ZB 7(175), lipiec 2002
ISSN 1231-2126, [zb.eco.pl/zb]
Refleksje
 

Schematy myślenia i wzorce zachowania
wobec przyrody

1. Odmiany myślenia

Można opisać kilka odmian myślenia, przyjmując różne punkty widzenia i kryteria.1) Dla celów stawianych w tym artykule dość ważne jest odróżnienie:

  • myślenia ewolucjonistycznego od
  • myślenia teoretyczno-technologicznego, konstrukcyjnego.

To drugie próbuje się opisać np. tak: "Technikowi jest wszystko jedno, czy na świecie jest dzień czy noc, lato czy zima, kiedy na taśmie produkcyjnej powstają konserwy spożywcze, aparaty telewizyjne, tabletki czy samochody. Z współczesnego myślenia [technologicznego] wywodzi się powszechna obojętność wobec naturalnych rytmów."2) Jest to charakterystyka prosta i przekonująca. Zastanawiając się nad korzeniami długofalowych błędnych rozwiązań wobec środowiska naturalnego Peturi pisze: Należy ich, po pierwsze, szukać w tym, że człowiek "nigdy z żelazną konsekwencją nie przemyśli możliwych skutków swojego postępowania. Po drugie, w tym, że człowiek trzyma się tak długo raz znalezionego technicznego rozwiązania, nie szukając alternatywnych, aż go to zapędzi w ślepą uliczkę. Wtedy jest bardzo późno na szukanie wyjścia. Takie są typowe następstwa czysto konstrukcyjnego myślenia, nie mającego nic wspólnego z prawami ewolucji i ze sprzężeniem zwrotnym w stosunku do środowiska."3)

Myślenie techniczne od innych odmian odróżnia się dość powszechnie (np. M.Heidegger odróżnia "przed-stawiające", techniczne i "istotowe", nietechniczne). Rzecz w tym, że niewielu łączy myślenie nietechniczne ze środowiskiem naturalnym (np. wspomniany w nawiasie Heidegger niestety nie czyni tak). A następnie, że ono nie jest kształcone a być powinno (począwszy od dziecka). Nawet filozofia uczy o "innym" myśleniu jako związanym z "duchem", "intuicją", oddzielonym od materii i tym samym powiela schematy tradycjonalistyczne, z których większość to naiwne mity lub bzdury, które uwierzono, że nie są bzdurami. W tym czasie zaś dzieci, młodzież i studenci chłoną z mass mediów, z obserwacji ulicy, komputerów i tysiąca obiektów myślenie technologiczne. Nader nieliczni absolwenci biologii, ochrony środowiska choć trochę uczą się myślenia nietechnicznego.

Botanik Peturi ujmuje zależności prościej niż inni (znani nam autorzy). Zacytujmy go jeszcze raz, gdyż oddaje on to, o czym w tym aspekcie sami myślimy. Stwierdza, że "Technika ludów pierwotnych jest z natury rzeczy jeszcze bardzo bliska przyrodzie. Uwzględnia ona wszystkie bezpośrednie wymogi środowiska." (Tamże s.238) Ale "z pojawieniem się konstrukcji doszło do zerwania sprzężenia zwrotnego z przyrodą." Ewolucja naturalna toczy się swoją drogą, technologia, konstrukcja ludzka swoją. "Brak sprzężenia zwrotnego pociąga za sobą brak elastyczności w rozwiązywaniu problemów. Kiedy zaś człowiek znajdzie rozwiązanie, nie przystosowuje go do ustawicznie zmieniających się warunków środowiskowych. Przeciwnie, przez dłuższy czas stara się dostosowywać otoczenie do konstrukcji, co w sposób nieuchronny prowadzi do szkód w środowisku naturalnym, ponieważ zawsze zostaje przy tym naruszony jakiś naturalny stan równowagi." (Tamże) Żyjemy więc w antagonizmie ewolucji naturalnej i sztucznej konstrukcji.

Słusznie na pierwszy plan cytowany autor wysuwa sprzężenie zwrotne między człowiekiem, jego myśleniem, jego produktami a środowiskiem - jest to zależność dwustronna: jak człowiek środowisku, tak środowisko człowiekowi.

