Kolonia ta jest zjawiskiem niezwykłym m.in. dlatego, że znajduje się właściwie po środku półmilionowej aglomeracji miejskiej, daleko na północny zachód od innych. Obecnie jest to jedyne skupisko, w którym nie zmniejsza się ilość zwierząt. Dlatego jego znaczenie dla przetrwania gatunku jest tak olbrzymie. Tymczasem właśnie ten teren jest przewidziany pod budowę portu lotniczego z betonowymi pasami startowymi i terminalami. W sprawę zaangażowane są lokalne władze i kilka firm. Budowę portu lotniczego w tym miejscu forsuje się wbrew sprzeciwom lokalnych społeczności (lotnisko powstałoby bliżej osiedli mieszkaniowych niż to przewidują europejskie normy), środowisk kombatanckich i Muzeum na Majdanku (którego spokój byłby zakłócony przez przelatujące samoloty) a także organizacji ekologicznych z Polski i innych krajów. Plany te spotkały się także z negatywną oceną lotników i ekspertów budowlanych, dla których taka lokalizacja jest pozbawiona perspektyw rozwoju i niebezpieczna. Jednocześnie samorząd województwa planuje budowę dużego lotniska w innym, nie budzącym takich kontrowersji miejscu.
Właścicielem terenu, na którym żyją
susły, jest Bank Pekao S.A. Zwracamy się do wszystkich
miłośników przyrody z prośbą o pomoc
w nakłonieniu władz banku do objęcia ostoi tych
pięknych zwierząt należytą ochroną.
Jeden z największych polskich banków na pewno może
stać się dobrym opiekunem przyrodniczego skarbu. Chcemy
zaproponować bankowi utworzenie dla ochrony tak niezwykłej
wartości przyrodniczej rezerwatu, który stanowiłby
jednocześnie centrum edukacyjne i badawcze, a także
dużą atrakcję turystyczną. Prosimy o napisanie
choćby krótkiego listu z poparciem naszych postulatów
i wysłanie ich na adres:
Maria Wiśniewska - Prezes Zarządu Bank Pekao SA Grzybowska 53/57, skr. 1008 00-950 Warszawa |
lub:
Alessandro Profumo - Przewodniczący Rady Nadzorczej Banku Bank Pekao SA Grzybowska 53/57, skr. 1008 00-950 Warszawa |
Można też zadzwonić lub wysłać faks:
tel. 0-22/656 00 00 faks 0-22/656 00 04, 656 00 05 |
Więcej informacji o sprawie znajduje się pod internetowym
adresem:
www.oikos.most.org.pl/lotnisko |
wszystkich, którzy chcieliby włączyć się do kampanii prosimy o kontakt:
Towarzystwo dla Natury i Człowieka
Okopowa 6/14, 20-022 Lublin
tel./fax 0-81/743-71-04
marcin@natura.most.org.pl
Sz. P. Janusz Radziejowski
Główny Konserwator Przyrody
Ministerstwo Środowiska
Wawelska 52/54
00-922 Warszawa
Towarzystwo dla Natury i Człowieka śladem licznych głosów ze strony organizacji pozarządowych po raz kolejny zwraca się z prośbą o odrzucenie wniosku Zarządu Miasta Świdnika o zgodę na przesiedlenie części kolonii susła perełkowanego w związku z planowaną budową portu lotniczego w Świdniku.
Prosimy, aby przy podejmowaniu decyzji wziął Pan pod uwagę nie tylko interes inwestora, ale również przyrodnicze znaczenie świdnickiej kolonii i ewentualne skutki realizacji przedsięwzięcia, a także właściwy kontekst społeczny i gospodarczy.
Kolonia w Świdniku jest największym w całej Europie zbiorowiskiem tego zagrożonego wyginięciem gatunku.
Zgoda na obciążoną tak wielkim ryzykiem operację musi być bezwzględnie uwarunkowana absolutną pewnością co do bezpieczeństwa zwierząt i minimalnym negatywnym wpływem na kondycję kolonii. W naszej opinii nie może być mowy o takiej pewności.
