Schematy myślenia i wzorce zachowania
wobec przyrody
1. Odmiany myślenia
Można opisać kilka odmian myślenia, przyjmując
różne punkty widzenia i kryteria.1)
Dla celów stawianych w tym artykule dość
ważne jest odróżnienie:
- myślenia ewolucjonistycznego od
- myślenia teoretyczno-technologicznego, konstrukcyjnego.
To drugie próbuje się opisać np. tak: "Technikowi
jest wszystko jedno, czy na świecie jest dzień czy
noc, lato czy zima, kiedy na taśmie produkcyjnej powstają
konserwy spożywcze, aparaty telewizyjne, tabletki czy samochody.
Z współczesnego myślenia [technologicznego] wywodzi
się powszechna obojętność wobec naturalnych
rytmów."2) Jest to charakterystyka prosta i przekonująca.
Zastanawiając się nad korzeniami długofalowych błędnych
rozwiązań wobec środowiska naturalnego Peturi
pisze: Należy ich, po pierwsze, szukać w tym, że
człowiek "nigdy z żelazną konsekwencją
nie przemyśli możliwych skutków swojego postępowania.
Po drugie, w tym, że człowiek trzyma się tak długo
raz znalezionego technicznego rozwiązania, nie szukając
alternatywnych, aż go to zapędzi w ślepą
uliczkę. Wtedy jest bardzo późno na szukanie
wyjścia. Takie są typowe następstwa czysto konstrukcyjnego
myślenia, nie mającego nic wspólnego z prawami
ewolucji i ze sprzężeniem zwrotnym
w stosunku do środowiska."3)
Myślenie techniczne od innych odmian odróżnia
się dość powszechnie (np. M.Heidegger odróżnia
"przed-stawiające", techniczne i "istotowe",
nietechniczne). Rzecz w tym, że niewielu łączy
myślenie nietechniczne ze środowiskiem naturalnym (np.
wspomniany w nawiasie Heidegger niestety nie czyni tak). A następnie,
że ono nie jest kształcone a być powinno (począwszy
od dziecka). Nawet filozofia uczy o "innym" myśleniu
jako związanym z "duchem", "intuicją",
oddzielonym od materii i tym samym powiela schematy tradycjonalistyczne,
z których większość to naiwne mity lub
bzdury, które uwierzono, że nie są bzdurami.
W tym czasie zaś dzieci, młodzież i studenci chłoną
z mass mediów, z obserwacji ulicy, komputerów i
tysiąca obiektów myślenie technologiczne. Nader
nieliczni absolwenci biologii, ochrony środowiska choć
trochę uczą się myślenia nietechnicznego.
Botanik Peturi ujmuje zależności prościej niż
inni (znani nam autorzy). Zacytujmy go jeszcze raz, gdyż
oddaje on to, o czym w tym aspekcie sami myślimy. Stwierdza,
że "Technika ludów pierwotnych jest z natury
rzeczy jeszcze bardzo bliska przyrodzie. Uwzględnia ona
wszystkie bezpośrednie wymogi środowiska." (Tamże s.238)
Ale "z pojawieniem się konstrukcji doszło
do zerwania sprzężenia zwrotnego z przyrodą."
Ewolucja naturalna toczy się swoją drogą, technologia,
konstrukcja ludzka swoją. "Brak sprzężenia
zwrotnego pociąga za sobą brak elastyczności w
rozwiązywaniu problemów. Kiedy zaś człowiek
znajdzie rozwiązanie, nie przystosowuje go do ustawicznie
zmieniających się warunków środowiskowych.
Przeciwnie, przez dłuższy czas stara się dostosowywać
otoczenie do konstrukcji, co w sposób nieuchronny prowadzi
do szkód w środowisku naturalnym, ponieważ zawsze
zostaje przy tym naruszony jakiś naturalny stan równowagi."
(Tamże) Żyjemy więc w antagonizmie ewolucji naturalnej
i sztucznej konstrukcji.
Słusznie na pierwszy plan cytowany autor wysuwa sprzężenie
zwrotne między człowiekiem, jego myśleniem, jego
produktami a środowiskiem - jest to zależność
dwustronna: jak człowiek środowisku, tak środowisko
człowiekowi.
