Jeszcze dzikie Gorgany
|
Mało zostało takich miejsc w Europie, które
do dnia dzisiejszego pozostają tak dzikie i nieujarzmione,
jakimi są jeszcze Gorgany. Zupełnie brak w nich infrastruktury
turystycznej, a o schroniskach, polach namiotowych, czy campingach
można tylko pomarzyć. Może właśnie to,
że Gorgany pozostały do dzisiaj tak dzikimi i niedostępnymi
górami przyciąga prawdziwych koneserów turystycznej
włóczęgi. W Gorganach właściwie można
liczyć wyłącznie na siebie, a przeżycia,
smak nieujarzmionej przyrody, długo pozostaje w pamięci. |
W tym roku los okazał się dla mnie szczęśliwy.
Udało mi się odwiedzić te piękne i niedostępne
góry. Kilka lat temu przemierzyłem zachodnią
część Gorganów, a obecnie uczestnicząc
w wycieczce Klubu Karpackiego z Krakowa (któremu przewodniczy
Maciek Żemojtel) odwiedziliśmy część
wschodnią Gorganów (masyw Sywuli i Połonina Czarna).
Wyprawa zorganizowana w dniach 5-11.8.2001 obfitowała w wiele
ciekawych przygód i oprócz niezaprzeczalnej satysfakcji
przejścia dzikich gór przyniosła wszystkim uczestnikom
wyprawy wiele nowych doświadczeń.
Klub Karpacki działa w obecnej formie stosunkowo niedawno
(bo od 1994 r.) i jego celem, oprócz wykwalifikowanej turystyki
górskiej jest pogłębianie wiedzy z zakresu kultury,
przyrody i historii Karpat. Jego członkiem może zostać
każdy, kto decydując się na wyprawę, chce
śmiało przemierzać trudne karpackie szlaki. Trzeba
przyznać, że nie są to wycieczki łatwe. Od
każdego uczestnika (oprócz podstawowych zasad turystyki
górskiej) wymagana jest pewna odporność na warunki
terenowe (które mogą być trudne) oraz chęć
współpracy w zespole. Klub posiada własne, sprawdzone
na wielu wycieczkach (Polska, Słowacja, Ukraina, Rumunia)
metody działania w terenie i nawiązuje w swojej działalności
do prekursorów polskiej turystyki. Nie rezygnuje także
z wielu współczesnych udogodnień zmniejszających
ciężar plecaka i ułatwiających poruszanie
(kijki do podchodzenia, odpowiednie obuwie, lekkie kuchenki gazowe).*
Tak o Gorganach pisał dr Mieczysław Orłowicz -
jeden z twórców Lwowskiego Akademickiego Klubu Turystycznego
w "Ilustrowanym Przewodniku Po Wschodnich Karpatach Galicyi,
Bukowiny i Węgier" 1914 r.: "Gorgony - jest
to część Beskidów Wschodnich, ograniczonych
od wschodu dol. Prutu, od zachodu Świcy i Mizuńki (...).
Abstrahując od Tatr, to najdziksza i najniedostępniejsza
część Karpat galicyjskich. Nazwa ich pochodzi
od głazów olbrzymiej wielkości, które
zalegają ich szczyty, a nierzadko i stoki, a po których
droga jest nadzwyczajnie nużąca. Stoki ich porastają
dziewicze lasy, pełne wykrotów i powalonych przez
wichury próchniejących drzew - a wyżej panoszy
się niezwykle gęsta i wysoka kosodrzewina (zwana tu
żereblem), przerywana miejscami przez zesypiska głazów,
zwane grechotami, od dźwięku jaki wydają przy
wchodzeniu na nie. Zachowały się tu też limby
i to w ilości o wiele większej, niż w Tatrach.