Poruszmy teraz aspekt myślenia dostrzegającego cykliczność lub zajmującego się linearnością. To drugie ustanawia punkt wyjścia i punkt dojścia, cel. Szuka środków, które prowadzą prosto do celu. Mniej liczy się droga i jej przemierzanie, bardziej liczy się zamienianie punktu wyjścia w punkt dojścia - to, co po drodze jest zwykle uważane za stratę czasu. Po dojściu do celu natychmiast zamienia go w następny punkt wyjścia lub przeskakuje obierając inny; wyznaczywszy następny cel zmierza ku niemu, i tak dalej.4) Natomiast dla myślenia uwzględniającego cykliczność każdy krok jest ważny - nie wdajemy się w dyskusję, czy każdy krok jest równie ważny, czy niektóre są ważniejsze. Nie ma owocu bez kroków kiełkowania i wzrostu, i kwitnienia, i zapylenia; a sam owoc nie jest celem, lecz krokiem, by z niego w dalszych krokach wykiełkowało ziarno itd. W myśleniu wg modelu linearnego zaś liczy się: stworzyć świat, najlepiej w siedem dni; stworzyć samochód - najlepiej siedem egzemplarzy na minutę itp.

Są i pokrętne schematy. Np. teolog, misjonarz i lekarz A.Schweitzer głosił "poszanowanie wszelkiego życia". Takie ogólne hasło jest bez wartości. Bo oto jako lekarz stosował środki do niszczenia drobnoustrojów, które są organizmami żywymi, podpadają więc pod zakres "wszystkiego co żyje". Schweitzer miał więc na myśli tylko życie ludzi. Ale pokrętność jego nastawienia polega na tym, że oświadcza, że chce chronić wszelkie życie. Takie hasło ogólne jest więc przeszkodą w rozumieniu złożonych problemów życia.

Schemat, czy wzorzec kulturowy apokalipsy przybliża, a może nawet sprowadza na tych, którzy ten wzorzec powielają. Ten wpływ dość trafnie dostrzegł W.Zylbertal "Jakie więc wzorce powodują, że tak boimy się Apokalipsy, choć przecież naszymi własnymi umysłami ją sobie szykujemy? Bez wątpienia najsilniejszy jest wzorzec judeo-chrześcijański, zapowiadający jakąś globalną katastrofę, zanim nadejdzie <Królestwo Boże>. Wzorzec ten jest, niestety, powszechny, gdyż wpajany był przez wiele stuleci w świadomość zbiorową Europy, a potem reszty zawłaszczonego przez Europejczyków świata. Od ok. półtora stulecia, w wyniku laicyzacji życia odszedł w głębszą nieświadomość - i tam stał się groźny! Pozbawiony kontroli, zyskał bowiem łączność z emocjami zbiorowymi, czyli moc manifestacji. I na pewno społeczności tym mitem przesiąknięte będą miały swoją Apokalipsę... Co zatem możemy zrobić, żeby nie stać się ofiarami mitu? - Mity wymieniać. Rozumieją to dobrze dzisiejsi <nowinkarze>, przede wszystkim ekolodzy i neopoganie."5)

Proporcje w dzisiejszym nauczaniu kulturowym, a najwęziej: szkolnym są mniej więcej takie: 50% to nauka technicyzmu, robienia pieniędzy, mass medialności, 45% to nauka schematów religijnych i politycznych, może 0,5% to nauka myślenia proekologicznego. Reszta to dowolne treści.

Te proporcje muszą się zmienić. Ok. 75% procent powinno być poświęcone nauce o naturze: wokół człowieka i w człowieku. Te trzy czwarte myślenia poświęcone naturze daje oparcie i witalności i umysłowi. Na nim można dopiero w jednej czwartej pozwolić sobie na powściągliwą dowolność. W obecnych społeczeństwach owe 1/4 rozdrapią ideolodzy tradycjonalistyczni. Trzeba im coś zostawić, tak są zachłanni i krwiopijczy (idzie oczywiście o krwiobieg psychiczno-społeczny). Nikt nie ma mocy by ich usunąć (próba ich usuwania tylko ich wzmacnia), trzeba poczekać aż wymrą w obojętności (nie, nie w spokoju, sądzę, że umieranie w spokoju jest im obce, gdyż nie są pogodzeni z naturą).

