ZB 11(179), listopad 2002 ISSN 1231-2126, [zb.eco.pl/zb] |
Ekonomia |
Początkowo kilku rolników wypasa na pastwisku po jednej krowie każdy. Roczny zysk każdego wynosi 1000$. Zysk całej wsi z pastwiska jest 1000$ razy liczba krów. Wprowadzanie dodatkowych krów zwiększa zyski inwestora i całej wsi, dopóki nie zostanie osiągnięta granica nasycenia - 10. Dla uproszczenia wywodu załóżmy dalej, co nie wpływa na ogólność wniosków, że te dziesięć krów pochodzi z dziesięciu zagród: każdy rolnik wypasa jedną. Każdy zarabia 1000$, wieś zarabia 10000$. Co by się stało, gdyby jeden rolnik, kierując się własnym zyskiem, wprowadził na pastwisko dodatkową krowę. Wtedy każda krowa przynosiłaby po 900$, zysk wioski spadłby do 9900$, ale zysk egoisty wzrósłby do 1800$. Gdyby dalej ten sam lub inny egoista rozważał dodatkowe obciążenie pastwiska, tez by mu się to opłacało, gdyż każda z 12 krów przynosiłaby po 800$, cała wieś zarabiałaby 9600$, ale egoista (ten sam) miałby 2400$ zamiast 1800$ lub (inny) 1600$ zamiast dotychczasowych 900$. Odnotujmy tu pewną wartość dodaną: wszyscy tracą mniej, niż zyskuje egoista. W przypadku jedenastej krowy egoista zarabia 800$, społeczność traci 100$, w przypadku dwunastej społeczność traci jeszcze 300$, ale egoista zyskuje aż 600 lub 700$. Pojedynczy egoista powinien się zatrzymać na piątej krowie:
wtedy krów jest 14, każda daje po 600$, zatem jego krowy przynoszą
mu 3000$. Gdyby obciążył pastwisko dodatkową krową, nic by nie
zyskał, bo miałby teraz 6ˇ500$, czyli tyle samo. Gdyby chciał
posunąć się jeszcze dalej, miałby 7 krów z 16, ale zyskiwałby
już tylko po 400$ na każdej, czyli łącznie 2800$, zatem mniej
o 200$ niż w przypadku 5 lub 6 krów. Proces decyzyjny jest zawsze ten sam: wyłamanie się z koalicji,
i dodatkowe obciążenie pastwiska jest dobrą indywidualną strategią.
Gdy krów jest już 18, każda przynosi zysk 200$, wieś zarabia
razem 3600$. Rolnik wprowadzający 19-tą krowę, jeśli wcześniej
miał jedną, przynoszącą 200$ dochodu, teraz będzie miał dwie,
dające po 100$, więc nic nie zyskuje - oprócz bezpieczeństwa,
bo gdyby ktoś inny wprowadził następną, to on sam straciłby
100$. Gra zatrzymuje się na 19 krowach i łącznym zysku 1900$
zamiast początkowych 10000$. GRY W PRAKTYCE Licytacja o dolara pomiędzy USA a ZSRR - wyścig zbrojeń skończył się dezercją ZSRR, który nie odważył się dalej blefować, i zostawił Amerykę z problemami całego świata, w zamian za częściowe zwolnienie z zapłaty. W ekonomii i polityce licytacja o dolara zdarza się wtedy, kiedy decydent nie umie się wznieść poza kontekst lokalny i chwilowy, i dostrzec całości problemu. Działając profesjonalnie, podejmuje decyzje doraźnie i podręcznikowo poprawne, lecz ogólnie zgubne również dla siebie. Zabawnym, choć nie całkiem "czystym" przykładem jest podbijanie obietnic przeciwnika w kampanii wyborczej, które może prowadzić do zobowiązań dowolnie przekraczających możliwości państwa. Często spotykanym i powszechnie rozumianym przykładem eskalacji modelowanej przez licytację o dolara jest banalna kłótnia o drobiazg, której strony podbijają bębenek ponad wszelką logikę według strategii:
Jedynym rozwiązaniem gwarantującym opłacalność licytacji o dolara jest zmowa: licytujący umawiają się, że jeden licytuje nisko, a drugi go nie przebija. Potem dzielą zysk. Tej strategii zagraża jednak wejście do gry kogoś spoza układu. Licznych przykładów zapobiegania temu dostarczają większe przetargi publiczne, wymyślnie ograniczające dostęp do licytacji. Dylemat więźnia w praktyce bardzo często prowadzi do niekorzystnego dla więźnia wyboru. Często według scenariusza tego dylematu przebiegają kampanie wyborcze: niezależnie od trudności dowodowych, prawica oskarżająca