"W Szczecinie nie powstał jeszcze bar McDonalda, a już grupka młodych ludzi z ekologicznego ruchu Front Wyzwolenia Zwierząt utworzyła Społeczny Komitet Przeciwko McDonaldowi.
"Cyrk jest śmieszny - nie dla zwierząt! Precz z tresurą! - skandowali wczoraj aktywiści Frontu Wyzwolenia Zwierząt przed cyrkiem w bydgoskim Fordonie."
"Po raz drugi w Grudziądzu zorganizowano konkurs zespołów weselnych i biesiadnych (...). Pojawił się także Front Wyzwolenia Zwierząt, który dla najmłodszej pary na trybunach ufundował zestaw kosmetyków nie testowanych na czworonogach."
"Nie wystraszyło ich nawet zimno, wiatr i deszcz ze śniegiem. Wolność dla kaczek! Dość cierpienia za pieniądze! - skandowali działacze Frontu Wyzwolenia Zwierząt."
"Dziś płonie trawa, jutro Twój dom! - to hasło przewodnie kolejnej akcji Frontu Wyzwolenia Zwierząt z Mysłowic, która popularyzuje wśród najmłodszych mieszkańców miasta - dzieci przedszkolnych - zachowania proekologiczne."
"Aktywiści FWZ, z których część przebrała się w imitacje skór, np. niedźwiedzia i lisa, rozdawali przechodniom ulotki nawołujące do wysyłania pod adresem Sejmu listów z żądaniem uchwalenia nowego prawa.
"Andrzej Bojarski, katowicki kuśnierz, zamknie zakład o godz. 14 i z oddali będzie przyglądał się demonstracji. Producenci martwią się, że zorganizowana przez młodzież kampania, może zaszkodzić ich interesom.
Front Wyzwolenia Zwierząt - ruch obrońców zwierząt. Wojownicza nazwa i zdecydowany charakter. Mocny głos ludzi w imieniu praw zwierząt. Pierwsze działania FWZ sięgają 1988 r. Od tamtej pory rozwijał się coraz prężniejszy ruch. Prowadzimy nieustanne działania, różnego rodzaju, w różnym stopniu i nasileniu: pikiety pod "treserskimi" cyrkami, sklepami futrzarskimi, fast-food, agitacja na koncertach, w pismach, "zielone lekcje" w podstawówkach, wystawy, konkursy plastyczne, rozprowadzanie kosmetyków wolnych od okrucieństwa, plakaty, ulotki, graffiti, kilka dni w roku wspólne masowe wystąpienia - jesień, zima, wiosna, lato... Działamy w ponad 20 ośrodkach w całym kraju, oczywiście mamy swoje klęski, ale potrafimy być skuteczni. Na manifestacje potrafimy zebrać setki osób i za każdym razem ściągnąć uwagę mediów. Udaje się wytworzyć nawet specyficzną modę na walkę w obronie zwierząt. Rok 1996 - wciąż się rozwijamy, dorastamy, specjalizujemy się. FWZ staje się coraz bardziej znaczącą społeczną siłą opiniotwórczą, mogącą zacząć wywierać realny wpływ na zmiany. Mamy nadzieję, widzimy swoją szansę i... upadamy.
FWZ założył w 1988 r. w Grudziądzu Darek Paczkowski (obecnie aktywny działacz Stowarzyszenia Ekologiczno-Kulturalnego "Klub Gaja" w Bielsku-Białej). Był on też głównym promotorem kształtu FWZ do 1996 r. Pierwsze grupy spoza Grudziądza dołączyły się do FWZ w 1989 r. (Bydgoszcz). Od tej pory FWZ powiększał się o kolejne grupy, by ostatecznie działać już w ponad 20 miejscowościach rozsianych po całym kraju (w sieci kontaktowej FWZ były: Bełchatów, Białystok, Bydgoszcz, Chojnice, Gliwice, Grudziądz, Jarocin, Kalisz, Katowice, Koronowo, Kościan, Kraków, Lębork, Lublin, Mysłowice, Ostrów Wielkopolski, Płock, Poznań, Praszka, Radom, Szczecin, Tomaszów Mazowiecki, Ustronie Pomorskie, Warszawa, Wołczyn, Wschowa). Sieć FWZ - utożsamiana ogólnie z ruchem jako takim - rozwijała się zasadniczo w strukturze poziomej, tzn. bez szefów i podwładnych, każdy kto chciał mógł się włączyć w działania na rzecz zwierząt używając nazwy ruchu (dopiero później z kilku stron dochodziły pomysły zachwiania tej równowagi). Punktem kontaktowym, niejako centralą FWZ i przez to, w sporej części ośrodkiem inicjującym wiele działań, była "macierzysta" grupa FWZ, czyli FWZ-Grudziądz z Darkiem Paczkowskim na czele.
