Wydawnictwo "ZB" | Okładka | Spis treści ]

REFLEKSJE - ZB nr 9(154)/2000, sierpień 2000

POEZJA BARDZO EKOLOGICZNA

Z ZB mam zaszczyt współpracować od 1992 r. W ciągu tych ośmiu lat do moich rąk trafiło wiele tomików "poezji ekologicznej". Moim zdaniem, subiektywnym i być może krzywdzącym - tomiki te nie wnosiły nic nowego ani do poezji, ani do ekologii.

Od czasów Wieszcza Adama słowo "poeta" ma moc magiczną, przyciągającą. Nobilituje, czyni człowieka "artystą", wywyższa go ponad zjadaczy chleba. Zaświadcza o jego wrażliwości, szlachetności, moralności itd.

Przeciętnie zdolny absolwent liceum potrafi napisać wypracowanie na dowolnie zadany temat. Układanie wierszy można traktować tak samo - znałem dziewczynę, która zamiast kwiatów rozdawała swoim przyjaciołom wiersze "jednorazowe", zapisane np. na papierowej serwetce w kawiarni. Specjalnie na daną okoliczność, sytuację, dla konkretnej osoby. Mistrz Jan Izydor Sztaudynger układał fraszki na poczekaniu, improwizował ku uciesze swych wielbicieli. Dedykacje, jakie wypisywał - były często takimi jednorazowymi, okolicznościowymi, sytuacyjnymi drobiazgami poetyckimi, wysokiej próby. Ćwiczenie tej umiejętności polecam uwadze tych, którzy chcą zostać poetami.

Relacje człowieka z przyrodą, Flora, Fauną - były przedmiotem zainteresowania poetów od zawsze, od samego początku istnienia poezji. Sądzę, że prawidłową kolejnością postępowania powinno by poznanie tradycji i historii; wyróżniam tu osoby, które potrafią odkry na nowo poetów zapomnianych, z drugiego planu. Jeśli ktoś ma w sobie tyle pokory -, (zamiast patrzeć w lustro i stwierdzać swą genialność) - ten czyni coś naprawdę pożytecznego.

Poetom ekologicznym polecam np. postać Marii Czerkawskiej, poetki mniej znanej i niesłusznie zapomnianej, obecnej w bibliotekach.

Jeśli ktoś potrafi już pisać wiersze na dowolny i zadany temat, zna klasykę i historię poezji, potrafi zgrabnie naśladować lub przedrzeźniać mistrzw - temu przypominam słowa znakomitego polskiego poety Juliana Przybosia, twierdzącego, że długo się zastanawia, czy nowy wiersz, który napisał - jest wart żywego, zielonego drzewa, jakie zostanie zużyte na papier. Myślę, że akurat takie kryterium powinno być jasne, zrozumiałe i oczywiste dla " poetów ekologicznych".

W naukach ścisłych liczą się tylko ci naukowcy, którzy do istniejącego gmachu wiedzy potrafią dodać coś naprawdę nowego. To samo rozumowanie można przenieść na literaturę, poezję, sztuki piękne. Twórczy jest ten, kto wnosi coś naprawdę nowego, odkrywczego. Kto stawia po raz pierwszy jakieś pytania, po raz pierwszy dotyka jakiegoś problemu, wymyśla nową formę.

Tyle, jeżeli chodzi o część poetycką "poezji ekologicznej". Z małym uzupełnieniem - Edward Stachura stwierdzeniem, że wszystko jest poezją rozszerzył granice pojęcia. W tej sytuacji w moim odczuciu poetą będzie człowiek odszukujący zaginione gatunki róż. Albo działkowiec, którego pasją, sensem życia - jest jego ogródek, troska o kwiaty i rośliny itd.

Wracając do ekologii.

