Natura wiedzy Zachodu a kryzysy obecnego świata
Aby zrozumieć na nowo...
Co uderza człowieka myślącego, w okresie po wypadkach
wrześniowych, to załamanie się rozumienia lub
też kryzys wiedzy. Przebywamy w jakiejś mgle poznawczej.
Mówiąc językiem naukowym: to, co się
stało, nie mieści się w naszym obecnym paradygmacie
poznawczym. Stąd nasza konsternacja, poczucie zagubienia,
bezradność.
Tak, znamy fizyczne fakty, zdarzenia i ich efekty. Ujmując
rzecz w karykaturalnej prostocie: pewni ludzie "pożyczyli"
sobie trzy samoloty i zdemolowali nimi budynki częściowo
należące do tych samych osób, co i te porwane
samoloty.
Był to bardzo finezyjny akt demonicznej inteligencji. Natychmiast
łapiemy się na tym, że takie racjonalne (czy też
pseudoracjonalne) tłumaczenie, to nie to. Tylko to, co się
stało umyka naszemu rozumieniu.
Nasza wiedza jest bezradna wobec problemów, które
stawia nam świat lub które sami stworzyliśmy.
I tu nie chodzi tylko o zdarzenia z 11 września, które
stały się niejako katalizatorem schizofrenii naszego
obecnego umysłu, lub przynajmniej bezradności naszych
istniejących władz poznawczych.
Mówiąc bardziej precyzyjnie. Nasza wiedza jest nieadekwatna.
A co to znaczy? Myślę, że oznacza to jedną
z trzech możliwości:
- Że nie mamy wystarczającej wiedzy, aby to uściślić
- wystarczającej wiedzy tego samego rodzaju.
- Że nie rozumiemy wystarczająco głęboko,
wobec tego musimy pogłębić istniejącą
wiedzę zakładając ciągle, że przebywamy
w parametrach zastanej wiedzy.
- ...trzeci punkt jest dość trudny do wypowiedzenia.
Ujmując najprościej, uważamy, że to nie ta
wiedza, lub też inaczej, wiedza, w którą wyposażyła
nas cywilizacja naukowa, jest zasadniczo nieadekwatna wobec obecnych
problemów świata. Zrozumienie tych problemów
wymaga zupełnie innej wiedzy.
Punkt trzeci sugeruje odmienny paradygmat epistemologiczny od
tego, do którego przywykliśmy. Powiedzenie "to
nie ta wiedza" jest bardzo niepokojące, bo natychmiast
nasuwa się pytanie: a wobec tego jaka wiedza? Kiedy to w
głębi umysłu odzywa się głos: przecież
jest tylko jedna wiedza.
Jako ludzie wykształceni, a szczególnie naukowcy jesteśmy
nasyceni, aby nie powiedzieć "napompowani" wiedzą
wszelkiego rodzaju. Dlaczego to nie wystarcza? Skąd ta niepewność
i obecne poczucie zagubienia? W tym stanie bezradności wielu
z nas ma poczucie, że coś jest nie tak, że dzieje
się coś niedobrego z naszą wiedzą.
Dotknął tej sprawy Günter Grass. W swoim noblowskim
przemówieniu, które zostało opublikowane w
"Gazecie Wyborczej". Przemówienie to przeszło
na ogół bez echa na świecie i szczególnie
w Polsce. Miało się wrażenie, że polscy myśliciele
są niechętni temu, co głosi Grass. Pozwolę
sobie zacytować fragment z tej wypowiedzi, który
krytykuje całą formację pooświeceniową
w aspekcie wiedzy i jej konsekwencji. Oto słowa Grassa:
Jak długo musiał trwać proces europejskiego
oświecenia od Montaigne'a przez Woltera, Diderota, Kanta,
Lessinga i Lichtenberga, by kaganiec oświaty dotarł
do najmroczniejszych zakamarków scholastycznego zaciemnienia.
Bardzo często ktoś gasił światełko.
Cenzura nie pozwalała, żeby rozum nas oświecał.
A potem, kiedy mógł wreszcie zająć miejsce
w pełnym świetle był to już rozum ochłodzony,
zredukowany do technicznej wykonalności, służący
jedynie postępowi gospodarczemu i społecznemu; podawał
się za oświecenie, a swoim od zawsze skłóconym
dzieciom - kapitalizmowi i socjalizmowi - wbijał do głowy
przemądrzały żargon i pokazywał coraz to inną
właściwą drogę do postępu za wszelką
cenę.