Chcielibyśmy odnieść się do adresowanej do Pana ekspertyzy dra Jana Śmiełowskiego z 5.2.2001. Dr Śmiełowski w swojej opinii przychyla się co prawda do wniosku świdnickiego samorządu (co jest zadziwiającym zwrotem w porównaniu z Jego wcześniejszymi opiniami - np. bardzo stanowczym w tonie pismem do wojewody lubelskiego z postulatem odstąpienia od budowy lotniska - pismo publikowane w "Wielkopolskim Biuletynie Ekologicznym" nr 2/2000). Jednak treść uzasadnienia tej opinii przynosi wiele stwierdzeń stanowiących przesłanki do wydania opinii zdecydowanie negatywnej. Po pierwsze, stwierdza autor opinii, że "bardzo trudno przewidzieć wszystkie konsekwencje jakichkolwiek działań w tym zakresie". Dużo konkretniejsza jest konkluzja, że "susły są zwierzętami socjalnymi, dlatego trudno przewidzieć skutki naruszenia organizacji funkcjonowania tak dużej kolonii". Na podobne niewiadome zwraca Śmiełowski uwagę stwierdzając, że " (...) nie wiadomo jaka będzie reakcja susłów na lądujące 6-tonowe samoloty z ładunkiem cargo oraz wywoływane zapewne zmiany. Z kolei ostrzeżenia przed wysprzedażą terenu na działki budowlane jest zupełnie nie trafione. Otóż jedynym sposobem trwałego zażegnania takiego zagrożenia jest niewyrażenie przez Ministra zgody na przesiedlenie susłów, co zamyka drogę do zmiany miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, a więc jakiejkolwiek zmiany przeznaczenia gruntów. Również ostrzeżenie przed penetracją drapieżników, w tym zdziczałych kotów, jest chybione. Obecne status quo - trawiaste lądowisko - właściwie zabezpiecza susły przed taka presją.
Dotychczasowe próby translokacji susła w wykonaniu doktora Męczyńskiego trudno uznać za sukcesy. Nawet tam gdzie udało się doprowadzić do urodzeń nowego pokolenia w miejscu wsiedlenia, straty były ogromne. Metoda stosowana i proponowana (zalewanie nor wodą) zakłada już przy chwytaniu pewną, niemożliwą do ustalenia, śmiertelność zwierząt. Informacje o podobnych operacjach wykonywanych przez naukowców z Charkowa (Ukraina) mówią o przeżywalności nie przekraczającej 10%. Oczekujemy aktualnie na materiały dokumentujące. W przypadku przesiedleń dokonywanych przez zespół UMCS na Zamojszczyźnie posłużyć miały one realizacji inwestycji przemysłowej- cukrowni. Cukrownia ta nigdy nie powstała, a populacja ginącego gatunku poniosła niepowetowaną stratę. Uważamy, że obawy o powtórzenie się tej sytuacji są bardzo uzasadnione. Obaw tych nie pomagają rozwiać informacje o losie susła moręgowanego, którego nie pozostała nawet jedna kolonia.
Z uwagi na wielkość strat zgoda na przesiedlenie będzie jednocześnie zgodą na zabicie co najmniej kilkuset objętych ochroną prawną zwierząt przy bardzo niepewnym sukcesie operacji. Prawdziwa liczba zabitych zwierząt pozostałaby prawdopodobnie nieznana - z uwagi na niemożność ocenienia strat wśród zwierząt w zalanych norach.