Poruszmy teraz aspekt myślenia dostrzegającego cykliczność
lub zajmującego się linearnością. To drugie
ustanawia punkt wyjścia i punkt dojścia, cel. Szuka
środków, które prowadzą prosto do celu.
Mniej liczy się droga i jej przemierzanie, bardziej liczy
się zamienianie punktu wyjścia w punkt dojścia
- to, co po drodze jest zwykle uważane za stratę czasu.
Po dojściu do celu natychmiast zamienia go w następny
punkt wyjścia lub przeskakuje obierając inny; wyznaczywszy
następny cel zmierza ku niemu, i tak dalej.4)
Natomiast dla myślenia uwzględniającego
cykliczność każdy krok jest ważny - nie wdajemy
się w dyskusję, czy każdy krok jest równie
ważny, czy niektóre są ważniejsze. Nie ma
owocu bez kroków kiełkowania i wzrostu, i kwitnienia,
i zapylenia; a sam owoc nie jest celem, lecz krokiem, by z niego
w dalszych krokach wykiełkowało ziarno itd. W myśleniu
wg modelu linearnego zaś liczy się: stworzyć
świat, najlepiej w siedem dni; stworzyć samochód
- najlepiej siedem egzemplarzy na minutę itp.
Są i pokrętne schematy. Np. teolog, misjonarz i lekarz
A.Schweitzer głosił "poszanowanie wszelkiego życia".
Takie ogólne hasło jest bez wartości. Bo oto
jako lekarz stosował środki do niszczenia drobnoustrojów,
które są organizmami żywymi, podpadają więc
pod zakres "wszystkiego co żyje". Schweitzer miał
więc na myśli tylko życie ludzi. Ale pokrętność
jego nastawienia polega na tym, że oświadcza, że
chce chronić wszelkie życie. Takie hasło ogólne
jest więc przeszkodą w rozumieniu złożonych
problemów życia.
Schemat, czy wzorzec kulturowy apokalipsy przybliża, a może
nawet sprowadza na tych, którzy ten wzorzec powielają.
Ten wpływ dość trafnie dostrzegł W.Zylbertal
"Jakie więc wzorce powodują, że tak boimy
się Apokalipsy, choć przecież naszymi własnymi
umysłami ją sobie szykujemy? Bez wątpienia najsilniejszy
jest wzorzec judeo-chrześcijański, zapowiadający
jakąś globalną katastrofę, zanim nadejdzie
<Królestwo Boże>. Wzorzec ten jest, niestety,
powszechny, gdyż wpajany był przez wiele stuleci w świadomość
zbiorową Europy, a potem reszty zawłaszczonego przez
Europejczyków świata. Od ok. półtora stulecia,
w wyniku laicyzacji życia odszedł w głębszą
nieświadomość - i tam stał się groźny!
Pozbawiony kontroli, zyskał bowiem łączność
z emocjami zbiorowymi, czyli moc manifestacji. I na pewno społeczności
tym mitem przesiąknięte będą miały
swoją Apokalipsę... Co zatem możemy zrobić,
żeby nie stać się ofiarami mitu? - Mity wymieniać.
Rozumieją to dobrze dzisiejsi <nowinkarze>, przede
wszystkim ekolodzy i neopoganie."5)
Proporcje w dzisiejszym nauczaniu kulturowym, a najwęziej:
szkolnym są mniej więcej takie: 50% to nauka technicyzmu,
robienia pieniędzy, mass medialności, 45% to nauka
schematów religijnych i politycznych, może 0,5% to
nauka myślenia proekologicznego. Reszta to dowolne treści.
Te proporcje muszą się zmienić. Ok. 75% procent
powinno być poświęcone nauce o naturze: wokół
człowieka i w człowieku. Te trzy czwarte myślenia
poświęcone naturze daje oparcie i witalności i
umysłowi. Na nim można dopiero w jednej czwartej pozwolić
sobie na powściągliwą dowolność. W obecnych
społeczeństwach owe 1/4 rozdrapią ideolodzy tradycjonalistyczni.
Trzeba im coś zostawić, tak są zachłanni
i krwiopijczy (idzie oczywiście o krwiobieg psychiczno-społeczny).