Dziś widzimy, do czego doprowadziły genialnie wyrodne
dzieci oświecenia. Potrafimy ocenić, na jak niebezpieczną
równię pochyłą rzucił nas wybuch tej
bomby ze słów o opóźnionym działaniu.
Oczywiście, oświeconymi sposobami - innych przecież
nie znamy - próbujemy usuwać szkody. Ze zgrozą
obserwujemy, że kapitalizm, od chwili, gdy jego brata, socjalizm,
uznano za zmarłego popadł w manię wielkości
i zaczął hulać bez skrępowania... i po raz
kolejny twierdzi, z dufnym przekonaniem o własnej nieomylności,
że nie ma alternatywy.
Teraz chciałbym dotknąć dwóch newralgicznych
punktów dotyczących oświeceniowej wiedzy, czy
też zastanego paradygmatu bazującego na tzw. racjonalności
naukowej i obiektywności wiedzy.
Pkt. pierwszy. Nie postępujemy racjonalnie, jeśli środkami
zaakceptowanej racjonalności niszczymy świat. Rozumowanie
moje jest nadzwyczaj proste. Jest to zastosowanie reguły
zwanej tolendo tolens. Z negacji następnika wynika
negacja poprzednika. Jeśli mamy racjonalizm, z którego
wypływają negatywne konsekwencje, to te konsekwencje
rzutują na sam racjonalizm, lub bardziej dramatycznie, jeśli
racjonalizm rodzi monstra, to być może sam jest
pewnego rodzaju monstrum.
Naszą sytuację można wytłumaczyć jeszcze
inaczej. Wszyscy pamiętamy 11 tezę Marksa o Feuerbachu:
Filozofowie jak dotąd interpretowali świat. Zadanie
polega na tym, aby go zmienić.
Otóż to. Zmienialiśmy świat przez ostatnie
200 lat w wielkim pośpiechu i niejako z furią. Rezultatem
są spustoszenia - ekologiczne, społeczne i moralne.
Proponuję, aby odwrócić tezę Marksa,
która powinna obecnie brzmieć: zmienialiśmy
świat w wielkim rozpędzie przez ostatnie dwa stulecia.
Zadaniem naszym jest na nowo go zrozumieć, bo nie rozumiemy
świata, jeśli go niszczymy. Musimy po temu stworzyć
nowy racjonalizm holistyczny, a nie atomistyczny, a to nie będzie
łatwą sprawą.
A teraz kilka słów o obiektywności. Jest to termin
trudny do analizy. W samej konotacji zawiera w sobie takie założenie,
że ktokolwiek wyraża się o nim krytycznie jest
nieobiektywny, a wobec tego niewiarygodny. Jednak musimy spojrzeć
na obiektywność głębiej, nie poprzez optykę
jej własnych założeń.
Obiektywność nie istnieje (obiektywnie) w naturze ani
też w kosmosie sensu largo. Obiektywność
jest postulatem naszej wiedzy - właśnie tzw. obiektywnej.
Obiektywność w ostatecznej konsekwencji jest postulatem
umysłu ludzkiego. Nie powiadam "fikcją", ale
"postulatem", chociaż granica między tymi
pojęciami jest niekiedy mglista.
Ponadto, obiektywność sama nie może być
obiektywnie uzasadniona, bo nie ma takiego obiektywnego kryterium,
poprzez które moglibyśmy to uczynić przed założeniem
waloru obiektywności.
Co więcej, obiektywność jest wartością.
Chociaż sama uważa się być ponad wartościami,
ruguje inne wartości z uniwersum świata nauki. Obiektywność
jest wartością światopoglądu pragmatycznego.
W tym światopoglądzie jest założenie - zazwyczaj
milczące - że aby dokonać transformacji świata
z korzyścią dla człowieka, powinniśmy posługiwać
się instrumentami nauki, które właśnie
zakładają postawę obiektywną w kontroli i
manipulacji świata. Jeśli obiektywność nie
byłaby wartością, to dlaczego tak byśmy do
niej lgnęli? Przecież nie jest uzasadniona ani racjonalnie,
ani naukowo.
A teraz pytanie zasadnicze: czy jeśli zarzucimy obiektywność,
to grozi nam potop - zarówno subiektywizmu, jak i postmodernizmu?
Ani jedno, ani drugie. Nową postawą zarówno badawczą,
jak i umysłową, jak również moralną,
powinien być intersubiektywizm, ale nie bazujący na
dawnym obiektywizmie newtonowskiej fizyki. Więc na czym?