Zgoda na budzące kontrowersje przesiedlenie musi być spowodowana wyjątkowymi względami i potrzebami społecznymi. Wniosek nie jest motywowany względami przyrodniczymi, lecz chęcią budowy portu lotniczego. Inwestycja ta wzbudza liczne sprzeciwy społeczności lokalnych środowisk kombatanckich. Kilka tysięcy mieszkańców paru dzielnic Lublina i Świdnika oraz zdecydowany sprzeciw samorządów osiedlowych, spółdzielni mieszkaniowych ukazuje skalę dezaprobaty społecznej dla przedsięwzięcia. Społeczny opór, wyrażany między innymi licznymi sprawami sądowymi, a także trudna sytuacja finansowa udziałowców spółki (WSK, gmina, a przede wszystkim znajdująca się w krytycznej sytuacji i zwalniająca właśnie kolejnych 1100 pracowników Daewoo Motor Polska) może opóźnić, a nawet uniemożliwić budowę. Tymczasem poniesiony w imię tej inwestycji koszt przyrodniczy - ingerencja w populację susła - stanie się faktem nieodwracalnym. Podobnie było już z cukrownią w Tyszowcach.
Inwestycja Port Lotniczy Lublin jest również źle odbierana wśród ekspertów zajmujących się lotnictwem i budownictwem, o czym świadczą ekspertyzy (m.in. profesorów WAT na zlecenie Marszałka Województwa) - kopie w załączeniu. Uznali oni taką lokalizację za niewłaściwą, pozbawioną możliwości rozwoju, a przede wszystkim niebezpieczną. Sformułowanie "akademicki przykład złej lokalizacji" wykazuje stopień dezaprobaty. Plany budowy portu lotniczego w Świdniku zostały również krytycznie odebrane przez Ministra Transportu oraz Główny Inspektorat Lotnictwa Cywilnego. Nie ma też w tej sprawie poparcia samorządu wojewódzkiego. Urząd Marszałkowski prowadzi zaawansowane zabiegi w celu budowy dużego, regionalnego lotniska w okolicach Lubartowa. Zostały już wyemitowane obligacje wojewódzkie w celu zgromadzenia środków finansowych. Trwają również rozmowy w ramach kontraktów wojewódzkich. Inwestycja ta wpisana została do Strategii Rozwoju Województwa Lubelskiego. Również w pobliskiej Białej Podlaskiej ruszyć ma w najbliższych miesiącach budowa dużego lotniska wielofunkcyjnego. Tak więc widać wyraźnie, że ewentualny port lotniczy w Świdniku nie jest niezbędny dla zapewnienia regionowi komunikacji lotniczej. Co więcej: jak wskazują liczni eksperci nie byłby w stanie zapewnić zaspokojenia tych potrzeb. Inwestycja ta nie stanowi więc w sposób oczywisty uzasadnienia dla tak poważnej i ryzykownej ingerencji w jeden z większych przyrodniczych unikatów regionu.
Znaczna część terenu zamieszkałego przez kolonię susła stanowi obecnie własność Banku Pekao S.A. Nie stanowi własności wnioskodawcy (miasta Świdnik) ani też spółki Port Lotniczy Lublin. Stwarza to niepowtarzalną szansę nawiązania współpracy z władzami Banku i podjęcia próby przekonania ich do zainteresowania się sytuacją susła perełkowanego. Przy współpracy Banku możliwe byłoby utworzenie na bazie istniejącego lotniska trawiastego (przy zachowaniu jego dotychczasowych funkcji i użytkowania) jedynego w swoim rodzaju obiektu ochronno-badawczo-edukacyjnego spełniającego również cele turystyczne. Suseł mógłby w ten sposób stać się niepowtarzalną wizytówką zarówno miasta, jak i banku, i świadczyć o ich dbałości o to, co w przyrodzie najbardziej zagrożone. Pański autorytet mógłby z pewnością wpłynąć na władze największego polskiego banku, co mogłoby zaowocować rozwiązaniem dla ochrony przyrody.
Z poważaniem
W imieniu Zarządu
Krzysztof Gorczyca
sekretarz
Do wiadomości:
Pierwszy cel projektu staramy się osiągnąć kilkoma drogami. Organizujemy spotkania ze społecznościami lokalnymi oraz prelekcje i wykłady poświęcone małym drapieżnikom, inicjujemy programy radiowe i telewizyjne oraz artykuły prasowe, a także wydajemy własne materiały edukacyjne. W działaniach na rzecz zmiany statusu prawnego niektórych gatunków za priorytet uznaliśmy doprowadzenie do zdjęcia borsuka Meles meles z listy zwierząt łownych i uznania go za gatunek chroniony. Rozpoczęliśmy akcję zbierania podpisów pod petycjami. Pierwsze petycje wraz z listem zawierającym stosowną prośbę wystosowaliśmy do Ministra Środowiska w lutym 2000 r.