Nikt nie ma mocy by ich usunąć (próba ich usuwania
tylko ich wzmacnia), trzeba poczekać aż wymrą
w obojętności (nie, nie w spokoju, sądzę,
że umieranie w spokoju jest im obce, gdyż nie są
pogodzeni z naturą).
Jeden z głównych kierunków myślenia polega
na kształceniu myślenia wg zasady generalizacji bądź
dalekosiężności: wstawienia się w położenie
innych (np. empatycznie) i takiego zachowania, by to moje zachowanie
dało się uogólnić jako takie, pod którym
mogliby i inni się podpisać.6)
To ważne byśmy uchwycili sedno uniwersalizacji.
Jeśli ja wyrzucę śmieć na ulicę i
jeśli zrobią to inni, to po niedługim czasie ulica
zamieni się w śmietnisko z buszującymi w nim szczurami
i drobnoustrojami.
Jeśli dba się tylko o siebie, to na krótką
metę ma się jakąś korzyść, tracą
zaś przy tym pozostali. Ale po jakimś czasie tracą
wszyscy, a zatem i ten, kto dbał tylko o siebie. Kłopot
w tym, że jest to łańcuch rozciągnięty
w czasie, że wielu nie jest w stanie mentalnie antycypować
zależności i struktur.
Od strony etyki musi być inicjowana i podtrzymywana refleksja.
Jeśli nie prowadzona przez danego człowieka nieustannie
(bo nie jest to ani możliwe, ani wskazane), to przynajmniej
na zmianę przez innych - czuwających etycznie. Korzystamy
z głównych zasad etyki o cechach uniwersalistycznych.
Najpierw z zasady mówiącej, że: możności,
dyspozycje i zdolności każdego człowieka należy
aktualizować jak najpełniej; następnej: aktualizowanie
dotyczy tych możności, dyspozycji i zdolności,
które nie szkodzą człowiekowi - innemu i sobie
samemu. W znanym starożytnym sformułowaniu: primum non
nocere; pomijam słowo "primum" - "po pierwsze",
gdyż nie szkodzić nie jest jednak pierwszą rzeczą,
jakiej domaga się etyka,, lecz drugą. I trzecia zasada
- aktualizowanie własnych możności, dyspozycji
i zdolności ma tak przebiegać, by zarazem wspomagało
aktualizowanie cudzych możności itd.7)
Ale można czerpać z niektórych (nie wszystkich)
innych nurtów etyki. By nie zaprzepaścić dorobku
nurtu utylitarystycznego w etyce, można zmodyfikować
zasadę utylitarystyczną włączając walor
ekologiczny. Brzmiałaby ona wtedy: jak najwięcej dobra
dla jak największej liczby istot żywych, w tym człowieka
lub też: ...w tym najpierw człowieka. Jeśli użyjemy
w sformułowaniu słówko "najpierw",
to nie odchodzimy od antropocenryzmu, jeśli pominiemy je,
to zasada ekoutylitarystyczna daje się pogodzić nawet
z ekologią głęboką.
Pomówmy trochę o schematach religijnych. "Wszelkie
zaś zwierzę na ziemi i wszelkie ptactwo powietrzne
niechaj się Was boi i lęka. Wszystko, co się
porusza na ziemi, i wszelkie ryby morskie zostały Wam bowiem
oddane we władanie." Tak brzmi przesłanie płynące
z biblijnej Księgi Rodzaju (9,2.).
Tego rodzaju ideologia była już w okresie powstawania,
tj. trzecim i drugim tysiącleciu przed nami zbyt symplicystyczna
(istniały w tym czasie światopoglądy przyjaźniejsze
naturze). Dziś jednak jest już ona dość wyraźnie
szkodliwym anarchronizmem.8)
Z religią chrześcijańską jest związanych
kilkaset razy więcej organizacji usiłujących kontrolować
kobiece krocza (totalitarny ruch antyaborcyjny i swego rodzaju
policja obyczajowa) niż dbających o środowisko
naturalne; na walkę z wolnym życiem seksualnym, z pornografią
przeznacza się więcej środków (gdy rządzą
prawicowe partie) niż na akcje uświadamiające konieczność
ochrony środowiska. Trzeba to oczywiście brać
w kategoriach symptomu psycho- i socjopatologicznego. Ale rzecz
ciekawa, rzadko kto tak to widzi. Chciałoby się powiedzieć
"make love not ecodestruction" lub "już lepiej
oglądaj filmy porno niż uczą się starych
antynaturalistycznych schematów myślenia i wierzenia"
(oczywiście nie znaczy, że to hasło miałoby
to być wystarczające dla ułożenia pomyślnych
relacji człowieka z przyrodą). Od okresu przedszkolnego
uczy się dzieci Biblii z jej nieprzyjaznymi naturze i środowisku,
i spontaniczności naturalnej człowieka schematami myślenia,
wierzenia i symboliką, zamiast uczyć myślenia
i postaw proekologicznych.
