ZB 7(175), lipiec 2002 ISSN 1231-2126, [zb.eco.pl/zb] |
Zwierzęta |
Lis jest ssakiem drapieżnym regulującym liczebność populacji przede wszystkim drobnych ssaków roślinożernych, które nie są lubiane przez rolników i sadowników z uwagi na wyrządzane szkody na polach i w gromadzonych płodach rolnych. Kiedyś zimą spotkałem na rżysku pozostałym po jęczmieniu tropy lisie i towarzyszące im - mysie i innych gryzoni. Tu - oczywiście - było miejsce uczty wymienionych ssaków, to był "ślad" fragmentu łańcucha pokarmowego: gryzonie zjadały pozostawione na polu ziarna, a mięsożercy polowały na roślinożerców. Badania dowiodły, że lisy są bardzo mocno uzależnione od tych właśnie drobnych ssaków. Ich liczebność zależy wprost proporcjonalnie od liczebności gryzoni. Lisy mają bardzo dobry węch i słuch i reagują z daleka na zapach i głosy myszy. Masowe pojawienie się gryzoni jest sygnałem dla samicy lisa do zwiększonego rozmnażania się i jajniki zaczynają wytwarzać więcej jaj. Taki jest sposób regulacji liczebności potomstwa u lisów. Domyślam się, że myśliwi o tym nie wiedzą i sami zadają sobie "trud" regulowania populacji tych istot pożytecznych dla mieszkańców wsi. Oczywiście, myśliwi zabijają lisy z taką wściekłością, bo mają na myśli swój interes (dobro przyroda ich raczej nie interesuje). Lisy żywią się również i znalezionymi przypadkowo jajami i pisklętami ptaków gnieżdżących się na ziemi. Wśród tych zwierząt, których lęgi zjadane są przez lisy myśliwi mają swoje "obiekty" zainteresowań. I pod płaszczykiem rzekomej ochrony przyrody rozkręcają kampanię anty lisią. Podając się za przyjaciół przyrody, w chwilach masowego pojawienia się wścieklizny rozkładali lisom przynęty ze szczepionkami, natomiast jak piszą o polowaniach to uparcie twierdzą, że "lis jest szkodnikiem" i należy go zabijać. Więc o co tu chodzi, kiedy wścieklizna nie jest tak powszechną chorobą nękającą człowieka? Wiedzieć należy, że informacje o rzekomej epidemii wścieklizny są wytworem propagandy myśliwskiej, bo ich silne lobby zasiada w Sejmie RP. Jednak, jak się okazało, szczepionki te wprowadziły zakłócenia w regulacji liczebności populacji tych drapieżników; lisy zaczęły intensywniej rozmnażać się. Korzystają na tym producenci szczepionek, Przyroda - nie. Dobrze, że Natura potrafi goić rany zadane jej przez nieroztropnego człowieka, bo "Mechanizmy kontrolne działają tak, aby wszystkie biorące w tej próbie sił organizmy mogły przeżyć. Dopiero udział człowieka zakłóca systemy regulacyjne. Fałszywe są twierdzenia, że przyroda nie jest zdolna do samoregulacji i człowiek musi doprowadzić ją do stanu równowagi, którą sam kiedyś zakłócił." (biolog dr Josef Reichholf). Tylko Natura zrobi to bezbłędnie, a nie wy - panowie ze sztucerami. U was dobrze wychodzi wprowadzanie zakłóceń w funkcjonowaniu przyrody, czego jesteśmy świadkami. Krzysztof Pawłowski Bobry w okolicy Bornego Sulinowa
Obecność bobrów w okolicach Bornego Sulinowa jest efektem reintrodukcji, którą pod koniec lat 70. przeprowadzono w okolicach Wałcza. Wypuszczono wówczas bobry na tereny dogodne dla ich bytowania, one same znalazły sobie takie tereny w pobliżu Bornego. Rzeka Pilawa okazała się dla bobrów doskonałym miejscem życia - ma powolny nurt, głębokość od 3 do 6 metrów, a otaczają ją wysokie skarpy, w których bobry mogą budować nory. Trudno dostępne i rzadko odwiedzane przez wędkarzy i myśliwych rozlewiska czy bagniska, stanowią dla bobrów znakomite miejsce dla żerowania i rozrodu. Wykorzystały one swoją szansę i obecnie szacuje się, że jest ich w okolicach Bornego około 50 osobników. Nie oznacza to jednak, że można łatwo zobaczyć bobra. Zwierzę to doskonale chowa się przed człowiekiem. Znacznie łatwiej natomiast można obejrzeć imponujące budowle z których słyną bobry - tamy i żeremia. Na wolno płynących rzekach bóbr buduje tamy z pni i gałęzi drzew, które ogryza silnymi zębami dookoła, uszczelnia mułem, gliną i roślinami. Podnosi w ten sposób poziom wody, nawet podczas suszy. Gałęzie, muł i liście są również budulcem żeremi, czyli niedostępnych budowli z wejściem pod wodą. Na razie bóbr nikomu nie przeszkadza. Wprost przeciwnie - przyroda i leśnicy mają z niego same korzyści. Tamy zapobiegają wysychaniu zbiorników wodnych, przyczyniają się do nawodnienia terenu i do lepszego natlenienia, a to prowadzi do większego zróżnicowania roślinności. Za bobrami na dany teren wkraczają inne gatunki, więc można te zwierzęta nazwać pionierami. Mimowolnie dbają także o "higienę" w przyrodzie, bowiem wycinają zwykle słabsze drzewa. Być może z czasem może dojść do nadmiernego rozmnożenia bobra. Nie ma on bowiem naturalnych wrogów w przyrodzie - którą to rolę dawniej pełniły rysie i wilki, a myśliwi nie mogą do niego strzelać pod żadnym pozorem. Może z czasem doczekamy się znów polowań na bobry? Bernard Konarski Ochrona przyrody po myśliwsku w Biebrzańskim PNPo łosiach przyszła kolej na jelenie,
|
W ustawie o ochronie przyrody czytamy, że dopuszcza się redukcję populacji zwierząt łownych. |
Niedługo po utworzeniu Biebrzańskiego PN ustalono plan ochrony przyrody, w którym postanowiono zredukować populację łosi w Parku, czyli zmniejszyć liczebność tego gatunku w jego ostoi i tym samym "naprawić błędy w gospodarowaniu zwierzyną łowną popełnione przez myśliwych na byłych obwodach łowieckich". Ochoczo wzięto się za realizowanie właśnie tego punktu planu ochrony przyrody. Dlaczego? Otóż redukcję łosia umieszczono w planie rzekomej ochrony przyrody dlatego, że wśród władz Parku, tych bezpośrednich i nadrzędnych, oraz w radzie naukowej byli miłośnicy krwawego relaksu. Tymczasem nie ma potrzeby chronić Parku przed nadmiernym rozmnożeniem się tego ssaka, gdyż problem ten reguluje sama Natura, co potwierdza za innymi biologami entomolog dr Josef Reichholf napisawszy tak: "Dopiero udział człowieka zakłóca systemy regulacyjne. Fałszywe są twierdzenia, że przyroda nie jest zdolna do samoregulacji i człowiek musi doprowadzić ją do stanu równowagi, którą sam kiedyć zakłócił".
