Wydawnictwo "ZB" | Okładka | Spis treści ]

RECENZJE - ZB nr 1(159)/2001, marzec 2001

NOAM CHOMSKY
PRZECIWKO RYNKOWEMU DESPOTYZMOWI

Noam Chomsky staje się w Polsce postacią coraz bardziej znaną i to już nie tylko w kręgach akademickich, jako wybitny uczony, czy też kontrkulturowych, lecz także wśród coraz szerszej publiczności. Tuż po ukazaniu się pierwszej na naszym rynku jego książki poświęconej polityce - "Rok 501. Podbój trwa", mamy możliwość przeczytania kolejnej pozycji "Zysk ponad ludzi. Neoliberalizm a ład globalny" wydanej w "Wydawnictwie Dolnośląskim" w serii "Poza horyzont". Na książkę składa się seria artykułów z lat dziewięćdziesiątych publikowanych głównie w lewicowej prasie amerykańskiej, takiej jak "In These Times" czy "Z Magazine".

Jeśli mamy mówić o współczesnym systemie kapitalistycznym, powiada Chomsky, musimy oddzielić doktrynę od rzeczywistości, lub ujmując to inaczej, wyróżnić dwa warianty doktryny wolnorynkowej. Oficjalną, którą narzuca się bezbronnym oraz rzeczywistą, która brzmi: "dyscyplina rynkowa jest dobra dla ciebie, ale nie dla mnie, chyba że akurat przynosi mi korzyści". Rozwój kapitalizmu nie ma nic wspólnego z wolnym rynkiem, konkurencją, wycofaniem się państwa z życia publicznego. Jest wręcz odwrotnie. Wolny rynek to mit - spójrzmy na te kraje, które osiągnęły największy poziom rozwoju: Wielką Brytanię, Stany Zjednoczone czy Japonię. Swoją pozycję zawdzięczają daleko idącemu protekcjonizmowi państwowemu oraz bezpardonowej walce ze swoimi przeciwnikami, jak jest to doskonale widoczne w przypadku Wielkiej Brytanii, czy dzisiaj USA. Innym przykładem stanowiącym potwierdzeniem tezy o związku pomiędzy interwencjonizmem państwowym a rozwojem ekonomicznym jest tzw. "wschodnioazjatycki cud", który jest konsekwencją "wzięcia przez rząd odpowiedzialności za promocję wzrostu ekonomicznego", co zaowocowało nie tylko zaskakującymi wynikami gospodarczymi, lecz także podniesieniem jakości edukacji, ochrony zdrowia oraz zmniejszeniem nierówności społecznych. W ciągu trzydziestu lat Korea Południowa zanotowała dziesięciokrotny wzrost dochodu na głowę mieszkańca. Natomiast "doktryny neoliberalne, cokolwiek się o nich myśli, podkopują systemy opieki zdrowotnej i edukacji, powodują wzrost nierówności między ludźmi i zmniejszają udział sfer pracowniczych w zyskach (...)". Kryzys finansowy w Azji, jak podkreślają specjaliści, po części spowodowany był odejściem, pod presją Zachodu, od praktyki interwencjonizmu. Kierunek jaki obrały kraje azjatyckie (w miarę równomierną dystrybucję dóbr) nie wydaje się być regułą. Coraz bardziej jest oczywiste, że strukturalny model trzeciego świata poszerza się i obejmuje także kraje wysokouprzemysłowione. Przykład Stanów Zjednoczonych jest w tym względzie pouczający. Pomimo "zadziwiającego" i "powalającego" wzrostu zysków, jeśli użyć przytaczanych przez Noama Chomsky'ego określeń z prasy biznesowej, dochody większości społeczeństwa na przestrzeni piętnastu lat nie zmieniły się lub zmalały, nierówności pomiędzy ludźmi są największe od lat siedemdziesięciu, a poziom ubóstwa wśród dzieci jest największy wśród krajów uprzemysłowionych. Neoliberalizm w praktyce oznacza budowę "socjalizmu dla bogatych", gdzie biedni finansują bogatych (dzisiaj są to np. sektory wysokich technologii) poprzez system publicznych subsydiów. Okres rządów Reagana, przedstawiany w mediach jako ucieleśnienie polityki "wolnego rynku", był "największym od lat trzydziestych zwrotem w stronę protekcjonizmu", choć "surowych reguł wolnego rynku" uczono biednych i bezbronnych i to oni odczuli najbardziej jego konsekwencje.

Jeśli bogaci i możni tego świata nie mogą bezpośrednio odwołać się do nagiej przemocy, by osiągnąć swoje cele (tak jak dzieje się to na przykład w Ameryce Łacińskiej, co bogato ilustruje Noam Chomsky.

