Załoga żaglowca "Lovis" wymieniała się w portach, w których prowadzono akcje informacyjne, happeningi, spotkania z lokalnymi organizacjami i władzami. Dzięki temu każdorazowo w przygotowanych działaniach brało udział co najmniej sześćdziesiąt osób.
"Różniliśmy się narodowością, kulturą, ojczystym językiem, a mimo wszystko doskonale się ze sobą dogadywaliśmy - opowiada Robert Cyglicki, współorganizator rejsu - Nie było zresztą innego wyjścia. Od tego, na ile skutecznie porozumiewaliśmy się, zależało m.in. nasze bezpieczeństwo. Każdy uczestnik prędzej czy później musiał bowiem nauczyć się nawigować, pełnić nocną wachtę i być odpowiedzialnym za postawienie żagli."
Uczestnicy wyprawy byli jednocześnie załogą żaglowca. Zadanie to nie należało do łatwych tym bardziej, iż po wykonaniu niezbędnych czynności na pokładzie, załoga brała udział w przygotowanych przez siebie seminariach oraz warsztatach. Poświęcone zostały one problemom ekologicznym typowym dla poszczególnych krajów nadbałtyckich. I tak pierwsze seminarium odbyło się w Lübece (Niemcy). Dotyczyło ono m.in. budowy Autostrady A20, która docelowo ma stać się kolejną nitką transportową łączącą północne Niemcy z Polską.
"Inwestycja ta pozostaje w sprzeczności z interesem lokalnych społeczności oraz środowiska naturalnego. Pod jej zabudowę przeznacza się cenne obszary przyrodnicze, których zabetonowanie oznacza m.in. przecięcie naturalnych korytarzy ekologicznych dla wielu gatunków zwierząt" - przekonywał Johanes Richter, członek organizacji Umweltwerkstatt.
Po przeprowadzonej w Niemczech akcji informacyjnej kolejnym etapem podróży była Kopenhaga. "Pamiętam, jak zmęczeni i schorowani po nocnym sztormie prowadziliśmy w pobliżu duńskich klifów analizę zasolenia oraz zanieczyszczenia wody" - wspomina Agnieszka Bulicz, Federacja Zielonych "Gaja".
Uzyskane przez ekologów wyniki zostały zestawione z próbkami pobranymi w północnej części Bałtyku, co pozwoliło na wyciągnięcie podstawowych wniosków.
"Powolna wymiana wód powoduje, iż Morze Bałtyckie jest szczególnie wrażliwe na zanieczyszczenia. Stąd wprowadzone przez przemysł substancje chemiczne przez długie lata zalegają w wodzie, podłożu i w żywych organizmach - mówi Agnieszka Bulicz - Z kolei warstwowy układ wód Bałtyku powoduje, iż w miejsce zużywanego tlenu nie zostaje doprowadzony nowy. Między innymi stąd biorą się tzw. martwe obszary dna morskiego."
W samej Kopenhadze ekolodzy starali się skupić na problemach masowego połowu ryb przez duńskie trałowce (jedna z największych flot rybackich na Bałtyku). "Tego typu połowy niszczą florę dna morskiego, która potrzebuje ok. czterech lat na to, aby móc na nowo zacząć się odradzać - alarmował Mikkel M. Poulsen z duńskiego Natur og Ungdom - Dodatkowo w sieciach olbrzymich trałowców ginie wiele gatunków narybku. Jest to więc typowy przykład krótkowzroczności oraz podcinania gałęzi, na której się siedzi."
Następnymi portami, do których zawinął żaglowiec, było Świnoujście oraz Szczecin. W Świnoujściu uczestniczące w rejsie organizacje zdecydowały się na wsparcie kampanii przeciwko budowie kontrowersyjnego terminalu paliwowego. Przygotowano ulotki oraz widowiskowy happening. W Szczecinie z kolei zorganizowano wykład poświęcony Odrze oraz oficjalnie otwarto wystawę fotografii przyrodniczych "Czas na Odrę" (ekspozycję można było podziwiać do końca sierpnia w jednym z holów Zamku Książąt Pomorskich). Podczas tej wizyty członkowie dziewięciu organizacji ekologicznych dyskutowali o planach skanalizowania Odry. "Kiedy my mówiliśmy o zagrożeniach związanych z realizacją Programu Odra 2006, w parlamencie odbywało się jego czytanie - mówi Robert Cyglicki, organizator przedsięwzięcia po stronie polskiej - Kiedy ostatecznie przyjęto ten program jako rządowy, wokół tej sprawy zaczęły narastać nowe kontrowersje. Nasi zagraniczni sąsiedzi, podobnie jak i my, obawiają się, iż regulacja poszczególnych odcinków rzeki przyniesie zniszczenie dla odrzańskiej przyrody."