Szczyty Gorgan, śmiało zarysowane, oddzielone od siebie
niskimi przełęczami i głębokimi dolinami,
pod względem piękności i rozmaitości krajobrazu
przewyższają o całe niebo kopulaste Bieszczady
i monotonny wał Czarnohory. Gorgany są najbardziej bezludną
grupą Beskidów Galicyi. Na obszarze 40 km szerokości,
od Wyszkowa po Jasinę i od Perehińska po Niemiecką
Mokrę, nie ma wewnątrz pasma żadnych wsi. Jedynie
dwie osady tartaczne, Osmołoda i Rafajłowa, mały
zakład kąpielowy w Podlutem, kilka leśniczówek
- i to wszystko. Połonin mało - ich miejsce zajęła
kosodrzewina, więc i bydła niewiele, i szałasów
brak prawie kompletny." Tak o Gorganach pisał przeszło
80 lat temu - Mieczysław Orłowicz, jeden z nestorów
polskiej turystyki krajoznawczej.
Czy zmieniło się coś od tamtego czasu? Jakie zmiany
zaszły w przyrodzie? Czy Gorgany pozostały jeszcze dzikimi
górami, czy też zostały powoli ucywilizowane?
Na niektóre pytania postaram się odpowiedzieć
przemierzając trasę wspólnej wędrówki.
Trasa naszej wyprawy w zależności od dojazdu i od warunków
pogodowych będzie wiodła górami poprzez Sywulę,
Przełęcz Legionów i Połoninę Czarną.
Wyjeżdżamy z Krakowa w sobotę - 4 sierpnia w godzinach
popołudniowych pociągiem do Przemyśla. Skład
grupy stanowi: Maciek (kierownik wycieczki), Paulina, Rafał
i ja. W Przemyślu dołączają Beata i Boguś.
Jedziemy nocnym autobusem do Lwowa. W niedzielę docieramy
do Kałuszna, a stamtąd już bezpośrednio w
rejon Osmołody. Wysiadamy w okolicach Kuźmieńca.
Pogoda nam sprzyja i szybko wchodzimy w pasmo Pasiecznego. Biwakujemy
w domku myśliwskim pod szczytem Pasiecznego Wierchu (1485m n.p.m.).
Rankiem (6 sierpnia, poniedziałek) trawersujemy
grzbiet Serednej (1639), po czym osiągamy wierzchołek
Wysokiej (1805). Stąd roztacza się fantastyczna panorama
Gorganów. Podziwiamy zasłane głazami kotły
przypominające fragmenty Tatr Zachodnich. Z Wysokiej idziemy
przez Ihrowiec (1807) na Przełęcz Borewka (1344), aby
zdobyć masyw Sywuli (1836) porośnięty miejscami
kosówką i rozbić namioty tuż pod jego szczytem.
Masyw ten jest dwuwierzchołkowy, składa się ze
szczytu Małej Sywuli (1812) i Wielkiej Sywuli (1836). W okolicach
Łopusznej (1772) spotykamy grupę Polaków. W
czasie podchodzenia na Sywulę doświadcza mnie przykra
przygoda z butami. Wielokrotnie klejone "Salomony" nie
wytrzymują intensywnej wspinaczki i rozlatują się
na ostrych kamieniach góry. Nie pomaga wiązanie podeszw
sznurkami, prowizoryczna naprawa taśmą. Z trudem dochodzę
do "bazy" (na przełączce między Wielką,
a Małą Sywulą) i tak zasypiam w śpiworze bojąc
się, że rankiem nie będę w stanie włożyć
ich z powrotem na nogi.
Środa, 7 sierpnia. Pogoda cudowna, upał daje się
we znaki. Schodzimy na Przełęcz Legionów (1065)
poprzez Ruszczynę i grzbiet Taupiszyrki (1461). Gdzieniegdzie
na jej zboczach rosną jeszcze limby. Zejście z Taupiszyrki
jest dla moich nóg prawdziwą katorgą. Mam duże
wątpliwości, czy uda mi się dokończyć
wycieczkę. Na Przełęczy Legionów robimy
dłuższy odpoczynek. Z kłopotliwej sytuacji ratuje
mnie pewien Ukrainiec, który za nóż i 30 hrywien
godzi się odstąpić swoje (rumuńskie) gumowce.
Tak więc dalszą drogę kontynuuję w nietypowym
dla gór obuwiu. Mijamy żelazny "Krzyż Legionów"
z 1931 r. Jesteśmy na drodze przemarszu
II Brygady Legionów Polskich,
które w czasie I wojny światowej w październiku
1914 r. walczyły na wschodniokarpackim odcinku frontu. Widać
jeszcze pozostałości walk krwawo tutaj toczonych. Tuż
koło ścieżki leżą rdzewiejące łuski
moździerzy i znaleziony przez Bogusia sowiecki nabój
z 1939 r. Powoli wdrapujemy się na wierzchołek Pantyra
(1225). Tu na polanie Rogodze Małe rozbijamy kolejny biwak.