Standardy życia na Kubie o niebo przewyższają sytuację w innych krajach Ameryki Łacińskiej. W Polsce o takich rzeczach powinno się milczeć i rzeczywiście tak właśnie jest), należy odwołać się do propagandy. Zadaniem tzw. sektora public relations nie jest nic więcej jak tylko "fabrykowanie przyzwolenia" oraz "kontrolowanie umysłu publicznego". Specyficznie pojmowana demokracja opiera się na przekonaniu, iż "Wielka Bestia" (zdecydowana większość społeczeństwa) nie wie, co jest dla niej dobre, tym się mają bowiem zajmować ludzie "odpowiedzialni". Jednym z najważniejszych zadań sektora public relations, choć jak wydaje się stanowi to jego nierozstrzygalny problem, jest rozpowszechnienie idei, iż to bogaci mają rabować biednych (stąd też nierówna walka jaką w Ameryce Łacińskiej prowadzili Amerykanie z Sowietami o "kontrolowanie mas ludzkich", ci drudzy bowiem odwoływali się do biednych i "zawsze chcieli rabować bogatych"). Jednym ze składników propagandy jest usilnie lansowane przekonanie, iż wolny rynek jest ze swej istoty sprawiedliwy, nagradza odważnych i pracowitych, a w końcu przynosi korzyści nam wszystkim. Nie trzeba jednak sięgać zbyt daleko, aby się przekonać, że rzeczywistość jest zupełnie odmienna.

Dzisiaj Stany Zjednoczone są jedyną potęgą światową zdolną dyktować warunki niemalże wszystkim. Nieważne jakie środki zostaną zastosowane, ważna jest konieczność promowania i ochrony amerykańskich interesów, tj. interesów rządu i wielkich korporacji. Asortyment środków jest bogaty, od bezpośredniej interwencji zbrojnej, jak np. w Jugosławii, poprzez popieranie państw łamiących prawa człowieka, np. Izrael, Kolumbia po wykorzystywanie instytucji międzynarodowych. Kiedy jednak Unia Europejska starała się zwrócić do WTO z oskarżeniem USA o naruszanie umów dotyczących wolnego handlu związanych z ustawą Helmsa-Burtona "Cuban Liberty and Democratic Solidarity Act", mającej na celu wzmocnienie sankcji przeciwko Kubie, okazało się, że Waszyngton "nie będzie współpracował z panelami WTO, ponieważ organizacje handlowe nie mają jurysdykcji w sprawach dotyczących bezpieczeństwa narodowego", a jak powszechnie wiadomo Kuba stanowi właśnie zagrożenie bezpieczeństwa narodowego USA. Nie inaczej sytuacja ma się z innymi instytucjami międzynarodowymi.

Nie powinniśmy jednak popadać w pesymizm. "Mimo iż ośrodki władzy i koncentracji przywilejów z pewnością nie dadzą za wygraną, zwycięstwa mas obywatelskich powinny podnosić na duchu" - pisze Chomsky. Doskonałym tego przykładem jest zablokowanie podpisania traktatu MAI - Multilateral Agreement on Investment (który przygotowywany był w całkowitej tajemnicy, tak że niewiele o nim wiedział sam Kongres Stanów Zjednoczonych), przez "zgraję organizacji zwykłych obywateli, która, jedynie za pomocą komputerów i dostępu do Internetu przyczyniła się do naruszenia całej umowy" lub jak pisał "Financial Times" przez "hordę 'strażników obywatelskich', której motywy i metody są tylko częściowo rozumiane w większości stolic". Niestety w większości działania społeczne mają charakter defensywny i mają na celu obronę dotychczasowych osiągnięć. Brakuje nam idei ożywiających "rewolucje demokratyczne". W przeciwieństwie do dziewiętnastowiecznych robotników, którzy pisali, iż "ci, którzy pracują w młynach, powinni je posiadać", dzisiaj błagają możnowładców, o to, by byli bardziej łaskawi. Sytuacja ta odnosi się do USA, lecz jest prawdziwa również w odniesieniu do Polski.

Poruszone powyżej sprawy nie wyczerpują, oczywiście, w całości wielowątkowej książki Noama Chomsky'ego, każdy więc zainteresowany funkcjonowaniem kapitalizmu i jego prawdziwym obliczem powinien po nią sięgnąć. Okazuje się bowiem, iż "kapitalizm z ludzką twarzą" jest jedynie mitem, o którym dużo się mówi w politycznych salonach i na biznesowych mityngach. Demokracja, prawa człowieka, poprawa losu najuboższych, ochrona środowiska wydają się być jedynie zaklęciami mającymi zaczarować rzeczywistość, tak aby wydała się "światem najlepszym z możliwych".

Krzysztof Kędziora
krzysztofkedziora@poczta.wp.pl



Noam Chomsky, Zysk ponad ludzi. Neoliberalizm a ład globalny, tłum. Marcelina Zuber, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2000

AJ LAF JUESEJ

Opatrzona wstępem prof. Michała Chmary książka Noama Chomsky'ego "Rok 501. Podbój trwa" jest długą i płomienną tyradą antyamerykańską. Dodam - doskonale udokumentowaną. Tyle, że płaską, jednostronną.

