Globalizacja i zwykli ludzie
|
Globalizacja jest pojęciem bardzo popularnym, lecz nader
niekonkretnym i słabo opisanym. Mówię oczywiście
o gruncie polskim - na Zachodzie jest równie dużo
opisów ogólnych, co drobiazgowych analiz poszczególnych
części składowych tego zjawiska. U nas dominują
lewicowe lub prawicowe gnioty propagandowe - nijak się mające
do złożoności zachodzących przeobrażeń,
wciąż odgrzewające nieświeże, jałowe
schematy poznawcze. Jedni piszą o kolejnym wcieleniu złowrogiego
Kapitału, który wyzyskuje Świat Pracy, drudzy
biadają nad Państwem Narodowym, pożeranym przez
Antypolski Spisek. |
Tym bardziej cieszy edycja książki Jarosława Urbańskiego
pt. "Globalizacja a konflikty lokalne". To cenna próba
przełożenia abstrakcyjnego i sloganowego pojęcia
globalizacji na język namacalnych, łatwo odczytywalnych
faktów społecznych. Autor, socjolog i działacz
społeczny, opisuje globalizację w kontekście takich
zjawisk, jakie każdy z czytelników zna z własnego
doświadczenia. Tym sposobem jego książka nie tylko
dobrze spełnia rolę opisową, ale i propagandowo-formacyjną
- zamiast opowiadać zwykłym ludziom slogany o "multikorporacjach
wyzyskujących trzeci świat", można im dać
do przeczytania coś, co odnosi się do ich wiedzy potocznej
i operuje przykładami "z życia wziętymi".
Nie brak tu oczywiście samej teorii - autor przywołuje
konieczne rozróżnienia i definicje, robi to jednak
niejako mimochodem, teoretyczny wywód przeplatając
często konkretnymi przykładami. Jest tu więc
Bauman, są klasycy socjologii, to wszystko jednak w gęstym
sosie kilkudziesięciu przykładów z życia
codziennego Wielkopolski. To ona bowiem, a raczej jej prasa codzienna,
posłużyła autorowi za materiał do analizy
prowadzącej od szczegółu do ogółu
i vice versa. Teoretyczne wywody uczonych są więc
zestawione z gazetowymi doniesieniami o lokalnych konfliktach
społecznych wywołanych właśnie globalizacją.
Urbański pisze tak: "Kieruję się przekonaniem,
że protest przeciw negatywnym skutkom »globalizacji«
nie ogranicza się tylko do walki radykalnej młodzieży
(...), która koncentruje swoje niezadowolenie na
elitach i przywódcach »państw bogatych«.
Na poziomie lokalnym trwa ona codziennie. Wystarczy otworzyć
gazetę".
Co możemy znaleźć po otworzeniu gazety? Urbański
prowadzi nas przez świat lokalnych konfliktów: a to
duża firma (niekoniecznie zagraniczna) zniszczy urokliwe
miejsce w myśl swoich zamiarów, których z nikim
nie konsultuje, a to któryś z operatorów telefonii
komórkowej postanowi wybudować szpecący okolicę
maszt przekaźnikowy, a to w małej wiejskiej gminie zlokalizują
wysypisko śmieci dla potrzeb odległego wielkiego miasta,
a to targowisko drobnych kupców zostanie przeznaczone pod
budowę hipermarketu, a to kolejne połacie przestrzeni
publicznej zostaną zamienione w skomercjalizowany obiekt
o takim czy innym przeznaczeniu, a to wyrosłe samoczynnie
osiedle biedaków ma być wyburzone, a teren sprzedany
pod luksusową inwestycję.
Takich przykładów w książce jest wiele,
nie ma sensu ich tu szczegółowo opisywać. Ich
zaletą jest pokazanie jak naprawdę wygląda globalizacja,
jakie są jej negatywne skutki na najniższym, sąsiedzko-gminnym
poziomie, co oznacza dla zwykłych ludzi, którzy zamiast
czytać anarchistyczne fanziny oglądają
z zapamiętaniem Big Brothera. Autor nie popada jednak w
pułapkę lokalności, rozumiejąc, że choć
poziom ten jest bardzo istotny, to na nim się świat
w epoce - nomen omen - globalizacji nie kończy.