Także i pojęcia wprowadzone do ekologii musiałby
być co jakiś czas rewidowane. Nawet pojęcie "ekosystemu".
Ma ono zbyt duże naleciałości naukowo-techniczne.
"...Koncepcja ekosystemu jako taka opiera się na cybernetycznej
teorii systemów, która jest próbą zastosowania
modelu maszyny do naturalnych procesów organicznych."9)
Uważam, że lepszym pojęciem (i ładniejszym
terminem) jest nisza ekologiczna. Zadaniem filozofii przyrody
jest wprowadzać terminy adekwatne dla naturalnych struktur
i procesów. Terminy przejmowane z nauki nie są najlepsze.
Głównie z tego powodu, że nauka pracuje aspektywnie
(selektywnie) i schematyczno-abstrakcyjnie. Musi tak pracować,
aby pozyskać weryfikowalne dane. Jednak naukowe modelowanie
aspektów natury dla potrzeb procedur badawczych po wtórnym
zastosowaniu do żywej tkanki przyrody przenosi na nią
zbyt duże uproszczenia, nadmierną abstrakcyjność,
schematyczność. Dlatego właśnie zamiast "ekosystem"
lepiej jest mówić o "niszy" ekologicznej;
przykładami innych zgrabnych terminów są: siedlisko,
otulina rzeki, płaszcz ochronny planety. Nieco inaczej się
myśli i odczuwa posługując się terminami
nieoschłymi.
Niezwykle ważne jest pojęcie równowagi. Interesuje
nas równowaga biologiczna - równowaga w samej biosferze,
równowaga między człowiekiem a biosferą
i równowaga w samym człowieku.
O pierwszej wyjaśnijmy, że równowaga biologiczna
utrzymuje się przy braku równowagi w sensie czysto
fizykalnym (by była równowaga biologiczna musi u jej
podłoża zachodzić brak równowagi cieplnej,
co określa II zasada termodynamiki).10)
Nie można utrzymywać równowagi w przyrodzie
przy braku równowagi w proporcjach między liczbą
ludzi a innych gatunków. Dlatego trzeba wrócić,
a raczej przejść, do mniejszej liczby ludzi.
Warto odróżnić równowagę bezwzględną,
czyli bez udziału człowieka, "dziewiczą",
oraz równowagę względną, taką która
ustaliła się przy udziale gospodarowania ludzkiego.
Jest to oczywiście równowaga pierwotna i wtórna.
Najważniejsza jest ta pierwsza. Ale tam, gdzie wieloletni,
niekiedy wielosetletni udział aktywności człowieka
zaowocował nie niszczeniem niszy, lecz jej ograniczeniem,
ale z równowagą względną - nie trzeba wpływu
człowieka gwałtownie usuwać, może nawet w
ogóle nie trzeba, trzymając go jednak pod kontrolą,
którą wyznacza ta osiągnięta już równowaga.
2. Kłopoty z "mono"
"Mono" to z grecka "jeden" lub mocniej "jedyny".
I ten źródłosłów oddaje sedno problemu:
idzie o cokolwiek, co jest lub rości pretensje do bycia jednym
bądź jedynym.