W początkowym okresie FWZ miał być polskim odpowiednikiem organizacji Animal Liberation Front (ALF) - stąd wynika nazwa - której działalność charakteryzowała radykalna obrony zwierząt poprzez akcje bezpośrednie (uwalnianie zwierząt z ferm, laboratorium, niszczenie własności firm wykorzystujących zwierzęta, np. zakładów mięsnych). Aktywiści polskiego FWZ stwierdzili jednak, że bardziej przysłużą się zwierzętom działalnością jawną - bezpośrednią, ale w kontakcie człowiek-człowiek i postawili na działania manifestacyjne i edukacyjne. Skłonności do działań w rodzaju tych prowadzonych przez ALF trwały jeszcze wśród części aktywistów FWZ, którzy poza działalnością oświatową decydowali się też na np. malowanie haseł na sklepach mięsnych czy wybijanie szyb w zakładach kuśnierskich. Ostatecznie jednak większość zaangażowanych w FWZ osób słusznie uznała, że firmowanie takich działań przez FWZ, łączenie akcji oficjalnych i zakonspirowanych pod jednym szyldem jest szkodliwe dla ruchu. FWZ postawił na propagandę i umiał to robić.
Co się teraz dzieje z FWZ? Tego ruchu nie ma. Na pewno nie ma tego, czym był FWZ. Gdzieś jeszcze widać stare ulotki FWZ, może w swojej szafie znajdziesz koszulkę z takim napisem, podobno jakaś grupa podpisuje swoje działania tą nazwą. Ale ruchu nie ma. Nie ma sieci, która była motorem FWZ. Sieć się rozpadła, tworzący ją ludzie się "porozchodzili", część z nich w złości, część w żalu, część tak po prostu, bo forma FWZ już się dla nich wyczerpała. W 1996 roku FWZ padł*. Dlaczego? Myślę, że dużo mógłby o tym powiedzieć Radek z Chojnic, który był organizatorem przełomowego dla FWZ zjazdu w Funce (pierwszego i ostatniego), na pewno "lider" Darek Paczkowski, zbuntowana grupa krakowska i wszyscy inni, jak m.in. ja sam, którzy chcieli wpłynąć na kształt FWZ. Różni ludzie mogliby doszukać się różnych przyczyn upadku FWZ, ja opowiem o swoich obserwacjach.
FWZ jako wpływowy ruch społeczny znacznie się rozwinął. Zaangażowani w nim ludzie zaczęli zdawać sobie sprawę z tego, jak wielkie możliwości w rozwiązywaniu problemów zwierząt daje działalność FWZ. Wszyscy zauważaliśmy faktyczną, rosnącą (i przynajmniej potencjalnie znaczącą) siłę społeczną tego ruchu. Chcieliśmy nadać FWZ jakiś bardziej konkretny, zorganizowany charakter, by stał się on jeszcze mocniejszy. Fakt wystąpienia w FWZ pomysłów dotyczących usprawnienia jego działań był bardzo korzystny. Niestety próby te nie udały się. Starło się ze sobą kilka sprzecznych propozycji rozwoju FWZ: centralizacja - decentralizacja, uchwały zjazdów - spontaniczność, działanie nieformalne - stowarzyszenie się. A dlaczego doszło do tych sporów? Myślę, że byliśmy dziećmi, które dorosły - dorosły właśnie razem z FWZ, związały się z tym ruchem i chciały dla niego jak najlepiej - na swój sposób. Niestety nie udało się nam. Żadna z tych najgłośniejszych wtedy opcji rozwoju FWZ nie rozwinęła się na tyle, by mogła sama ukształtować przyszły FWZ. A na dodatek postać znacząca w FWZ, Darek Paczkowski, jedyna osoba, która cieszyła się powszechnym w ruchu autorytetem, popełniła niestety kompromitujący siebie w oczach wielu działaczy FWZ błąd.