Istnieje mnóstwo naprawde istotnych problemów ekologicznych. Np. oczyszczalnie ścieków dla małych wiosek. Zaśmiecenie lasów, gór, itd. - czytelnikom ZB chyba nie trzeba tego wyliczenia robić. Więc w tej sytuacji proszę porównać dwie osoby. Jedna hałaśliwie chce zaznaczyć swoją obecność ("Ja też potrafię pisać ekologiczne wiersze", wzruszyć się kwiatkiem), druga wkłada sporo pracy w rozwiązanie konkretnego problemu ekologicznego.

Ale można się szczerze zadziwić, obserwując taką wiarę w moc słowa, zwłaszcza pisanego wierszem - że nawróci drwali i rzeźników, poruszy sercami i sumieniami całego narodu. Piękna, romantyczna pasja "poetów ekologicznych", godna podziwu...

Miałem zaszczyt znać jednego z największych polskich artystów, Władysława Hasiora.

Z przedmiotów znalezionych na złomowisku, śmietniku - potrafił złożyć kompozycje, które były dziełami sztuki. Z tego, co odrzucone i niepotrzebne nikomu - stworzyć rzeźbęlub obraz, które zachwycały.

Oczekuję, że grupa poetów ekologicznych, których wiersze miałem przyjemność czytać - postąpi np. tak:

Myślę, że powyższa recepta jest w zgodzie z ekologią i będzie w zgodzie z poezją - jeśli wiersze będą rzeczywiście dobre. Zrealizowanie tego będzie też precedensem - do tej pory nikt czegoś takiego nie zrobił. Owszem, różni poeci wydawali często za własne pieniądze swe utwory. Lecz słowo "ekologia" do czegoś zobowiązuje - więc dopiero opisana wyżej sytuacja połączy harmonijnie "poezję" z "ekologią".

Niezależnie od całego wywodu - tym wszystkim, dla których słowo "poeta" ma siłę magiczną - proponuję wizytę w księgarni, obejrzenie dokładne półek z tanimi książkami. Polecam księgarnię taniej książki na warszawskich "Koszykach" - gdzie za grosze poezji wiele lub księgarenkę w warszawskim Domu Literatury, na piętrze - tam w paru pudłach leżą dziesiątki tomików poetyckich, których nikt nie chce kupować nawet za grosze. Najbardziej wytrwałym polecam wizytę w młynie papierniczym i pouczającą obserwację, co idzie na przemiał.

Może Stachura miał trochę racji, twierdząc że wszystko jest poezją? Wobec tego zwłaszcza ekolog winien wziąć sobie do serca postulat Juliana Przybosia - czy wiersz jest wart zamiany żywego drzewa na papier? Podobno w kraju dwa miliony osób para się poezją. Gdyby te dwa miliony chciały posadzić drzewa - każdy choć jedno...

Paweł Zawadzki

REFLEKSJE POURLOPOWE

Już czwarty raz spędzamy wakacje (my - to znaczy mój mąż, Pimpuś, nasz kot i ja) w Niedzicy. Jest tam cudownie, przepiękne kolory zieleni drzew i łąk, błękitu nieba i wody. Bajkowo.

W tym roku dobrej pogody nie mieliśmy, lało, padało albo siąpiło, w najlepszym wypadku zanosiło się na deszcz, ale mnie to nie przeszkadzało w spacerach, wspaniałe, czyste powietrze wdychałam z rozkoszą. Po Krakowie i Alejach Krasińskiego to jakbym znalazła się na innej planecie.

Bardzo pięknie i mądrze zostało zagospodarowane całe "Osiedle pod Taborem". Alejki na osiedlu obsadzone różnymi drzewami a balkony toną w kwiatach. Wszędzie wyjątkowo czysto. Przystojna, miła pani biega codziennie z miotełkami, odkurzaczem i szczotkami po całym osiedlu. Zaimponowała mi segregacja śmieci, ściśle przestrzegana (makulatura, plastik, szkło, szmaty, złom).

