Mieliśmy także przygodę z łosiami, które zaintrygowane naszym dziwnym "pojazdem" podążały za nami brzegiem Biebrzy. Słychać było trzask łamanych gałęzi, ale samych zwierząt nie widzieliśmy. Mieliśmy trochę strachu, bo z łosiami nigdy nic nie wiadomo. Jeden z krajowców mieszkających nad Biebrzą opowiadał ciekawą historię. Otóż pewien Niemiec, który filmował orła bielika zostawił swój samochód na skraju polany. Jakież było jego zdziwienie, gdy po powrocie z "bezkrwawych łowów" okazało się, że cała karoseria wozu porysowana jest łopatami byków. Tak więc nie wszystkie historie z łosiami kończą się szczęśliwie. Widzieliśmy także kłusowników, którzy opłynęli nas swoją łódką, gdy łowiliśmy ryby. Myślę, że potraktowali nas jak niegroźnych dziwaków. W czasie spływu widzieliśmy ogromne stada łabędzi, rybitw, dzikich gęsi, mew i kaczek. Do tego trzeba dołączyć olbrzymie bogactwo ptaków brodzących, siewkowatych, a także sporą ilość błotniaków, które gnieździły się na bagnach. Wspomnieć należy także niezliczone stada komarów i bąka, który niezmordowanie niczym dobosz wygrywał na trąbce wojskową melodię. Faktem jest, że nieustanny koncert bąka nie dawał nam zasnąć. Przy końcu naszej podróży mieliśmy poważne kłopoty z wodą. Ponieważ w pobliżu nie było ujęć wody pitnej wykorzystywaliśmy wodę Biebrzy, która gromadziła się w oczkach wodnych na terenach zalewowych. Była to woda stojąca, niezdatna do picia nawet po przegotowaniu. Niestety nie mieliśmy innego wyjścia i musieliśmy z niej korzystać. Z pewnością były w niej duże ilości mikrobów i bakterii. Nasze żołądki odmówiły posłuszeństwa i przez resztę spływu chodziliśmy często na "stronę". Dopadła nas biegunka. Było bardzo gorąco i parno. Temperatura nad rzeką przekraczała 30 stopni i chociaż był to dopiero początek maja mieliśmy spalone słońcem twarze i dłonie. Klimat bagien biebrzańskich do złudzenia przypomina tropikalne lasy deszczowe Amazonii, czy Gujany Holenderskiej. Od niebezpiecznych poparzeń uratował nas cudownie działający niemiecki "krem" kolegi. Byliśmy więc wyczerpani z pierwszymi objawami udaru cieplnego. Działając pod wpływem długotrwałego stresu wpadaliśmy w agresję, która pojawiała się zazwyczaj pod koniec dnia. Do furii doprowadzał nas każdy gest, każde niepotrzebne słowo. Po prostu nagromadzona i ściśnięta energia musiała gdzieś znaleźć swoje ujście, na przykład w formie "latającego Pontonu". Biebrza potraktowała nas jednak wyrozumiale. Nie mieliśmy ani jednej burzy co pozwoliło nam dokończyć spływ i uniknąć wielu zbędnych niebezpieczeństw. Dzięki uporowi, stałej chęci współpracy i silnej woli, która nie pozwoliła nam się poddać odbyliśmy cudowną podróż w krainie biebrzańskich bagien i zwiedziliśmy kolejny piękny zakątek ziemi.
Nad trawami
krążą moje myśli,
niespokojne
stada jaskółek.
Szukam cienia,
a znajduję tylko
wąską łódkę wiatru.
Pcha mnie daleko
do Twoich ciepłych dłoni,
którymi gładziłaś włosy,
a ja szukałem wśród trzcin
serca płochliwego jak motyl.
Biło dla mnie
przez tyle wieczorów,
gdy płynęliśmy razem
statkiem nadziei,
świeciło słońce
i wielkie, srebrne ryby
ocierały swe boki
o naszą łódkę.
Jerzy Stanisław Fronczek
Jest późne, czerwcowe popołudnie. Idziemy na wieżę w Gugnach z widokiem na rozległe turzycowiska. Przy szlaku kwitnące storczyki. Niedawno przeszła burza i wszystko dookoła jest grząskie, błotniste. Obserwujemy krążące błotniaki. Zrywa się wiatr, znowu zaczyna padać. Nad naszymi głowami ulewa. Potem wspaniała tęcza i zachód słońca z wielobarwnymi układami chmur. Warto było tu przyjść.
Jesteśmy na Grobli Honczarowskiej. Przed nami rozległe przestrzenie Bagna Ławki. Słychać wodniczkę i krzyka, który przelatuje nad naszymi głowami. Obok nas przemyka łoś. Z wieży widokowej na Grobli obserwujemy walkę powietrzną między błotniakiem a sową błotną. Po południu idziemy na uroczysko Barwik. Podziwiamy rozległą panoramę turzycowisk i bagien zamkniętą olsami i brzezinami Kobielnego i Długiego Grądu. Szlak kluczy wśród zarośli łoziny, nielicznych brzóz i olszyn. Doznajemy niesamowitego uczucia chodzenia po bagnie. Przypomina to trochę stan nieważkości. Docieramy do grądu Występ, porośniętego brzozą i sosnowym zagajnikiem. Wszędzie widać głębokie, lejowate doły po zdetonowanych bombach lotniczych. Gdzieś daleko wijąca się, otoczona bagnami Biebrza. Od zachodu horyzont zamyka linia lasów na "mazowieckim" brzegu rzeki. Olsy Kobielnego i Długiego Grądu są siedliskiem licznych gatunków ptaków, by tylko wspomnieć orlika krzykliwego, puchacza, żurawia, podróżniczka, dzięcioła białogrzbietego, czarnego bociana, a na turzycowiskach od strony Biebrzy - kulika wielkiego, rybitwę białoskrzydłą, gęś gęgawę, bączka. Wzniesienia Piastowskiej Góry i Góry Bełwanowej zasiedla ptasia społeczność: błotniak łąkowy, wodnik, dubelt i derkacz.