W trakcie ostatniego już etapu rejsu, Kłajpeda (Litwa) - Turku (Finlandia), załoga żaglowca musiała stawić czoło napotkanym sztormom. O ile wierzyć urządzeniom nawigacyjnym znajdującym się na żaglowcu, prędkość wiatru przekroczyła 10 w skali Buforta.
"Tego rodzaju przeżycia uczą człowieka pokory i szacunku wobec żywiołów - mówi Luiza Sas, uczestniczka trzeciego etapu rejsu - Blisko godziny czwartej nad ranem dostrzegliśmy na horyzoncie ciemne chmury. Kilka minut później przed nami wyrosły białe grzywy fal sięgających drugiego piętra. W dodatku nie dalej jak 2 km od nas pojawiło się coś na kształt trąby powietrznej, która raz po raz unosiła morskie fale."
Dzięki doświadczeniu kapitana oraz opanowaniu osób pełniących wachtę załodze "Lovisa" udało się cało wydostać z opresji. Dopiero wówczas można było odpocząć. Nie trwało to jednak długo, jak wspominają uczestnicy, ... przed południem zaplanowane były kolejne warsztaty. Tym razem dotyczyły one postoju na ECOTOPII (europejskiego spotkania ekologów). Spotkanie odbywało się na jednej z malowniczych wysp Finlandii. To właśnie tam kilku szczęśliwcom udało się podpatrzeć kolonie pławiących się w wodzie fok. "Dla wielu osób było to niesamowite przeżycie, - mówi Robert Cyglicki - ponieważ większość z nas po raz pierwszy miała okazję podziwiać je w naturalnych warunkach. Niestety mniej więcej w tych samych dniach szwedzkie gazety doniosły o odnalezieniu kilkunastu zastrzelonych fok. Nagłówki artykułów krzyczały - jak to możliwe, że ktoś zabił je dla zabawy?!"
Niestety na to pytanie, podobnie jak i na pytania dotyczące odpowiedzialnego rybołówstwa, skażenia obszarów morskich, zachłannej działalności ciężkiego przemysłu, a wreszcie poziomu świadomości ekologicznej mieszkańców regionu Morza Bałtyckiego, nie ma satysfakcjonującej odpowiedzi. Najbliżsi są jednak jej poznania uczestnicy czterdziestodziewięciodniowego rejsu po Bałtyku na pokładzie tradycyjnego żaglowca "Lovis".
Organizatorem po polskiej stronie była:
Federacja Zielonych "Gaja" Kolumba 6 70-035 Szczecin tel./fax 489 42 32 e-mail: szczecin@fz.most.org.pl |
Federacja Zielonych "Gaja"
Swoją rowerową przygodę poprzez Ponidzie rozpoczynam w Jędrzejowie, aby podążyć w stronę Chęcin docierając do Białej Nidy w miejscowości Mniszek. Biała Nida ma swoje źródła w okolicach Moskorzewa w dawnym woj. częstochowskim. My przejeżdżamy w pobliżu drewnianego kościółka w Rembierzycach, aby znaleźć się w Kielecko-Chęcińskim Parku Krajobrazowym. Dalej do Nowej Wsi prowadzi bardzo zła, gruntowa droga z karkołomnym zjazdem. W otoczeniu wiekowego dębu przycupnął cmentarz wojenny z I wojny światowej. Już widać kopulasty wierzchołek Bocheńskiej Góry (327 m n.p.m.) i Dolinę Łośny (Wiernej Rzeki), która doprowadzi nas poprzez zalew w Bolminie do ruin zamku w Chęcinach. Jeszcze w miejscowości Korzecko możemy dostrzec skalne iglice opuszczonego kamieniołomu, gdzie w wapieniach, marglach i łupkach odnaleźć możemy skamieniałości małży triasowego morza. Podobne skamieniałości występują we wsi Wrzosy położonej na południe od Chęcin, w starych Chęcinach oraz w rejonie Góry Zamkowej wznoszącej się nad Chęcinami i Góry Zelejowej na południowo-zachodnim