Wieczorem chłopaki pomagają Ukraińcom przy sianie,
a reszta zbiera chrust na ognisko. Będzie smaczna kolacja.
W czwartek, 8 sierpnia wchodzimy na Pantyr (1225) i Durnie (1709).
Po drodze mijamy dawne, polskie słupy graniczne z 1923 i
1924 r. Nieopodal pasą się konie. Atakujemy Gropę
(1763) i Bratkowską Dużą (1792). Jesteśmy
na Połoninie Czarnej. Na szczycie Bratkowskiej sporo Ukraińców.
Ktoś szuka zagubionych w górach koni. Przy zejściu
kosówka gęstnieje, a my schodzimy ścieżką
w kierunku Rafajłowej. W lesie ścieżka gdzieś
ginie, a więc podążamy jarem potoku Ruszczyniec.
Biwakujemy nad jego brzegiem. W nocy słychać dalekie
odgłosy burzy. Błyska się i troszeczkę kropi.
Ranek jest jednak pogodny i powoli zwijamy obóz. Schodzimy
grząską drogą dla bydła, nie licząc kilku
przepraw przez rzekę Riczkę (ze względu na zrujnowane
mosty). W Rafajłowej podziwiamy drewnianą cerkiew prawosławną
zbudowaną w l. 1920-tych na miejscu spalonej w 1915 r.
Tutaj nasuwają się refleksje dotyczące trasy naszej
wędrówki. W Gorganach do dziś liczne są
ślady zniszczeń wojennych. Brak jest bazy turystycznej
(schronisk, pól namiotowych, wyznaczonych szlaków).
Dla porównania w l. 1920-tych istniało schronisko
turystyczne na Chomiaku oraz dość duża liczba
domków myśliwskich, które można było
wykorzystywać w sezonie letnim. W dolinach były też
leśniczówki i pasterskie szałasy. Obecnie Gorgany
należy przemierzać wyłącznie z własnym
namiotem, nie licząc na łatwy nocleg. W przyrodzie również
zaszło sporo istotnych zmian. Nie ma już dużych
obszarów porosniętych limbami (ze względu na
wycinkę lasów). Zdarzają się natomiast
obszary, gdzie limb jest jeszcze sporo (np. na zboczach Taupiszyrki).
Znacznie zmniejszyło się pogłowie dużych
zwierząt: niedźwiedzia, rysia, żbika, wilka, jelenia,
dzika, a nawet mniejszej zwierzyny: zajęcy i saren. To wynik
rabunkowo prowadzonej gospodarki leśnej i słabej sytuacji
ekonomicznej Ukrainy. Obecnie prawie wszędzie kwitnie kłusownictwo
(za cichym przyzwoleniem miejscowych władz). Zapewne nie
ma się czemu dziwić, skoro we wsiach nie ma pracy,
a w kraju panuje drożyzna. Właściwie przez cały
czas trwania naszej wycieczki nie udało nam się zobaczyć
choćby jednego większego kopytnego zwierzęcia,
ujrzeć biegnącego zająca. Nad górami latały
tylko kruki. W zaroślach przemknęła sójka.
Smutny to obrazek i szczególnie przykry w jednym z najbardziej
odludnych zakątków Europy. Może kiedyś sytuacja
ekonomiczna na Ukrainie polepszy się na tyle, że kraj
ten stać będzie na większą ochronę
rzadkich gatunków roślin i zwierząt (z wyjątkiem
kilku istniejących w Gorganach rezerwatów ścisłych).
Czas to pokaże. Póki co, tu w Rafajłowej kończy
się trasa naszej podróży na szlaku II Brygady
Legionów Polskich w górach dzikich i niedostępnych,
jakimi są jeszcze dzisiaj Gorgany.
Jerzy Stanisław Fronczek
konsultacja - Maciek Żemojtel
* z ulotki informacyjnej Klubu Karpackiego - czerwiec 2001.
|