W rozdziale V jest zdanie, które w oryginale brzmi następująco: "...Biblia nie zakazuje ogłuszania zwierzęcia, mimo to rabini sformułowali przepis tzw. uboju rytualnego..." W tym zdaniu zmieniono tylko jedną literę: zamiast "zakazuje" napisano "nakazuje" przez co zdanie straciło sens.
W rozdziale VII jest zdanie opisujące aktualną sytuację w Afryce a mianowicie: "...gwałtownie rosnąca liczba ludności wywiera coraz większy nacisk na tereny chronione a raz po raz wybuchające wojny plemienne powodują chaos, który sprzyja bezkarnemu mordowaniu zwierząt". Cenzor zostawił w pierwszej części zdania czas teraźniejszy a w drugiej z niewiadomych powodów wprowadził czas przeszły, który być może miał czytelnikowi zasugerować, że wojny plemienne należą do przeszłości. Niestety jest to nieprawda: gazety ciągle są pełne opisów krwawych jatek w Afryce.
Trudno też zrozumieć, dlaczego w cytacie wziętym z Summy Teologicznej w pierwszym zdaniu zamieniono słowo "uczucie" na "sumienie"(to nie jest to samo). Podobno klasyków się nie poprawia.
W tym samym rozdziale cenzor skreślił cały fragment opisujący torturowanie zwierząt, zwłaszcza kotów, przez inkwizycję, uznając działalność tej instytucji za temat tabu. Oto ten fragment: "Chcąc uchronić Kościół przed rozpadem synod laterański powołał w 1215 r. Świętą Inkwizycję do tępienia tak zwanych heretyków. Urząd ten papież powierzył zakonowi dominikanów. W 1252 r. papież Innocenty IV nadał tej instytucji prawo wymuszania zeznań torturami. Duchowieństwo rozpętało psychozę wszechobecnego szatana. Oskarżenia o kontakty z nim nie musiało się udowadniać - wystarczał byle donos.
Życie społeczeństw chrześcijańskich zamieniło się na 500 lat w piekło. Inkwizytorowie wszędzie widzieli diabła, który istniał tylko w ich chorej wyobraźni. Kilka milionów ludzi i tłumy zwierząt zginęły w męczarniach na torturach lub spalone żywcem. Bezlitośnie prześladowane były zwłaszcza koty, szczególnie czarne, uznane przez obłąkanych mnichów za narzędzie szatana. Duchowni głosili również, ze czarownice, aby ujść przed karą przemieniają się w koty. W 1484 r. papież Innocenty VIII wydał dekret, wyklinający kota i jego obrońców. Nieszczęsne zwierzęta topiono w zawiązanych workach, zakopywano żywcem w ziemi, palono na stosach, a nawet krzyżowano. To szaleństwo trwało do początku XIX w...." 12.3.2000 Jan Paweł II w czasie mszy ekumenicznej odprawianej w bazylice św. Piotra wyznawał przed całym światem zbrodnie inkwizycji i inne winy Kościoła i prosił o przebaczenie. Mówiły o tym środki masowego przekazu, ale do redakcji wrocławskich zeszytów naukowych te wiadomości widocznie nie dotarły...
W rozdziale X jest m.in. mowa o transportach zwierząt rzeźnych: "Znane na całym świecie jest męczeństwo koni, krów i owiec transportowanych z Europy północnej, w tym także z Polski do Francji, Italii i Turcji, jako zwierzęta rzeźne. Stłoczone w ciasnych wagonach jadą nieraz kilka dni bez wody i pożywienia, kaleczą się i łamią nogi; zdrowe zwierzęta tratują te, które upadły. Wiele zwierząt ginie w podróży z pragnienia i wyczerpania..." Zdanie to przerobiono w następujący sposób: "(...) Zdarzało się okrucieństwo wobec koni, krów i owiec transportowanych z Europy północnej, w tym także z Polski, do Francji, Italii i Turcji jako zwierzęta rzeźne. Stłoczone w ciasnych wagonach, pozbawione nieraz przez kilka dni wody i pożywienia kaleczyły się i łamały nogi; zdrowe zwierzęta tratowały te, które upadły. Wiele zwierząt ginęło w podróży z pragnienia i wyczerpania..." Jak widać, cenzor był bardzo delikatny, nie mógł znieść myśli, że te bestialstwa dzieją się obecnie (w Warszawie pokazywano ostatnio szerokiej publiczności koszmarny film o transportach zwierząt), ale w interesie zwierząt byłoby lepiej, żeby zajął się raczej korygowaniem bajek dla dzieci.