Brakowało mi tylko karmników dla ptaków, które od pewnego czasu się tam pojawiły - sikorki, pliszki, wróbelki i sroki.

Całe osiedle usytuowane jest na górze, otoczone lasem, a każde mieszkanie na parterze i piętrze, przepraszam, każdy apartament, posiada w jednopiętrowych domkach liczne balkony z widokiem na panoramę Tatr, na łąki, lasy, wodę i góry.

Codzienie rano przymusowy spacer do wsi po zakupy, z góry biegiem 10 minut, z powrotem pod górę prawie 30 minut. Na dole znajdują się dwa sklepy dobrze zaopatrzone w żywność i prasę.

Nie podobało mi się, że na wsi w rowach przydrożnych walają się różne śmieci, flaszki, puszki, worki plastikowe, skórki z owoców. Niestety las między wsią a osiedlem też jest zaśmiecony, a co gorsze widziałam ślady po ognisku.

Spacery zajmowały mi tyle czasu, że niestety nie zdążyłam przeczytać książek, które zabrałam ze sobą. Przeczytałam tylko, z dużą przyjemością "Ciężki dzień profesora Osiki" (wyd. ZB), opowiadanie satyryczne profesor Anny Czapik, która dobrze znając swoje środowisko potrafiła zabawnie o nim opowiedzieć.

Zaczęłam czytać Tadeusza Żeleńskiego "Reflektorem w mrok". Boy, wspaniały publicysta, pisarz (któż nie zna jego "Słówek" czy "Piekła kobiet"), odważnie walczący o sprawiedliwość, o prawo kobiet do decydowania o swoim życiu, walczący z zakłamaniem, fanatyzmem, dulszczyzną. Kochający teatr, sztukę, literaturę, szczególnie francuską. Niestety wiele przez niego poruszanych spraw jest obecnie wyjątkowo aktualnych.

Czytałam też codzienną prasę, co nie zawsze wpływało pozytywnie na moje samopoczucie. Na przykład wiadomość, że będziemy kupować makulaturę z zagranicy, a przecież u nas w Polsce tony makulatury wyrzuca się na wysypiska śmieci. Boleśnie odczuwam to w Krakowie, gdzie niestety całe stosy gazet, pism, książek, ląduje w pojemnikach z gnijącymi resztkami jedzenia. Próbowałam gazety układać osobno, ale panowie wywożący śmieci od razu zgarniali je do innych odpadów.

Natomiast ucieszyła mnie wiadomość, że ministrem sprawiedliwości został Lech Kaczyński, który zawsze upominał się o zaostrzenie kar dla okrutnych zbrodniarzy. Może wreszcie napadnięty będzie miał prawo w obronie własnej, czy też najbliższych, zranić, a nawet zabić bandytę i nie będzie za to odpowiadać, nie pójdzie do więzienia, co niestety obecnie zdaża się nagminnie.

Wstrząsające wrażenie zrobił na mnie artykuł pt. "Tutaj mieszka morderca" - jego bohater w samoobronie zabił człowieka. Teraz próbuje walczyć o sprawiedliwość, ale w tajemniczych okolicznościach znikają świadkowie - "Przegląd" nr 31. Nieszczęśnik odsiedział już 9 miesięcy i 4 dni, dostał rok i cztery miesiące. Zachorował na serce, trzy razy próbował skończyć ze sobą. Zraniony przez niego mężczyzna był wielokrotnie karany za bójki i kradzieże.

A więc, póki prawo broni zbrodniarzy, w razie napadu nie brońcie się, lepiej dajcie się zabić, a wtedy może zbrodniarz posiedzi kilka lat w więzieniu. To straszne. Wierzę, że minister Kaczyński zmieni to absurdalne prawo tak bardzo faworyzujące bandytów.