"Dokąd zmierza FWZ?" - dyskusja pod tym hasłem była głównym punktem programu Zjazdu FWZ w Funce w czerwcu 1996 r. FWZ przeszedł długą drogę, zaszliśmy daleko i chyba nikt z nas nie miał wątpliwości, że nieodwołalny jest dla nas kolejny krok - taki, który dla rozwoju ruchu będzie wyjątkowo ważny. I byliśmy na niego zdecydowani. Ale jaki miałby to być krok? Jak cały ruch obrońców praw zwierząt w Polsce w tamtym czasie zaczęliśmy zdawać sobie sprawę z tego, że musimy się wzmocnić, sprofesjonalizować, by zwiększyć skuteczność działań. Zastanawialiśmy się poważnie nad działaniem FWZ jako zarejestrowanego stowarzyszenia. Korzyści takiego kroku są wyraźne np. większa możliwość działań na drodze prawnej. Część grup obecnych na Zjeździe chciało doprowadzić do zarejestrowania jednego ogólnopolskiego stowarzyszenia dla FWZ. Ale mimo że Darek Paczkowski zdecydował się już nawet na taką rejestrację (ostatecznie wycofał się z tego zamiaru), pomysł ten upadł. Warto jest tu zwrócić uwagę na to, że nawet gdyby zamiar ten doszedł do skutku, to pomimo tego, że było to w tamtym czasie jakieś konstruktywne rozwiązanie dla FWZ, to i tak nie uchroniłoby to FWZ od rozpadu jako ruchu, a wręcz do tego by doprowadziło (spontaniczny, oddolny ruch nigdy nie będzie centralistycznym stowarzyszeniem).
Inne grupy, które też chciały się sprofesjonalizować poprzez stowarzyszenie, ale jednocześnie doceniały znaczenie ruchu w FWZ, wskazywały na inne, pośrednie rozwiązanie - zakładanie mniejszych lub większych stowarzyszeń nie przestając jednak działać nieformalnie tak, aby stowarzyszenie było po prostu zoficjalizowanym wsparciem dla prowadzonych w ramach FWZ działań. I część grup w efekcie poszła właśnie tą drogą, z FWZ czy już bez niego. Tak było m.in. z moją, mysłowicką grupą FWZ - założyliśmy oddział Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami "Fauna" (które działa do tej pory). Z czasem jednak przestaliśmy używać nazwy FWZ, m.in. na skutek tego, że ja sam przestałem zajmować się sprawami zwierząt. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie rozwiązanie, szczególnie przy klęsce innych, zadecydowało o kierunku, w jakim poszedł FWZ, a raczej w jakim poszli aktywiści FWZ. Działanie poprzez stowarzyszenia sprofesjonalizowało poszczególne przedsięwzięcia, ale też spowodowało ostateczne rozbicie samego ruchu. Niestety nie znalazła się żadna siła, która zdołałaby te nowe działania, stowarzyszenia utrzymać w sieci FWZ.
Była jeszcze inną propozycja, szczególnie wysuwana przez grupę krakowską FWZ. Było to dążenie do ustalenia szczegółowych zasad dotyczących działań FWZ czy spisania zasad obowiązujących w ruchu do tamtej pory (co, moim zdaniem, wystarczająco miało już miejsce wcześniej - m.in. w świetnym tekście Darka Paczkowskiego "Czemu i w jaki sposób... czyli Front Wyzwolenia Zwierząt"). Grupa krakowska zaproponowała wersję roboczą "statutu" nieformalnego wciąż FWZ. Proponowaną przez nią nowością dla FWZ była forma podejmowania decyzji w ruchu poprzez uchwały zjazdów, za pomocą których m.in. trzeba by było przyjmować grupy do FWZ i można by je było też z ruchu "oficjalnie" wykluczać. Uważam, że rozwiązanie to (chociaż w podobnej formie jest stosowane i chyba - nie znam z doświadczenia - sprawdza się w Federacji Zielonych i Federacji Anarchistycznej) zniszczyło by rzeczywisty oddolny zapał, jaki budował FWZ i byłoby dla jego rozwoju szczególnie szkodliwe (przypuszczam jednak, że miałoby szansę funkcjonować - chociaż na pewno bez mojego udziału).