Wychodzimy od pojęcia i od ważnych obserwacji i badań,
które ono denotuje. W naukach biologicznych używa
się terminu "monokultura" na oznaczenie hodowania
roślin tego samego gatunku na dużym obszarze bez dopuszczania
roślin innych gatunków. W dzikiej przyrodzie rośliny
zapobiegają monokulturom same, gdyż monokultury na dłuższą
metę nie są zdolne do życia: z powodu wyjałowienia
gleby i samozapylania (krzyżowania wsobnego) oraz braku odporności
na owady, bakterie, grzyby. Powodów może być
i zapewne jest więcej. W monokulturach leśnych nie
może wytworzyć się zdrowe poszycie. W czasach
suszy nie ma wtedy wystarczających rezerw wilgoci. Lasy monokulturowe
płoną szybko i w całości. Burze i huragany
obalają wielkie połacie drzew, a obalone przez wiatr
dostarczają pożywienia kornikom, które rozmnażają
się gwałtownie i niszczą nie tknięte przez
wiatr sąsiednie drzewa. I tak dalej. Rośliny rozprzestrzeniają
się, ale wraz z innymi, obok innych, nierzadko żyją
z innymi w symbiozie. Przyroda wytwarza wegetację zróżnicowaną,
niemonokulturową, niejednorodną.
Zatrzymajmy się przy gospodarce leśnej. Dla potrzeb
przemysłu papierniczego, meblarskiego, budowlanego i innych
sadzi się lasy monokulturowe; w naszej szerokości geograficznej:
najczęściej sosnowe i świerkowe; w innej: kauczukowe,
bananowe, oliwkowe, plantacje krzewów kawowych, herbacianych,
i inne. Istnieją uczelnie średnie i wyższe leśnictwa,
w których uczy się gospodarki monokulturowej, wbrew
wiedzy biologicznej. A dlatego wbrew, bo istnieje dyktatura przemysłu.
Gospodarka leśna robi to, czemu przyroda stara się
zapobiec. Gdyby jeszcze dla celów przemysłowych wyznaczono
mały nieprzekraczalny procent upraw (np. 10%), zaś obok
zadbano by o utrzymanie różnorodności roślinnej,
to byłoby to do zaakceptowania, ale nawet tak nie jest.
Tereny leśne mają nieocenione znaczenie najpierw dla
równowagi klimatycznej. Na obszarach leśnych jedynie
w wyniku parowania z liści powraca do atmosfery 60-70% rocznych
opadów. Jeszcze ważniejszą rolę mają
w oczyszczaniu i wzbogacaniu w tlen powietrza. (Dodajmy, że
tlen jest produkowany także i to w niemałej, w każdym
razie niezbędnej dla życia na planecie ilości,
w morzach i oceanach. Przecież tlen, którym oddychamy
jest produktem ubocznym życia roślinnego.) I nie bez
znaczenia jest przecież, że są ostoją dla
zwierząt, człowiekowi dają ciszę, regenerację,
wypoczynek. Czy to nie wystarcza, by przestać wycinać lasy?
Można by ewentualnie dopuścić drzewa "pod
uprawę" do celów przemysłowych (budownictwa
itd.), gdyby jasno wyznaczyć granice dzikich, nietykalnych
puszcz i lasów. Nietykalne puszcze i lasy musiałyby
zajmować nieco więcej niż połowę (a co najmniej połowę)
powierzchni Ziemi. Wtedy "las
przemysłowy" mógłby zajmować jakiś
procent powierzchni ziemi (jak nadmieniliśmy, np. 10%). Ale
warunek jest prosty: najpierw rezerwaty dzikich drzewostanów,
dopiero później gospodarowanie lasami na cele przemysłowe.
Ponieważ jednak dziś np. w Europie prawie nie ma dzikich
lasów, a są przemysłowe, trzeba zatem równocześnie
zwiększać powierzchnię pierwszych i ograniczać
drugich. Dlaczego trzeba iść na tego rodzaju kompromis
(lasy dzikie plus lasy przemysłowe)? Gdyż drewno w jakimś
zakresie jest niezbędne do użytku człowieka (przyznaję,
że sam wolę mieszkać w chacie z drewna niż
z betonu). Po drugie, próba wyeliminowania użytku
drewna jest naiwnością. Ale przerażające pozostaje,
że dziś przez polityków i przez opinię
publiczną lasy są traktowane jako obszary "gospodarki
leśnej"; skraca się tzw. wiek rębności
w krajach europejskich z 120 do 100, a niektórych (jak
w Polsce) do 80 lat i poniżej.