Tytułowy "Rok 501" rozpoczął się 12.10.1992, gdy upłynęło 5 wieków od przybycia Kolumba do Ameryki. Wg Chomsky'ego "okres ten można nazwać też >>pięćsetletnią Rzeszą<<" (s.23). Tym podobnych nonsensów jest sporo, co obniża wartość książki. Szkoda, bo już 1. rozdział, "Wielkie dzieło podboju i podporządkowania" (s.23-60), ujawnia ciekawe fakty.

Wypada się zgodzić, że "Nie zbrodnie są problemem, lecz brak subordynacji" (s.114). Zbrodnie Milosevicia są niczym wobec ludobójstwa Turków na Kurdach, jednak to Jugosławia została zbombardowana - "prawa człowieka mają jedynie wartość instrumentalną" (s.139).

ŚWIAT WG CHOMSKY'EGO

Chomsky próbuje udowodnić, że "Jeśli chodzi o demokrację, to w oficjalnie uznanym znaczeniu tego słowa nie daje ona najmniejszej szansy na jakąkolwiek ingerencję opinii publicznej w totalitarną strukturę gospodarki korporacyjnej" (s.124). A - co moim zdaniem, bardziej prawdopodobne - "protekcjonizm państw uprzemysłowionych (...) zmniejszył dochód narodowy w państwach Trzeciego Świata o sumę dwukrotnie przekraczającą wartość oficjalnej >>pomocy na rozwój<<" (s.164). Bulwersuje też kwestia "własności indywidualnej" - najpierw zrabowano państwa rozwijające się, teraz każe się im płacić za patenty, będące wynikiem owej kradzieży (zysk Zachodu: 100 mld rocznie!).

Pisarz wymienia długą listę zbrodni kolonizatorów i samych Stanów Zjednoczonych: rzezie Indian, Ameryka Środkowa, Południowa (szczególnie Brazylia), inwazja na Wietnam, Afryka, podporządkowanie sobie Europy Środkowej i Wschodniej, krwawe tłumienie wystąpień robotniczych, popieranie bezwzględnych korporacji itd., itp.

Dla lepszego przyswojenia "Roku 501" radzę przeczytać też "Molocha" Karlheinza Deschnera. Młodszym czytelnikom ZB polecam płytę "American Revolution", nagraną przez wściekłych hard core'owców z Love 666. Wtedy klimat będzie wystarczająco antyamerykański...

EKOLOGIA

Noam Chomsky jest wrażliwy na kwestie obrony przyrody. Opisuje proceder eksportu zanieczyszczeń, przenoszenie brudnego przemysłu do biednych krajów (ss.166-167). Podnosi problem biotechnologii i niebezpieczeństwa patentów genetycznych (ss.173-177). Ciekawe są informacje o sposobach szerzenia konsumeryzmu w Ameryce Środkowej (ss.322-326). Wstrząsają doniesienia o śmiertelnym zagrożeniu ubogich pestycydami (s.262).

Bardzo pouczający jest przykład Haiti (ss.318-321), państwa zmuszonego do przejścia z gospodarki samowystarczalnej na produkcję na eksport do USA. Skutki tego są bardziej niż opłakane.

O TYM CHOMSKY ZAPOMNIAŁ

Chomsky nie zauważa, że jest arcyamerykański. Kreśli obraz złożony z dwóch barw: bieli i czerni. Jego błyskotliwy styl pisania jest obciążony dużą wadą - pomija lub przeinacza niewygodne fakty i argumenty. Zupełnie jak Tofflerowie i Fukuyama. Tylko w drugą stronę.

Chomsky piętnuje "kompleks państwowo-korporacyjny", a sam z zapałem korzysta z jego produktów - np. Internetu. Ponadto, jako wykładowca słynnego Massachusetts Institute of Technology, pewnie zarabia krociei nie łączy tego z hojnymi dotacjami korporacji i państwa dla tej uczelni. Być sławnym krytykiem systemu oraz brać od niego wielkie pieniądze - oto fenomen liberalnej demokracji.

Choć "Rok 501" jest dobrą (w kategorii pamfletu) książką, to nawet przez chwilę nie ociera się o obiektywizm. Dla wyrobienia sobie o Stanach jakiegoś wyważonego poglądu należało by ją czytać równolegle z "Przyszłością kapitalizmu" Thurowa i książką Fukuyamy "Zaufanie - kapitał społeczny a droga do dobrobytu" (cz. IV).

Na razie czekam na nowego de Tocqueville'a, który opisze współczesną demokrację w Ameryce.

Sławomir Czapnik
slawek13@poland.com



Noam Chomsky, "Rok 501. Podbój trwa", 437 s., wyd. PWN, Warszawa-Poznań 1999.



RECENZJE - ZB nr 1(159)/2001, marzec 2001
Wydawnictwo "ZB" | Okładka | Spis treści ]