Z rozdziału XI traktującego o doświadczeniach na zwierzętach usunięto całkowicie fragment końcowy: "(...) Kilka lat temu prasa doniosła, że dwaj profesorowie Uniwersytetu Katolickiego w Rzymie wpadli na pomysł godny doktora Mengele: przybili do krzyża pięć psów po to, żeby mieć pojęcie, jak przebiegała agonia Chrystusa. Wzburzona publiczność nie doceniła tego zbożnego celu i zmusiła "uczonych" do przerwania "doświadczenia"..." Nie od rzeczy byłoby przypomnieć, że zadaniem pracownika naukowego jest odkrywanie i ujawnianie prawdy a nie jej zatajanie, choćby nawet była bardzo nieprzyjemna.
Ostatni, krótki rozdział dotyczący "fiestas"2) został z tekstu w ogóle usunięty, więc cytuję go w całości:
"Jest w Europie kraj, gdzie zwierzęta dręczy się bez celu, po prostu dla przyjemności. Tym krajem jest Hiszpania. Obchodzi się w ten sposób ważne święta katolickie. Np. z okazji Wielkanocy kamienuje się osiołka aż zostanie z niego krwawa miazga; wynosi się kozę na wieżę kościelną i zrzuca ją na bruk, a dziki tłum rozkoszuje się widokiem jej agonii; owija się bykom rogi szmatami nasyconymi palną substancją i podpala, a kiedy zwierzę oszalałe z bólu i przerażenia miota się po ulicy, bombarduje się je stalowymi strzałkami, które wbijają się głęboko pod skórę. Strzałki te są często fabrykowane przez zakonnice. Kościół katolicki w Hiszpanii patrzy obojętnie na te sadystyczne wyczyny, ale coraz silniejsze naciski z zagranicy pozwalają mieć nadzieję, że może i Hiszpanie wreszcie zrozumieją, że najbardziej ohydnym czynem, jakiego może dopuścić się człowiek, jest znęcanie się nad bezbronnymi."
prof. Anna Czapik
Choć sam wiem ile pracy kosztuje przygotowanie takiej książki jak wyżej wspomniana i wiem, że błędy najłatwiej wyliczać po wydaniu (widać wtedy tylko te które jeszcze pozostały a nie te które z mozołem usunięto) to też mam uwagi, np. w art. Bibliografia ekologiczna ZB zaliczono do pism wydawanych "przez stowarzyszenia i organizacje ekologiczne, przyrodniczy a także fundacje" (rozumiałem dotąd, że organizacjami, np. ekologicznymi, są właśnie stowarzyszenia i fundacje) obok "Biuletynu ZG PKE" i "Biuletynu LOP" w odróżnieniu od pism "ogólnoekologicznych" (typu "Aura", "Środowisko") czy "specjalistycznych poświęconych określonym obszarom problemowym" (np. "Prawo i środowisko", "Ekonomia i środowisko"). A przecież pismo może być ogólnoekologiczne lub specjalistyczne niezależnie od tego czy wydawcą jest organizacja, osoba prywatna, urząd, firma, szkoła, dom kultury. Tak więc zastosowano podział merytorycznie chybiony (tak jakby mieszkańców Polski dzielić na wysokich, niskich i tych co nie palą papierosów) ZB wydawane przez Fundację Wspierania Inicjatyw Ekologicznych są pismem ogólnoekologicznym.
Błędy niby drobne ale książka naukowa a przez podobne niuanse płacimy 7% VAT bo minister finansów uznał, że ZB nie są periodykiem omawiającym problemowo zagadnienia ale publikacji o charakterze informacyjnym tym samym nie można ZB uznać za pisma specjalistyczne więc zwolnione z VATu.