Powinien to być intersubiektywizm sprzężony z
pojęciem jedności świata (połączony
z holistycznym racjonalizmem), a wyrażony poprzez pojęcie,
które najlepiej oddaje się po angielsku jako compassionate
science - lub też inaczej - intersubiektywizm partycypujący,
w którym zakładamy, że żyjemy w świecie
partycypującym (jak to postuluje astrofizyk J. A. Wheeler).
W tym świecie partycypującym wszelkie warstwy i stany
jego bytu są połączone, wpływają na siebie
i są rozumiane poprzez racjonalizm holistyczny. Tak więc
postulujemy intersubiektywizm jako głębsze zrozumienie
jedności świata w klimacie moralnym wzajemnej pomocy
i altruizmu.
Moje rozważania zmierzają w kierunku odpowiedzi na pytanie:
jeśli nie ta wiedza, to jaka wiedza? Lub dokładniej
- jaka wiedza mogłaby umożliwić nam zrozumienie
obecnego świata? Co się jawi jako wielki skrót
telegraficzny całego obrazu, to wiedza normatywna.
Tak postulujemy zaakceptowanie nauki jako wiedzy normatywnej,
bazującej na takich wartościach, które nie pozwolą
użyć nauki, a więc racjonalności dla celów
destrukcyjnych. Czy zbudowanie nowej normatywnej nauki byłoby
niemożliwe? Dlaczego miałoby być, skoro obecna
nauka spoczywa na normatywnej matrycy, która nie jest sprzyjająca
życiu sensu largo.
Propozycja nauki normatywnej nie jest taką aberracją
intelektualną, jakby to się mogło zdawać
na pierwszy rzut oka. Wielki Platon nie był naiwny. Nie był
naiwny także Henri Poincare, wytrawny matematyk i filozof,
który twierdził w swej książce Wartość
nauki (1905) że: mogłoby się wydawać,
że pomieszałem pojęcia, gdy mówię
jednocześnie o prawdzie naukowej i prawdzie moralnej. A jednak
nie mogę ich od siebie oddzielić.
Kryzys światopoglądu naukowego, w kulturze Zachodu,
trwa przynajmniej od stulecia. Pisał o nim przenikliwie już
Fryderyk Nietzsche, a w XX w. m.in.: Oswald Spengler, Martin Heidegger,
Jacques Ellul, Herbert Marcuse, a w Polsce Florian Znaniecki i
niżej podpisany Henryk Skolimowski (Zmierzch światopoglądu
naukowego, 1974). Ich przenikliwe głosy i głębokie
analizy przeszyły bez echa, zignorowane przez optymistycznych
proroków postępu materialnego i całą mentalność
status quo. Czy musieliśmy czekać na monstrualne
fajerwerki Nowego Jorku, aby obudzić się z naszej
drzemki?
Czy też będziemy trwać w przeświadczeniu,
że nasza cywilizacja jest najlepszą z możliwych
- dopóki nie spłyniemy w koryto historii w połamanych
szczątkach? Jakież racjonalne argumenty potrafią
nas przekonać, że ta cywilizacja już nie działa,
i że nasz rozum jest zasadniczo nieadekwatny do zrozumienia
obecnego świata?
O konieczności miary etycznej
Potrzebna jest nam jakaś miara etyczna. Zatraciliśmy
wewnętrzny sens moralny w pogoni za postępem materialnym.
Wartości religijne i wartości wewnętrzne znalazły
się za burtą, a przynajmniej na marginesie. To zrodziło
ambiwalencję moralną w nas wszystkich, szczególnie
w ludziach wykształconych. Ta ambiwalencja moralna paraliżuje
także - przynajmniej w pewnych obszarach - nasze myślenie
intelektualne i badawcze.
Mówiąc prostszym językiem: zabagniliśmy
ten świat strasznie. Nota bene myśmy sami tego
świata nie zabagniali moralnie, ale tylko obserwowaliśmy
to zabagnianie wokół nas. I nie protestowaliśmy.
Nie robiliśmy nic, aby się temu zabagnianiu przeciwstawić.
Proces moralnego zabagniania społeczeństwa nie dzieje
się wprost. I my też nie uczestniczymy w nim wprost.