Dziś zaledwie 23% powierzchni lądów pokrywają
lasy; z tego jedna czwarta przypada na strefę tropikalną.
Ale tam przynajmniej 100 000 km2, co odpowiada więcej
niż jednej trzeciej powierzchni Polski, ulega co roku zniszczeniu;
z tego większość w granicach Brazylii. Pesymistyczne
oceny podają dwukrotnie większe powierzchnie niszczonych
obszarów leśnych.11)
Przy tym rocznie zanika 75 miliardów ton gleby zniszczonej
w wyniku erozji. Powodem są monokultury, nawozy sztuczne,
zasolenie, pustynnienie itd.
Proces jest szerszy. Lasy karczowano pod uprawę roli, dla
materiału budowlanego, opałowego. Odrost roślinności
nie równoważył jej niszczenia (klasyczna zasada
równowagi została zlekceważona); dołączył
się nadmierny wypas bydła, usuwanie darni, co wywoływało
postępującą erozję gleby, zamulanie dolin.
W coraz mniej wilgotnych okolicach (bezdrzewnych) nawadnianie
prowadziło do zasolenia gleb. Te procesy zostały zapoczątkowane
w neolicie na Bliskim Wschodzie i trwają do dziś. Tak
niszczone są podstawowe zasoby środowiskowe.
"Mono-" oddziałują w sprzężeniach
zwrotnych i wzmacniają się, szczególnie na linii:
kultura - przyroda. Jeśli człowiek w aranżacjach
społecznych, politycznych, religijnych serwuje sobie dzień
w dzień monotwory, to owładną one jego psychikę,
jego zachowania i oczekiwania, jego decyzje. W konsekwencji będzie
na sposób monotworowy traktował wszystko wokół
siebie, w tym najpierw przyrodę. Będzie sadził
lasy monokulturowe, hodował monokulturowo zwierzęta
itd. Będzie tworzył monotworowy świat. Ale taki
świat nie jest do życia. Może żyć tylko
jako okres przejściowy ku obumieraniu. W niektórych
dziedzinach może trwać dość długo,
w naszym przypadku około dwóch tysięcy lat (tyle
trwa dominacja monoteizmu, po nim przyszły monopartyjność,
jedyność monogamii, monokultura upraw). My dziś
żyjemy w takim okresie przejściowym - powolnego obumierania.
Z rabunkowego wykorzystywania środowiska, dostarczamy sobie
dużo energii, przetworów i produktów wydaje
się nam, że nie jest aż tak źle. Nie potrafimy
ogarnąć umysłem i psychiką procesów,
zależności i trendów, które świadczą
o tym okresie przejściowym ku zagładzie. Ludzie nie
chcą nawet na tę zależność patrzeć,
co dopiero przygotować swój umysł do jej rozpoznania,
do zmotywowania się do zmiany stylu upraw, produkcji,
stylu życia.
Zauważyłem, że dziś większości
ludzi bardziej podobają się proste jak zapałki
sosny (czyli wytwory ściśniętego rośnięcia
drzew obok siebie w monokulturze) niż sosny rozłożyste,
rosochate. Co tu się dokonało? Gospodarka rządzona
dyktaturą umysłu człowieka wytworzyła monokulturowe
kształty sosen; ludzie widząc je od dziecka, przyzwyczaili
się i uprawy leśne kształtują teraz ich upodobania
estetyczne. Wielu więc życzy sobie, że jeśli
już mają rosnąć sosny, to takie właśnie.
Monotworów mamy wokół wiele. Monopartyjność
prowadzi do śmierci życia politycznego, czyli totalitaryzmu
politycznego.
Monoteizm prowadzi na dłuższą metę również
do śmierci życia religijnego, psychiczno-duchowego.
Tego nie widzą ci, którzy siedzą w środku
monotworu religijnego, i nie dają się przekonać,
może przekonać ich o tym dopiero zagłada, ale
religie takie śmierć (np. koncepcja apokalipsy, co
trafnie dostrzegł cytowany Zylbertal) wpisują w swą
doktrynę jako coś pożądanego. Zamknięte koło.