skraju Gór Świętokrzyskich. Znajdziemy tu ramienionogi, korale, ślimaki i liliowce środkowego i górnego dewonu. Tuż za Chęcinami podziwiać możemy Park Etnograficzny w Tokarni, gdzie na obszarze o powierzchni 65 ha ustawiono 25 zabytków architektury drewnianej, reprezentującej obraz życia dawnej wsi na Kielecczyźnie. Najpełniej wyeksponowano w skansenie chłopskie zabudowania, wnętrza i warsztaty rzemieślnicze pochodzące z II połowy XIX wieku, nawiązujące swoim wyposażeniem do konkretnych, autentycznych wnętrz z epoki. Tuż za skansenem w okolicach wsi Brzegi tworzy się Nida z połączenia Białej i Czarnej Nidy. Czarna Nida prowadzi swe wody z centralnej części Gór Świętokrzyskich i powstaje z kilku potoków - Lubrzanki, Bielnianki, Bobrzy. Od połączenia się Białej Nidy z Czarną jedziemy do Sobkowa, gdzie ciekawostką jest renesansowy zbór ariański z 1560 r. (obecnie kościół), zespół obronnych murów i zabudowań gospodarczych oraz klasycystyczny pałac z 1770 r. (teren prywatny, prowadzone są prace renowacyjne). Przekraczamy Nidę we wsi Mokrsko Dolne, gdzie naszą uwagę przykuwają ruiny zamku z XIV - XV w. i kierujemy się na Stare Kotlice, aby sześciokilomerowym, trudnym, bo grząskim odcinkiem dojechać do Motkowic (Uwaga! Droga do Motkowic po obfitych opadach deszczu jest całkowicie nieprzejezdna i należy z niej zrezygnować). W pobliskim Kliszowie, na lewym brzegu Nidy, miejsce bitwy wojsk polskich i saskich ze Szwedami - 19 lipca 1700 r. Z Motkowic poprzez Imielno, Sobowice i Skowronno Dolne jedziemy do Pińczowa. W Skowronnie Dolnym podziwiać możemy ruinę dworu z XVII - XX w., grodzisko oraz rezerwat stepowy "Skowronno" o pow. - 1,93 ha. Pińczów - dawny ośrodek myśli kalwińskiej i ariańskiej, oferuje nam szereg cennych zabytków, z których najcenniejsze: ruiny zamku Oleśnickich, Pałac Wielkopolskich, kaplicę św. Anny, popauliński zespół klasztorny, synagogę, kościół i klasztor Reformatów oraz pomnik w hołdzie lotnikom szkoły szybowcowej LOPP, poległym na frontach II wojny światowej. Kolejną miejscowością na szlaku podróży po Niecce Nidziańskiej jest Busko Zdrój. Kurort znany ze swoich właściwości leczniczych wód prawa miejskie otrzymał w 1287 r. z rąk Leszka Czarnego. Od bardzo dawna znano właściwości lecznicze tutejszych słonych wód. W 1808r. lekarz Winterfeld naukowo potwierdził przydatność buskich solanek do leczenia. Oficjalnie pierwszych kuracjuszy przyjęto z inicjatywy gen. Feliksa Rzewuskiego w 1828 r. Umieszczono ich w klasztorze opuszczonym przez Norbertanki. W 1836 r. powstały Łazienki. Busko Zdrój leży na wzniesieniu tzw. Garbu Pińczowskiego. Jest to bardzo długi twór ciągnący się ponad 50 km od Pińczowa w kierunku pd-wsch. Podstawa jego zbudowana jest z opoki kredowej, na której leżą utwory mioceńskie z wapieniami wykorzystywanymi jako budulec. Największe wysokości Garb Pińczowski osiąga na wschód od Buska Zdroju, w Bońcu 330 m n.p.m. Jadąc z Buska Zdroju w kierunku Wiślicy mijamy rezerwat geologiczno-stepowy: "Skorocice" (o pow. 7,7 ha). Na tym obszarze krasu gipsowego obserwujemy rzeczki ginące w skalnych szczelinach i płynące pod ziemią. Tak właśnie dzieje się w Skorocicach. Procesy niszczenia gipsu załamują sklepienia