Ale jakoś uczestniczymy. Ale jak? Poprzez obojętność,
poprzez tolerowanie tego, co nie zgadzało się z naszymi
zasadniczymi intuicjami moralnymi. Nie protestowaliśmy. Z
wielu powodów. Uczestniczyliśmy w tym procesie zabagniania
patrząc w bok - starając się nie zauważać,
czego nie chcieliśmy spostrzec. Uczestniczyliśmy pośrednio
udając przed sobą i innymi, że jest w porządku,
lub że jest prawie w porządku, lub że mogłoby
być inaczej... lepiej, ale cóż... i na tym się
kończyło. Moja obserwacja jest taka. Słabi jesteśmy.
Nie ma w nas mocy.
Ta słabość moralna odkłada się jako
słabość intelektualna. Proces ten nie jest łatwy
do natychmiastowego zauważenia. Logicznie sobie radzimy,
ale logika daleko nas nie zawiedzie. O tym przecież wiemy.
Jednak słyszy się głosy, że tylko racjonalna,
europejska logika daje jasność. Powołaniem kultury
europejskiej jest nieść tę jasność
logiczną w świat. Moja odpowiedź jest taka. Jasność
i logika są bezradne wobec sytuacji ostatecznych - zarówno
boskich, jak i zbrodniczych.
Spustoszenie moralne w świecie, szczególnie w świecie
biznesu, odkłada się jako moralne skażenie społeczne,
a następnie jako moralne skażenie indywidualne.
Tu działa zasada naczyń połączonych. Gdy do
jednego z naczyń naszego systemu zaczyna wsączać
się trucizna, przenika ona do innych naczyń. Wszystko
jest połączone. Zasada atomistycznego traktowania zjawisk
może ma walor w niektórych wąskich polach nauk
szczegółowych, ale nie w życiu społecznym
i nie w życiu egzystencjalnym.
A więc wszystko jest połączone. Nasze anemiczne
poznanie naukowe i nasze zamazane, a przynajmniej nieostre życie
moralne, są też połączone i wzajemnie na siebie
wpływają. Gdzie więc szukać polotu, jasności,
odwagi, godności, wizji, gdy nauka chroma, a moralność
nijaka, a religia... szuka siebie - zgubiona jak my.
To jest właśnie następny punkt. Dlaczego czujemy
się zagubieni i bezradni wobec obecnych problemów
świata?. Nie jest prawdą, że moralność
idzie swoją drogą, a poznanie naukowe swoją. Wszystko
jest połączone. Gdy system się zamuli, to zamula
się nasze myślenie, nasze działanie, nasze decyzje
moralne.
Czeka nas więc wielki akt oczyszczenia, katarsis.
Jeśli go nie dokonamy, to będziemy dreptać w
błotku i narzekać, że nam niewygodnie, i że
odczuwamy bóle reumatyczne.
Żadne imperium nie trwa wiecznie
Prócz kryzysu poznawczego i moralnego jesteśmy
świadkami kryzysu cywilizacyjnego. Mówiąc najprościej
- wypala się substancja cywilizacji zachodniej, którą
znaliśmy w okresie ostatnich czterech stuleci. A ponadto
załamuje się ostatnie imperium XX w. - Stany Zjednoczone.
Żadne imperium nie trwa wiecznie. Wiemy o tym. Jednak będąc
w cieniu kolosa, który wydaje się tak ogromny, nie
możemy sobie wyobrazić, że jest to kolos na glinianych
nogach. Z ludzką wyobraźnią różnie
bywa. Jeden z generałów, odpowiedzialnych za obronę
wewnętrzną kraju i za obronę samego Pentagonu,
był przesłuchiwany przez komisję senacką
USA po ataku. Zapytany, jakie środki przedsięwziął
dla obrony przed tego rodzaju atakiem, szczególnie dla
obrony Pentagonu, odpowiedział, że nie przedsięwziął
żadnych: "to było nie do pomyślenia, nie wyobrażaliśmy
sobie nic podobnego". To był dla niego ogromny cios
psychiczny. Być może był to nawet cios metafizyczny.
Tutaj było centrum dowodzenia imperium. A ktoś zupełnie
zlekceważył ich przekonanie, że to było nienaruszalne,
sanctum sanctorum.
Wielki cień położył się na świadomość
Amerykanów, że są narodem wybranym. Po ataku
cała Ameryka czuła się moralnie znieważona.
Myślę, że odczuli to całe zdarzenie jako
cios metafizyczny, cios w ich podstawy istnienia, być może
jednak nie artykułując tego odczucia w tych właśnie
słowach. Jednak wydaje mi się, że prawie każdy
w USA odczuwa głęboką ranę psychiczną.
