Strona główna 

ZB nr 10(16)/90, październik '90

GRANAT POD CHOINKĄ

W nasilonym obecnie w naszym kraju nurcie antywojskowym (bojkot szkolenia wojskowego, PO, służba zastępcza), zauważyłam pomijanie sprawy na pozór mało ważnej i nie wiążącej się z tym. Chodzi o zabawki militarystyczne. Nie jest to sprawa prosta, zabawki tego typu są przecież jednym z najbardziej popularnych prezentów dla malców w pewnym wieku. Istnieje nawet taki stereotyp: dziewczynka bawi się w mamę i sklep a chłopiec w wojnę. No i rosną nam bataliony małych żołnierzyków, którzy biegają po osiedlowych alejkach zabijając kolegów i staruszki ...

No dobrze - powie na przykład producent plastikowego pistoletu - jak ktoś ma mordercze zapędy (a większość małych dzieci nieświadomie posiada je, nie oszukujmy się), to w razie braku karabinu "prawdziwego" weźmie odpowiednio długi kijek i zabawa trwa dalej. Jest w tym wiele prawdy oczywiście, jednak jestem pewna, że na dziesięciu chłopców conajmniej trzech zamiast szukać kija weźmie rower albo piłkę. Trzech nieletnich "morderców" mniej.

Warto w tym miejscu zauważyć pewne zjawisko. Otóż na drugi dzień po wyświetleniu przez naszą TV filmu typu "Czterej pancerni ..." czy "Stawka większa niż życie" po osiedlach biegają gromady dzieciaków zafascynowanych zabijaniem i wojną. I nie zdziwiłam się zbytnio gdy po zapytaniu jednego z żołnierzyków "kim chcesz być jak będziesz duży", odpowiedział: "żołnierzem i pójdę na wojnę zabijać szkopów". Podejrzewam, że gdyby dzień wcześniej oglądał jakiś emocjonujący western to na pewno ów malec odparłby, iż chce być czarnym charakterem, pić whisky i zabijać czerwonoskórych. Dorośli niekiedy zapominają o tym, że ich dzieci biorą wszystko dosłownie nie zostawiając odpowiedniego marginesu.

Wielu rodziców uśmiechnie się i stwierdzi, że to przesada, że plastikowe pistolety, granaty - sikawki na śmigus-dyngus czy filmy ukazujące wojnę jako wyśmienitą zabawę (np. wspomniani już "Czterej pancerni ...") niekoniecznie muszą wypaczyć psychikę dziecka. Tylko po co, pytam, od najwcześniejszych lat oswajać dziecko z przemocą i zabijaniem? Przecież osobowość kształtuje się w głównej mierze w tymże wieku pięciu, sześciu lat, kiedy to pod choinką leżą karabiny.

Dlaczego nasze dzieci niemal od kołyski muszą obcować z przedmiotami, które służą zabijaniu? Jestem pewna że nie pozostaje to bez wpływu na psychikę dziecka i jeśli nawet w przyszłości nie będzie stosował przemocy w tak rażący sposób, przyjmie postawę wobec niej obojętną, bo przecież to nie jest nic złego, skoro już małe dzieci są jej uczone przez troskliwe i kochające mamusie.

M. K.

K-ów.89.11.23

P.S. Tekst ten traktuję jako rozpoczęcie dyskusji na temat zabawek militarystycznych.

"TAKIE CZASY"

Idę podwórkiem.
I nagle
podbiega do mnie sześcioletni chłopczyk
w poziomkach policzków.
W ręce trzyma drewniany pistolet
"pif! paf!" - strzela w moim kierunku.
Potem chowa broń do kieszeni.
"Robota skończona" - mówi i odchodzi.
Zawiadamiam rodzinę,
przyjaciół
Dzwonię na milicję i zgłaszam swoją śmierć.
Ale wszyscy rozkładają ręce:
"Takie to czasy" - mówią.

Ewa Lipska




ZB nr 10(16)/90, październik '90

Początek strony