest to książka, która już w zamierzeniu miała dotyczyć głębokiego umiłowania przyrody i szacunku dla jej prawideł, podkreślać konieczność zwrócenia uwagi na postępujący w cywilizacji industrialnej proces separacji człowieka od natury. "Lato leśnych ludzi" to opowieść o ówczesnych... ekologach, którzy wbrew trendom kulturowym nie poddają się presji sztucznej i wynaturzonej egzystencji i mimo wielkomiejskiego i przemysłowego zgiełku próbują ocalić poczucie więzi z siłami natury. Już początek utworu mówi nam wiele o jego przesłaniu: "O starodawnym, bo jak bór wiecznym rodzie tu mowa będzie. Ma on przodków we wszystkich wiekach i tradycję we wszystkich szczepach ludzkości; boć nie ród to ciała, lecz duszy, nie ród lasu mieszkańców, lecz lasu miłośników, przyrody czcicieli".

Ród ten ma długie drzewo genealogiczne: od piewców bóstw przyrody w starożytnej Grecji, pogańskie ludy całej Europy, przez św. Franciszka, aż po dzisiejszych spadkobierców takiej postawy. I choć obecnie żywot ich jest znacznie trudniejszy ("Ogarnęły ich ziemskie przewroty, życie gorączkowe, skomplikowane warunki, materialna walka o byt. Odsunęła ich od przyrody cywilizacja, postęp tak zwany, niszczenie natury przez rozrost przemysłu, straszny ciężar nowoczesnego bytu, nowoczesnych praw i obowiązków"), to trwają niezłomnie, kontynuując dzieło poprzedników.

W powieści ukazane jest jedno lato leśnych ludzi, czyli okres od wiosny, gdy z miasta przybywają oni do położonej w puszczy chaty, do jesieni - gdy z żalem muszą ją opuścić, by powrócić do miejskich siedzib. Jedno lato, a tyle przygód, doświadczeń, nauki, przeżyć - no i zapasu sił na długie, zimowe dni, które trzeba będzie spędzić z dala od przyrody, lasów, łąk, rzecznych rozlewisk, bagiennych ostępów, zwierząt, ptaków, całego królestwa flory i fauny. Lato jedno, ale będące wszak jednym z wielu, małą cząstką w cyklu życia, elementem większego procesu.

Rosomak - wódz całej gromady, Pantera - figlarz i psotnik oraz Żuraw - zapalony botanik, każdego roku, gdy tylko śnieg stopniał, przybywali do chaty, by wieść leśny żywot: "I byli ci trzej, siebie wzajem dopełniając, stałymi letnimi osadnikami głuszy, twórcami tego pierwotnego bytowania, stanowili jedno z puszczą, żyli w niej jak wszelkie stworzenie, co do niej ściągało z wiosną na wyraj, odlatywało jesienią ". Wtapiali się w rytm przyrody, podpatrywali zwierzynę, zbierali okazy roślin do swojej kolekcji. Bór ich żywił, nie skąpiąc pokarmu: grzyby, jagody, brzozowy sok, orzechy, zioła lecznicze, miód z barci, ryby i raki w rzece; oni zaś szanowali jego prawa dbając by nie naruszyć delikatnej równowagi. Wstawali o świcie, by razem z wszelkim stworzeniem uczestniczyć w porządku dnia.

Oprócz wypraw do lasu czas spędzali w ogródku warzywnym, nad rzeką, przy stole w kuchennej izbie, gdzie prawili opowieści o przyrodzie i jej cudach. Zajęć nie brakowało, tutaj nikt się nie nudził, nie trawił bezczynnie czasu. Wrażeń było co niemiara, jakże inaczej niż w odległym mieście, gdzie żaden z nich nie czuł się dobrze. Wieczorem, po całym dniu zasypiali zmęczeni, lecz szczęśliwi.

Tego lata przybył im towarzysz - wychowany w mieście i zafascynowany jego blichtrem młody chłopak, daleki krewny Rosomaka. Początkowo nieszczęśliwy, zmuszony żyć w leśnej głuszy, gdzie brak miejskiego zgiełku i rozrywek, panicznie bojący się boru i jego mieszkańców, z czasem przekonał się do puszczańskiego życia, zasmakował w nim i z takim samym żalem, jak inni bohaterowie utworu opuszczał chatę jesienią. Nauczył się nowych reguł, wtopił w rytm otoczenia, poznał ciekawsze i bardziej fascynujące zajęcia niż te, z którymi miał dotychczas do czynienia. Stał się członkiem leśnej braci. Zrozumiał istotę przyrodniczego królestwa, wyrażoną tak oto słowami Rosomaka: "Tutaj panuje ład i większy od mojego rozumu. Wszystko w tym świecie się wiąże, uzupełnia, spełnia jakiś obowiązek, służy jakiemuś wielkiemu, często dla nas niezrozumiałemu prawu, utrzymuje przemądrą równowagę".