lewicę o złodziejstwo (TN) wygrywa na tym, ale tylko do czasu, kiedy lewica zacznie rozgłaszać złodziejstwa prawicy (NT). Wtedy opinia publiczna, syntetyzując dwa komunikaty, zapamiętuje, że wszyscy politycy to złodzieje (TT) - polegając oczywiście nie na dowodach, których zwykle nie zna, lecz na oświadczeniach samych polityków. W dojrzałych i stabilnych systemach politycznych wytwarza się swoista zmowa milczenia wokół obyczajów i finansów polityków, zapobiegająca utracie dobrego imienia. Odpowiada to solidarności więźniów (NN). Problem pastwiska dostarcza przykładu dobra wspólnego, niepodzielnego. Do takich dóbr należą: środowisko naturalne, zdrowie (co najmniej w kontekście chorób epidemicznych); bezpieczeństwo, porządek moralny, kultura, wiedza i wiele innych. Przykład pastwiska pozwala na ścisłą analizę skutków konkurencji i kooperacji w sytuacji, kiedy fizyczna eliminacja części uczestników nie jest dozwolona. W przypadku ekologii pewną próbą złagodzenia konfliktu pomiędzy interesem jednostkowym (zanieczyszczać) a ogólnym (czyste środowisko), są wprowadzane ostatnio opłaty za emisje: ten, kto niszczy środowisko, powinien to zrekompensować pozostałym. Jak już wspomniałem wcześniej, w modelowym przykładzie pastwiska zysk egoisty początkowo przewyższa straty ogółu, dlatego opłaty takie nie powstrzymują przed działaniami szkodliwymi, chociaż je ograniczają. Przy zastosowaniu takich opłat dociążanie pastwiska zatrzymałoby się w momencie, kiedy zysk egoisty zrównuje się ze stratą ogółu, czyli na 14 - 15 krowach. Jest to oczywiście rozwiązanie lepsze od klęski, ale mniej korzystne od początkowej solidarności. Rozwiązaniem skutecznym byłoby pozbawienie egoisty wszystkich korzyści, ale to by wymagało mniej lub bardziej zawoalowanej konfiskaty zysków - podatku 100%. Ciekawym i pouczającym eksperymentem jest amerykański rynek emisji zanieczyszczeń, w ramach którego regulator ustala limity emisji na poszczególnych obszarach i sprzedaje je zakładom (rynek pierwotny) z prawem dalszej odsprzedaży (rynek wtórny). Podobno sami autorzy tego rozwiązania byli zaskoczeni jego pozytywnymi skutkami ekologicznymi i ekonomicznymi. Tak zdefiniowana gra jest wrażliwa tylko na początkowe ceny na rynku pierwotnym, które muszą być starannie dobrane na podstawie jakiegoś arbitralnego przeliczenia wartości ekologicznych na ekonomiczne. Innym przykładem dobra wspólnego jest poziom kadr, zagrożony przez pułapkę selekcji negatywnej. Niekompetentny przełożony szuka poczucia bezpieczeństwa, zatrudniając jeszcze bardziej niekompetentnych podwładnych, bo ci - i tylko ci - nie mogą mu zagrażać. Przy każdej pojedynczej decyzji kadrowej organizacja traci na niekompetencji, która obejmuje jedno stanowisko więcej, a przełożony w zasadzie nie zyskuje na poczuciu bezpieczeństwa, bo jak do tej pory, tak i teraz nie ma konkurenta. Gdyby jednak dopuścił osobę kompetentną, organizacja zyskałaby niewiele, ale on straciłby dużo: byłby już zagrożony. Po przekroczeniu pewnej "masy krytycznej" niekompetencji organizacja trwale wpada w tę pułapkę, która ją systematycznie osłabia. Zepsucie kadr w organizacji gospodarczej eliminuje po jakimś czasie rynek, zepsucie ogarniające państwo może być jednak bardzo trwałe, gdyż konkurencja międzynarodowa wywiera mniejsze ciśnienie selekcyjne. Wtedy elity polityczne, w dobrze pojętym interesie własnym, blokują dostęp do polityki osób zagrażających ich status quo: zbyt samodzielnych, zdolnych, inteligentnych, wykształconych, kompetentnych czy uczciwych. Obrona status quo jest optymalną strategią utrzymania władzy przez degenerujące się elity. Wyjście z tej pułapki staje się możliwe tylko wtedy, gdy utrzymywanie władzy traci atrakcyjność: w stanie zapaści finansowej, upadłości, anarchii, rewolucji, klęski czy przegranej wojny. Przedłużające się okresy spokoju w oczywisty sposób utrwalają niekompetencję. W podobną pułapkę wpadają skorumpowane grupy polityczne czy biurokratyczne, które muszą stosować negatywną selekcję moralną, eliminującą z otoczenia grupy osoby nieskorumpowane czy nie "osłabione" inaczej (obyczajowo, finansowo, kryminalnie), jako niepewne lub nie sprawdzone. Żaden mechanizm nie powstrzymuje moralnej degradacji środowisk wpadających w tę pułapkę, z wyjątkiem konkurencji pomiędzy różnymi grupami, która bywa podatna na dylemat więźnia. Zepsucie może zagrażać nawet całym społeczeństwom, zatracającym dobra wspólne, zwane zasobami społecznymi, takie jak moralność, życzliwość, praworządność, kooperatywność, przedsiębiorczość itd. GRANICE RYNKU Klasyczny rynek11) - ten, którego tak przekonująco bronił Smith - jest grą konkurencyjną, o sumie zerowej12). Co zarobi sprzedawca, to straci nabywca - i na odwrót: korzyść nabywcy bierze się z ograniczenia zysków sprzedawcy. W takiej sytuacji uaktywnia się mechanizm ujemnego sprzężenia zwrotnego pomiędzy interesami graczy: wszyscy się nawzajem kontrolują, dbając wyłącznie o własne interesy. Sprzężenie zwrotne prowadzi do takiego stanu równowagi, w którym korzyści dzielą się pomiędzy wszystkich - oczywiście nie równo, ale racjonalnie, bo w stanie równowagi dostępność wszystkich objętym rynkiem dóbr jest maksymalna. W takiej grze każdy powinien pilnować swojego interesu - i tylko jego. Jakakolwiek odgórna regulacja produkcji lub cen, czy kontrola handlu jest szkodliwa, gdyż może tylko oddalać rynek od optymalnej równowagi. W sytuacjach nadzwyczajnych - klęsk, paniki, zawirowań koniunkturalnych - rynek sam się reguluje, przywracając optymalną równowagę. Zarówno dojście do równowagi, jak i ona sama - mogą być dla niektórych brutalne. Osoby nie znajdujące miejsca na rynku obejmuje jednak opieka społeczna - z założenia obsługująca sytuacje nadzwyczajne i marginalne13). Dzisiejsze państwo, mniej lub bardziej sprawne, demokratyczne czy bogate, w zasadzie poczuwa się do odpowiedzialności za ład społeczny, edukację, zdrowie i dobrobyt swojego społeczeństwa. Odpowiedzialność taką deklaruje wszakże większość konstytucji. Odwrotnie jest z korporacją, ta podlegając prawu handlowemu, musi działać egoistycznie i nie ma prawa poczuwać się do podobnej odpowiedzialności, jak państwo. Prawo oznacza jako cel spółek osiąganie zysku lub innych korzyści14), a działanie na szkodę spółki (sprzeczne z tym celem) karze więzieniem. Kooperacja spółek jest ograniczana przez rozmaite prawa antymonopolistyczne i chroniące konkurencję, również komunikacja między nimi podlega licznym ograniczeniom (tajemnica handlowa, ustawy antytrustowe). Spółka, korporacja jest ustrojowo definiowana jako egoistyczny podmiot gry rynkowej i społecznej, o ograniczonych możliwościach kooperacji z podobnymi uczestnikami gry. Gracz o takiej postawie wpadłby w każdą z omówionych powyżej pułapek. W języku dylematu więźnia strategia korporacji wyraża się w jednej dyrektywie: "konkuruj, nie kooperuj". Przypomnijmy, że w dylemacie więźnia optymalna okazuje się inna strategia: "najpierw kooperuj, potem odwzajemniaj", a w licytacji o dolara sukces zapewnia tylko bezwarunkowa współpraca - zmowa. Korporacja była pomysłem wolnorynkowym i jest wciąż optymalna
w warunkach konkurencji. Wytwórczość, handel, rozrywka - dostarczają
wielu przykładów sprawności korporacji i efektywności wolnego
rynku. Nie ma lepszego pomysłu na grę o sumie zerowej. Trzeba
jednak pamiętać, że nie wszystkie gry są takie. Czy spółka może
być dobrym graczem w grze o dobra wspólne? Oczywiście, tak.