Jeden z głównych kierunków myślenia polega na kształceniu myślenia wg zasady generalizacji bądź dalekosiężności: wstawienia się w położenie innych (np. empatycznie) i takiego zachowania, by to moje zachowanie dało się uogólnić jako takie, pod którym mogliby i inni się podpisać.6) To ważne byśmy uchwycili sedno uniwersalizacji. Jeśli ja wyrzucę śmieć na ulicę i jeśli zrobią to inni, to po niedługim czasie ulica zamieni się w śmietnisko z buszującymi w nim szczurami i drobnoustrojami.

Jeśli dba się tylko o siebie, to na krótką metę ma się jakąś korzyść, tracą zaś przy tym pozostali. Ale po jakimś czasie tracą wszyscy, a zatem i ten, kto dbał tylko o siebie. Kłopot w tym, że jest to łańcuch rozciągnięty w czasie, że wielu nie jest w stanie mentalnie antycypować zależności i struktur.

Od strony etyki musi być inicjowana i podtrzymywana refleksja. Jeśli nie prowadzona przez danego człowieka nieustannie (bo nie jest to ani możliwe, ani wskazane), to przynajmniej na zmianę przez innych - czuwających etycznie. Korzystamy z głównych zasad etyki o cechach uniwersalistycznych. Najpierw z zasady mówiącej, że: możności, dyspozycje i zdolności każdego człowieka należy aktualizować jak najpełniej; następnej: aktualizowanie dotyczy tych możności, dyspozycji i zdolności, które nie szkodzą człowiekowi - innemu i sobie samemu. W znanym starożytnym sformułowaniu: primum non nocere; pomijam słowo "primum" - "po pierwsze", gdyż nie szkodzić nie jest jednak pierwszą rzeczą, jakiej domaga się etyka,, lecz drugą. I trzecia zasada - aktualizowanie własnych możności, dyspozycji i zdolności ma tak przebiegać, by zarazem wspomagało aktualizowanie cudzych możności itd.7)

Ale można czerpać z niektórych (nie wszystkich) innych nurtów etyki. By nie zaprzepaścić dorobku nurtu utylitarystycznego w etyce, można zmodyfikować zasadę utylitarystyczną włączając walor ekologiczny. Brzmiałaby ona wtedy: jak najwięcej dobra dla jak największej liczby istot żywych, w tym człowieka lub też: ...w tym najpierw człowieka. Jeśli użyjemy w sformułowaniu słówko "najpierw", to nie odchodzimy od antropocenryzmu, jeśli pominiemy je, to zasada ekoutylitarystyczna daje się pogodzić nawet z ekologią głęboką.

Pomówmy trochę o schematach religijnych. "Wszelkie zaś zwierzę na ziemi i wszelkie ptactwo powietrzne niechaj się Was boi i lęka. Wszystko, co się porusza na ziemi, i wszelkie ryby morskie zostały Wam bowiem oddane we władanie." Tak brzmi przesłanie płynące z biblijnej Księgi Rodzaju (9,2.).

Tego rodzaju ideologia była już w okresie powstawania, tj. trzecim i drugim tysiącleciu przed nami zbyt symplicystyczna (istniały w tym czasie światopoglądy przyjaźniejsze naturze). Dziś jednak jest już ona dość wyraźnie szkodliwym anarchronizmem.8)