Wielu przyrodników miało zastrzeżenia do długości okresu polowań na borsuki (od pierwszej soboty poprzedzającej 1 października do końca lutego), gdyż wyraźnie zbiegał się on z okresem zaawansowanej ciąży u samic i pierwszych porodów, które rozpoczynają się już w styczniu. Wiele wątpliwości budzi także sposób odstrzału borsuków - głównie z zasiadki w pobliżu nory oraz polowanie z psami. Nie zabite na miejscu, zranione borsuki często chronią się w norach, gdzie w męczarniach giną. Równie niehumanitarne jest polowanie z psami norowcami, podczas którego wypędza się borsuki z nor wprost pod lufy czekających przy otworze myśliwych.
Borsuki żyją w grupach rodzinnych, składających się z pary osobników dorosłych żyjących w monogamii oraz ich młodych. Odstrzał nawet jednego dorosłego osobnika powoduje rozpad rodziny i brak rozrodu, często przez okres kilku lat. W przypadku odstrzału 2 osobników dorosłych nora jest zazwyczaj porzucana. Postępowanie takie w istotny sposób zagraża lokalnym populacjom borsuków. Zniesienie możliwości odstrzału tego gatunku w istotny sposób przyczyniłyby się do jego rzeczywistej ochrony. Naszym zdaniem odstrzał borsuków nie ma żadnego ekologicznego uzasadnienia, natomiast niewielkie zagęszczenie, jakie osiąga w naszym kraju, całkowicie uzasadnia wprowadzenie go na listę zwierząt chronionych.
Dotychczasowe starania SDN "WILK" oraz innych stowarzyszeń przyrodniczych, wśród których wymienić można m.in Stowarzyszenie na rzecz lasów górskich z Nowego Sącza, przyniosły już pierwsze efekty. Ministerstwo Środowiska skróciło w kwietniu br. okres polowań na borsuki o 2 miesiące. Obecnie trwa on od 1 września do 30 listopada. Wykluczyło to ostatecznie odstrzały samic w ciąży, jednak nie wyeliminowało całkowicie polowań na borsuki. Jest to z pewnością sukces, nie przesłania on jednak tego co w dalszym ciągu trzeba robić na rzecz ochrony drapieżników. Szczególnie długotrwałym procesem będzie zapewne przekonanie polskiego społeczeństwa do tego, by spojrzało na drapieżniki życzliwym okiem.
Jeśli chciałbyś wesprzeć działania na rzecz ochrony ssaków drapieżnych możesz skontaktować się z nami lub wpłacić dowolną kwotę na konto stowarzyszenia - PKO BP o/Bielsko-Biała 10201390-233118-270-1-111, z dopiskiem "borsuk".
Robert W. Mysłajek
Stowarzyszenie dla Natury "WILK"
ul. Górska 69, 43-376 Godziszka, tel./fax: 0-33/8176090
www.most.org.pl/wolf, rwm@wolf.most.org.pl
Są naszymi sprzymierzeńcami. Są sanitariuszami miast. Choć roznoszą choroby to i tak w stopniu mniejszym, niż gołębie miejskie.
Jak pozbyć się niechcianych lokatorów - nie czyniąc im krzywdy?