Dążenia do profesjonalizacji działań FWZ nie wiązały się tylko z faktem, że sam ruch doszedł do momentu, w którym zaczął potrzebować nowych sposobów działań. Przyczyną, która miała wielki wpływ na te dążenia, było zaangażowanie się środowiska obrońców praw zwierząt w działania, które miały na celu przyspieszenie prac nad sejmową ustawą "O ochronie zwierząt". Dążenie to było w tamtym czasie rzeczywistą, bezsprzeczną potrzebą i aktywiści FWZ zdawali sobie z tego sprawę. Brak prawnych środków, jakie można wykorzystywać w obronie zwierząt, był wielkim utrudnieniem w walce o ich prawa. Obowiązujące w tamtym czasie prawo dotyczące ochrony zwierząt pochodziło z 1928 r. i było nieskuteczne, dopuszczało wiele form okrucieństwa wobec zwierząt i nie gwarantowało zwierzętom praw, których respektowania domagali się ekolodzy. Środowisko osób czerpiących zyski z cierpienia zwierząt, skutecznie hamowało prace nad ustawą, warunki życia zwierząt - o czym świadczyły dane statystyczne - pogarszały się każdego roku, dlatego potrzebny był maksymalny nacisk całego środowiska obrońców praw zwierząt, by przeforsować uchwalenie tej ustawy. FWZ był ruchem znanym i mogącym zmobilizować dużą grupę osób do odpowiednich działań. Wiedzieliśmy, że powinniśmy skorzystać ze swojego zaangażowania dla tak niezbędnej i naglącej sprawy. Dlatego znaczna część energii w FWZ poszła w tym czasie właśnie na działania na rzecz uchwalenia ustawy "O ochronie zwierząt".
Aktywiści FWZ we współpracy z "Klubem Gaja", koordynującym związaną z ustawą kampanię "Zwierzę nie jest rzeczą", urządzali pikiety, wysyłali petycje, alarmowali media, namawiali poszczególnych posłów, brali udział w rozmowach w Sejmie. FWZ pod kątem działań na rzecz ustawy kształtował też swoje dotychczasowe zaangażowanie, np. koordynowany przez Darka Paczkowskiego Dzień Bez Futra - "Pokochaj zwierzęta futerkowe" (1995 r.) albo konkurs plastyczny dla dzieci FWZ-Chojnice pt. "Panie Marszałku, zwierzę nie jest rzeczą" (1996 r.). Była to rzeczywista potrzeba czasu. Wszyscy mieliśmy wielką nadzieję związaną z nową ustawą, wierzyliśmy, że jej uchwalenie rozwiąże - już na drodze prawnej - wiele nagłaśnianych wcześniej przez nas problemów. To zaangażowanie się FWZ w działania na rzecz ustawy było jak najbardziej słusznym krokiem. Jednak myślę, że i ono w pewnym stopniu przyczyniło się do rozbicia ruchu. Podczas tej kampanii działalność FWZ w znacznym stopniu zacząła przyjmować charakter zaangażowania docelowego związanego z doprowadzeniem do uchwalenia ustawy. Gdy zostały spełnione - w części - żądania (ustawa została uchwalona po dwóch latach kampanii), nastąpiło w ruchu oczywiste przesilenie, a nikt (jeszcze przy sporach organizacyjnych) nie zdołał wyprowadzić FWZ na prostą. Takie przesilenie, przełom w zaangażowaniu po osiągnięciu celu jest znaną zależnością. Podobnie było z tak prężnym przecież ruchem antymilitarnym "Wolność i Pokój" po wprowadzeniu w Polsce długo oczekiwanej zastępczej służby wojskowej.