Jeżeli chodzi o telewizję, to poza dziennikiem z przyjemnością oglądałam najlepszy serial "Na dobre i na złe", bardzo ciekawy scenariusz, bardzo trafna obsada i bardzo dobra reżyseria. Oczywiście oglądałam na dwójce mój ulubiony program, "Arkę Noego", no i fascynujący serial "Czas na dokument: Życie ptaków". Krakowa tam nie odbierałam.

Pozdrowienia dla wszystkich czytelniczek i czytelników ZB.

Renata Fiałkowska

PS

Dobra nowina. Dziś idąc na Plac na Stawach zobaczyłam z boku Kina Kijów ustawione cztery wielkie pojemniki na: papier, złom, szkło i plastik. Wreszcie będę miała gdzie odnosić makulaturę.

ZIELEŃ TO ŻYCIE! CZY MASZ ZIELONE?

W dzieciństwie bawiliśmy się w popularną zabawę-czy masz zielone? Na takie pytanie należało wyciągnąć z kieszeni kawałek żywego, zielonego liścia czy trawy. Kto nie miał - dawał fant, przegrywał.

Wielu rajców miejskich, znakomicie opłacanych - przegrałoby tę zabawę. Oto wystarczy wyjść na spacer i natychmiast bystre oko działkowca wskaże setki miejsc, które można byłoby zazielenić, pustą ścianę - która aż się prosi o bluszcz czy pnącza, trawnik z resztkami wynędzniałej trawy - gdyby ten kawałek ziemi był własnością działkowca - wyczarowałby zeń miniaturę rajskiego ogrodu.

Tylko działkowiec potrafi tak patrzeć na wolną przestrzeń - obmyśla bez przerwy, jak najpiękniej ją zagospodarować. Urzędas bez wyobraźni nie żałuje asfaltu czy betonu, powiększając pustynię. Działkowiec kochający rośliny i zieleń - wprost przeciwnie, zmniejszyłby do minimum ilość betonu i asfaltu, powiększyłby zaś ilość zieleni w mieście - czyniąc miasto bardziej przyjaznym, ludzkim, zdrowszym. Mniej betonu i asfaltu - więcej zieleni! - pod tym hasłem działkowcy winni kandydować do rad narodowych.

Ekolodzy - na ogół młodzi entuzjaści, przerażeni stanem środowiska - swymi akcjami zdołali zwrócić uwagę na problemy ekologiczne. Czasem udawało im się coś zmienić - np. wywalczyć w miastach ścieżki rowerowe. Działkowców jest ponoć w Polsce milion - i ja, zwykły mieszkaniec miasta, mam gorącą prośbę, postulat: by, ekolodzy i działkowcy, których łączy szacunek i miłość do przyrody - zawarli sojusz, może nawet założyli partię polityczną, której najważniejszym hasłem byłoby: mniej betonu i asfaltu - więcej zieleni!

Jestem przekonany, że ten sojusz przyspieszyłby zbudowanie oczyszczalni ścieków, których brak w dużych miastach jest skandalem, wyegzekwowałby wysokie kary dla trucicieli środowiska, rozwiązałby wiele istotnych problemów ekologicznych. Gdyby ludzie, którzy jako działkowcy dbali o ogrody - zostali radnymi miejskimi - na pewno zwiększyłaby się ilość zieleni w miastach. Może przypomnianoby sobie, że kiedyś Kraków był miastem - ogrodem, architekci może inaczej zaczęliby traktować zieleń - jako źródło życia, a nie uciążliwy dodatek do projektowanych budowli.

Teraz w r. 2000, mieszkańcy dużych miast stanowią dużą część ludności kraju. Wielu z nich ucieka na wieś, jednak dla wielu miasto jest na tyle ważne - poprzez pracę - że są zmuszeni w nim mieszkać. W tej sytuacji jedynym racjonalnym rozwiązaniem jest próba zamiany kamiennych pustyń w miasta - ogrody, zwiększenie zieleni w miastach - na co warto płacić podatki, gdyż ma to związek ze zdrowiem i samopoczuciem mieszkańców miast. Więcej zieleni - więcej zdrowia!