Potrzebna byłaby tylko zmiana jej strategii, co z kolei wymaga
zmian w prawie. Trzeba jednak pamiętać, że przedefiniowana korporacja
mogłaby utracić skuteczność na dotychczasowych rynkach. Wolny rynek może być w pewnych obszarach szkodliwy, a świat, stając się całością, coraz mocniej ogarnia te właśnie obszary, nie tylko nie mając odpowiednich instytucji, praw czy doświadczeń, ale nawet oczyszczonej z błędnych stereotypów świadomości. GLOBALNE BEZPIECZEŃSTWO Ostatnie zamachy terrorystyczne na USA są dobrym kontrprzykładem na podzielność bezpieczeństwa. W wymiarze międzynarodowym stan ten jest podobny do wewnętrznej sytuacji niektórych państw iberoamerykańskich, w których biedni żyją na ulicach, bogaci w twierdzach - i w gruncie rzeczy nikt nie jest ani wolny, ani bezpieczny. Gra przeciwko terroryzmowi przypomina historyczną sytuację z opanowaniem piractwa morskiego. Trzeba było setek lat międzynarodowej kooperacji, aby piractwo ograniczyć do skali nie zagrażającej handlowi i transportowi morskiemu. Piractwo, podobnie jak dzisiaj terroryzm, było wojną ubogich. Wiele państw w okresach słabości ekonomicznej i militarnej licencjonowało piratów, podnosząc ich do statusu korsarzy. Korsarstwo stało się formą samoobrony i biznesu, nawet koronowane głowy bywały udziałowcami korsarskich wypraw. Do sytuacji walki z terroryzmem przystaje znany z teorii gier model wojny partyzanckiej, w której t partyzantów chce zaatakować jeden z N punktów, bronionych przez p policjantów. W tej grze istnieje tylko jedno dobre dla policjantów rozwiązanie, kiedy ich liczba pozwala na obsadzenie każdego punktu siłami większymi od łącznych sił partyzantów (p>N*t). Skuteczna gra przeciwko terroryzmowi, zdefiniowana tak, że światowy policjant musi obronić N punktów przed atakiem terrorysty, wymaga stosunku sił 1/N. Jeśli N traktować jako liczbę większych zakładów, imprez, instytucji i budynków użyteczności publicznej, to sięga ona milionów. Wyeliminowanie problemu terroryzmu wymagałoby zatem, aby mniej niż jeden człowiek na miliony mógł ulegać poczuciu misji, krzywdy czy bezsilności, które popychałoby go do terrorystycznego aktu. Kilkumiliardową ludzkość byłoby więc stać na zaledwie kilka tysięcy nieszczęśników, psychopatów i straceńców razem wziętych. Tyle mieści jeden większy szpital lub jedno więzienie. WNIOSKI Świat staje się całością, jak mówił Marshall Mc Luhan - globalną wioską. Już nie tylko zagrożenia chemiczne i biologiczne rozprzestrzeniają się swobodnie między kontynentami; również demoralizacja, niekompetencja, głupota i agresja przenoszą się szybko z kraju do kraju i z kultury do kultury. W zasadzie wszyscy mieszkańcy krajów rozwiniętych jedzą to samo, piją to samo i palą to samo, jeżdżą tymi samymi samochodami do takich samych domów, a w nich włączają te same telewizory na te same kanały. Mimo tych podobieństw pogłębiają się różnice i dysproporcje
wewnętrzne oraz międzynarodowe. Pracownik Microsoft kopiuje
w kilka sekund CD-ROM z MS Windows, tworząc wartość rynkową
porównywalną z tą, którą górnik wypracowuje, wydobywając kilka
ton węgla. Warto przy tym zauważyć, że Windows kopiuje się legalnie
tylko w USA, podczas gdy węgiel wydobywa się głównie w Chinach,