Czy po takiej ranie można powrócić do tzw. normalności,
do stylu życia business as usual?
Wielki cień położył się na świadomości
nas wszystkich. W jakim świecie żyjemy? Czy istnieje
możliwość poprawy tego świata, uratowania
go? Czy szaleństwa świata mogą być wyjaśnione
racjonalnie?
Myślę, że na te pytania można odpowiedzieć,
ale nie poprzez istniejącą i oficjalnie zaakceptowaną
wiedzę, również nie poprzez współcześnie
zaakceptowaną etykę. Wielkie systemy mądrości
starożytnej oparte są na zasadzie: wszystko w miarę
(Panmetron Ariston), właściwa równowaga
jest kluczem do przetrwania i wyjścia z kryzysów.
Zachwianie tej równowagi, szczególnie na wielką
skalę, jest równią pochyłą ku chaosowi i katastrofie.
Świat zachodni czuje się obecnie bardzo zagrożony,
bo zrozumiał, że ma wiele do stracenia. Świat zachodni
nie chce się reformować. Chce przetrwać w świecie,
jakim jest. Ale nie ma tego świata, który "jest,
jakim jest". Jest obecnie chaos. Chaos to żadna równowaga.
Chaos rodzi chaos - wedle drugiej zasady termodynamiki i wedle
praw rządzących społeczeństwem. Czy Zachód
ma wolę i energię, aby wyjść z obecnego
chaosu i zachwianej równowagi?
Jest wiele pozytywnych alternatyw, które mogłyby służyć
jako matryca do odbudowy. Czy mamy wystarczającą dozę
mądrości, aby zrezygnować z niektórych
przywilejów na rzecz sprawiedliwości powszechnej?
Czas wielkich decyzji i wielkiego katharsis nadszedł,
aby dać świadectwo prawdy o sobie i świadectwo
miłości w stosunku do przyszłych pokoleń.
Czy szaleństwa świata można wyjaśnić
racjonalnie? Szaleństwa nie tworzą się same.
Mają przyczyny. Ofelia wariuje z powodu odrzuconej miłości.
Król Lear popada w szaleństwo z powodu zdrady swoich
córek. Tristan popada w czasowe szaleństwo na skutek
oddzielenia od swojej wielkiej miłości - Izoldy.
Wszędzie gdzie pojawia się szaleństwo, widzimy
niemożność organizmu w udźwignięciu
ciężaru życia. Są również szaleństwa
popełniane z fanatyzmu, kiedy umysł jest tak zraniony
domniemaną krzywdą, że łamie się jak
zapałka. I w powodzi własnej klęski powoduje niekiedy
klęski innych.
Granica między fanatyzmem a świętością
jest zwiewna. Fanatyzm manifestuje się poprzez poświęcenie
życia innych - dla swoich celów. Świętość
jest poświęceniem siebie dla innych. W tym miejscu
czas na refleksję. Co począć z fanatyzmem, który
wynika rzekomo z samo-poświęcenia dla "świętej
sprawy"? Jak patrzeć na religie, które stwarzają
podstawy dla takiego samo-poświęcenia w "świętej
sprawie", które stają się fanatyzmem wiodącym
do wielkich zbrodni? Nie miejmy złudzeń. Osobnicy,
którzy poświęcili się we wrześniu
w ataku na dwie wieże, to byli inteligentni ludzie, ponadto
przeświadczeni o świętości swojej misji,
za którą zostało im przyrzeczone wieczne zbawienie.
Czy cała ta sekwencja myślowa to wyraz patologii? Być
może. A wobec tego, gdzie leży granica między
świętością a zbrodniczym fanatyzmem?
Druga strona refleksji, to zastanowienie się, jakie to działania
z naszej strony, ze strony Zachodu, mogły doprowadzić
do takiej nienawiści, do takiego poczucia krzywdy, że
poświęca się życia inteligentnych osób
dla odwetu - chociaż taki odwet ma zawsze charakter symboliczny?
Szaleństwa nie tworzą się same. Mają przyczyny.
Czy obecnie jesteśmy w stanie zagłębić się
w te trudne pytania? Czy może jeszcze nie? Może nie
teraz... ale kiedyś musimy się w nie wgłębić.
Religie nie mogą być instrumentem terroru. Nasze modele
ekonomiczne i sposoby myślenia nie mogą być zarzewiem
do Wielkiego Odwetu.