śródskalnych przestrzeni, dzięki czemu powstają w ten sposób liczne na tym terenie leje i zapadliska zwane wertepami. Najwięcej tych zjawisk możemy obserwować w trójkącie Busko Zdrój - Krzyżanowice - Wiślica. Skały gipsowe tworzą tu wysoki próg wzniesiony nad Nidą nawet do 80 m. Faliste grzbiety stromo spadające w kierunku Nidy, szeregi kopulastych wzniesień w wielu miejscach przykrywa roślinność stepowa. Relikty stepowej roślinności chronione są w licznych rezerwatach przyrody. Jazdę do Wiślicy urozmaicają pagórki. Od czasu do czasu niebo przecina zwinny lot sokoła. Widać już pierwsze zabudowania miasta. W zagajniku nad Nidą można rozbić biwak. Wiślica to najcenniejszy zespół architektoniczny na Ponidziu. Gród państwa Wiślan (pocz. IX w.) zbudowano na gipsowej wyspie pośród rozlewisk Nidy. Do drugiego grodu odległego o 400 m (XI - XIII w.) prowadziło podziemne przejście, korytarz wiódł także z Wiślicy poza obręb miasta, aby dać możliwość ucieczki broniącym się w grodzie mieszkańcom. W latach 1958 - 65 przeprowadzono w Wiślicy prace archeologiczne, które w pn-zach. narożu Placu Solnego odsłoniły fundamenty romańskiego kościółka wraz z przybudówką i otaczającym go cmentarzyskiem szkieletowym oraz tzw. misą chrzcielną. Misa chrzcielna pochodzi z IX w. i jest obiektem znajdującym się przy północnej stronie kościółka. Misa związana jest z "Żywotem św. Metodego", tzw. Legendą Panońską, w której po raz pierwszy wspomniano o Wiślicy; Książę pogański, silny wielce, siedząc na Wiśle, urągał chrześcijanom i złe rzeczy im czynił. Posłał do niego (Metody) i rzekł mu: "Dobrze by ci było synu ochrzcić się dobrowolnie na ziemi swojej, abyś wzięty do niewoli nie był przymuszony do chrztu do ziemi cudzej. I wspomnisz mnie wtedy. I tak się stało". Uważa się, że Książę Moraw Świętopełk podbił Wiślan i wprowadził ok. 880 r. nową religię w obrządku słowiańskim - stąd misa chrzcielna. Jest jeszcze w Wiślicy wiele ciekawych obiektów wartych obejrzenia, jak choćby kolegiata gotycka z poł. XIV w. (pierwszy pokutny kościół Kazimierza Wielkiego), Dom Długosza z 1460 r. i dzwonnica z XIV w., ale my jedziemy już do Kazimierzy Wielkiej, gdzie w parku podworskim leży największy na Ponidziu głaz narzutowy o obw. 7,6 m. Wśród okolicznych stawów, skąd wypływa rzeka Małoszówka, można obserwować żerujące czaple. Na pd. od Garbu Wodzisławskiego i dolnej części Doliny Nidy leży Płaskowyż Proszowicki. Szerokie, płaskie garby przedmioceńskiego pochodzenia pokryte są lessami. Erozja spowodowała powstanie charakterystycznych wąwozów i parowów. Gleba tu żyzna i brak lasów. Obszernym padołem płynie rzeka Nidzica. Za Proszowicami w miejscowości Posądza skręcam w lewo do Igołomii, a stąd już blisko do Niepołomic. Jeszcze tylko kilka wzniesień Pogórza Wielickiego i rozpoznaję znajome zalesienia w Rżące. Tutaj kończy się nasza przygoda. W sumie jadąc od Jędrzejowa poprzez Chęciny, Pińczów, Busko Zdrój (I etap - ok. 100 km), Wiślicę, Kazimierzę Wielką, Proszowice, Niepołomice do Wieliczki i Krakowa przejechałem trasę około 200 km, zwiedzając ten niezmiernie urokliwy, chociaż czasami niedoceniany obszar Ponidzia i Nadnidziańskiej Niecki.
Jerzy Stanisław Fronczek