Jednak wspomniany punkt został zrealizowany - co później doniosły miejscowe dzienniki - z nawiązką. Nie wiadomo ile łosi miało być uśmierconych, ale wiadomo, że zabito więcej niż w tym samym przedziale czasu za "panowania" myśliwych, bo według przewodniczącego Białostockiego Klubu Ekologicznego i równocześnie myśliwego zabito ok. 200 osobników. Ale, kiedy wcześniej napisałem w "Ekoraju", że około 100 łosi zamordowano, to Dyrekcja BPN natychmiast zanegowała tę liczbę i odpowiedziała z oburzeniem, że tylko 56, bo na to "są dowody w punktach skupu".
Po niedługim czasie miejscowe media doniosły, że kłusowanie na łosie odbyło się za cichym przyzwoleniem dyrektora i że wiele tusz pakowano i wysyłano do Warszawy. Zatem wiarygodną może być nawet liczba 200, a nie 56 wziąwszy pod uwagę, że wiele tusz ominęło punkty skupu, bo dyrektor Biebrzańskiego Parku Narodowego, kazał swoim pracownikom kłusować, kiełbaski z łosia słał ministrom w Warszawie, a czego nie wysłał, to konsumował na miejscu z prominentami przy ognisku zakrapianym bimbrem... ("Kurier Podlaski" 14.5.1998)
Oczywiście po tych informacjach w prasie, pierwszy dyrektor "odszedł" z BPN i chyba tylko tyle.
Natomiast w BPN od tego czasu dano spokój łosiom, bo jak się okazało "błędnie je policzono i za dużo niepotrzebnie wystrzelano". Inni obrońcy natomiast stwierdzili, że populacja łosi zmalała w całym kraju i nie wiadomo co jest przyczyną tego zjawiska.
A teraz, kiedy nastał trzeci z kolei dyrektor, postanowiono postrzelać sobie do innego dużego roślinożercy, którego natura obdarzyła pięknym porożem - jelenia. Oczywiście ci, którzy rozkoszują się zabijaniem dzikich ssaków wymyślili również i powód tego procederu: "Bo zagraża łosiom" (sic!). Tak właśnie powiedział publicznie długoletni członek Rady Naukowej Parku (również myśliwy) i to również niedawno przeczytałem w regionalnym dzienniku - "Kurierze Porannym". I - jak podał tenże dziennik - rozpoczęto już realizację "planu ochrony BPN", bo zabito kilka jeleni.
Z tegoż dziennika dowiemy się również, że przyczyną spadku liczebności populacji łosi w kraju są nadmierne odstrzały tych ssaków, a przede wszystkim samców.
Tak właśnie człowiek ingeruje w przyrodę. Oto są tego skutki. Jaki ma związek z ochroną przyrody zabijanie przede wszystkim samców, kiedy na świat przychodzi tyle samo osobników obu płci? Czym uzasadnione jest takie poprawianie Natury? Taki proceder można wytłumaczyć tylko chęcią posiadania drogich trofeów - poroży w jakie natura obdarzyła samce.
To są również skutki zapisu istniejącego w ustawie o ochronie przyrody, który pozwala władzom parku "redukować" populacje zwierząt łownych.
Myślę, że takie ingerencje w przyrodą parków narodowych nie powinny mieć miejsca, kiedy Natura to robi doskonale przy pomocy swoich reduktorów i selekcjonerów, jakimi są ssaki drapieżne. Liczebność populacji ustalają również choroby i baza pokarmowa. Wiedzą o tym władze Parku i różni podpowiadacze, ale - niestety - chyba u większości bierze górę tzw. "zdrowy rozsądek".
I te krwawe ingerencje w dziką przyrodę będą trwały dotąd, aż w Parlamencie RP przestanie istnieć silne lobby myśliwskie oraz zapis w ustawie o ochronie przyrody pozwalający "redukować" populacje dzikich ssaków w parkach narodowych.
Krzysztof Pawłowski
krispa@go2.pl
Wydawnictwo "Zielone Brygady" [zb.eco.pl] Fundacja Wspierania Inicjatyw Ekologicznych [fwie.eco.pl] |