Przemiany kamiennych i asfaltowych pustyń w ogrody mogliby dokonać właśnie działkowcy w sojuszu z ekologami, przenosząc swój szacunek i miłość do przyrody na miejskie pustynie, gdzie tyle jeszcze można zrobić, tak wiele zazielenić poprawiając komfort życia.

Na tej działalności nikt nie straci - a wszyscy zyskają. Londyn ma wiele więcej mieszkańców niż Warszawa - ale to ogródki domowe i zieleń miejska, otaczana troską - sprawia, że to miasto jest przyjazne ludziom i przyrodzie, woda z kranu daje się pić bez obrzydzenia, w Tamizie pływają pstrągi, a na drzewach widok wiewiórek nie jest rzadkością.

Marnotrawstwo publicznych pieniędzy jest co chwilę opisywane przez gazety podczas gdy każdy grosz wydany na zieleń byłby błogosławieństwem dla mieszkańców miasta. Więc może: mniej marnotrawstwa - więcej zieleni?

Jak powołać do życia partię działkowców i ekologów? Na pewno jest to możliwe, i wiem, że w najbliższych wyborach do rad narodowych będę głosował tylko na tych kandydatów, o których będę wiedział, że są działkowcami.

Paweł Zawadzki

rysunek

PAMIĘTAJCIE O OGRODACH I OGRÓDKACH

Spacerując po mieście, zauważam dziwne miejsca - np. kawałek wolnego gruntu, popielatego - pod kolumnami dźwigającymi asfaltowe rozjazdy. Ślepą, pustą ścianę - która aż się prosi o bluszcz. Trawnik z resztkami wynędzniałej trawy - a przecież na tym samym trawniku można byłoby trzy razy więcej zieleni zmieścić.

Kraków był kiedyś miastem - ogrodem. Gdybyż w każdym dużym mieście zaistniały "zielone brygady" - wypatrujące każdego wolnego skrawka - który można zazielenić. Gdyby przyglądać się miejskiej przestrzeni pod tym kątem - ileż betonu i asfaltu można byłoby zastąpić zielenią! W każdym dużym mieście ilość drzew, krzewów, zieleni - mogłaby być dwa, trzy razy większa - co potwierdzi każdy działkowicz, który na małej przestrzeni potrafi wyczarować cały ogród. Może życie w dużych miastach stałoby się bardziej ludzkie?

Przed laty we Wrocławiu, z inicjatywy jednego z profesorów szkoły sztuk pięknych powstało Stowarzyszenie Ochrony Krajobrazu. Nie zdziwiłem się więc zbytnio książką Elżbiety Kiernickiej i Barbary Wójcik pt.: "Tajemnice ogrodów" , wydanej przepięknie przez Wydawnictwo Dolnośląskie we Wrocławiu.

"Ogrody wyobraźni", "Ogrody ziemskie", "Ekspresja roślin", "Krajobraz ogrodów" - tytuły rozdziałów mówią same za siebie. Autorki odwiedziły niezliczoną ilość ogrodów prywatnych, klasztornych, parków. Ilość znakomitych fotografii mogłaby starczyć na podręcznik akademicki "sztuki projektowania ogrodów". Marzy mi się, by książka ta trafiła do urzędników miejskich, odpowiedzialnych za zieleń w dużych miastach. Może zielony kiełek rozsadzający betonową pustynię miejską przestałby być tylko symbolem - a stałby się realną rzeczywistością.

Warszawska SGGW już od paru lat co roku organizuje festiwal architektury krajobrazu, na którym można spotkać wielu projektantów ogrodów. Może ekolodzy żywiej zainteresowaliby się tym festiwalem?

Odnoszę też wrażenie, że w zbyt małym stopniu istnieje współpraca między ekologami a np. - działkowcami. Gdyby tak połączyć siły?