Z tematem tym zmierzyłam się po raz pierwszy w r. 1964. Nowy dom wybudowano na miejscu starej chatynki. Obok restauracja i bar mleczny. Cała armia szczurów grasowała w piwnicy. Nie tylko kartofle i buraki zjadały - zrzucały też słoiki z półek. Firmy deratyzacyjne były bezsilne, lokatorzy zrozpaczeni. Tytułem eksperymentu zainstalowałam generator akustyczny 4 kHz1. Konstrukcja prosta: dwa tranzystory, dwa kondensatory, trzy oporniki, oczywiście głośnik wysokotonowy i dwie płaskie baterie. Całość w obudowie wyeksploatowanego radioodbiornika. Piszczało ponad rok - do wyczerpania baterii, ale szczurów nie było już po miesiącu. Nigdy też tam nie wróciły. Podobne urządzenie zainstalowałam ok. 12 lat temu w sklepie drobiarskim (w Poznaniu). Uciążliwość dźwięku - także dla ludzi - zmuszała personel do wyłączania urządzenia w czasie godzin pracy sklepu. Tu także udało się. W półtora miesiąca wyprowadziły się z wyjątkiem jednego. Ostatni dostał obłędu: próbował wspiąć się po szybie okna wystawowego. Całkowicie bezradnego dobili pracownicy sklepu. Widmo dźwięków słyszalnych i uciążliwych dla różnych gatunków różni się znacznie. Dźwięki o częstotliwości 4ÿ000 ÷ 4ÿ200 Hz2 dla gryzoni są nadzwyczaj uciążliwe. Kilka lat temu zjawisko to poznało szersze grono fachowców. Aż dziw bierze, że niewiele firm produkuje generatory do odstraszania gryzoni.
"MARUNIA" (Iwona Ewa Maliszewska)
tel. 0-602/322-673
Tak naprawdę pryszczyca jest tym dla zwierząt, czym grypa dla ludzi - chorujące osobniki same zdrowieją zwykle po 1-2 tygodniach, a umiera ich nie więcej niż 5% i są to najsłabsze jednostki.
Mleko i mięso chorych na pryszczycę zwierząt nadaje się do spożycia i tylko zbiorowej świadomości zarozumiałych angielskich weterynarzy zawdzięczamy ten "obiektywny" horror, z którym mamy do czynienia, gdy setki naszych żywicieli prewencyjnie pali się na stosach.
W grę wchodzi autorytet establishmentu naukowców i weterynarzy, a także, jak zwykle, interesy. W tym wypadku presja W. Brytanii, aby doprowadzić do całkowitej eliminacji pryszczycy, rozpoczęła się w latach 50-tych, a wywołali ją właściciele wielkich stad rasowych.
Mniej więcej w tym czasie do tego kraju przestały wjeżdżać ukochane pieski i kotki, bo któryż to właściciel wytrzyma półroczną rozłąkę z własną umiłowaną gadziną - na obowiązkową kwarantannę.
Swój punkt widzenia - że można całkowicie wyeliminować pryszczycę - Anglicy przeforsowali na forum międzynarodowym i obecnie jest to składnik zbiorowej świadomości uczonych, czyli tzw. weterynaryjnego paradygmatu. Dołącza do tego presja środowisk nauki subsydiowanych z programów walki z AIDS (a jest to ogromna rzesza badaczy), gdyż do badania obydwu tych epidemii używane są te same i niewiarygodne testy, np. test krwi ELISA, wykrywający proteiny i antyciała, a nie wirusy. Antyciała zaś mogą pojawić się we krwi z wielu powodów. Np. test na ludziach może być pozytywny również pod wpływem wirusa grypy czy wycieńczenia (np. z głodu), a u zwierząt także w wyniku osłabienia czy stresu.
Ludzie obcujący z chorymi na pryszczycę zwierzętami mogą się nią także zarazić, ale choroba ta nie jest dla ludzi groźna, a jej objawy mają postać wysypki, która po niedługim czasie znika.
Jeszcze nie tak dawno pryszczyca była częstą chorobą wśród zwierząt i traktowano ją jak przypadłość w gospodarstwie. Najsłabsze osobniki umierały, ale reszta stada szczepiła się nią jak uodporniającą szczepionką i epidemia zanikała.
Pisał o tym "UK Times" z 1 marca 2001 w artykule Abigail Wood, badającej tę sprawę z ramienia Uniwersytetu w Manchesterze.
Krzysztof Lewandowski
info@swietoradosci.pl