Z religią chrześcijańską jest związanych kilkaset razy więcej organizacji usiłujących kontrolować kobiece krocza (totalitarny ruch antyaborcyjny i swego rodzaju policja obyczajowa) niż dbających o środowisko naturalne; na walkę z wolnym życiem seksualnym, z pornografią przeznacza się więcej środków (gdy rządzą prawicowe partie) niż na akcje uświadamiające konieczność ochrony środowiska. Trzeba to oczywiście brać w kategoriach symptomu psycho- i socjopatologicznego. Ale rzecz ciekawa, rzadko kto tak to widzi. Chciałoby się powiedzieć "make love not ecodestruction" lub "już lepiej oglądaj filmy porno niż uczą się starych antynaturalistycznych schematów myślenia i wierzenia" (oczywiście nie znaczy, że to hasło miałoby to być wystarczające dla ułożenia pomyślnych relacji człowieka z przyrodą). Od okresu przedszkolnego uczy się dzieci Biblii z jej nieprzyjaznymi naturze i środowisku, i spontaniczności naturalnej człowieka schematami myślenia, wierzenia i symboliką, zamiast uczyć myślenia i postaw proekologicznych.

Także i pojęcia wprowadzone do ekologii musiałby być co jakiś czas rewidowane. Nawet pojęcie "ekosystemu". Ma ono zbyt duże naleciałości naukowo-techniczne. "...Koncepcja ekosystemu jako taka opiera się na cybernetycznej teorii systemów, która jest próbą zastosowania modelu maszyny do naturalnych procesów organicznych."9) Uważam, że lepszym pojęciem (i ładniejszym terminem) jest nisza ekologiczna. Zadaniem filozofii przyrody jest wprowadzać terminy adekwatne dla naturalnych struktur i procesów. Terminy przejmowane z nauki nie są najlepsze. Głównie z tego powodu, że nauka pracuje aspektywnie (selektywnie) i schematyczno-abstrakcyjnie. Musi tak pracować, aby pozyskać weryfikowalne dane. Jednak naukowe modelowanie aspektów natury dla potrzeb procedur badawczych po wtórnym zastosowaniu do żywej tkanki przyrody przenosi na nią zbyt duże uproszczenia, nadmierną abstrakcyjność, schematyczność. Dlatego właśnie zamiast "ekosystem" lepiej jest mówić o "niszy" ekologicznej; przykładami innych zgrabnych terminów są: siedlisko, otulina rzeki, płaszcz ochronny planety. Nieco inaczej się myśli i odczuwa posługując się terminami nieoschłymi.

Niezwykle ważne jest pojęcie równowagi. Interesuje nas równowaga biologiczna - równowaga w samej biosferze, równowaga między człowiekiem a biosferą i równowaga w samym człowieku.

O pierwszej wyjaśnijmy, że równowaga biologiczna utrzymuje się przy braku równowagi w sensie czysto fizykalnym (by była równowaga biologiczna musi u jej podłoża zachodzić brak równowagi cieplnej, co określa II zasada termodynamiki).10)

Nie można utrzymywać równowagi w przyrodzie przy braku równowagi w proporcjach między liczbą ludzi a innych gatunków. Dlatego trzeba wrócić, a raczej przejść, do mniejszej liczby ludzi.

Warto odróżnić równowagę bezwzględną, czyli bez udziału człowieka, "dziewiczą", oraz równowagę względną, taką która ustaliła się przy udziale gospodarowania ludzkiego. Jest to oczywiście równowaga pierwotna i wtórna. Najważniejsza jest ta pierwsza. Ale tam, gdzie wieloletni, niekiedy wielosetletni udział aktywności człowieka zaowocował nie niszczeniem niszy, lecz jej ograniczeniem, ale z równowagą względną - nie trzeba wpływu człowieka gwałtownie usuwać, może nawet w ogóle nie trzeba, trzymając go jednak pod kontrolą, którą wyznacza ta osiągnięta już równowaga.

2. Kłopoty z "mono"

"Mono" to z grecka "jeden" lub mocniej "jedyny". I ten źródłosłów oddaje sedno problemu: idzie o cokolwiek, co jest lub rości pretensje do bycia jednym bądź jedynym.