Piątek rozpoczyna się od wędrówki po bezludnych obszarach Brzeziny Kapickiej. Idziemy groblą, wzdłuż Kanału Kapickiego, gdzie poprowadzony jest szlak. Wokół grobli rozciąga się malowniczy, wysoki ols z domieszką brzozy. Jesteśmy w królestwie bobrów. Widać świeże zgryzy, wyloty nor i zapadliska grobli w miejscach podziemnych tuneli. Coraz częściej zwartą ścianę olsu przerywają śródleśne, bagienne polany. Brzeziny Kapickie są ostoją dzikiej zwierzyny - łosi, jeleni, dzików, jenotów, a na grądach lisów i borsuków. Zagląda też wilk. Spośród rzadkich ptaków gniazduje tutaj puchacz, żuraw, bocian czarny, wodnik, orlik krzykliwy. Za brzezinami, na łąkach i grądzikach ciągnących się wzdłuż Ełku, gnieździ się cietrzew, derkacz, bąk, dubelt, kulik wielki, dudek, błotniak zbożowy i łąkowy. Przy odrobinie szczęścia ujrzymy lecącego bielika.
Wracamy do Wólki Piasecznej i jedziemy do Osowca, by spenetrować betonowe konstrukcje Fortu Zarzecznego.
Ostatni dzień pobytu nad Biebrzą. Przyjechaliśmy do leśniczówki "Grądy". Odwiedziliśmy zagrodę łosi w nadziei ujrzenia "Króla Biebrzy". Łosie jednak schowały się w lesie i nie chciały pozować przed naszymi teleobiektywami. Przeszliśmy przez pierwszą, drugą i trzecią Grzędę, gdzie na wysuniętym pomoście można podziwiać rozległe zespoły torfowiskowe. Droga prowadzi poprzez podmokłe olsy oraz strome, piaszczyste wydmy wyrastające wprost z bagien i porośnięte częściowo lasem. We wrześniu 1944 roku rozegrała się tutaj największa na Białostocczyźnie bitwa partyzancka pomiędzy oddziałami AK pod dowództwem rotmistrza Wiktora Konopki "Groma", a armią generała Hossbacha. Podczas powstania styczniowego działał tu oddział pułkownika Konstantego Ramotowskiego "Wawra". Wychodzimy na wieżę widokową na Wilczej Górze wznoszącej się na wysokość 8 m nad poziom torfowiska. Jest to miejsce występowania łosia, jelenia, bociana czarnego, orlika grubodziobowego, błotniaków. Szlak doprowadza do wieży widokowej wznoszącej się nad uroczyskiem Tchórze Grzędy. Mijamy fundamenty jednego z gospodarstw spalonych przez Niemców podczas pacyfikacji Grzęd oraz schron BPN. Tereny pomiędzy Działem Kumkowskiego a Działem Grabowskiego to tzw. Dziewicze Grzędy, jedne z najbardziej niedostępnych i odludnych pustkowi Czerwonego Bagna. Przechodząc przez mokradła Czerwonego Bagna napotykamy bielejące w słońcu kości dużego zwierzęcia, prawdopodobnie łosia. Gdzieś daleko na horyzoncie lecą żurawie. W trawie wygrzewa się zaskroniec. Wracamy do Grzęd, aby na koniec naszej wyprawy odwiedzić prawdziwego autochtona tych dziewiczych terenów zwanego przez miejscowych "Królem Biebrzy".
W niewielkiej, leśnej osadzie Budy mieszka na stałe tylko jedna osoba. Jest to były antykwariusz z Warszawy, Krzysztof Kawęczyński zwany popularnie "Królem Biebrzy". Za pieniądze zdobyte ze sprzedaży cennych starodruków kupił posiadłość od ostatniego mieszkańca osady, a później zamieszkał tu na stałe. Od tego czasu za kolejne sprzedane starodruki dokupuje ziemi. Jego włości liczą już ponad 30 ha. Nietypowe domostwo zwane jest Suchą Barcią. Jest tu prąd, telefon i radio, a poza tym nic co mogłoby się kojarzyć z cywilizacją. Właściciel pierze na tarze, oświetla podwórze lampami naftowymi, naczynia zmywa za pomocą popiołu i czasem wygrzewa się w saunie samodzielnie skonstruowanej na wzór ruskiej bani. Mieszka w drewnianej chałupie, która stanowi istne muzeum. Jest tu mnóstwo starych książek oraz drewnianych przedmiotów codziennego użytku, które pan Krzysztof skupuje od miejscowej ludności. "Królowi Biebrzy" towarzyszą w jego samotnym życiu trudne do policzenia psy, koty, kury, które zazwyczaj układają się do snu obok siebie tworząc wielokolorową, żywą kompozycję. Żyją tu również dwa koniki polskie i dwudziestoletnia gęś. W Suchej Barci można zanocować na polu biwakowym, albo w oddzielnej, urządzonej z fantazją drewnianej chałupie. Gospodarz chętnie przyjmuje gości, także takich, którzy chcą jedynie zwiedzić domostwo i obejście. Czasami zabiera przybyszów na bagna prowadząc ich tylko sobie znanymi ścieżkami. Snuje biebrzańskie opowieści, organizuje spływy po rzece wielką starą łodzią.
Jerzy Stanisław Fronczek