Rosji i RPA. Już Adam Smith dziwił się, jak paradoksalny bywa
rynek, wyceniający wysoko rzeczy obiektywnie bezwartościowe,
jak złoto, i kompletnie deprecjonujący rzeczy niezbędne do życia,
jak woda. Rynek nie jest jednak po to, aby było mądrze, lecz
po to, by było sprawnie. Globalny świat potrzebuje nowych instytucji i nowych praw. W obszarze dóbr wspólnych wiara w dobroczynność "niewidzialnej ręki" rynku jest zabobonem. Dobrami tymi nie może rządzić tylko komercja i rywalizacja. Lepszym rozwiązaniem jest kooperacja, czyli coś, co trudno przełożyć na ramy instytucjonalne16). Zazwyczaj dla wymuszenia lub substytuowania kooperacji państwa stosują różne formy regulacji, która oczywiście wcale nie musi być lepsza od komercji. Wynaturzenia rozmaitych administracji bywają nawet gorsze od bezwzględności rynku. Koncesje, licencje, zezwolenia - konieczne narzędzia regulacji - służą nie tylko zarządzaniu, ale często również korupcyjnym wymuszeniom17). Nikt nie lubi biurokracji, zwłaszcza w czasach jej profesjonalnej i moralnej degeneracji, tyle tylko, że - mimo wszystkich swoich wad - urząd w zasadzie może realizować cele niekomercyjne, a podmiot handlowy - w zasadzie nie. Tak twierdzi i teoria gier, i historia: przykłady zarządzania korporacyjnego koloniami przez rozmaite europejskie kompanie były skandaliczne. W niektórych obszarach, w których klasyczny rynek nie jest
optymalny, skorumpowana i zdegenerowana biurokracja może być
mimo to jeszcze gorsza. Szczególnie jest to widoczne tam, gdzie
doktrynalnie nie dopuszcza się jawnego rynku. Rynek podziemny,
korupcja, może w takich sytuacjach zawyżać ceny i zmniejszać
dostępność dóbr bardziej niż robiłby to rynek wolny18). Komercja
nie musi być oczywiście najgorszym rozwiązaniem problemu dóbr
wspólnych, ale też nie jest uniwersalnie najlepszym. PODSUMOWANIE W XVIII w. Smith przekonał elity niektórych krajów, że państwo może się powstrzymać od regulacji w tych dziedzinach, w których samoregulacja jest i tańsza, i lepsza. Kraje te zanotowały wkrótce wielki wzrost gospodarczy. Okazało się jednak, że w dziedzinach środowiska, oświaty, opieki społecznej czy zdrowia "niewidzialna ręka" nie działa lub działa nie tak, jak byśmy chcieli. Przykładowo: samoregulacja może uzdrowić społeczeństwo, eliminując - a nie lecząc - chorych. Takie rozwiązanie byłoby niezgodne z fundamentami naszej kultury. W XX w., kiedy uświadomiono sobie, że "niewidzialna ręka" potrafi nieźle rozchybotać gospodarkę, państwa zaczęły wygładzać cykle gospodarcze, stosując oczywiście nierynkowy interwencjonizm. Po wielkim kryzysie, wielkich wojnach i wyścigu zbrojeń - państwo rozdęło się do niespotykanej wcześniej skali, a w wielu obszarach był to wzrost rakowaty. Deregulacja, liberalizacja, komercjalizacja - stały się oczywistą koniecznością. Wchodząc jednak na obszary niektórych dóbr wspólnych, stają się również zagrożeniem. Pora już chyba przeliczyć krowy na wspólnym pastwisku20). Marek Chlebuś 1. Przypomina to trochę sytuację drwala, który bezskutecznie próbuje ściąć drzewo tępą piłą, i tak jest zajęty swoją pracą, że nie ma czasu, by piłę naostrzyć. 