Wychodzimy od pojęcia i od ważnych obserwacji i badań, które ono denotuje. W naukach biologicznych używa się terminu "monokultura" na oznaczenie hodowania roślin tego samego gatunku na dużym obszarze bez dopuszczania roślin innych gatunków. W dzikiej przyrodzie rośliny zapobiegają monokulturom same, gdyż monokultury na dłuższą metę nie są zdolne do życia: z powodu wyjałowienia gleby i samozapylania (krzyżowania wsobnego) oraz braku odporności na owady, bakterie, grzyby. Powodów może być i zapewne jest więcej. W monokulturach leśnych nie może wytworzyć się zdrowe poszycie. W czasach suszy nie ma wtedy wystarczających rezerw wilgoci. Lasy monokulturowe płoną szybko i w całości. Burze i huragany obalają wielkie połacie drzew, a obalone przez wiatr dostarczają pożywienia kornikom, które rozmnażają się gwałtownie i niszczą nie tknięte przez wiatr sąsiednie drzewa. I tak dalej. Rośliny rozprzestrzeniają się, ale wraz z innymi, obok innych, nierzadko żyją z innymi w symbiozie. Przyroda wytwarza wegetację zróżnicowaną, niemonokulturową, niejednorodną.

Zatrzymajmy się przy gospodarce leśnej. Dla potrzeb przemysłu papierniczego, meblarskiego, budowlanego i innych sadzi się lasy monokulturowe; w naszej szerokości geograficznej: najczęściej sosnowe i świerkowe; w innej: kauczukowe, bananowe, oliwkowe, plantacje krzewów kawowych, herbacianych, i inne. Istnieją uczelnie średnie i wyższe leśnictwa, w których uczy się gospodarki monokulturowej, wbrew wiedzy biologicznej. A dlatego wbrew, bo istnieje dyktatura przemysłu. Gospodarka leśna robi to, czemu przyroda stara się zapobiec. Gdyby jeszcze dla celów przemysłowych wyznaczono mały nieprzekraczalny procent upraw (np. 10%), zaś obok zadbano by o utrzymanie różnorodności roślinnej, to byłoby to do zaakceptowania, ale nawet tak nie jest.

Tereny leśne mają nieocenione znaczenie najpierw dla równowagi klimatycznej. Na obszarach leśnych jedynie w wyniku parowania z liści powraca do atmosfery 60-70% rocznych opadów. Jeszcze ważniejszą rolę mają w oczyszczaniu i wzbogacaniu w tlen powietrza. (Dodajmy, że tlen jest produkowany także i to w niemałej, w każdym razie niezbędnej dla życia na planecie ilości, w morzach i oceanach. Przecież tlen, którym oddychamy jest produktem ubocznym życia roślinnego.) I nie bez znaczenia jest przecież, że są ostoją dla zwierząt, człowiekowi dają ciszę, regenerację, wypoczynek. Czy to nie wystarcza, by przestać wycinać lasy?

Można by ewentualnie dopuścić drzewa "pod uprawę" do celów przemysłowych (budownictwa itd.), gdyby jasno wyznaczyć granice dzikich, nietykalnych puszcz i lasów. Nietykalne puszcze i lasy musiałyby zajmować nieco więcej niż połowę (a co najmniej połowę) powierzchni Ziemi. Wtedy "las przemysłowy" mógłby zajmować jakiś procent powierzchni ziemi (jak nadmieniliśmy, np. 10%). Ale warunek jest prosty: najpierw rezerwaty dzikich drzewostanów, dopiero później gospodarowanie lasami na cele przemysłowe. Ponieważ jednak dziś np. w Europie prawie nie ma dzikich lasów, a są przemysłowe, trzeba zatem równocześnie zwiększać powierzchnię pierwszych i ograniczać drugich. Dlaczego trzeba iść na tego rodzaju kompromis (lasy dzikie plus lasy przemysłowe)? Gdyż drewno w jakimś zakresie jest niezbędne do użytku człowieka (przyznaję, że sam wolę mieszkać w chacie z drewna niż z betonu). Po drugie, próba wyeliminowania użytku drewna jest naiwnością. Ale przerażające pozostaje, że dziś przez polityków i przez opinię publiczną lasy są traktowane jako obszary "gospodarki leśnej"; skraca się tzw. wiek rębności w krajach europejskich z 120 do 100, a niektórych (jak w Polsce) do 80 lat i poniżej.