Inną znaczącą sprawą związaną w pewnym stopniu z ustawą (chociaż pewnie w swoim czasie wyniknęłaby ona niezależnie) było to, że nieformalny charakter FWZ utrudniał traktowanie go jako konkretnego partnera czy to dla koordynatora kampanii "Zwierzę nie jest rzeczą", czy w rozmowach ze stroną rządową. Skłoniło to część osób zaangażowanych w FWZ do starań, by stworzyć z ruchu bardziej zorganizowaną strukturę - m.in. właśnie skutkiem tych dążeń był pomysł zarejestrowania FWZ jako stowarzyszenia albo przynajmniej nadania mu bardziej określonego, oficjalnego charakteru. FWZ zaczynał stawać się więc czymś, czym nie był i czym nie mógł się stać - ścisłą reprezentującą dane stanowisko organizacją, co FWZ doszczętnie pogrążyło przez podcięcie swoich korzeni zbudowanych na spontaniczności i dobrowolności.
"Nie chcemy, by rządzono nami przy pomocy dekretów. Nie zgadzamy się na rolę biernych wykonawców, chcemy być traktowani poważnie, brać udział w podejmowaniu decyzji. Stanowczo sprzeciwiamy się dzieleniu ludzi na podwładnych i przełożonych na podstawie kryterium stażu organizacyjnego".
Ten tekst został napisany przez grupę krakowską FWZ, która po zjeździe FWZ w Funce redagowała 1 nr "Biuletynu wewnętrznego FWZ" (w sumie ukazały się jego 2 numery), i która tymi słowami wycofała się z uczestnictwa w ruchu. Czy było aż tak źle? Niestety sprawy zaczęły iść w tym kierunku. Darek Paczkowski był faktycznym liderem FWZ, jego zasługi dla ruchu są niepodważalne. Był liderem o wybitnym znaczeniu, jednak sam nie tworzył ruchu, był liderem jednym z wielu. Kiedy zdecydowanie zadeklarował się jako "ogólnopolski lider i reprezentant FWZ" (na zjeździe w Funce "oficjalnie" powierzono mu tę funkcję) oraz z faktu bycia założycielem uznał, że ma większe prawa do decydowania o rozwoju ruchu niż inni jego uczestnicy, dla znacznej części grup FWZ definitywnie "spalił się" jako ich przedstawiciel i spowodował w stosunku do siebie opór. Nie można zapominać, że wcale nie jest łatwo prowadzić - co Darek w dużym stopniu robił - taki ruch i dbać o jego wspólny charakter. Ja sam, działając i teraz w nieformalnej sieci (Pacyfistyczna Komenda Uzupełnień), w której od początku staram się, by nie doprowadzać w niej do centralizacji, wiem z doświadczenia, że w takich nieformalnych organizacjach, chcąc iść dobrą drogą, trzeba nieraz samemu napluć sobie w twarz. Darek jednak zdecydowanie przekroczył granicę w podejmowaniu decyzji w FWZ i słusznie należało to potępić.
W tamtym czasie, w tym "sporze kompetencyjnym" byłem po stronie buntowników (ale nie wystąpiłem z FWZ) i w dalszym ciągu jestem przeciwny ówczesnemu postępowaniu Darka. Jednak teraz nie widzę w jego działaniu złej woli. Szczególnie teraz, z perspektywy czasu widzę, że jego propozycje odnośnie rozwoju FWZ (które niestety postanowił ostatecznie wprowadzić autorytarnie), były naprawdę dobre i spośród innych najlepsze. Wyłączając chęć stowarzyszenia FWZ, jego pomysły na kształt ruchu, jego wizerunek, finansowanie itd. były świetne i wymagały tylko wypromowania ich wśród innych grup. Darkowi naprawdę zależało na dobrym rozwoju FWZ. Dlatego szkoda jest, że popełnił on ten zdawałoby się drobny, ale jednak wielki błąd. W końcowym okresie Darek razem ze zjazdem chcącym oprócz samego dyskusyjnego znaczenia mieć także moc podejmowania wiążących dla całego ruchu decyzji) swoim zachowaniem odebrał FWZ to, co było w nim najcenniejsze - jego charakter ruchu, oddolnego, spontanicznego zrywu, który doprowadził FWZ do tego czym był i czego nie można było w nim lekceważyć.