Wnioski ogólne
Jako cywilizacja zagubiliśmy się w naszej wiedzy i
w naszym myśleniu, a co za tym idzie - naszym działaniu.
Tworzymy, często niezamierzenie, stany rzeczy i stany rzeczywistości,
które mają negatywne konsekwencje, jak np. toksyczne
środowisko, toksyczne życie. Ostre jak brzytwa analizy
obecnych stanów rzeczy nie pomagają, bo te właśnie
analizy są częścią problemu, przyczyną
błądzenia naszej wiedzy. Ponadto biznes kupił wielkich
analityków, którzy mu służą.
Globalne instrumenty ekonomiczne, faworyzowane przez elity Zachodu,
stwarzają więcej problemów i napięć,
niż rozwiązują. Ekspansja naszej wiedzy, technologii,
myślenia jest przyjmowana jako forma imperializmu, również
w społeczeństwach rozwijających się, takich
jak Polska. Nikt nam nie powie, że agresywna reklama i zdominowanie
mediów przez wielki biznes - w imię zysków
- nie jest formą imperializmu. Zaślepienie wiedzy i
stępienie etyki w celu podboju rynków - gdziekolwiek
się znajdują - prowadzi do wielkich napięć
na całym świecie. Rodzaj i skala tych napięć
są poza możliwością naszych analiz.
Jesteśmy w sytuacji ucznia czarnoksiężnika. Rozpętaliśmy
moce, a nie znamy zaklęć jak je okiełznać
i powrócić do stanu Harmonia Mundi. Jak groźna
i nieprzewidywalna jest sytuacja, świadczą wypadki z
minionego września. Wypadki te nie były przypadkiem,
ale konsekwencją napięć, które stworzyliśmy.
Musimy rozbroić bombę zegarową, podłożoną
pod cały świat i wrócić właśnie
do stanu Harmonia Mundi.
Zachód rozumie o wiele mniej, niż myśli, że
rozumie. Nie chodzi o wiedzę empiryczną, pragmatyczną,
ekonomiczną, ale o tę inną, która niesie
rozumienie. Musimy sięgnąć po mądrość,
zarówno starożytną, jak i współczesną,
wyrażoną umysłem Sokratesa, jak również
Gandhiego. Bez mądrości będziemy albo kupcami,
albo konsumentami, a nie myślącymi ludźmi.
Jedną z form mądrości, która wykrystalizowała
się w naszych czasach, jest mądrość ekologiczna:
mądrość dotycząca zachowania gatunku, czystości
i przetrwania środowiska, naszego zdrowia fizycznego i psychicznego.
A co my z tą mądrością robimy? Najczęściej
ją obrażamy. Kierowani jakimi asumptami? Zazwyczaj kierowani
tak zwaną racjonalnością ekonomiczną, która
jest odmienną nazwą dla zysku za wszelką cenę
- również za cenę niszczenia środowiska
i naszego zdrowia. Obiektywność nauki i jej racjonalność
dają przyzwolenie tym poczynaniom, jak również
my wszyscy, (oszołomieni propagandą konsumpcyjną)
dajemy temu przyzwolenie.
Słowa Gntera Grassa, dotyczące genialnie wyrodnych
dzieci oświecenia są bardzo celne. Te dzieci to
my. Kiedy wreszcie rozliczymy się z naszej przeszłości
cywilizacyjnej, opromienionej z początku wielką jutrzenką
rozumu, a kończącej się wielkim skowytem poranionej
nadziei?
Dość tych pantomim baletowych - wraz z udawaniem (czy
też złudzeniem), że stosujemy najlepszą racjonalną
wiedzę, jaką ludzkość kiedykolwiek posiadała.
W czym jest rzecz? Czy w wiedzy, czy w ignorancji? A może
tylko w hipokryzji? Według La Rochefoucauld: Hipokryzja
jest hołdem, który występek składa cnocie.
Jak długo będziemy udawać przed sobą i innymi,
że stworzyliśmy najlepszą z możliwych cywilizacji?
Gdzie są myśliciele, którzy wreszcie przekłują
tę bańkę mydlaną?
Henryk Skolimowski
Prof. Henryk Skolimowski uważany jest za jednego z najwybitniejszych twórców ekofilozofii. Poeta. Autor wielu książek
i programów, których celem jest przezwyciężanie
spustoszeń spowodowanych przez uproszczenia "rozumu
technologicznego". Tekst ukazał się w "Wegetariańskim
świecie" styczeń/luty 2002.
rys. Jarek Gach
|