Dziś zaledwie 23% powierzchni lądów pokrywają lasy; z tego jedna czwarta przypada na strefę tropikalną. Ale tam przynajmniej 100 000 km2, co odpowiada więcej niż jednej trzeciej powierzchni Polski, ulega co roku zniszczeniu; z tego większość w granicach Brazylii. Pesymistyczne oceny podają dwukrotnie większe powierzchnie niszczonych obszarów leśnych.11)

Przy tym rocznie zanika 75 miliardów ton gleby zniszczonej w wyniku erozji. Powodem są monokultury, nawozy sztuczne, zasolenie, pustynnienie itd.

Proces jest szerszy. Lasy karczowano pod uprawę roli, dla materiału budowlanego, opałowego. Odrost roślinności nie równoważył jej niszczenia (klasyczna zasada równowagi została zlekceważona); dołączył się nadmierny wypas bydła, usuwanie darni, co wywoływało postępującą erozję gleby, zamulanie dolin. W coraz mniej wilgotnych okolicach (bezdrzewnych) nawadnianie prowadziło do zasolenia gleb. Te procesy zostały zapoczątkowane w neolicie na Bliskim Wschodzie i trwają do dziś. Tak niszczone są podstawowe zasoby środowiskowe.

"Mono-" oddziałują w sprzężeniach zwrotnych i wzmacniają się, szczególnie na linii: kultura - przyroda. Jeśli człowiek w aranżacjach społecznych, politycznych, religijnych serwuje sobie dzień w dzień monotwory, to owładną one jego psychikę, jego zachowania i oczekiwania, jego decyzje. W konsekwencji będzie na sposób monotworowy traktował wszystko wokół siebie, w tym najpierw przyrodę. Będzie sadził lasy monokulturowe, hodował monokulturowo zwierzęta itd. Będzie tworzył monotworowy świat. Ale taki świat nie jest do życia. Może żyć tylko jako okres przejściowy ku obumieraniu. W niektórych dziedzinach może trwać dość długo, w naszym przypadku około dwóch tysięcy lat (tyle trwa dominacja monoteizmu, po nim przyszły monopartyjność, jedyność monogamii, monokultura upraw). My dziś żyjemy w takim okresie przejściowym - powolnego obumierania. Z rabunkowego wykorzystywania środowiska, dostarczamy sobie dużo energii, przetworów i produktów wydaje się nam, że nie jest aż tak źle. Nie potrafimy ogarnąć umysłem i psychiką procesów, zależności i trendów, które świadczą o tym okresie przejściowym ku zagładzie. Ludzie nie chcą nawet na tę zależność patrzeć, co dopiero przygotować swój umysł do jej rozpoznania, do zmotywowania się do zmiany stylu upraw, produkcji, stylu życia.

Zauważyłem, że dziś większości ludzi bardziej podobają się proste jak zapałki sosny (czyli wytwory ściśniętego rośnięcia drzew obok siebie w monokulturze) niż sosny rozłożyste, rosochate. Co tu się dokonało? Gospodarka rządzona dyktaturą umysłu człowieka wytworzyła monokulturowe kształty sosen; ludzie widząc je od dziecka, przyzwyczaili się i uprawy leśne kształtują teraz ich upodobania estetyczne. Wielu więc życzy sobie, że jeśli już mają rosnąć sosny, to takie właśnie.

Monotworów mamy wokół wiele. Monopartyjność prowadzi do śmierci życia politycznego, czyli totalitaryzmu politycznego.

Monoteizm prowadzi na dłuższą metę również do śmierci życia religijnego, psychiczno-duchowego. Tego nie widzą ci, którzy siedzą w środku monotworu religijnego, i nie dają się przekonać, może przekonać ich o tym dopiero zagłada, ale religie takie śmierć (np. koncepcja apokalipsy, co trafnie dostrzegł cytowany Zylbertal) wpisują w swą doktrynę jako coś pożądanego. Zamknięte koło.