W każdym ruchu społecznym, oddolnym i otwartym są liderzy - ludzie, którzy mają w tym ruchu jakieś znaczenie. Jest to zupełnie naturalne i niezbędne.- Ja posługuję się w odniesieniu do takich osób słowem "koordynatorzy", bo chyba lepiej odpowiada ono charakterowi ich działań i nazwa ta jest bardziej dla nich określeniem niż "tytułem". By inicjatywa mogła funkcjonować, muszą być w niej ludzie, którzy coś robią, a więc i o czymś decydują. Ale w żadnym wypadku decyzje jednej grupy czy jednej osoby w ruchu nie mogą być narzucone innym. Aby w ruchu mogły odbywać się wspólne, zakrojone na szeroką skalę działania, niezbędne jest, by któraś z grup zaproponowała coś pozostałym i koordynowała ten projekt, ale może być to ze strony grupy inicjującej tylko propozycja - żaden sposób odgórnego nacisku na inną grupę jest w ruchu niemożliwy.
Podobnie podejmowanie "wspólnych decyzji" za pomocą uchwał zjazdów, choćby były one jak najbardziej "reprezentatywne", jest dla całości ruchu nie tylko niemoralne, niewykonalne, ale po prostu niszczące. Idealnym przykładem tego jest Zjazd FWZ w Funce, który był pierwszym i ostatnim zjazdem tego ruchu. Ruch społeczny nie może być też partnerem ani współorganizatorem przedsięwzięć z innymi organizacjami. W takim ruchu nikt nie ma po prostu możliwości podjąć stosownych decyzji (to była jedna z przyczyn zamiarów stowarzyszenia, a wiec i scentralizowania FWZ), bo odnośnie współpracowania z innymi inicjatywami mogą się wypowiedzieć i zdecydować się na nią wyłącznie poszczególni uczestnicy ruchu, a nie ktoś "w imieniu" całego ruchu. Zachwianie wolnościowej równowagi w podejmowaniu cząstkowych decyzji w ruchu (ogólny charakter działań ruchu określony jest oczywiście u jego początku) powoduje zawsze jego nieuchronną klęskę, czego niestety przykładem stał się przed laty FWZ w naszych troskliwych, ale nadgorliwych rękach
Front Wyzwolenia Zwierząt upadł. Minęło kilka lat i naprawdę widzę lukę. Są stowarzyszenia, często robiące naprawdę masę "dobrej roboty", są też budzące nadzieję lokalne, nieformalne zrywy, ale brakuje tej spontanicznej, zdecydowanej działalności w obronie zwierząt, jaką kiedyś prowadził właśnie FWZ. Jest luka. Puste miejsce.
I nadciąga nowe pokolenie...
Adaś Rygioł
(zaangażowany w FWZ-Mysłowice)
Jeśli ktoś chciałby podzielić się swoimi
uwagami odnośnie FWZ, swoim spojrzeniem na jego historię,
pomóc w zebraniu nowych, uzupełniających faktów
do kolejnego artykułu o Pokoleniu FWZ, zapraszam do kontaktu
ze mną:
Adaś Rygioł skr. 66 41-400 Mysłowice adasiowe@hot.pl |
Front Wyzwolenia Zwierząt był wyjątkową organizacją, ale byłby niczym, gdyby nie tworzący go ludzie. Pomóż dotrzeć do wszystkich osób, którzy byli kiedyś (a może nadal są) związani z FWZ. Jeśli znasz kogoś takiego, poproś go o wypełnienie tej krótkiej ankiety. Odpowiadając na pytania ankiety można się "rozpisać" i poruszyć inne sprawy, których tu nie zaznaczyłem (np. na osobnej kartce). W artykule chciałbym też pokazać drogę dawnych aktywistów FWZ opisując konkretnych ludzi- więc jeśli wypełniejący/a ankietę nie ma nic przeciwko temu, bym wykorzystał jego/jej nazwisko(ankieta jest anonimowa), niech to zaznaczy (i poda swój adres - np. e-mail). Dziękuję Ci. Może dzięki Twojej pomocy powstanie ciekawy artykuł. Pozdrawiam i czekam!
Adaś Rygioł
(zaangażowany w FWZ-Mysłowice)
Wypełnioną ankietę, pytania możesz kierować
na mój adres:
Adaś Rygioł skr. 66 41-400 Mysłowice adasiowe@hot.pl |