Hutę tę wzniesiono w planie 6-letnim (uruchomiono w 1954 r.), prawie równocześnie z nowohuckim kombinatem metalurgicznym: Hutą Lenina. Oba zakłady stanowiły wykwit zbrodniczego obłędu "socjalistycznego uprzemysłowienia" kraju. Koncepcję tej "socjalistycznej industrializacji" wypracował sam Stalin. W Polsce w wyniku tych industrializacyjnych szaleństw najbardziej ucierpiał właśnie Kraków, uznany przez rządzących komunistów za siedlisko "klerykalnej reakcji" (o czym miał świadczyć m.in. wynik referendum w 1946 r.). Ten stan rzeczy należało zatem szybko zmienić w imię ideologicznych fantasmagorii wg których zapleczem "władzy socjalistycznej" miała być "wielkoprzemysłowa klasa robotnicza", do wykreowania której przystąpiono wznosząc w rejonie Krakowa wielkie zakłady przemysłu ciężkiego. Fantasmagorie te okazały się - jak dziś powszechnie wiadomo - z punktu widzenia komunistów całkowicie chybione. Spowodowały mnóstwo rozległych i głębokich zniszczeń ekologicznych w dotkniętych plagą uprzemysłowienia rejonach. Ta właśnie okoliczność przyczyniła się do uczynienia z Krakowa na początku lat 80-tych kolebki polskiego ruchu ekologicznego: tutaj we wrześniu 1980 r. powstał Polski Klub Ekologiczny - pierwsza w Polsce autentycznie społeczna organizacja ekologiczna, a z końcem lat 80-tych Federacja Zielonych oraz kilku efemerycznych i wzajemnie się zwalczających partii ekologicznych.
Po likwidacji ekstremalnie szkodliwej elektrolitycznej produkcji aluminium skawiński zakład przestał budzić zainteresowanie opinii publicznej. Zaistniałe po 1989 r. warunki gospodarki rynkowej wpłynęły na zmniejszenie jego produkcji i zatrudnienia. To ostatnie - jak podaje wspomniane na początku doniesienie prasowe - spadło do poziomu 286 osób (!). Posiadał on niegdyś wielotysięczną załogę, a jako pierwszy w kraju zakład wytwarzający aluminium (dopiero po latach zbudowano hutę aluminium w Koninie) był pożywką dla komunistycznej propagandy, oraz obiektem dumy rządzących komunistów. Mniej już eksponowano w tej propagandzie okoliczność, że aluminium to przede wszystkim materiał strategiczny, szczególnie potrzebny dla przemysłu lotniczego (tak przecież wówczas ważnego dla "obrony kraju" zagrożonego przez "amerykańskich imperialistów").
Niszcząca środowisko skawińska huta aluminium odeszła szczęśliwie w bezpowrotną przeszłość, a prasowa wzmianka o kłopotach jej żałosnej pozostałości mogła posłużyć za kanwę dla zgoła niesentymentalnych (wbrew tytułowi niniejszej notki) przypomnień.
Gorzej sprawa przedstawia się z drugą (a właściwie, jeśli chodzi o chronologię i rozmiary, to pierwszą) pozostałością z "tamtych piekielnych lat" (takie były bowiem w istocie) - nowohuckim kombinatem metalurgicznym. Stanowi on, z uwagi na ilość zatrudnianych osób, na tyle poważny problem polityczno-socjalny, że żadna siła polityczna nie odważyła się pozostawić go na pastwę wolnego rynku, w wyniku funkcjonowania którego dawno by upadł. Utrzymywany jest zatem na koszt społeczeństwa - i chociaż, wskutek nieuchronnego kurczenia się jego mocy wytwórczych oraz spadku produkcji stał się ekologicznie mniej uciążliwy, to jednak nadal figuruje na czarnej liście najbardziej uciążliwych zakładów. Nie pomogła i święcona woda - 4.5.1990 JE Kardynał Franciszek Macharski dokonał poświęcenia nowohuckiego kombinatu, przemianowanego wówczas z "Huty im. Lenina" na "Hutę im. Tadeusza Sendzimira" ("Gazeta w Krakowie" z 5.5.1990). Oczywiście sytuacja ekologiczna rejonu Krakowa uległa ogromnej poprawie poczynając od lat 90-tych, przynajmniej jeśli chodzi o niszczące oddziaływanie zlokalizowanego tam przemysłu ciężkiego (powstają natomiast nowe rodzaje zagrożeń ekologicznych, właściwych dla gospodarki rynkowej i wzrastającej konsumpcji, jak choćby problemy związane z motoryzacją i nierozkładalnymi odpadami postkonsumpcyjnymi - ale to już inna, nowa dla nas grupa zagadnień). Przestano też o tych sprawach wypowiadać się publicznie i to zarówno dlatego, że stały się mniej odczuwalne, jak też z uwagi na ich polityczno-socjalny wydźwięk: wszak chodzi o zachowanie tysięcy miejsc pracy i stąd nie ma siły politycznej, której problem ten byłby obojętny. Argument ten stanowił o potężnej sile presji społecznej wobec administracji publicznej oraz ugrupowań politycznych wszelkich orientacji, a także i presji moralnej (kto wszak odważyłby się pozbawić ludzi pracy!), co odbiło się nawet pewnym echem w Polskim Klubie Ekologicznym (o czym pisałem już kilkakrotnie, także na łamach ZB).