2. Przykładowo: ustały już ideologiczne spory na temat kolejności planet w Układzie Słonecznym, które kiedyś tak bardzo absorbowały i dzieliły ludzi. Układ Słoneczny penetruje dzisiaj nauka, nie ideologia. Spory rozstrzyga raczej eksperyment, niż polemika czy plebiscyt. 3. Z jednej strony w polityce państw rozwiniętych zdają się dominować poglądy liberalne, czego wyrazem są niestrudzenie powtarzane zaklęcia, takie jak prywatyzacja, deregulacja, liberalizacja czy urynkowienie, z drugiej strony państwa rezerwują sobie w wielu obszarach monopol, ograniczając na nich mechanizmy rynkowe, a na większości rynków interweniują przy pomocy różnych koncesji, norm, podatków, ceł. 4. Precyzyjne nazewnictwo mówi o grach ściśle konkurencyjnych (o sumie stałej, potocznie: o sumie zero) i grach częściowo konkurencyjnych (o sumie zmiennej, potocznie: o sumie niezerowej). 5. Mimo, że reguły gry są dla kasyna korzystniejsze, istnieją strategie gwarantujące "graczom mniejszym" - tym przy stoliku - wygraną. Jedną z nich jest konsekwentne podwajanie stawki w grze na kolor: grający stawia jednego dolara na, powiedzmy, czerwone i w razie powodzenia zarabia nowego dolara, a w razie niepowodzenia podwaja stawkę, obstawiając to samo. Załóżmy, że gracz przegrywał N razy, tracąc 1 + 2 + 4 + . . . + M dolarów, gdzie M wynosi 2N-1. Sumą tego szeregu jest 2*M - 1. Taka jest łączna strata. W następnym ruchu gracz znowu podwaja stawkę i stawia 2*M. Załóżmy, że w tym ruchu wygra, bo w końcu w uczciwej grze kiedyś musi wypaść jego kolor, statystycznie nawet co drugi raz. Gracz wygrał 2*M, a wcześniej stracił 2*M - 1, czyli o dolara mniej. Cierpliwie stosując tę strategię, gracz wygrywa dolara. Problematyczność praktycznego wykorzystania strategii podwajania stawki bierze się stąd, że aby wygrać dolara, czasem trzeba mieć ich bardzo dużo, tym więcej, im dłuższa jest początkowa seria niepowodzeń. Niewrażliwość na N niepowodzeń wymaga posiadania 2N dolarów. 6. Ważnym zjawiskiem wypaczającym konsumencką racjonalność i w konsekwencji rynek - jest reklama, odwołująca się nie tyle do mocnych stron towaru, co do słabych stron nabywcy, najczęściej jego pragnień. 7. Pouczających przykładów dostarcza tu cywilizacyjna i ekonomiczna rywalizacja bloku radzieckiego ze światem kapitalistycznym: gospodarka planowa okazywała się całkiem skuteczna w początkowym pobudzaniu rozwoju krajów zacofanych, stosunkowo łatwych do ogarnięcia, jednak w miarę wzrostu komplikacji systemu przewagę zyskiwał rynek. 8. Przy strategii podwajania stawki w ruletce, aby uniezależnić się od ryzyka 20-krotnego niepowodzenia, trzeba mieć przeszło milion dolarów. Kto jednak z milionem grałby o dolara? 9. Opis trzech pułapek oparłem w głównej mierze na szkicu z 1979 r. węgierskiego socjologa Eleméra Hankissa "Pułapki społeczne" (wydanie polskie: Wiedza Powszechna, W-wa 1986; 396 tom serii Omega) oraz częściowo na podręczniku z 1993 r. amerykańskiego matematyka Philipa D. Straffina "Teoria gier", (wydanie polskie: Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, Warszawa 2001), która jest dobrym i przystępnym wykładem teorii gier, omawiającym w rozdziałach 21 i 25 również dylematy pastwiska i jeziora. 