Jednak nie tylko obcowanie z przyrodą i szacunek dla jej praw znamionowały pobyt w puszczy. Była to także okazja do ciężkiej pracy. Wszyscy leśni ludzie uczyli się wyrabiania wielu użytecznych przedmiotów, pomagali także w pracach polowych swym przyjaciołom z dworu. Udział w pracy był szkołą charakterów, ona sama miała w sobie coś z obrzędu. Jak w "Szukaniu ojczyzny" zauważył Czesław Miłosz "Praca własnymi rękami na roli jest u Rodziewiczówny otoczona nimbem zgody z przyrodą i czystego sumienia, dość wspomnieć sianokosy w "Lecie leśnych ludzi"". Związany z nią wysiłek bynajmniej nie był daremny czy zbyteczny: "Chłopcze, będziesz miał teraz dla trudu ludzkiego zrozumienie i cześć, bo sam to przecierpisz, co inni znoszą. Nie kosić się uczysz, ale przechodzisz szkołę zrozumienia pracy" - tłumaczył młodzieńcowi Rosomak.

Mamy też w książce ukazaną rolę rozsądnie pojmowanego patriotyzmu i tradycji kulturowych. Symbolizuje ją pamięć o walkach z zaborcą w trakcie powstania styczniowego. W Noc Kupalną leśni ludzie rozpalają na wzgórzu ogień, słuchają opowieści starego Odrowąża o potyczkach z Moskalami przed czterdziestu laty, śpiewają patriotyczne pieśni i marzą, że dożyją odzyskania niepodległości. Pamięć o przeszłości jeszcze dobitniej jest zaakcentowana w utworze, gdy odnalezione zostaje prowizoryczne miejsce spoczynku Chorążego i kasa powstańcza, a bohaterowie utworu szykują dla niego mogiłę.

Jednak w końcu pojawiają się zwiastuny nieodległej już zimy, znak, że czas opuścić chatę i wracać do miasta. Choć smutek towarzyszy temu faktowi, pozostaje nadzieja, że z nastaniem wiosny wszyscy znów spotkają się w puszczy. Wracają pełni sił i wiary w słuszność obranej drogi życiowej: "W potwornym młynie ziemskim, gdzie bożyszczem jest interes, walka o zbytek i użycie wykwitu cywilizacji, obcując z innymi, mają w oczach często zgrozę lub krytyczne zdumienie, ale milczą, i, spełniając swe społeczne obowiązki, baczą tylko, by się nie dać zgnieść, zmiażdżyć. O dusze swe nie są trwożni: tych zaraza świata nie skazi".

Powieść Rodziewiczówny bez wątpienia zasługuje na miano ekologicznej. Mamy w niej ukazane piękno przyrody, zaakcentowaną mocno konieczność szacunku dla jej praw i niemożność nadmiernej ingerencji w ekosystem. Mamy także do czynienia z prekursorskim wobec trendów współczesnej ekologii podkreśleniem roli obcowania z dziką przyrodą w procesie edukacji ekologicznej oraz konieczności prowadzenia tej edukacji już od najmłodszych lat. Istotne jest także ukazanie znaczenia konkretnego miejsca w tym procesie, czyli swoistego bioregionu wraz z charakterystyczną dlań przyrodą i kulturą zamieszkujących tam zbiorowości ludzkich.

Nic zatem dziwnego, że "Lato leśnych ludzi" zdobyło sobie już dawno pewną popularność w środowiskach miłośników przyrody, szczególnie wśród tzw. woodcrafterów, czyli zwolenników harcerstwa puszczańskiego, dla których książka ta jest, obok "Waldenu" Henry Thoreau, lekturą obowiązkową, swego rodzaju świętą księgą. Dobrze więc się stało, że wchodzi ona w skład kanonu lektur szkolnych (szkoda, że tylko jako lektura uzupełniająca, których na ogół z braku czasu się nie przerabia), jeszcze lepiej byłoby aby powszechnie czytano ją bez nauczycielskiej presji. Warto więc, by wszyscy dorośli, którym leży na sercu dobro przyrody dali tę książkę do przeczytania swoim dzieciom lub dzieciom znajomych. Jeśli zaś sami książki tej nie czytali, niech sięgną po nią czym prędzej - na pewno nie będą decyzji tej żałowali. Szczep leśnych ludzi czeka na nowych członków, od jego liczebności zależy wszak kondycja Ziemi. Dołącz i Ty...

Remigiusz Okraska




RECENZJE - ZB nr 9(154)/2000, sierpień 2000
Wydawnictwo "ZB" | Okładka | Spis treści ]