W dużych miastach polskich przyroda jest bardziej zdana na siebie; parę metrów od mojego domu jest parking na pustym placu - gdzie tylko chwasty dbają same o siebie. A przecież ilość zieleni mogłaby być o wiele większa, neutralizując smog, spaliny samochodowe, czyniąc życie w mieście bardziej znośnym. Wystarczyłoby jej tylko trochę pomóc...

Ekolodzy wywalczyli ścieżki rowerowe - sytuacji daleko do ideału, niemniej jednak ścieżki choć trochę zaistniały. A gdyby tak powalczyć trochę o więcej zieleni? Zabluszczyć każdą wolną ścianę, każdy najmniejszy nawet skrawek ziemi zazielenić? Każdą wolną przestrzeń wykorzystać na dodatkowe pnącza, rośliny zielone, krzewy?

Oglądam po raz kolejny piękne fotografie z ogrodów klasztornych i prywatnych, jakich jest pełno w tej znakomicie wydanej książce. Przecież podczas jednego krótkiego spaceru z łatwością można byłoby wskazać wiele miejsc, gdzie można dodać zieleni. Drodzy ekolodzy, może naprawdę warto o to zawalczyć? Może warto byłoby mieszkańców dużych miast opodatkować - a nie byłyby to wielkie kwoty - by tę ilość zieleni w mieście zwiększyć? Proponuję współpracę z działkowiczami, hodowcami roślin - gdyby udało się stworzyć grupę nacisku" (lobby) - może nasze miasta znów przypomniałyby sobie, że pojęcie "miasta - ogrodu" może być realne.

Paweł Zawadzki



Elżbieta Kiernicka, Barbara Wójcik, "Tajemnice ogrodów", Wyd. Dolnośląskie, Wrocław 2000.
rysunek

ZDROWA ŻYWNOŚĆ DLA JEŻY

"Teleexpress" poinformował o polskim rolniku, udręczonym plagą ślimaków, pustoszących mu uprawy. A oto jak rozwiązał ten problem jego angielski kolega:

"JEŻE NA RATUNEK

Angus Davison z Ledbury, Heredfordshire, organiczny hodowca truskawek, któremu ślimaki zniszczyły zeszłoroczne zbiory, w tym roku zaangażował do pomocy całą armię jeży. Davison wziął z przytułku dla zwierząt 50 jeży, które zjadły tyle ślimaków, że miał rekordowe zbiory 250 ton owoców. Hodowca, który jest jedynym dostawcą organicznych truskawek brytyjskich do Sainsbury'ego, twierdzi, że pomysł wziął z wiktoriańskich podręczników ogrodniczych." w: "Tydzień Polski" nr 30, 22.07.2000, Londyn

Nasi dziadkowie kochali przyrodę i potrafili ją podpatrywać, może warto się od nich czegoś nauczyć?

Swoją drogą nie mogę się nadziwić, że ekolodzy nie wchodzą w sojusz z działkowcami -jest ich w kraju milion! - co wydaje się być dość naturalnym sojuszem. Gdyby tak połączone siły ekologów i działkowców (o których na pewno można powiedzieć, że kochają przyrodę) - zabrały się za edukację ekologiczną polskich rolników - może byłoby to pożyteczne dla wszystkich?

W rejonach pozbawionych przemysłu - a więc czystych ekologicznie (!) produkcja zdrowej żywności mogłaby być szansą dla rolników i bezrobotnych. 20% światowej produkcji ziół pochodzi z Polski, zdaniem fachowców można byłoby ją podwoić. - Jest to szansa dla regionów nieprzemysłowych, dotkniętych bezrobociem.

Gdyby tak częś entuzjazmu i wykrzykiwanie haseł zamienić w pracę organiczną...

Paweł Zawadzki




REFLEKSJE - ZB nr 9(154)/2000, sierpień 2000
Wydawnictwo "ZB" | Okładka | Spis treści ]