10. Dylemat więźnia należy do teorii gier o sumie niezerowej, zapoczątkowanej przez Johna Nasha, znanego ostatnio jako bohater oscarowego filmu "Piękny umysł". 11. Współcześni ekonomiści zazwyczaj uważają rynek za grę o sumie dodatniej. Mimo to pewne segmenty rynku pozostają grami o sumie zero, na przykład konkurowanie dostawców o zaspokojenie ustalonego popytu. 12. Pod-rynki bywają różnymi grami. Grę hurtownika z detalistą mogą wygrać obaj - np. kosztem producenta lub konsumenta. Podział ustalonej puli dóbr jest jednak grą ściśle konkurencyjną. 13. Rozwarstwienie niektórych społeczeństw, opisywane jako formuła 20-80, zdaje się dostarczać przykładu poszerzenia marginesu do 80%. W takiej sytuacji rynek, nie tracąc optymalizującej mocy, stawałby się grą elitarną - wykwintnym kasynem. 14. Ważnym wyjątkiem są spółki akcyjne o celu pozagospodarczym, dopuszczane przez niektóre kodeksy handlowe, w tym polski. 15. W socjobiologii odpowiadałoby to zmianie strategii rŽK (opanowywanie środowiska wymaga strategii pionierskiej, zwanej r, zaś utrzymywanie stałej populacji w wypeł-nionym środowisku wymaga strategii równowagi, zwanej K). Socjobiologia powstała jakieś trzydzieści lat temu i jest nauką, która wywodzi strategie osobnicze, środowi-skowe i gatunkowe z genowego egoizmu. Dla socjobiologa kurczak służy jajku do wytwarzania kolejnych jaj. Mimo jajowego egoizmu, kurczakowi czasem opłaca się być kooperatywnym lub nawet altruistycznym. 16. Ciekawym eksperymentem ustrojowym przełomu XIX i XX w. była spółdzielnia, do dzisiaj funkcjonująca zadowalająco w zarządzaniu wspólnymi nieruchomościami i paru innych obszarach. Spółdzielnia jest godną analizy formą kompromisu między konkurencją a kooperacją. Innymi organizacjami nie podporządkowanymi konkurencji są stowarzyszenia i związki wyznaniowe. 17. Korupcyjna współpraca biurokratów
jest przykładem na to, że kooperacja też może być zgubna. Dla
ogółu byłoby lepiej, gdyby urzędnicy konkurowali między sobą. 19. Nie znam bezdyskusyjnie dobrych przykładów biurokratycznego zarządzania dobrami wspólnymi. Istnieją jednak pewne obiecujące precedensy błyskotliwości prawodawczej, np. nakaz umieszczania zrzutu ścieków powyżej ujęcia wody. Jest to i łatwiejsze do wyegzekwowania, i skuteczniej ogranicza zanieczyszczanie rzek niż zwykłe zakazy i kary. 20. Próbował to zrobić Charles Van Doren w książce "Historia wiedzy" (Al. Fine, Warszawa 1996, str. 488). Według niego cała fauna waży około 2 mld ton i dzieli się po połowie między faunę lądową i morską. Ludzie mają ważyć 250 mln ton, bydło 520 mln, owce, kozy, trzoda, drób - 185 mln, psy, koty i inne zwierzęta do towarzystwa - 5 mln, zwierzęta dzikie - tylko 40 mln. Człowiek i jego żywiciele stanowią wagowo 96% lądowej fauny, a przeszło 50% fauny ogółem (z racji połowów, duża część ryb i skorupiaków musi być również zaliczona do naszej bazy żywieniowej). Niezależnie od kompletności i ścisłości tych obliczeń, zdają się one wskazywać na prawie całkowitą hominizację biosfery. tekst drukowany w "The Peculiarity of
Man" - wspólnym wydawnictwie Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii
Świętokrzyskiej
|
Wydawnictwo "Zielone Brygady" [zb.eco.pl] Fundacja Wspierania Inicjatyw Ekologicznych [fwie.eco.pl] |