Gdzie mamy jeszcze monotwory? Mamy monogamię jako model małżeńsko-rodzinny. Jeśli monogamia jest jednym z modeli do wyboru, jest praktykowana obok innych, to jest zasadna, ma te same prawa jak inne modele.12) Ale jeśli jest dopuszczana i narzucana tylko jako jeden jedyny model, to jest ideologią niekorzystną dla życia społecznego, rodzinnego, intymnego, erotycznego ludzi. Przynosi nadmierne napięcia i wzmaga psychopatologię.

Wymóg brzmi zatem: trzeba odrzucić mono-twory lub przynajmniej pozbawić je dominującego statusu: monokulturę biologiczną, monocywilizację, monopartyjność, monoteizm, monogamię, i inne monomachie.13)

Zablokowane starymi schematami - jak np. schematem antropocentrycznym - umysły ludzi mogą mieć dobrą wolę działania, być zatroskane ekologią, ale efekty ich działania będą antyekologiczne lub w najlepszym razie obojętne. Trzeba wyjąć sobie samemu z umysłu stary klin, bez tego nie można pojąć ważkich zależności dotyczących proekologii.

Co rusz należy sobie również przypominać: Nie ma zmiany sposobu traktowania przyrody bez zmiany stylu życia człowieka.

Lech Ostasz



1. Patrz L. Ostasz, Cztery style myślenia, "Res Humana", nr 1 (2001), 14-21.
2. F. R. Peturi, Ewolucja czy konstrukcja, Warszawa 1994, s. 193.
3. Tamże, s. 144.
4. Na temat myślenia dostrzegającego cykliczność patrz L. Ostasz, Aktuale und potentielle Bereiche des Bewusstseins, Monachium 1988, s. 55 i nast.
5. W. Zylbertal, Miejscem człowieka jest ziemia. Wykłady z ekofilozofii, Kraków 2000, s. 93. Nie wszystkie zdania są precyzyjne, np. nie uznaję koncepcji "zbiorowej" świadomości, podświadomości, czy emocji. Jednak myśl przewodnia jest słuszna.
6. Patrz na ten temat Ku etyce uniwersalistycznej, Olsztyn 1999, s. 54 i nast.
7. Wyczerpujące omówienie tych zasad i etyki niezależnej zawiera: L. Ostasz, Ku etyce uniwersalistycznej, Olsztyn, wyd. 2.
8. Nie jest to zdanie odosobnione autora. Patrz np. J. Seed, Antropocentryzm, w: B. Devall, G. Sessions, Ekologia głęboka, Warszawa 1995, s. 316 i nast.
9. B. Devall, G. Sessions, Ekologia głęboka, Warszawa 1995, s. 199.
10. Patrz na ten temat, np. L. Smolin, Życie wszechświata, Warszawa 1997, s. 175.
11. Patrz Ch-D. Schoenwiese, Klimat i człowiek, Warszawa 1997, s. 94.
12. O wielości modeli małżeńskich i rodzinnych nie pisze się w społeczeństwach, w których panuje ideologia monogamii. Nawet socjologie i psychologowie mają umysły zamknięte na kłódki (smutniejsze jest to, że sami sobie je zamykają pod wpływem wychowania, nacisków religijnych, politycznych i koleżeńskich). W języku polskim można o modelach przeczytać w L. Ostasz, Rozumienie bytu ludzkiego. Antropologia filozoficzna, część czwarta, rozdz. V D. Jabłoński, Modele rodziny i małżeństwa oraz ich wływ na dzieci, w: Kultura i edukacja, nr 3-4, 2000, 42-60. Tutaj je tylko wymienię. Są trzy główne modele małżeńskie: monogamia (sztywna i seryjna), poligamia (w odmianach: poligynia i poliandria), małżeństwo multilateralne (inaczej: grupowe); są również trzy główne modele rodzinne: rodzina nuklearna, rozszerzona i domowa.
13. Krytyka monotyczności też nie może być monotyczna. Nie twierdzę, że moja krytyka jest jedyna. Wręcz zachęcam do innych odmian krytyki (np. bardziej miękkiej, pośredniej lub bardziej rewolucyjnej), w tym także i do krytyki mojej krytyki.


 
Wydawnictwo "Zielone Brygady" [zb.eco.pl]
Fundacja Wspierania Inicjatyw Ekologicznych [fwie.eco.pl]