Gdzie mamy jeszcze monotwory? Mamy monogamię jako model
małżeńsko-rodzinny. Jeśli monogamia jest
jednym z modeli do wyboru, jest praktykowana obok innych, to jest
zasadna, ma te same prawa jak inne modele.12)
Ale jeśli jest dopuszczana i narzucana tylko
jako jeden jedyny model, to jest ideologią niekorzystną
dla życia społecznego, rodzinnego, intymnego, erotycznego
ludzi. Przynosi nadmierne napięcia i wzmaga psychopatologię.
Wymóg brzmi zatem: trzeba odrzucić mono-twory lub
przynajmniej pozbawić je dominującego statusu: monokulturę
biologiczną, monocywilizację, monopartyjność,
monoteizm, monogamię, i inne monomachie.13)
Zablokowane starymi schematami - jak np. schematem antropocentrycznym
- umysły ludzi mogą mieć dobrą wolę
działania, być zatroskane ekologią, ale efekty
ich działania będą antyekologiczne lub w najlepszym
razie obojętne. Trzeba wyjąć sobie samemu z umysłu
stary klin, bez tego nie można pojąć ważkich
zależności dotyczących proekologii.
Co rusz należy sobie również przypominać:
Nie ma zmiany sposobu traktowania przyrody bez zmiany stylu życia
człowieka.
Lech Ostasz
1. Patrz L. Ostasz, Cztery style myślenia, "Res Humana", nr 1 (2001), 14-21.
2. F. R. Peturi, Ewolucja czy konstrukcja, Warszawa 1994,
s. 193.
4. Na temat myślenia dostrzegającego cykliczność
patrz L. Ostasz, Aktuale und potentielle Bereiche des Bewusstseins,
Monachium 1988, s. 55 i nast.
5. W. Zylbertal, Miejscem człowieka jest ziemia. Wykłady
z ekofilozofii, Kraków 2000, s. 93. Nie wszystkie zdania
są precyzyjne, np. nie uznaję koncepcji "zbiorowej"
świadomości, podświadomości, czy emocji. Jednak
myśl przewodnia jest słuszna.
6. Patrz na ten temat Ku etyce uniwersalistycznej, Olsztyn 1999,
s. 54 i nast.
7. Wyczerpujące omówienie tych zasad i etyki niezależnej
zawiera: L. Ostasz, Ku etyce uniwersalistycznej, Olsztyn, wyd. 2.
8. Nie jest to zdanie odosobnione autora. Patrz np. J. Seed,
Antropocentryzm, w: B. Devall, G. Sessions, Ekologia głęboka,
Warszawa 1995, s. 316 i nast.
9. B. Devall, G. Sessions, Ekologia głęboka, Warszawa
1995, s. 199.
10. Patrz na ten temat, np. L. Smolin, Życie wszechświata,
Warszawa 1997, s. 175.
11. Patrz Ch-D. Schoenwiese, Klimat i człowiek, Warszawa
1997, s. 94.
12. O wielości modeli małżeńskich i rodzinnych
nie pisze się w społeczeństwach, w których
panuje ideologia monogamii. Nawet socjologie i psychologowie mają
umysły zamknięte na kłódki (smutniejsze
jest to, że sami sobie je zamykają pod wpływem
wychowania, nacisków religijnych, politycznych i koleżeńskich).
W języku polskim można o modelach przeczytać
w L. Ostasz, Rozumienie bytu ludzkiego. Antropologia filozoficzna,
część czwarta, rozdz. V D. Jabłoński,
Modele rodziny i małżeństwa oraz ich wływ
na dzieci, w: Kultura i edukacja,
nr 3-4, 2000, 42-60.
Tutaj je tylko wymienię. Są trzy główne
modele małżeńskie: monogamia (sztywna i seryjna),
poligamia (w odmianach: poligynia i poliandria), małżeństwo
multilateralne (inaczej: grupowe); są również
trzy główne modele rodzinne: rodzina nuklearna, rozszerzona
i domowa.
13. Krytyka monotyczności
też nie może być monotyczna. Nie twierdzę, że moja krytyka jest jedyna.
Wręcz zachęcam do innych odmian krytyki (np. bardziej
miękkiej, pośredniej lub bardziej rewolucyjnej),
w tym także i do krytyki mojej krytyki.
|