Jest skądinąd sprawą oczywistą, iż eksponowane dziś funkcje Krakowa, jako ośrodka nauki, kultury i turystyki, są nie do pogodzenia z funkcjonowaniem w jego obszarze najbardziej brudnego i uciążliwego dla środowiska przemysłu jakim jest surowcowa metalurgia. Wypada tylko żywić nadzieję, że ten ostatni będzie - mimo wszystkich prób jego obrony - stopniowo obumierał. Pozostawi jednak po sobie trudny do rozwiązania węzeł problemów w postaci rozległych zniszczeń i deformacji krajobrazu (gigantycznej hałdy żużlu, skażonej ziemi, wielkich instalacji przemysłowych, wielkoblokowych slamsów).
Andrzej Delorme
Już po złożeniu tego tekstu w ZB media przyniosły kolejne potwierdzenia moich krytycznych opinii. Donoszono o dalszym wzroście zadłużenia HTS wobec dostawcy energii (który miał w związku z tym ograniczyć dalsze dostawy), kolei (tutaj sprawa oparła się aż o czynniki rządowe) oraz innych kooperantów, którzy grożą postawieniem zakładu w stan upadłości. Zaś na płaszczyźnie ogólnej przypominano tezę o dominacji w polityce kolejnych rządów interesów partykularnych grup związanych z branżami wykreowanymi przez komunizm (górnictwem, hutnictwem i zbrojeniówką) nad interesami ogólnospołecznymi. W połowie sierpnia opinią publiczną wstrząsnęła informacja o gigantycznym deficycie finansów publicznych, u genezy którego - jak powiedział w rozmowie z tyg. WPROST min. Jarosław Bauc - leżą zbyt wolna restrukturyzacja gospodarki, głównie dotycząca ww. branż - co dodaje od siebie, zbyt wolna jej demonopolizacja i zbyt powolny rozwój konkurencji (zob. "Wprost" nr 34/2001, s. 3). Posługując się astrofizyczną metaforą, można rzec, że to "czarne dziury" gospodarki, jakimi są wielkie zakłady przemysłowe przemysłu ciężkiego, ciągną nas w dół, chłonąc bezużytecznie środki finansowe państwa.
Niestety - oportunistyczni politycy (innych chyba u nas nie ma)
wszelkiej maści (od lewicy po prawicę) - wspierają
te, w istocie ANTYSPOŁECZNE, partykularne grupy interesów,
jako liczący się elektorat; do tego hałaśliwie
broniący swych interesów, czym zagłusza ewentualne
obiekcje ze strony słabo politycznie oraz intelektualnie
wyrobionej reszty społeczeństwa. Wszak chodzi o słuszną
przecież "obronę miejsc pracy", a któż
ośmieli się pytać czy są one społeczeństwu
potrzebne i czyim się to dzieje kosztem? Stąd w programie
wyborczym SLD - UP zapis, że koalicja ta będzie zabiegać
o "dokończenie procesu restrukturyzacji huty im. Sendzimira
oraz zapewnienie ze strony państwa możliwości
stabilnego funkcjonowania tego przedsiębiorstwa", natomiast
AWSP wystawiło kandydaturę Mieczysława Gila -
od lat zaangażowanego w obronę tego zakładu.