Dlatego oprócz opisu "drobiazgów" mamy
ich umiejscowienie w szerszych, ogólnoświatowych trendach.
Urbański zdaje sobie bowiem świetnie sprawę,
iż to wszystko nie dzieje się bez przyczyny: lokalna
władza wyobcowana ze wspólnoty powierzającej
jej mandat do rządzenia, lokalny rynek stający się
polem gry interesów handlowych czy produkcyjnych molochów,
lokalny ekosystem dezintegrowany w imię celów wytyczanych
przez odległe podmioty itd., itp. - są pochodnymi procesów
daleko wykraczających poza opłotki podwórka.
Bardzo celnie oddaje ten sposób myślenia jeden z fragmentów
książki: "Na murze przy jednej z głównych
ulic Poznania napisał ktoś: »Poznań 56,
Genua 2001, cdn.«. Oburzony tym faktem publicysta lokalnego
dodatku do »Gazety Wyborczej« grzmiał na jej łamach,
że to nadużycie porównywać wydarzenia z
Genui (wystąpienia antyglobalistów) ze słusznym
buntem poznańskich robotników w czerwcu 1956 roku.
Dziś protestujący w Polsce robotnicy domagają się
zaprzestania zwolnień i likwidacji bezrobocia, są
traktowani jak przybysze z innej planety. Twierdzi się wówczas,
że z punktu widzenia ekonomicznego ich postulaty pozbawione
są sensu. Rząd umywa ręce i mówi, że
nie ma wpływu na prywatnych pracodawców, a jego interwencja
w sprawy gospodarcze zakończyłaby się ostrym
sprzeciwem zachodnich inwestorów i »spadkiem wiarygodności
Polski« na międzynarodowych rynkach finansowych. »Mamy
wolny rynek - odpowiadają zgodnym chórem - musicie
sami starać się o swoją pracę«. Spod
ministerialnych drzwi są odsyłani z kwitkiem lub usuwani
przez policję. W Genui chciano zademonstrować między
innymi to, że są jeszcze ludzie, którzy nie zgadzają
się, aby globalne multikorporacje niszczyły lokalny
rynek pracy".
Tym, co w książce Urbańskiego cieszy, to brak
resentymentów i zwykłych bzdur w rodzaju nostalgii
za PRL-em, który rzekomo dbał o robotników
i tylko czasem - naprawdę bardzo, bardzo rzadko - do nich
strzelał. Nie ma tu prób wciskania ideologicznego
kitu w rodzaju stwierdzeń, że kapitalizm jest tak
okropny, iż można w imię jego przezwyciężenia
zaakceptować inne - nawiasem mówiąc dużo
większe - okropieństwa, np. "dorobek" zbrodniarzy
pokroju Lenina czy Trockiego. Po drugie, autor unika agitacji
- łatwo da się w jego wywodzie wyczuć nutę
sympatii do anarchizmu i autentycznej samorządności,
ale nie przybiera to postaci prymitywnej propagandy. Dzięki
temu książka ma szansę trafić do pozagettowego
i uczulonego na działania kolejnych politycznych "zbawców"
czytelnika.
To książka dobra i potrzebna - autorowi i wydawcom należą
się gratulacje i podziękowania za podjęty trud
i jego efekt końcowy. Szczerze zachęcam do lektury
tej pozycji.
Remigiusz Okraska
Jarosław Urbański, Globalizacja a konflikty lokalne,
Federacja Anarchistyczna Sekcja Poznań, Poznań 2002.
Książkę można zamawiać u wydawcy: Federacja
Anarchistyczna Sekcja Poznań, skr. 5, 60-966 Poznań 31, http://www.rozbrat.org
|